PolskaKoniec tolerancji

Wspomoz Fundacje

Od kilkudziesięciu godzin nasz redakcyjny kolega dr Mateusz Piskorski pada ofiarą powszechnego i publicznego medialnego linczu. W czym tkwi jego przewina? Kilka dni temu, wiedziony nieobcą nam wszystkim potrzebą pomocy, został wolontariuszem w jednym z ośrodków dla uchodźców. Zaoferował swoje niemałe kompetencje i poświęcił swój cenny czas, wyłącznie po to by pomóc ludziom w potrzebie. Nie szukając poklasku czy rozgłosu. Podejrzewam, że gdyby nie inkryminowane zdarzenie, w ogóle byście się o tym nie dowiedzieli.

Jednak Mateusz miał zwyczajnie pecha. W piątek ośrodek odwiedziła pierwsza dama i potrzebowała tłumacza. Jedynie Mateusz był pod ręką i dał się namówić. Chwile po tym rozpoczęło się typowe polskie piekło.

Rozumiem, że można mieć pretensje do ochrony kontrwywiadowczej prezydenta, że nie sprawdziła kim jest miejscowy tłumacz-wolontariusz. Powinni byli to bezwzględnie uczynić. To skandaliczne zaniedbanie. Równie wielkie pretensje można mieć do urzędników organizujących wyjazd pierwszej damy. To oni powinni zapewnić jej profesjonalnego i sprawdzonego tłumacza. Zawalili po całej linii. Ale co można zarzucić Mateuszowi? Chyba jedynie to, że widząc Agatę Dudę nie obrócił się na pięcie i nie wyszedł. Ja pewnie bym tak zrobił, ale ja w przeciwieństwie do niego nie jestem przesadnie miłym człowiekiem.

To tyle jeśli chodzi o fakty. Jatkę, którą rozpętały polskojęzyczne szmatławce, możecie państwo prześledzić w sieci. Nie będę jej tu streszczał. Pozwolę sobie jedynie na ogólną konkluzję: nie porównujmy dziennikarzy do hien. To krzywdzące wobec hien.

A przecież dr Mateusz Piskorski nigdy nie został skazany za szpiegostwo. Przypominam, że w Polsce wbrew pozorom wciąż obowiązuje zasada domniemania niewinności. Gwarantuje nam ją konstytucja. Tymczasem jak to wygląda w praktyce? Najpierw Piskorski na długie trzy lata został osadzony za kratami. Teraz, przez kolejne lata funkcjonuje w zawieszeniu, jako osoba, która co prawda skazana nie jest ale wisi na niej publiczne oskarżenie. I łącząca się z nim śmierć cywilna.

Gdzie w tym czasie byli obrońcy „wolnych sądów” ? Widać akurat mieli wolne. Poza tym sądy mają być wolne dla swoich. Tymczasem Piskorski był obcy. Na salony dostał się nie w ramach układu, ale na przekór temu układowi. I do tego jak na złość nie w uwalonych obornikiem gumofilcach ale eleganckich półbutach.

Więc siedział bez wyroku przez trzy lata. W areszcie, gdzie warunki są znacznie gorsze niż w zakładzie karnym. Jedyny w Europie więzień polityczny. Pod zarzutami w tak oczywisty sposób idiotycznymi i niedorzecznymi, że żaden sąd nie mógłby nikogo za nie skazać. Więc nie skazał. Nawet przestępcom, których wina jest bezsprzeczna zapewniamy uczciwy proces, gdzie mają szansę na przedstawienie swojego puntu widzenia i swoich racji. Mateusz Piskorski nie dostał nawet tego. Zamiast wyczekiwanego procesu otrzymał medialny lincz. Zamiast prokuratora w role oskarżycieli wcielili się napastliwi i niedouczeni dziennikarze. W miejscu składu sędziowskiego stanął żądny krwi motłoch. Oto Polska, prawa i sprawiedliwa.

Lecz nie tylko oni są winni. Winni jesteśmy też my. Bo za długo milczeliśmy. Zbyt często odwracaliśmy głowy. Za słabo protestowaliśmy. Krzyczeliśmy zbyt cicho. I byliśmy za słabi. To też jest przewina.

Ale to już przeszłość, która powinna nas uczyć a nie paraliżować. Zatem uczmy się, wyciągajmy wnioski. I powiedzmy sobie: ani kroku wstecz. Dość ustępowania. Dość przemilczania prowokacji, dość ignorowania zaczepek. Dość przymykania oczu „bo ktoś się zagalopował”. Albo „poczekajmy, za chwile ludzie zapomną”. Tolerancja dla chamstwa naszych adwersarzy właśnie się skończyła. Niech wiedzą, że na każdą akcję będzie reakcja. Każdy atak spotka się z kontratakiem. Nie będzie więcej ilości i pobłażania. A przede wszystkim nigdy więcej nie zostawimy przyjaciół samych.

Przemysław Piasta

Przemysław Piasta

Historyk i przedsiębiorca. Prezes Fundacji Narodowej im. Romana Dmowskiego. Autor wielu publikacji popularnych i naukowych.