PublicystykaRękas: Ukraina i Polska. Może my chcemy być okradani?

Redakcja3 miesiące temu
Wspomoz Fundacje

Jak wiadomo, z wszelkimi kryzysami, takimi jak wojna za miedzą, jest trochę jak z podróżami samolotem: na początku dla wielu przerażające, z czasem powszednieją i nużą.

Stąd uwagę pasażerów stale należy czymś zajmować, przede wszystkim, by odwrócić ich uwagę od niewygód oraz poczucia zagrożenia.

Zastępcze spory o realne problemy

W III RP taką rolę odgrywają wszelkie spory (?) między partiami głównego nurtu, napięcia pseudoideologiczne, niekiedy zresztą nawet zatrącające o kwestie naprawdę ważne, jednak podawane w najbardziej spłyconej, infantylnej i partyjno-prymitywnej formie. Tak w warunkach polskich dzieje się z aborcją, ze skądinąd realnym, negatywnym wpływem doktryny transgender, słowem ze wszystkim, byleby nie dotyczyło dwóch zagadnień o fundamentalnym znaczeniu dla polskiego być albo nie być: wojny na Ukrainie i pogłębiającego się europejskiego kryzysu gospodarczego i prognozowanego załamania globalnego sytemu finansowego. Jeśli zaś coś w mediach głównego nurtu pojawia się na te tematy, to nieodmiennie w formie propagandowej, wypranej ze wszelkiego sensu i choćby cienia myśli o polskiej racji stanu. I dzieje się tak na dowolnym poziomie przekazu.

Chcą poborowych czy łapówek?

Weźmy pierwsze z brzegu przykłady z ostatniego tygodnia. Jednym z newsów było wstrzymanie przez stronę ukraińską usług konsularnych dla własnych obywateli mieszkających na terytorium Polski, co odebrano jednoznacznie jako element nacisku na mężczyzn w wieku poborowym, by wrócili na Ukrainę i stawili się w szeregach jej sił zbrojnych. Nawet nie rozważono opcji co najmniej równie prawdopodobnej, a mianowicie że Kijów nie tyle / nie tylko chce ściągnąć poborowych, co raczej… kolejną transzę łapówki od dezerterów. Oligarchiczne w treści i banderowskie w formie kompradorskie państewko kijowskie zbudowane jest wszak na systemowej korupcji, która stanowi główny sens jego trwania dla własnej elity zarządzającej, do ostatka wysysającej krew z kraju niszczonego z jednej strony wojną, a z drugiej eksploatacją przez zachodnich tzw. sojuszników. Nota bene z wyraźnym wyłączeniem III RP, która w przeciwieństwie do mocarstw zachodnich nie tylko na wojnie ukraińskiej nie zarabia, ale i wyraźnie traci. A co gorsza, Rzeczypospolitej co i raz przybywa obowiązków ukraińskich.

Jesteś Polakiem, więc masz obowiązki ukraińskie!

Oto bowiem z całej historii o Ukraińcach ukrywających się (?) przed poborem w Polsce wyprowadzono jedynie dyskusję czy i jak Polska ma robić za ukraińską komisję poborową, odstawiając na front tych, co się nie opłacili Kijowowi. Debatuje się nad tym podobno na poważnie, a przecież równocześnie władze III RP nie wiedzą ponoć ilu Ukraińców rzeczywiście w Polsce mieszka, ilu pracuje, ilu pobiera zasiłki i korzysta z bezpłatnej opieki medycznej. Nie wiadomo ile ukraińskich dzieci faktycznie jest w Polsce, ucząc się rzekomo w ukraińskim systemie online, a na ile z nich pobierane są tylko polskie zasiłki, podczas gdy same siedzą sobie spokojnie na Ukrainie. Żadnej z tej informacji władze III RP nie posiadają, a w każdym razie nie chcą się taką wiedzą podzielić z polskimi obywatelami, ale nagle teraz znany ze sprawności i operatywności aparat urzędniczy III RP bez zwłoki wyselekcjonuje wszystkich ukraińskich poborowych na polskim terytorium, po czym wyśle ich walczyć z Rosją? No, to kijowanie mogą być spokojni.  Перемога буде з ними!

Polska kijowskim bankomatem

Zanim jednak polskie służby potwierdzą swój status sług Ukrainy – zostaje im dotychczasowa rola, kijowskiego bankomatu. Nieprzypadkowo po triumfalnym ogłoszeniu odblokowania amerykańskich funduszy – Gazeta.pl nie omieszkała zatroszczyć się / zapytać w ankiecie „Czy Twoim zdaniem pomoc dla Ukrainy, którą dostarczają państwa UE i USA, jest wystarczająca?”, oczywiście odpowiedzi ograniczając do:

  • Tak, jest wystarczająca.
  • Pomoc z UE i USA jest duża, ale powinna być jeszcze większa.
  • Nie, pomoc jest zdecydowanie za mała”.

oraz, litościwie:

  • Nie mam zdania”.

Nie wymaga dużej spostrzegawczości konstatacja jakiej odpowiedzi Gazeta.pl zapomniała uwzględnić… I wcale nie musiała to być manipulacja. Im naprawdę nie przychodzi do głowy, że coraz więcej ludzi uważa wydatki na przedłużanie tej wojny za zbyt duże, a nawet w ogóle zbędne. To jak z COVIDem. Jeśli w ogóle udawali, że o coś pytają, to tylko czy chcemy więcej, czy o wiele więcej zakazów i nakazów…

Okiwani i naiwni czy głupi i bezczelni?

Z kolei wszelkie zderzenia z rzeczywistością, gdy już nie da się dłużej ukrywać najbardziej rażących skutków podejmowanych decyzji, uruchamiają tradycyjną taktykę polityków przekonujących, że przy dwa plus dwa – cztery jest całkowicie nieprzewidywalne i zaskakujące. Po tę sprawdzoną metodę sięgnął ostatnio ex-minister Michał Dworczyk, wyduszając z siebie, że „(…) w czasie każdej wojny jest tak, że jest część osób, która chce uciekać od wojny, wykorzystując swój status materialny, by uchylić się od obowiązku wobec państwa”. Niemożliwe, powiecie, przecież wyjechali sami nędzarze, którym orki odebrały całe majątki, dlatego Polacy przywozili ich własnymi autami, miesiącami nocowali za darmo w polskich domach, bursach, hotelach. Ci biedacy otrzymywali zasiłki, bony, bilety, darmową opiekę medyczną, ubezpieczenia, zwolnienia podatkowe itd. O jakim statusie materialnym minister Dworczyk śmie w ogóle mówić?! Przecież to oczywista nieprawda, że najpierw emigrują ci, których na to stać… Dlatego ukraińscy przesiedleńcy umilający sobie czas zakupami w drogich sklepach mogą być wyłącznie złudzeniem optycznym, z pewnością wywoływanym jakimś rosyjskim promieniowaniem. „Ukraińcy nas okiwali? W pewnym sensie tak, ale nawet trudno mieć do nich o to pretensje, bo każdy kraj zabiega o swoje interesy. (…) Może byliśmy momentami zbyt naiwni. Mogło tak się w kilku przypadkach stać. W kilku przypadkach może zbyt po partnersku chcieliśmy potraktować naszych ukraińskich przyjaciół” – heroicznie brnął dalej Dworczyk.

„Może” naiwni?W pewnym sensieokiwani? A w jakim sensie nie, panie ministrze?!

9 miliardów dowodów zdrady

À propos jednak kiwania i naiwności, chyba wyraźnie nie mamy obu dość, na co wskazuje komentarz Onetu do zeszłotygodniowego exposé ministra Applebaumowego: „Warto jednak zwrócić szczególną uwagę na jedną liczbę, która padła wczoraj w Sejmie z ust szefa dyplomacji. To 9 mld dol., jakie Polska przekazała Ukrainie w ramach pomocy w ciągu pierwszych dwóch lat od rozpoczęcia pełnej rosyjskiej inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. To 36,2 mld zł, czyli znacznie ponad 1 proc. PKB. (…) Trudno o lepszy dowód na poparcie Polski dla Ukrainy. I trudno o lepszy prognostyk na przyszłość relacji Warszawy i Kijowa, gdy armaty już ucichną, a wolna i niepodległa Ukraina będzie mogła zająć się odbudową i budowaniem drogi do UE i NATO. To 9 mld dowodów na przyjaźń pomiędzy naszymi dwoma krajami” – napisał zasłużony na froncie walki ideologicznej red. Bartosz Węglarczyk.

Dziewięć miliardów dolarów! I to nie licząc wydatków na utrzymanie ukraińskich przesiedleńców w Polsce, nie mówiąc o stratach ponoszonych przez polskich rolników, przewoźników, branżę cementową itd. Tak, to faktycznie dowód, że prawdziwej przyjaźni nie można kupić.

Zaprawdę więc, skoro zgadzamy się jako naród na bycie naiwnymi i kiwanymi, jeśli dajemy Kijowowi dowody przyjaźni zamiast dbać o własne interesy, jeśli tylko czekamy okazji, by dalej służyć – to może po prostu na to zasłużyliśmy?

Konrad Rękas

Redakcja