FelietonyPolitykaPolskaSzlęzak: Czy jestem zgorzkniały?

Redakcja6 miesięcy temu
Wspomoz Fundacje

Wczoraj zostałem wyróżniony medalem z okazji wydania 2500 numeru „Myśli Polskiej”. To dla mnie ważne wyróżnienie. Wkrótce napiszę o tym szerzej.

Wspomniałem o tym teraz, ponieważ chcę skomentować ostatnie wybory samorządowe, a właśnie wczoraj, na tej uroczystości, usłyszałem od osoby bardzo mi życzliwej, iż w swoich tekstach jestem bardzo zgorzkniały. Odebrałem to tak, że jeśli zgorzkniały, to nieobiektywny, czarnowidz itp. Cóż robić? Moja ocena minionych wyborów samorządowych niestety potwierdzi opinię kolegi Artura Zawiszy o moim zgorzknieniu, bo to on ją wypowiedział. Zatem do rzeczy.

Po raz kolejny powtórzę, że system samorządu na poziomie gminy jest, a raczej już był, jednym z największych osiągnięć III Rzeczpospolitej. Potem z samorządem było już tylko gorzej i tak się dzieje do teraz, co ostatnie wybory potwierdziły.

Największym i najważniejszym nieszczęściem samorządu w Polsce stało się jego upartyjnienie. Niestety polski system partyjny jest patologiczny i wszystkimi swoimi patologiami zaraził system samorządowy. Filarami sprawnego samorządu są własne pieniądze i system wyłaniania radnych, którzy czują się odpowiedzialni w zasadzie tylko przed własnymi wyborcami. Jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku ten system w Polsce działał i się sprawdzał. Dzięki temu zwłaszcza polska prowincja dokonała skoku cywilizacyjnego. Partie polityczne były jeszcze nieukształtowane, aparaty partyjne słabe i nieokrzepłe. Dobrze pamiętam tamte czasy. Byłem radnym miejskim przez dziesięć lat od pierwszych w pełni demokratycznych wyborów. W wyborach samorządowych dominowały lokalne komitety społeczne. To się zaczęło zmieniać gdzieś po 2002roku. Byłem znowu bezpośrednim tego świadkiem, jako kandydat na prezydenta Stalowej Woli. Wygrałem z poparciem PiS-u i osobiście Jarosława Kaczyńskiego. Potem jeszcze wygrałem dwa razy bez poparcia którejkolwiek partii, a nawet wbrew J. Kaczyńskiemu, który w Stalowej Woli przepraszał za popieranie mnie. Jednak na skład rady gminnej coraz większy wpływ miały partie polityczne. Również rósł wpływ partii politycznych na system samorządowych finansów i był to wpływ przeważnie negatywny. Stopniowo samorządy traciły coraz więcej pieniędzy, a coraz więcej tych pieniędzy należnych samorządom, przechodziło do dyspozycji rządu, czyli do różnych partii politycznych, bo to przecież one tworzyły rząd.

Śmiem twierdzić, że najdalej w kruszeniu filarów samorządu posunął się rząd PiS-u. To lata rządów PiS-u były okresem największego upartyjnienia samorządów. Obecnie bez partyjnej nominacji bardzo trudno zostać radnym czy wójtem, burmistrzem albo prezydentem miasta. Na kolejnych szczeblach samorządu, czyli w powiecie i samorządzie wojewódzkim, zostanie radnym bez bezpośredniej albo pośredniej partyjnej nominacji jest w zasadzie niemożliwe. I znowu stało się to moim bezpośrednim doświadczeniem. Zostałem radnym w radzie powiatu i na 21 radnych jestem w zasadzie jedynym, który nie miał i nie chciał poparcia żadnej partii. W tych wyborach zdecydowana większość wyborców również najpierw decydowała, którą partię poprzeć, a dopiero potem, przy którym nazwisku postawić krzyżyk. Takie postawy nie były do pomyślenia w latach 90.

Kiedy byłem prezydentem jeszcze liczyło się to czy samorząd potrafi tak gospodarować, żeby mieć jak najwięcej własnych pieniędzy. To było również główne kryterium oceny wójta, burmistrza i prezydenta. Jednak już w latach mojej prezydentury, od początku lat 2000. coraz większe znaczenie miała skuteczność w zabieganiu o pieniądze z Unii Europejskiej i powoli, ale coraz bardziej rosło znaczenie starania się o rządowe dotacje. Dzisiaj to czy jakiś wójt, czy prezydent skutecznie wygospodarowuje własne pieniądze na inwestycje liczy się bardzo niewiele. Obecnie ten ma największe „kwalifikacje” do rządzenia w gminie czy powiecie, kto ściąga pieniądze od rządu lub z funduszy unijnych. I to również efekt upartyjnienia samorządów. Już wiadomo, że pieniądze od rządu, to faktycznie pieniądze od partii politycznych, ale podobnie jest z funduszami unijnymi, których system dzielenia też zależy od tego, która partia i jak rządzi.

Upadek samorządności nie ogranicza się tylko do upartyjnienia wyborów i finansowania samorządów. PiS upartyjnił również instytucje, których fundamentalną zasadą była całkowita niezależność. Upartyjnienie Regionalnych Izb Obrachunkowych i Samorządowych Kolegiów Odwoławczych już kompletnie wypacza idę samorządności. Czy nowy rząd to zmieni? Nie wiem. Mam więcej obaw niż nadziei. Kibicuję depisyzacji struktur państwa, ale mam obawy czy w przypadku samorządów będzie to oznaczać przywrócenie jego filarów, czy też wejście w buty PiS-u.

Andrzej Szlęzak

 

Redakcja