KulturaRosłoniec: Azja Środkowa – dalecy bliscy

Redakcja2 tygodnie temu
Wspomoz Fundacje

Ze znajomością geografii bywa różnie. Ale jak można mieć pretensje do przeciętnego zjadacza chleba czy nawet do współczesnego studenta o niewiedzę w tym obszarze, jeśli  jeden z prezydentów Stanów Zjednoczonych Ameryki w oficjalnym przemówieniu pomylił Iran z Irakiem?!

Tematem nie będzie jednak Bliski Wschód lecz Azja Środkowa.

Bieda i tablica Mendelejewa

Po zamachu w Crocus City Hall w podmoskiewskim Krasnogorsku 22 marca 2024 roku być może co bardziej dociekliwi sprawdzili, gdzie leży Tadżykistan. Wystarczy przecież uruchomić Internet. Położenie – Azja Środkowa. Stolica – Duszanbe. Formalnie Republika Sowiecka od 1929 roku. Ogłosiła niepodległość w roku 1991. Sąsiedzi: Uzbekistan, Kirgizja a przede wszystkim – Chiny i Afganistan. Z Tadżykistanu rzekomo pochodzili terroryści i; jak dotąd, nikt temu nie zaprzeczył.

Choć Tadżykistan, jak i pozostałe państwa Azji Środkowej, rozpościera się na tablicy Mendelejewa, posiadając między innymi duże złoża rud uranu i złota, zajmuje wysoką pozycję pośród najbiedniejszych państw świata. Do tego trzeba dodać ogromne możliwości w potencjalnej produkcji hydroenergii, oczywiście wykorzystywanej póki co w niewielkim stopniu. Czy naród ma jakieś korzyści? Raczej mikroskopijne. Jak zwykle, lądowanie na puchu jest przywilejem wąskiej grupy, której przedstawiciele prezentują się na tle reszty społeczeństwa niczym kruki pośród stada wróbli.

Moda na tradycję

Tadżykistan, podobnie jak i pozostałe kraje regionu: Kazachstan, Uzbekistan, Kirgizja i Turkmenistan, jest krajem muzułmańskim. Chusty na głowach młodych dziewczyn nie są jednak dziś przymusem, lecz modą. W efekcie połączenia fascynacji wciąż bogatym Zachodem z tradycją obyczajową i religijną regionu powstaje ciekawy obraz nowego społeczeństwa. Tamtejsze dziewczęta mają jedną wspólną tendencję – jeśli u nas młoda generacja pompuje sobie usta i piersi, tam w modzie jest prostowanie nosów. Oczywiście, gdy są na to fundusze.

Inwestycyjne „rekiny” i kultura

Azja Środkowa. Jest tam dużo „rekinów”, „krokodyli” i „drapieżnych kotów”. Pochodzenie: Chiny, USA, Niemcy, Rosja, Iran, Turcja i tradycyjnie Wielka Brytania, której nadal wydaje się, że ma klucze do tej części świata. Obcy „inwestorzy” żyją ze sobą we względnej w zgodzie, a dokładniej, nie wchodzą sobie w drogę. Bywa jednak różnie.

Obiegową opinię na temat poszczególnego państwa czy regionu kształtują nie opracowania naukowe czy statystyki, ale produkty kultury masowej, do której możemy dziś oprócz elektryzujących informacji o klęskach żywiołowych, wojnach, zamachach, skandalach w rodach królewskich zaliczyć również przewodniki turystyczne, literaturę piękną i film.

Misja pisarzy w Tadżykistanie

Blisko sto lat temu dwaj pisarze należący w latach dwudziestych XX wieku do czołówki nowatorów – nadwołżański Niemiec Borys Pilniak  (Nagi rok, Maszyny i wilki) i Bruno Jasieński, który po wydaniu powieści Palę Paryż został deportowany z Francji i znalazł szczęśliwą przystań w Związku Radzieckim, otrzymali zadanie specjalne. Stalin wysłał ich do Azji Środkowej, żeby przyjrzeli się swoim przenikliwym okiem przemianom zachodzącym pod kuratelą komunistów. Powstają dwie książki – Tadżykistan – siódma sowiecka Pilniaka i Człowiek zmienia skórę Jasieńskiego. W obu przypadkach rzecz o pierwszej „pięciolatce”. Mimo socjalistycznego entuzjazmu, który promieniuje ze stron tych książek, między wersami można spokojnie zorientować się co się wówczas działo, gdy w przyspieszonym tempie władza radziecka  podjęła próbę przeniesienia tamtych krajów do nowej epoki. W 1938 roku Pilniak i Jasieński zostali zlikwidowani jako zdrajcy w trakcie czystek.

Obraz filmowy

Jeśli pominiemy elity, tak na wschodzie, jak i na zachodzie Europy, początkowo nie literatura piękna, ale film kształtowały obraz Azji Środkowej w okresie przemian ustrojowych. Mimo ogromnych sukcesów władzy radzieckiej w walce z analfabetyzmem, doskonale zdawano sobie sprawę, jaką potęgą jest kino i nie szczędzono środków na jego rozwój. Uznano, że film będzie skuteczniejszy niż książka. W 1929 roku Wiktor Turin zrealizował niezwykły dokument o potężnej sile propagandowego rażenia – Turksib (skrót od Turkiestano–Syberyjska) czyli rzecz o budowie linii kolejowej, która połączyła Syberię z Azją Środkową. Przekaz był jasny – z uwagi na bogactwa, jakie skrywa tamtejsza ziemia, dobro ogółu i przyszłość pierwszego socjalistycznego kraju na świecie konieczny jest wysiłek wszystkich obywateli bez względu na koszty. O ofiarach nie wspominano, ale z uwagi na morderczy klimat musiały być ogromne, do tego stopnia, że liczby stały się czymś abstrakcyjnym. Film zachwycił nie tylko radziecką publiczność. Znawcy przedmiotu są zgodni, że dzieło Wiktora Turina miało duży wpływ na film dokumentalny na zachodzie Europy, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, gdzie w latach trzydziestych XX wieku radziecki reżyser traktowany był jak guru.

Osterny

Tak naprawdę jednak Azję Środkową rozsławiły dopiero kilka dekad później filmy przygodowe, nazywane w tym konkretnym przypadku osternami, których akcja rozgrywa się w tamtym właśnie regionie w latach dwudziestych XX wieku, a ich tematem są krwawe starcia władzy radzieckiej ze zwolennikami dawnego ustroju. Białe słońce pustyni (reżyseria Władimir Motyl), Czerwone piaski (reżyseria Ali Chamrajew i Akmal Akbarchodżajew), a także Komisarz nadzwyczajny i Siódma kula, zrealizowane już przez samego Chamrajewa obejrzało łącznie tylko w ZSRR ponad pięćdziesiąt milionów widzów. W wymienionych filmach historia opowiedziana jest oczywiście z punktu widzenia zwycięzców. Nie mogłoby być zresztą z wiadomych względów inaczej. Niemniej jednak odmienność kultury, z całą jej egzotyką, została pokazana w sposób absolutnie profesjonalny. Na terenie Azji Środkowej oprócz strzałów, pościgów, podstępnych akcji aranżowanych przez obie strony toczyła się również, może przede wszystkim, walka ideologiczna. W prosty, a jednocześnie wysmakowany artystycznie sposób przestawił ją Ali Chamrajew w filmie Bez strachu z 1971 roku. Obraz mógłby nawet dziś zachwycić najbardziej zagorzałe feministki. W dużym skrócie – tematem głównym jest status kobiet w Uzbekistanie. Komuniści chcą je wyzwolić, by po zerwaniu z poniżającą tradycją mogły zająć w nowoczesnym społeczeństwie miejsce, na jakie zasługują. Symbolem niewoli jest parandża – odpowiednik czadoru i burki – zakrywająca ciało niewieście. Żona głównego przedstawiciela nowej władzy decyduje się publicznie odsłonić swoją głowę podczas wiecu. Inne kobiety w  dramatycznych okolicznościach decydują się pójść za jej przykładem. Parandże płoną w ogniu.  W ostatniej scenie filmu uzbeckie kobiety z odkrytymi twarzami jadą na ciężarówkach budować nową rzeczywistość. Tyle o zamierzchłej przeszłości.

Życiorysy doby transformacji

Gdy w 1991 roku przestał istnieć ZSRR, niepodległość ogłosiły wszystkie republiki środkowoazjatyckie. Jak fatamorgana zniknęła dawna, choć może na mizernym poziomie, ale jednak względna stabilizacja.

 „W Sojuzie mogłeś znaleźć swoje miejsce w życiu, jeśli miałeś w kieszeni dyplom. Ogromny kraj dawał taką możliwość. Jedyne co do ciebie należało, to uczyć się” – tak zaczyna się kazachski film Akana Satajewa Biznesmeni. W szybkich kadrach, tak szybkich jak ówczesne życie, opowiedziana jest historia trzech studentów, którzy nagle muszą dokonać korekty swoich planów na początku zmian ustrojowych w ich ojczyźnie, kiedy większości osunął się grunt pod nogami w wyniku kompletnej plajty dawnych koncepcji. Gdyby nie inny, azjatycki typ urody bohaterów, ta historia mogła spokojnie jeden do jednego rozegrać się zarówno w Polsce, jak i w pozostałych krajach Europy Środkowo – Wschodniej, które przechodziły tak zwaną transformację. Anuar, Damir i Askar dzięki odwadze, pomysłowości i ważnym na różnych etapach obranej drogi znajomościom osiągają materialny sukces. Doświadczają w krótkim okresie więcej niż przeciętny śmiertelnik być może nie doświadczyłby nawet w kilku wcieleniach. Kto żył w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, z pewnością otarł się o takich śmiałków i nie uzna filmu Biznesmeni za zgrabnie zmontowaną bajeczkę. Jedni dotarli na szczyt zachowując moralny kręgosłup, inni zatracili się w pogoni za pieniędzmi lub spadli na samo dno, nierzadko tracąc życie. W tych trzech wariantach potoczyła się historia bohaterów tego filmu. Granica między niebem a piekłem często bywa niezauważalna.

Bandycki Kazachstan

Ten sam reżyser opowiada, choć nieco z innej perspektywy, o burzliwych latach dziewięćdziesiątych i początku XXI wieku w Kazachstanie również w filmie Reketier. Tym razem bohaterem opowieści jest młody utalentowany bokser Sayan. Gdy jego ojciec traci pracę, a mama musi handlować na ulicy drobiazgami, żeby utrzymać dom, Sayan przyjmuje propozycję gangsterów pod dowództwem zawsze spokojnego Rusłana i zaczyna w ich imieniu ściągać haracze. Najpierw od właścicieli zaplutych spelunek, później od rozmaitych przedsiębiorców z coraz wyższych szczebli. Bez włamań i rozbójniczych wymuszeń również się nie obeszło. Do stałych zleceń należy także egzekucja długów. Bezpieczne funkcjonowanie w świecie interesów bez tak zwanej kryszy w Kazachstanie, zresztą nie tylko tam, nie jest możliwe. Jak mawia się w Azji Środkowej – każda ryba spotyka na swej drodze większą. Zaczyna się szampańskie życie, gdy grupa, do której należy Sayan wchodzi w relację z biznesmenem o imieniu Żan, działającym oczywiście na granicy prawa. Biorą go pod swoje opiekuńcze skrzydła. Liczenie pieniędzy zajmuje coraz więcej czasu. Ale w pewnym momencie przedsiębiorczy wspólnik wdrapuje się na wyższe piętro, zawiązuje układ z kimś „poważnym” i grupa Sayana zaczyna być zbędnym balastem. Koniec mógł być tylko jeden. W tym zawodzie trzeba mieć dużo szczęścia, żeby dożyć do emerytury. Najpierw ginie Rusłan, potem Sayan. A Żan  będzie mógł spokojnie piąć się dalej w górę, ciesząc się powszechnym szacunkiem.

Trainspotting po kazachsku

Wizytę w Kazachstanie kończy film Farhana Szaripowa Opowieść o różowym zającu, który minister kultury i sportu Kazachstanu podał jako przykład niewłaściwego wydatkowania budżetowych pieniędzy. Dlaczego? Przede wszystkim z uwagi na język, jakiego używają bohaterowie filmu – slang, pełen wulgaryzmów, braku szacunku dla życia i szlachetnych wartości. Akcja filmu rozgrywa się w Ałma Acie w pierwszej dekadzie XXI wieku; mieście, które nocą przypomina wielkie zachodnie metropolie ze wszystkimi mrocznymi stronami. W luksusowych lokalach razem bawią się dzieci kazachskich elit i mafiosi i trzeba przyznać, że trudno ich od siebie odróżnić. Wszystko przyprawione jest alkoholem i narkotykami.  Głównym bohaterem opowieści  jest Erlan, skromny chłopak, który ze wsi przyjechał do metropolii, żeby studiować, a na utrzymanie zarabia rozdając ulotki przebrany za różowego zająca. Powiązanie końca z końcem nie jest łatwe. Zalega z opłatami za wynajem skromnego mieszkanka. W godzinach pracy mija podobnych do siebie, tyle że przebranych za inne zwierzęta. Jego życie gwałtownie przyśpiesza, kiedy przypadkiem poznaje przedstawiciela złotej młodzieży, niejakiego Loko.  Razem wpadają w potworne tarapaty…  W pierwszym momencie film budzi formalne skojarzenia ze słynnym Trainspotting Danny’ego Boyle’a. Podobnie jak w brytyjskiej produkcji, zachwyca lekkość narracji i szybkie tempo. Przy okazji kazachski reżyser pokazał w swojej opowieści świat kontrastów. Przez szybę luksusowych aut widzimy przemoc i nędzę – ulicznych złodziejaszków, wyrywających torebki, brutalne porachunki lumpenproletariatu i bezrobotnych, którzy na krawężnikach całymi dniami wyczekają na zbawcę oferującego choćby dorywczą pracę.

Nie tylko miasta i surowcowe bogactwo

Bohaterami filmów o początkach kapitalizmu w Kazachstanie są w gruncie rzeczy małe drapieżniki. Kraj ten należy do najbogatszych pod względem surowców naturalnych. Lista jest długa. Opowieści o tych, którzy po zmianie ustroju położyli na nich przysłowiową łapę i zaczęli czerpać największe korzyści byłyby z pewnością arcyciekawe. Pod warunkiem, że nie przeważyłby landrynkowy smak.

Azja Środkowa to jednak nie tylko wielkie miasta, które w miarę szybko zmieniły skórę, by dostosować się do nowej epoki i zachwycać swoim blaskiem turystów, lecz przede wszystkim prowincja – małe miasteczka i wioski, gdzie czas jakby się zatrzymał, co najmniej u progu minionego stulecia.

Powrót na prowincję

Razem z reżyserem Dżamszedem Usmonowem i jego filmami Anioł na prawym ramieniu i Żeby pójść do nieba, najpierw trzeba umrzeć przemieszkamy się do egzotycznego Tadżykistanu, którym wkrótce po ogłoszeniu niepodległości wstrząsnęła wojna domowa, a jego sytuacja gospodarcza jest całkowicie odmienna od tej w bogatym Kazachstanie. Po latach na wezwanie stojącej nad grobem matki powraca z Rosji Hamro. Podobnie jak setki tysięcy jego rodaków szukał tam szczęścia i pieniędzy, ale już na starcie widać, że to osobnik z przeszłością i że uczciwą pracą się nie zajmował. Po dotarciu do rodzinnej osady zastrasza taksówkarza i nie płaci mu za kurs, a potem schyla się po kamienie i wkłada je do kieszeni. Tak na wszelki wypadek, gdyby spotkał na drodze do domu nieżyczliwych ludzi, którzy dobrze go nie wspominali, kiedy nagle zniknął i obracał się w wielkim świecie. Zostawił po sobie mnóstwo długów. W osadzie można by z powodzeniem nakręcić film, którego akcja rozgrywa się w średniowieczu. Rozsypujące się domy i wąskie uliczki. Centralne punkty to kino, gdzie publiczność ogląda indyjskie filmy, zakład stolarski, bazarek i klubokawiarnia, w której, choć Tadżykistan jest państwem islamskim, pije się alkohol, podobnie zresztą jak i w innych środkowoazjatyckich republikach. W czasach radzieckich Tadżykistan był najbiedniejszą częścią składową socjalistycznego związku. Centrala inwestowała tutaj niewiele, ale wieczne dotacje pozwalały na podtrzymanie pulsu. Główny bohater filmu zastał więc świat w takim stanie, w jakim go opuszczał. Z jednym małym wyjątkiem – ma syna, dziesięcioletniego Jatima, którego mama zmarła, kiedy miał roczek i wychowywała go babcia, matka Hamro.

Hamro wynajmuje ekipę remontową, tak żeby bez wstydu można przyjąć sąsiadów i znajomych w dniu rychłego pogrzebu. W międzyczasie pije alkohol w klubokawiarni albo wysyła po butelkę syna. Gdy dom jest już wyremontowany, matka nagle zdrowieje, bo tak naprawdę  tylko symulowała chorobę. Jednak nad Hamro zbierają się czarne chmury. Nie jest lubiany, to oczywiste. Ma dużo wrogów. Zupełnie nie pasuje do otoczenia ludzi z osady – prostych i pracowitych. Zewsząd nachodzą go wierzyciele. Nie wszystkich udaje się spławić. Odnajdują go ludzie z miasta. Matka czując zagrożenie, decyduje się umrzeć, żeby ratować jedynego syna. Tuż przed śmiercią przekazuje wnukowi rodzinne kosztowności i mówi, żeby oddał ojcu, jeśli uzna, że jest dobrym człowiekiem. Ostatnia droga matki, w której towarzyszy jej cała osada, i ceremonia pogrzebowa to niemal dokument, kiedy możemy poczuć tradycję i obyczajowość muzułmańskiego świata.  Dom zostaje sprzedany. Można uregulować długi. Hamro z synem wsiadają do autobusu. W osadzie nie ma dla nich przyszłości. Autobus z krzykiem goni rozpaczająca Savri, pielęgniarka, która pokochała Hamro. W końcowej scenie ojciec mówi do syna: – Nie zwracaj na nią uwagi! Syn na otwartej dłoni trzyma rodzinnie kosztowności i po słowach ojca zaciska dłoń. Najwyraźniej wziął sobie do serca, słowa babci.

Kapitalizm po tadżycku

Równie interesujący jest drugi film Dżamszeda Usmonowa Żeby pójść do nieba, najpierw trzeba umrzeć. Tym razem poznajemy tadżyckie miasto, idąc śladami dwóch włamywaczy, którzy okradają wskazanych przez mafię bogatych mieszkańców. Pomijając szczegóły wielopoziomowego scenariusza,  który jest przede wszystkim studium budzenia się świadomości dwudziestoletniego chłopaka ze wsi wplątującego się przypadkiem w wyjątkowo paskudną historię , widzimy ogromne rozwarstwienie społeczeństwa, które po ogłoszeniu niepodległości przez Tadżykistan zasmakowało dzikiego kapitalizmu. W konsekwencji garstka zbudowała sobie pałace, a reszta, w najlepszym przypadku, egzystuje w blokach z czasów ZSRR.

Podobni do nas

Z Tadżykistanu ruszamy na północ. Do Uzbekistanu. Nie do Taszkientu i nie do Samarkandy czy Buchary, miast, które przyciągają turystów z całego świata swoją urodą i cieniami wielkiej przeszłości, ale na prowincję, gdzie jest serce, które mimo wielu chorób nadal bije we właściwym rytmie.  W małej wiosce mieszka staruszek o imieniu Sadyk, bohater filmu Jusupa Razykowa Gastarbeiter. Choć Uzbekistan posiada duże zasoby ukrytych pod ziemią skarbów (czwarte miejsce na świecie jeśli chodzi o złoto) i całkiem nieźle wykształcone społeczeństwo o poziomie analfabetyzmu nieprzekraczającym jednego procenta, nie ma to większego wpływu na poziom życia przeciętnego zjadacza chleba w tym pięknym kraju z wielką tradycją, którą można by obdzielić pół świata. Czarują tutaj Amerykanie, Rosja, Chiny i tradycyjnie Niemcy. Z tego powodu obywateli Uzbekistanu spotykamy niemal na każdym kroku w Moskwie i innych wielkich miastach Rosji, albo w Kazachstanie. To jest ich Zachód i Ameryka. Uzbekami byli przecież nędzarze  we wspomnianym już  filmie Opowieść o różowym zającu.  Ale zostawmy przeszłość. Sadyk czeka na wnuka, który pojechał za chlebem do Rosji. Wrócili koledzy, ale bez niego. Podobno żyje, uciekł z obozu  niewolników (jako ludzie z Europy Wschodniej mamy również bogate doświadczenia jako gastarbeiterzy) i poznał rosyjską kobietę. A w domu czeka uzbecka żona. Sadyk jedzie do miasta. Nie ma pieniędzy na podróż, więc pierwsze kroki kieruje do ludzi, którzy je mają i mogą mu pomóc. Sprawa załatwiona. Dostaje adres i dużą torbę w kratkę, którą ma przekazać na miejscu. Sadyk myśli tylko o wnuku i nie interesuje się, co jest w środku.  A Uzbekistan graniczy przecież z Afganistanem…

Zawsze warto zwracać uwagę na postaci drugoplanowe. To one najwięcej mówią o rzeczywistym świecie. Ta reguła, jeśli nie prawda, wiele mówi o Azji Środkowej. W filmach z tego obszaru kulturowego spotykamy przede wszystkim ludzi szlachetnych, otwartych, bynajmniej nie naiwnych. Są mimo innej karnacji skóry i lekko skośnych oczu bardzo podobni do nas. Z uwagi na doświadczenie i los.

Azja Środkowa pozostała sobą

Aktan Abdykakłykow, Kirgiz, podpisujący swoje filmy jako Aktan Arym Kubat, jest być może kimś najważniejszym w snuciu opowieści nie tylko o Azji Środkowej. Kto nie jest szczególnie uzależniony od telenowel i Hollywood powinien obejrzeć jego filmy. Beszkempir, Szympans, Złodziej światła, Centaur – to subtelne podpowiedzi o tym, co warto ocalić w starciu ze społeczeństwem i państwem.  Własną niepowtarzalność – uważa Aktan Arym Kubat. W jego najnowszym filmie To jeszcze pamiętam jest to mocno podkreślone. Brak szacunku dla tradycji, ziemi, bliźniego, dzieci i rodziców musi skończyć się katastrofą.  „Po upadku ZSRR gospodarka znalazła się w tragicznej sytuacji. Wiele osób ruszyło do Rosji i Kazachstanu za chlebem. Ojcowie i matki zostawili swoje dzieci w poszukiwaniu pracy. Instytucja rodziny zaczęła się rozpadać” – mówi reżyser. Bohater jego ostatniego filmu po dwudziestu trzech latach wraca do rodzinnej wioski. W wyniku wypadku stracił pamięć. Syn ma dwoje dzieci, a żona, sądząc, że nie żyje, wyszła za mąż za innego mężczyznę…

Śladami Aktana Aryma Kubata podąża jego syn Mirlan. Ma na swoim końce trzy bardzo dobre produkcje – Bosonogi biegacz i Niebiański nomad oczarowały widzów na całym świecie. Pierwszy film to historia dorastającego wiejskiego chłopca, który woli żyć w biedzie razem z ojcem alkoholikiem i kształtować swój charakter jako biegacz, niż przenieść się do miasta do swojej matki, która związała się z bogatym mężczyzną. Drugi opowiada o rodzinie żyjącej wysoko w kirgiskich górach, miłości do koni i niepokoju teściów, kiedy w okolicy pojawia się meteorolog i rozkochuje w sobie ich owdowiałą synową. I wreszcie trzeci film Porwanie panny młodej. Takiej Azji Środkowej nie poznamy raczej w trakcie turystycznych podróży, mających najczęściej powierzchowny wymiar. Reżyser wprowadza widza w świat wciąż żywej tradycji, gdzie wcale nierzadko zdobywa się żonę w wyniku porwania. Tego strasznego obyczaju nie udało się wyrwać z korzeniami komunistom i nic nie wskazuje, żeby przeszedł do historii po zmianie ustroju. Azja Środkowa, jak cały świat, niby uległa dziś coraz bardziej wątpliwemu czarowi zachodniej kultury, jednak głęboko w środku pozostaje sobą, zarówno w dobrych, jak i złych odsłonach.

Adam Rosłoniec

Redakcja