Dyskusja wokół filmu „Biała odwaga” prowokuje do zajęcia się kolaboracją i kolaboracjonizmem, jako postawami moralnymi i ideologicznymi (jednostek i grup społecznych oraz rządów i instytucji), przyzwalającymi na współpracę z wrogiem przeciw własnemu państwu i narodowi podczas wojny.
Nie zamierzam recenzować obejrzanego filmu ani pod kątem wierności historycznej, ani walorów artystycznych. Zrobią to lepiej ode mnie zawodowi recenzenci, wytykając produkcji niepotrzebne zafałszowania i mistyfikacje. Nawet gdy dość po amatorsku pokazano wojenny dramat „Goralenvolk”, to jednak film skłania ludzi myślących do refleksji nad tragicznym „czasem próby” i zgłębienia prawdziwej historii fenomenu „Krzeptowszczyzny”.
Film fabularny ma swoje prawa i daje sporo interpretacyjnej swobody twórcom. Dlatego mierzi mnie „święte oburzenie” wielu „poprawnościowych strażników” jedynie słusznej narracji. Ważne, aby wiedzieć i pamiętać, że ponad 80 procent ludności Podhala nie poszło na kolaborację z Niemcami. Wyszli z tragicznej opresji z polską dumą i honorem. Dlatego jestem po stronie górali, a nie filmowego scenariusza.
Patrząc retrospektywnie, każda wojna wyzwala w części ludności podbitego czy okupowanego państwa odruchy obronne bądź adaptacyjne. Groźba zniszczenia tożsamości narodowej, kulturowej i politycznej budzi zorganizowany sprzeciw w postaci ruchu oporu. Z kolei adaptacja stanowi inne niż opór przeciwieństwo postawy wyczekiwania. Zagrożenie skrajnym niebezpieczeństwem fizycznym może uruchomić potężne rezerwy psychiczne, emocjonalne i biologiczne w celu obrony za wszelką cenę własnej integralności i przetrwania, nawet za cenę „utraty twarzy” czy pogardy ze strony bliskich.
Choć zjawisko jest stare jak świat, to termin „kolaborant” (łac. collaboratus) pojawił się dopiero w czasach wojen napoleońskich w odniesieniu do przemytników handlujących nielegalnie z Anglią oraz „współpracowników” pomagających w ucieczce monarchistom. Najwyraźniej jednak „zdradziecką współpracę z wrogiem” kojarzy się historycznie z rządem Vichy marszałka Philippe’a Pétaina z lat 1940-1944. Innym symbolem zdrady stało się nazwisko norweskiego wojskowego i polityka, premiera-kolaboranta z Niemcami Vidkuna Quislinga, rozstrzelanego po wyroku sądu w 1945 roku. „Quislingizm” odnoszono do różnych przypadków kolaboracji, od Czech i Jugosławii, po Filipiny, Koreę i Chiny.
Kolaboracja była charakterystyczna w relacjach części ludności cywilnej z okupującymi państwami Osi podczas II wojny światowej – nazistowską III Rzeszą, faszystowskimi Włochami i militarystyczną Japonią. Profaszystowskie reżimy w państwach i krajach okupowanych i zależnych od III Rzeszy okryły się hańbą kolaboracji w: Albanii, Belgii, na Białorusi, Bułgarii, Chorwacji, Czarnogórze, Danii, Francji, Grecji, Holandii, na Litwie, Łotwie i w Estonii, Protektoracie Czech i Moraw, Rumunii, Serbii, na Słowacji, w Słowenii, na Ukrainie, na Węgrzech, we Włoszech. Najbardziej drastyczne przypadki dotyczą pomocy władzom okupacyjnym w identyfikacji osób żydowskiego pochodzenia i ich deportacji do obozów koncentracyjnych.
Reżimy kolaboracyjne wystąpiły w wielu państwach Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej podczas wojny na Pacyfiku, a także po II wojnie światowej w państwach okupowanych przez Stany Zjednoczone, Francję czy Wielką Brytanię. Na uwagę zasługują liczne i złożone przejawy kolaboracji w świecie pokolonialnym.
Polska jest chwalebnym wyjątkiem, gdyż żadne władze nie uległy pokusie współpracy z wrogiem. Panuje przekonanie, że jeśli jednostkowe czy grupowe przypadki kolaboracji faktycznie miały miejsce, to miały charakter marginalny i spotykały się z pogardą oraz społecznym potępieniem. Ponieważ każdy epizod zdrady należy do tematów niezwykle delikatnych i wstydliwych, zatem odkrywanie go po latach w postaci historiograficznej czy artystycznej (jak w przypadku filmu), wywołuje strach przed rozdrapywaniem ran ukrytych, acz nigdy niezabliźnionych.
Do takich tematów należy choćby problem Generalnego Gubernatorstwa, w którym Niemcy mobilizowali siłę roboczą i wykorzystywali wielu etnicznych Polaków jako urzędników czy policjantów. Mimo dylematów moralnych podejmowano takie zatrudnienie z przekonaniem, że uda się w ten sposób uratować siebie i innych. Dewastacji ulegały w ten sposób normy współżycia i relacje społeczne. Rodziło to przekonanie o czystości moralnej jednych przeciw absolutyzacji złych wyborów innych. Pogarda ludności okupowanego państwa ograniczała zarazem zdolności kolaborujących do otwartego popierania wrogiego reżimu.
W wielu okupowanych państwach Europy i Azji występował zorganizowany opór obok kolaboracji. Odpowiedzią był „rezystencjalizm”, pewien rodzaj mitologizacji faktycznego oporu przeciw wrogom (od fr. Resistance). Przeciwna kolaboracji, patriotyczna postawa polskich górali znalazła wyraz w powołaniu Konfederacji Tatrzańskiej, działającej w konspiracji i prowadzącej w latach 1941-1942 działalność dywersyjną, sabotażową i oświatową, aż do krwawej pacyfikacji przez Niemców. A za oporem na wielką skalę stało Polskie Państwo Podziemne.
Na ocenę kolaboracji można spojrzeć przez pryzmat trwałości i skali przemocy ze strony obcych reżimów. Inne reakcje wywoływał podbój i zawojowanie, skutkujące wcieleniem do obcego organizmu państwowego, a inne czasowa okupacja, oparta na terrorze i przemocy. W przypadku podbicia i zaboru terytorium dochodziło do swoistej afirmacji, kiedy godzono się na zbudowanie nowego porządku społecznego i uzależnień politycznych. Konieczność unormowania więzi między podbitym a zdobywcą wyrażała się w tworzeniu pewnego „modus vivendi”, sposobu na przetrwanie.
Ta sytuacja miała miejsce w okresie podbojów kolonialnych czy zaborów, jak w przypadku porozbiorowej Rzeczypospolitej. W efekcie ludność kolonii i zaborów dostosowywała się do względnie znośnych i trwałych warunków funkcjonowania i rozwoju. Na przykład w zaborze rosyjskim wielu szlacheckich synów kształciło się w Petersburgu w szkołach wojskowych, licząc na awanse oficerskie (jak w rodzinie Dowbor-Muśnickich), bez ryzyka narażenia się na zarzut kolaboracji.
Zasięg i intensywność kolaboracji były i są zależne od wielu czynników. Najczęściej u jej podstaw spoczywają motywacje ideologiczne. Zaczadzenie nacjonalistyczne lub rasistowskie może skłaniać ludzi do deklarowania lojalności i „układania się” z okupantem. Chwiejna tożsamość, tchórzliwość, chciwość i osobiste wybujałe ambicje, a także rachuby na wzbogacenie się czy podniesienie swojego statusu, to inne często spotykane przesłanki „pójścia na współpracę z wrogiem”. Nie należy też zapominać, że u podstaw wielu wyborów politycznych leży zwyczajna, do bólu egzystencjalna, chęć przeżycia.
Jak pokazują przykłady historyczne, u źródeł kolaboracji leży oportunizm, rezygnacja z zasad i pryncypiów moralnych na rzecz doraźnych korzyści, skłonność do ugody i uchylanie się od ryzykownej walki. Kolaboracja skłania do służalczości wobec wroga, za cenę gwarancji przetrwania i zapewnienia sobie pewnego komfortu w sytuacji, gdy inni giną lub są prześladowani. Jej przyczyną może też być szantaż ze strony wroga i zwykła korupcja. Kolaboranci służą jako informatorzy, płatni szpiedzy i agenci polityczni. Przez swoje „zaprzedanie duszy diabłu” stają się zakładnikami wroga, często bez drogi odwrotu.
Wśród badaczy tego zjawiska warto wymienić francusko-amerykańskiego politologa Stanleya Hoffmanna, który odróżniał kolaborację mimowolną (niechętne pogodzenie się z koniecznością) i dobrowolną (próba wykorzystania konieczności dla określonych zysków). U podstaw każdego z wyborów leży świadoma kalkulacja korzyści i strat w wyniku akomodacji, tj. dostosowania się do narzucanych przez wroga warunków (S. Hoffmann, Collaborationism in France during World War II, „The Journal of Modern History” 1968, vol. 40, nr 3, s. 375-395).
Pochodnym terminem „kolaboracji” jest „kolaboracjonizm”. Odnosi się do ideologicznego zbliżenia z formacjami wroga, jest przejawem legitymizowania instytucjonalnej kolaboracji w imię wyższych wartości i celów. Przykładów kolaboracjonizmu można przywołać wiele, m.in.: Albańska Partia Faszystowska, Flamandzki Związek Narodowy, Ruch Rexistów Leona Degrelle’a, Porozumienie Bułgarsko-Niemieckie, Ustasze-Chorwacki Ruch Rewolucyjny, Unia Faszystów w Czarnogórze, „Solidarność Narodowa” w Czechach, Narodowosocjalistyczna Duńska Partia Robotnicza, Francuska Partia Ludowa, Organizacja Narodowych Sił Grecji, Unia Holenderska, Litewski Front Aktywistów, Zjednoczenie Narodowe w Norwegii, Żelazna Gwardia w Rumunii, organizacja faszystów serbskich „ZBOR”, Słowacka Partia Ludowa, Strzałokrzyżowcy na Węgrzech i in.
Jeszcze więcej było formacji wojskowych, tworzących zręby armii krajowych lub ochotniczych oddziałów w ramach armii niemieckiej. Ta forma współpracy dotyczy także antykomunistycznych partyzantek narodowych, poszukujących afiliacji z Niemcami.
Największą formacją była ochotnicza „armia zawieszenia broni” Francji Vichy, licząca 100-120 tys. żołnierzy, z flotą wojenną adm. Françoisa Darlana i lotnictwem. Na obszarze okupowanej Rzeczypospolitej za kolaborancką uchodzi Brygada Świętokrzyska, oddział zbrojny tej części Narodowych Sił Zbrojnych, która nie podporządkowała się rozkazowi scalenia z Armią Krajową, działający w okresie 1944-1945. Spośród licznych formacji ukraińskich najbardziej znane to: Legion Ukraiński i Ukraińska Powstańcza Armia, 14. Dywizja Grenadierów Waffen SS oraz bataliony „Nachtigall” i „Roland”. Na okupowanym obszarze ZSRR wyróżniała się Rosyjska Armia Wyzwoleńcza (ROA) gen. Andrieja Własowa oraz RONA (29. Dywizja Grenadierów Waffen SS).
Kolaboracjonizm prowadził do współudziału w zbrodniach, popełnianych przez okupantów w czasie wojny. Dlatego ta forma współpracy z wrogiem podlegała szczególnemu ostracyzmowi społecznemu, a prędzej czy później osądowi i rozliczeniom. Karą było społeczne napiętnowanie, publiczne upokorzenie, a także fizyczna likwidacja. Egzekucje winnych odbywały się często z pominięciem wyrokowania w drodze sądowej. We Francji w wyniku różnych procedur sądowych i pozasądowych stracono ponad 10 tys. kolaborantów.
Różne formy kolaboracji politycznej, ideologicznej, wojskowej, gospodarczej i kulturalnej występują we wszystkich wojnach, od najdawniejszych czasów do całkiem współczesnych. Gdy spojrzymy na losy Afganistanu pod okupacjami – radziecką czy amerykańską – to spotykamy się z masowymi tragediami osób zaangażowanych w pomoc interwentom (tłumacze, przewodnicy, nauczyciele, kierowcy, dostawcy i in.), pozostawionych w większości na pastwę losu po ich odejściu. Podobne zjawiska wystąpiły w Iraku, w Syrii, w Libii. Dramatyczne zjawiska kolaboracji występują na terenach okupowanych przez Izrael, a także na terenach Ukrainy zajętych przez Rosję. Oszacowanie tego zjawiska w warunkach toczących się wojen nie jest jeszcze możliwe.
Atmosfera powszechnej podejrzliwości o zdradę, donosy, szpiegowanie na rzecz wroga, prowadzi do odwetu i zemsty. Nierzadko dochodzi do samosądów i wymierzania najwyższej kary w wyniku fałszywych oskarżeń, pomówień, intryg i porachunków osobistych. Skala kolaboracji zależy często od wielkości zbiorowej reakcji, ale i indywidualnego sprzeciwu w relacjach osobistych. Wiele ludzkich dramatów na tle wyborów determinowanych przez wojenne nieszczęścia i wszelkiego rodzaju pułapki nigdy nie wychodzi na światło dzienne.
Kolaboracja pozostawia trwałe ślady w tożsamości i pamięci historycznej. Jest to skaza o dużym ładunku emocjonalnym, która z perspektywy czasu zamiast ułatwiać zrozumienie złożoności uwarunkowań, niweluje moralne niuanse, zaciemnia polityczne niejednoznaczności oraz zaciera granice między prawdą a fałszem, konfabulacją a selektywną pamięcią. Zapewne z tych powodów spory spowodowane okupacją i narzucaniem obcych krwawych reżimów nigdy nie zostaną do końca rozstrzygnięte, a im dalej od dramatycznych wydarzeń, tym Historia staje się łaskawsza w ocenie kolaboracji w porównaniu do współczesnych samozwańczych sędziów, którym nikt nie dał moralnego prawa orzekać o winie przodków. Nigdy przecież nie wiadomo, jak oni sami zachowaliby się w „czasie chwały i zdrady”.
Liczne wojny domowe w świecie pokolonialnym dowodzą, że kwestia kolaboracji jest nadal niezwykle istotna. Prowadzi do ostrej polaryzacji społeczeństw, ze względu na stosunek do wroga, okupanta czy protektora. Przesuwanie linii frontów wojujących stron, czy to w konfliktach wewnętrznych, czy międzynarodowych, zawsze wymusza zadeklarowanie lojalności ludzi wobec nowych władz. Gdy wracają „stare porządki”, sytuacja ulega odwróceniu i zadeklarowana wcześniej lojalność oznacza kolaborację. Jedną z takich „ciemnych” kart historii wojennej Kresów Wschodnich jest wkroczenie Armii Czerwonej i powitalne gesty ze strony części ludności, po czym powtórna okupacja tych terenów przez Niemców i rozliczenia za zdradę. Tragizm ten pokazano m.in. w filmie „Wołyń”.
Rozpoznanie i zrozumienie dziedzictwa „współpracy” z okupantem czy protektorem powinno sprzyjać zrozumieniu współczesnych wyzwań, przed jakimi stają narody i rządy uwikłane w sploty rozmaitych zależności. Inwazje wojenne należą do skrajnych sposobów zniewalania ludzi. Obok nich w dzisiejszych czasach powszechnie występują bardziej subtelne i wyrafinowane sposoby narzucania obcego zwierzchnictwa przy użyciu presji dyplomatycznej, nacisków ekonomicznych i „obróbki” mentalnej.
W klimacie prowojennej euforii rządzący i ich medialni akolici, którzy jeszcze niedawno potępiali wszelkie przejawy współpracy z hegemonem radzieckim z czasów PRL, jako niemoralne i niepatriotyczne, a nawet zdradzieckie, obecnie przyjmują jako „konieczność dziejową” postawę służalczości i posłuchu wobec hegemonii amerykańskiej, tłumacząc to imperatywem przetrwania. Bezkrytyczną lojalność wielu środowisk przeniesiono w sposób bezceremonialny i bezwstydny, bo poprzez ogłupiającą propagandę, na nowego hegemona.
Wystraszone groźbą wojny społeczeństwo przyzwala rodzimym kompradorskim politykom na ekscesy retoryczne w imię obrony wolności i demokracji. To efekt wykształcenia się nowych, często ukrytych i podświadomych form „kolaboracji sojuszniczej”, ubranych w „ekstrawaganckie” normy moralne – gotowości umierania za „kijowski reżim” i „wartości zachodnie na Ukrainie”, aby tylko pokonać Putina. Ten świat absurdu najlepiej obrazuje interpretacja treści racji stanu przez ministra spraw zagranicznych na konferencji zorganizowanej w Uniwersytecie Warszawskim 8 marca 2024 roku: „polska racja stanu polega dziś na tym, że Rosja ma przegrać, a Ukraina wygrać wojnę”. Trwogą napawa fakt nie tyle zrównania polskiej racji stanu z interesami „jastrzębi” amerykańskich, ile brak krytycznej refleksji ze strony środowiska naukowego.
Zalew peanów medialnych i politycznych deklaracji z okazji niecodziennej wizyty za Wielką Wodą 12 marca 2024 roku dwu najwyższych rangą polskich polityków, na wzór pielgrzymki „ad limina apostolorum”, pozwala zastanowić się, gdzie przebiegają granice między pożądaną i partnerską współpracą sojuszniczą a gorliwą i wiernopoddańczą akceptacją nieswoich interesów. Do tego dochodzą polskie inicjatywy „na wyprzódki” o zwiększaniu budżetów obronnych członków NATO i nakręcaniu spirali zbrojeń. „Uczeń” w tej mierze wyraźnie „przestrzelił” i przerósł „mistrza”.
Żyjemy zatem w czasach „pokojowej kolaboracji” nie tyle z wrogiem, ile z własnym sojusznikiem. Forma asymetrycznej zależności jest źródłem dyskomfortu, jak każda forma presji czy dyktat silniejszego. O ile „współpraca” wojenna wyostrza i polaryzuje postawy moralne, o tyle pokojowa usypia instynkty samozachowawcze, zabija czujność i wrażliwość na ukryte i podstępne zagrożenia. Wprowadza alternatywne standardy moralne, a zalew sloganów o wolności i solidarności przykrywa rzeczywiste intencje obrońców hegemonii amerykańskiej. Niszczy przede wszystkim odruchy autonomicznej i niezależnej refleksji oraz determinację na rzecz obrony własnej tożsamości.
Wydaje się, że znów potrzebny jest „opór” przeciw wtrącaniu wszystkich obywateli w jednolite ramy moralizatorstwa i służalczego patriotyzmu, a raczej na nowo pojmowanego „internacjonalizmu”, tym razem pod szyldem atlantyzmu. Niepodważalność współpracy sojuszniczej z USA nie może oznaczać przymykania oczu na natrętne sztuczki uwodzenia Polaków oraz na instrumentalizację państwa polskiego w strategii amerykańskiej.
Prof. Stanisław Bieleń
Myśl Polska, nr 13-14 (24-31.03.2024)