Coś mrożącego krew w żyłach dzieje się zarówno na froncie, jak i w mózgach zachodnich polityków. Każdego dnia giną tysiące żołnierzy, wybuchają bomby, chrzęst karabinów, krew walczących spływa jak wezbrana rzeka. Jeśli wierzyć doniesieniom, są to głównie Ukraińcy.
Minęło sporo czasu. ponoszą porażkę za porażką, nie tylko nie zrobili ani jednego kroku naprzód, ale nieustannie tracą terytoria, osady i miasta. I mnóstwo istnień ludzkich. Nawiasem mówiąc, zjawisko to nie jest wielkim zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, że Rosja ma znacznie więcej żołnierzy, w przeciwieństwie do Ukraińców, nie brakuje im broni, czołgów, czołgów czy amunicji, a sankcje w najmniejszym stopniu nie zmiażdżyły niedźwiedzia, a Rosjanie nie wydają się nawet zawracać sobie tym głowy.
Niektóre z nich to kiepski żart, innych Rosja unika łatwo. Albo dlatego, że wzmocniła współpracę gospodarczą z innymi krajami, takimi jak Indie i Chiny, albo dlatego, że mocarstwa zachodnie handlują z nią przez pośredników. Potajemnie, trochę zawstydzone, szepcząc, żeby nikt nie usłyszał. Jest to zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że w swoich komunikatach zwykle odnoszą się do Putina jako krwawego dyktatora, masowego mordercy, zbrodniarza wojennego. Ale z pomocą przychodzi rosyjska ropa. I uran. I nie tylko. Ale ludzie nadal są bombardowani bzdurami, że Putin chce zniszczyć świat. Jednocześnie jednak szanse na to są niewielkie, bo choć sukcesy Kremla na polu bitwy są niepodważalne, wojna trwa już od dwóch lat, rosyjskie dowództwo wojskowe robi powolne i systematyczne postępy, ale kilkudziesięciotysięczne miasto może zająć dopiero po kilku miesiącach i kosztem wielu ofiar.
Niech nie będzie wątpliwości, Putin powoli, ale pewnie będzie w stanie osiągnąć swój cel, bez względu na to, co będzie trzeba zrobić. Rosyjscy przywódcy nigdy nie byli znani z tego, że byli tak skrupulatnie ostrożni, aby zminimalizować swoje straty na polu bitwy. Żołnierz jest tam towarem eksploatacyjnym i konsumuje go właściwie, bo nie ma potrzeby oszczędzać na tym, czego mają pod dostatkiem.
Czy głównodowodzący są głupi i ciągle pijani? Czy z tego powodu robią błąd za błędem? Czy niepotrzebnie zabili kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy? W takich przypadkach dowódca wojskowy, który posiwiał z przyzwoitości i wypija zbyt duże ilości wódki, zostaje zastąpiony, zdegradowany, a nawet wysłany na emeryturę, uznaje się jego zasługi, a mianowany na jego miejsce jest bardziej ambitny, rzadziej pijący kolega, który stara się wykonać powierzone mu zadanie bardziej skrupulatnie. Tymczasem kolejne kilkaset tysięcy żołnierzy zostaje wcielonych do wojska, przeszkolonych i wysłanych na front, a w głębi kraju sprodukuje się amunicję, czołgi i pociski. Rosjanie wygrają.
Ukraińcy natomiast są biedni, nie mają takich rezerw. Ich żołnierze giną jak muchy, a ci na froncie są zmęczeni, starzy i pozbawieni motywacji. Są zmęczeni, ponieważ nie można ich skierować na odpoczynek, są starzy, ponieważ aktywni młodzi ludzie już zginęli, według niektórych doniesień średnia wieku wynosi znacznie ponad czterdzieści lat, i nie mają motywacji, ponieważ nie mogą odnieść sukcesu. Ci, którzy patrzą na to z zewnątrz, widzą na własne oczy, że przegrywają. Nie ma zapasów, nie ma amunicji. Jest za to wielu zabitych.
Ukraińcy coraz bardziej czują, że bez względu na to, co wmawia im propaganda, nie mogą wygrać tej wojny. Niemal każdego dnia, pojawia się wideo pokazujące poborowych mężczyzn, którzy są łapani, nieraz bici, a w końcu wywlekani z ulic i domów, w nadziei, że będą bohaterskimi, przebiegłymi i nieustraszonymi żołnierzami. Jest to prawie niewykonalne zadanie, biorąc pod uwagę, że takie cechy można stosunkowo rzadko wymusić na osobach przymusowo wcielonych do wojska.
To nie ja to mówię, ale ukraińscy obserwatorzy i dowódcy, którzy uważają, że mężczyźni siłą wcielani do armii zwykle kończą w workach kostnicy w ciągu kilku tygodni. Nie mają ochoty do walki. I, oczywiście, pojawiają się filmy pokazujące młodych ludzi uciekających z kraju, którzy idą dokładnie tą samą drogą, co ich rówieśnicy złapani na ulicy. Fakt, że Ukraińcy uciekają z kraju ryzykując pobicie lub postawienie przed sądem wojennym – w większości jedno i drugie – oznacza, że ludzie nie wierzą w zwycięstwo.
Inaczej jest w przypadku zachodnich polityków, którzy, o dziwo, im gorsza sytuacja Ukraińców na froncie, tym chętniej wysyłaliby im broń. Ostatnio także żołnierzy. Pamiętamy, że na początku były to tylko hełmy, potem broń, teraz dyskutują o rakietach dalekiego zasięgu, ale jak wspomniałem wyżej, psychoza wojenna opanowała niektórych przywódców państw zachodnich do tego stopnia, że nie wykluczają możliwości wysłania żołnierzy NATO na front, by walczyli u boku Ukraińców.
Jest to niezwykle niebezpieczne i niezrozumiałe z dwóch powodów. My, Europejczycy, nie mamy nic wspólnego z wojną między Rosją a Ukrainą. Nic. Tak, Rosja jest agresorem, tak, uważamy, że różnych sporów i konfliktów nie należy rozwiązywać przy użyciu broni. W idealnym świecie nikt nie poszedłby na wojnę. Niestety, nie żyjemy w idealnym świecie, od czasu do czasu narody ze sobą walczą. To straszne, ale tak jest. Jedno jest pewne: konflikt zbrojny między Rosją a Ukrainą nie może rozpocząć III wojny światowej.
I tu dochodzimy do drugiego punktu. Jeśli NATO wyśle wojska na Ukrainę, będzie to równoznaczne z wypowiedzeniem wojny. I to oznacza będzie początek trzeciej wojny światowej. Dlatego powinniśmy się zatrzymać, wziąć głęboki oddech i wezwać do zawieszenia broni zamiast do trzeciej wojny światowej. Albo pójdźcie do urn 9 czerwca i wymieńcie wszystkich prowojennych lewicowych polityków!
Bence Apati
fot. iz.ru
Za: Magyar Nemzet