PublicystykaDla ludzi dobrej woli

Redakcja6 miesięcy temu
Wspomoz Fundacje

Rzym, 11 kwietnia 1963 roku – to szczególna data dla świata pragnącego pokoju, ale równocześnie bojącego się o konflikt nuklearny nawet bardziej niż dzisiaj.

„Pokój na ziemi, którego wszyscy ludzie wszystkich czasów tak żarliwie pragnęli, nie może być budowany i utrwalany inaczej, jak tylko przez wierne zachowywanie porządku ustanowionego przez Boga” – to pierwsze słowa encykliki Pacem in terris. Jan XXIII ogłosił ją na dwa miesiące przed śmiercią, będąc już niezwykle osłabiony chorobą nowotworową. Zabrał głos w tym, co można uznać za jego testament, w sprawie „pokoju między wszystkimi narodami opartego na prawdzie, sprawiedliwości, miłości i wolności”.

Do ludzi dobrej woli

Była to pierwsza encyklika rzymskiego biskupa Kościoła katolickiego adresowana nie tylko do wiernych swojego Kościoła, ale do wszystkich „ludzi dobrej woli”. „Dobry Papież” napisał ją niedługo potem jak odegrał ważną rolę w zażegnaniu konfliktu kubańskiego między USA a ZSRR, który groził światu zagładą nuklearną. Zdobył on sobie ogólnoświatowy autorytet dzięki otwartości na wszystkich ludzi i wszystkie kultury.

W obliczu dramatyczności sytuacji, kiedy świat dosłownie zatrzymał oddech w obliczu możliwego konfliktu między dwoma blokami, Papież poczuł potrzebę działania na rzecz pokoju. 25 października 1962 roku w Radiu Watykańskim skierował „do wszystkich ludzi dobrej woli” wiadomość w języku francuskim, już wcześniej przekazaną ambasadorom Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego: „Kościołowi zależy na pokoju i braterstwie między ludźmi bardziej niż na czymkolwiek innym; i nieustannie działa na rzecz umocnienia tych dóbr” – mówił Papież w pamiętnym przesłaniu. „W tym kontekście przypomnieliśmy poważne obowiązki tych, którzy mają odpowiedzialność za władzę – kontynuował – Dziś odnawiamy ten gorący apel i błagamy przywódców państw, aby nie pozostali obojętni na ten krzyk ludzkości. Niech zrobią wszystko, co w ich mocy, aby uratować pokój: w ten sposób uchronią świat przed okropieństwami wojny, których nikt nie może przewidzieć straszliwych konsekwencji”.

Niezrozumienie

„Niech kontynuują negocjacje – dodawał Roncalli – Tak, ta lojalna i otwarta postawa ma wielką wartość świadectwa dla sumienia każdego i wobec historii. Promowanie, wspieranie, akceptowanie negocjacji, na każdym poziomie i w każdym czasie, jest normą mądrości i roztropności, która przyciąga błogosławieństwa nieba i ziemi”. Przesłanie spotkało się z aprobatą obu stron konfliktu i kryzys został zażegnany. Sowiecki lider Nikita Chruszczow nakazał zmienić kurs okrętom, a dwie mocarstwa zgodziły się na rozebranie baz na Kubie, jak również amerykańskich instalacji rakietowych w Turcji i we Włoszech.

Znaczenie kroku podjętego przez Papieża, które zostało uznane dopiero później, potwierdza rosyjski pisarz Anatolij Krasikow, w biografii Jana XXIII napisanej przez Marco Roncalliego: „Pozostaje ciekawe, że w katolickich państwach nie można znaleźć śladu pozytywnej reakcji oficjalnej na papieski apel o pokój, podczas gdy ateista Chruszczow nie miał najmniejszego momentu wahania, aby podziękować papieżowi i podkreślić jego kluczową rolę w rozwiązaniu tego kryzysu, który doprowadził świat na skraj przepaści”.

Realizm w walce o pokój

15 grudnia 1962 roku Papież otrzymał od Chruszczowa podziękowanie o następującej treści: „Z okazji świętych świąt Bożego Narodzenia proszę o przyjęcie życzeń i gratulacji (…) za stałą walkę o pokój, szczęście i dobrobyt”. Dramatyczne doświadczenie jeszcze bardziej przekonało Jana XXIII do odnowionego zaangażowania na rzecz pokoju. Z tej świadomości powstała jego encyklika Pacem in terris.

Encyklika o „pokoju na ziemi” wzywa do powszechnego rozbrojenia. Jej głównym celem nie jest jednak potępienie wojny, ale opisanie warunków, które muszą być spełnione, by pokój zachować, a wojny uniknąć. Nie jest więc ona wyrazem naiwności, tylko realizmu – przekonania, że wojny rzadko kiedy można uniknąć w ostatniej chwili. Pokój to nie brak wojny, ale taki porządek świata, w którym ludzie bardzo od siebie różni i narody od siebie różne, okazują sobie szacunek i nie żywią zamiaru zgnębienia tego, kto ich zdaniem „nie ma racji”.

Niebezpiecznie być za pokojem

Dzisiaj jesteśmy w roku 2024 i te same argumenty, poglądy i nastawienia oraz starania dzięki którym w 1962 roku zdobyło się moralny autorytet, „nagradzane” są cenzurą, prześladowaniem, zarzutami karnymi, nienawiścią i linczem społecznym. Bycie dzisiaj „za pokojem” jest po prostu niebezpieczne. Przekonało się o tym wielu z nas, jak i również następca Jana XXIII – Papież Franciszek.

„Bardzo pragnę, abyśmy w tym czasie, w którym przyszło nam żyć, uznając godność każdej osoby ludzkiej, byli w stanie na nowo ożywić wśród wszystkich światowe pragnienie braterstwa” – napisał, wyjaśniając powody, dla których postanowił wydać swoją trzecią encyklikę, zatytułowaną Fratelli tutti – o braterstwie i przyjaźni społecznej. Wskazał także na znaczenie Dokumentu o ludzkim braterstwie dla pokoju światowego i współistnienia, podpisanego wraz z wielkim imamem Ahmadem Al-Tayyebem 4 lutego 2019 roku w stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Abu Zabi.

Niedopuszczalność wojny

Przyczyny dalszego rozpadu braterstwa wśród ludzi na ziemi upatruje on również w utracie zmysłu historycznego, a także manipulowaniu słowami. Wyraził ubolewanie nad stosowaniem „politycznego systemu jątrzenia, rozdrażniania i polaryzacji” i rozpętywaniem antagonizmów. Nie wiedział wtedy jak bardzo prorocze te słowa będą kilka lat później, jak w jego wezwania o konieczności rozpoczęcia negocjacji na Ukrainie będą w sposób fałszywy rozpowszechniane po całym świecie.

Już wtedy, w tej encyklice Franciszek zaznacza, że wprawdzie Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o możliwości uzasadnionej obrony przy użyciu siły zbrojnej, to jednak „w czasach rozwoju broni jądrowej, chemicznej i biologicznej, a także nowych technologii, wojnie dano niemożliwą do skontrolowania moc niszczycielską, która uderza w wielu niewinnych cywilów”. „Nie możemy już zatem myśleć o wojnie jako o rozwiązaniu, ponieważ ryzyko prawdopodobnie zawsze przeważy nad przypisywaną jej hipotetyczną użytecznością. W obliczu tej sytuacji bardzo trudno jest dziś utrzymać racjonalne kryteria, które wypracowano w poprzednich wiekach, by mówić o możliwości «wojny sprawiedliwej». Nigdy więcej wojny!” (n. 258) – pisze Franciszek. „Wojna jest porażką polityki i ludzkości, haniebną kapitulacją, porażką w obliczu sił zła” – zaznacza.

Jednoczenie papież przestrzega przed równowagą sił opartą na wzajemnym zastraszeniu. „Międzynarodowy pokój i stabilność nie mogą opierać się na fałszywym poczuciu bezpieczeństwa, na groźbie wzajemnego zniszczenia lub całkowitej zagłady, na zwyczajnym utrzymaniu równowagi sił” – stwierdza Ojciec Święty, postulując, by z pieniędzy przeznaczanych dotychczas na zbrojenia utworzyć fundusz na rzecz ostatecznego wyeliminowania głodu i rozwój krajów najuboższych.

Możemy powiedzieć „nie”

Świat po 1945 roku miał odrobić lekcję. Mieliśmy ten kruchy pokój na nowo odbudować. Każde pokolenie miało mieć wyznaczoną misję i cel: budowę lepszego świata niż ten, w którym żyło, po to, by następne pokolenia dostały jeszcze większe szanse na sprawiedliwy rozwój, powodzenie i szczęśliwe życie.

Dzisiaj musimy sobie powiedzieć i przyznać, że pokusa wojny jest w nas, gdy widzimy w drugim człowieku, narodzie, wyznawcy innej religii przeciwnika lub wroga. Czy będzie wojna, to zależy nie od nas, ale od polityków i to raczej nie naszych, polskich, którzy własne kręgosłupy oddali w zastaw w zamian za swoje stanowiska i pensje. Ale od nas zależy jak się zachowujemy codziennie. Od nas zależy jakie świadectwo dajemy z siebie w naszym życiu codziennym. Możemy przecież zawczasu powiedzieć wojnie „nie”.

To już zależy od naszego sposobu myślenia i chęci działania. To zależy od każdego z nas.

Nie wolno się poddawać

Joachim Fest w latach 1970-tych wydał biografię Adolfa Hitlera dotyczącą jego dojścia do władzy w Niemczech 1933 roku. Fest to jeden najwybitniejszych biografów i historyków który analizował te czasy. Napisał tak: „Całą swoją siłą propagandową, zastraszaniem, retoryką i przekupstwem… to wszystko nie dałoby mu (Hitlerowi) i nie wystarczyłoby jego partii (NSDAP) do zdobycia władzy – dopiero rezygnacja i poddanie się jego przeciwników, dało mu tą przestrzeń do otrzymania nominacji na kanclerza. Zmęczeni wiecznymi i codziennymi walkami, dali mu to, co chciał”.

Jeśli jesteś przeciwnikiem wojny, nie popełniaj tego samego błędu: nigdy nie poddawaj się, bo jak się poddasz i jeśli zrezygnujesz, to wtedy wiesz, co się stanie.

Nie przestańmy więc mówić wojnie: „nie!”.

David Hermes

Redakcja