FelietonyZinkiewicz: Kabany i kraty w oknach…

Redakcja1 miesiąc temu
Wspomoz Fundacje

W związku z coraz bliżej zaplanowanym urzędowo terminem wyborów municypalnych na ulicach miasta, w którym mieszkam, spotykam polityków szczebla lokalnego starających się o reelekcję. Są oni nad wyraz mili i przystępni.

Rozdając swoje elegancko wydane materiały wyborcze, częstują łakociami, tudzież dobrą aromatyczną kawą. Chętnie wchodzą w werbalną interakcję z ludźmi, których oceniają jako ich potencjalny, ewentualny, miejscowy elektorat.

Kaban czyli dzik

Będąc pytanym w tego typu okolicznościach przez lokalnych polityków, o to co moim zdaniem należałoby rozwiązać w trakcie ich następnej kadencji, przedstawiam zawsze te same dwa ważne problemy społeczne, które zagrażają bezpieczeństwu mieszkańców mojego miasta. Są to kabany i kraty w oknach… Podane przeze mnie skrótowo problemy powodują natychmiastowe zainteresowanie tychże lokalnych polityków i znaczący uśmiech na ich twarzach oraz na twarzach zgromadzonej wokół nich gawiedzi. Prowokują do dyskusji. Oczekują z mojej strony wyjaśnień, rozwinięcia tematu. Często rozpoczynają od pytania, a co to są kabany? Wyjaśniam, że jest to nazwa dzikich świń będących plagą nie tylko Trójmiasta.

Kraty

Natomiast jeżeli chodzi mnie o kraty w oknach, to dotyczy to wmurowywanych na stałe stalowych krat w oknach klatek schodowych na parterze budynków wielorodzinnych z lat sześćdziesiątych. Oknach usytuowanych przy jedynym wejściu do danego budynku. Wyjaśniam doniosłą rolę tychże okien, ich uniwersalne, ważne znaczenie dla bezpieczeństwa mieszkańców. Informuję też, że wstawianie w te okna na stałe stalowych krat jest sprzeczne z obowiązującymi przepisami dotyczącymi bezpieczeństwa przeciwpożarowego. Nadmieniam, że okna te i ich usytuowanie zostały zaprojektowane jako alternatywna droga ewakuacyjna z danego budynku w przypadku jego zadymienia w trakcie pożaru, na wypadek zablokowania jedynych istniejących drzwi wyjściowych z danego budynku.

Problem znany i zagranicą

Często już sam od siebie dodaję, że przecież nie tylko Straż Miejska ale i Policja, nie reaguje na często spacerujące kabany po ulicach miasta, ale też i na ewidentne łamanie ww. przepisów przeciwpożarowych. Natomiast natychmiast karze wysokim mandatem ludzi przyłapanych na przystankach  komunikacji miejskiej palących papierosy.

Pytany czy wcześniej zgłaszałem te problemy, odpowiadam, że oczywiście! I mam na to stosowne dowody. Wspominam też, że przed laty, a konkretnie w 2011 roku, współpracując jako publicysta i fotoreporter z ukraińskim periodykiem „Czas Pik” (odpowiednik naszej „Polityki”), na pytanie redakcji jak wygląda życie w Polsce po jej wejściu do Unii Europejskiej wysłałem plik fotografii kabanów spacerujących pod klatką schodową budynku, w którym mieszkam, podając szczegółowo współrzędne wykonanych fotografii. Część tych fotografii zostało zamieszczonych na trzeciej stronie przedświątecznego numeru „Czas Piku” (nr 47-48) z dnia 4 grudnia 2011 roku. Zachodzi pytanie czy ówczesne polskie MSZ, nie doczytało tej wieści prosto z Polski?

Jakoś to będzie!

Ilekroć w mediach widzę i słyszę o staranności polskich władz w dobie obecnego kryzysu, którego finałem ma być nieuchronnie wojna z Federacją Rosyjską i Białorusią; staranności polegającej między innymi na zakupie na kredyt piramidalnej ilości broni ofensywnej, ogarnia mnie pusty śmiech. Szczególnie moją uwagę przykuła audycja w TV, w której zgromadzeni wysokiej rangą przedstawiciele ze świata polityki i obronności analizowali rzekomo zapewnione Polakom bezpieczeństwo na wypadek wojny. Podano w niej, że Straż Pożarna przeprowadziła w Polsce audyt związany ze schronami nadającymi się do ewentualnej eksploatacji na wypadek W. Wypadło to bardzo blado. Natomiast absolutnie nie powiedziano nic na temat konieczności przeprowadzenia przez lokalne straże pożarne, audytu stanu technicznego wielorodzinnych budynków w miastach. Audytu pod kontem bezpieczeństwa na powyższą okoliczność. Audytu dróg ucieczki – ewakuacji z tych domów. Audycję zakończono optymistycznymi stwierdzeniami, że Polacy to społeczeństwo obywatelskie. W pełni demokratyczne, które samo sobie ofiarnie poradzi w tego typu okolicznościach jak zajdzie tego potrzeba. Innymi słowy – jakoś to będzie!

Pod bronią po wojnie…

W tym miejscu przypomniałem sobie, jak na podobnej zasadzie „jakoś to będzie” płonęła w 1939 roku Warszawa, z której mój (obecnie już śp.) ojciec wyjechał. Kupił konia i dwukółkę, czyli pojazd o napędzie na owies i siano. Spakował podręczny bagaż, zabrał rewolwer, paczkę naboi. Wsadził moją będącą w ciąży matkę i wywiózł ją za granicę konającej Polski, do majątku swojej matki, a mojej babci…

Mój śp. ojciec, którego w istocie nigdy nie darzyłem sympatią, ponieważ nie potrafił samodzielnie poradzić sobie z traumą wojenną, był bardzo drażliwy, nieprzystępny, zimny, wybuchowy, czasami nawet agresywny. co zrażało mnie do niego – nie mniej jednak zawsze był człowiekiem honoru. Z własnej, nieprzymuszonej woli, spóźniwszy się do Andersa, przeszedł na własnych nogach front od Lenino do Berlina, będąc zwykłym żołnierzem – snajperem. Czynić tego nie musiałby, gdyby pozostał w majątku swojej matki. Pamiętam do dziś, jak w trakcie kolejnej uroczystości rodzinnej wujkowie, którzy nie uczestniczyli jako żołnierze w bojach, zapytali ojca o koniec wojny, konkretnie o to dlaczego po zdobyciu Berlina i podpisaniu aktu bezwarunkowej kapitulacji przez Niemców, nie zostali odesłani do domu. Dlaczego to nastąpiło z dużym opóźnieniem? Wyjaśnił, że przyczyną tego były plany byłych zachodnich aliantów z koalicji antyhitlerowskiej. Plany wojny ze Związkiem Radzieckim. Więc czekali pod bronią na jej rozpoczęcie.

Aktualność wojny

Zaskakujące w tej opowieści sprzed dziesięcioleci jest ta aktualność obecnej sytuacji politycznej – chęć kolektywnego Zachodu totalnej wojny z Rosją. Natomiast dla mnie osobiście, pewien istotny mało znany powszechnie fakt: ojciec mówiąc o swoim udziale w walkach, toczonych już na terenie samego Berlina, wspomniał Francuzów, których likwidował w boju, w walce jako snajper; Francuzów walczących w Berlinie w mundurach Waffen SS z dywizji „Charlemagne”. Albowiem uważał ich za nikczemnych zdrajców, którzy nie tylko, że zdradzili w 1939 roku Polskę, walcząc w szeregach Waffen SS, śmiertelnych wrogów Polski. W ocenie mojego śp. ojca, nie godni byli dłużej żyć. Tak więc wszelkie czynności wyborowego strzelca, wykonywał z należytą starannością.

Po wysłuchaniu tej opowieści mojego ojca, toczonej w ramach rozmowy z moimi wujkami, której ja byłem mimowolnym słuchaczem – będąc dzieckiem. Na drugi dzień zadałem mu wiedziony dziecięcą, naiwną ciekawością pytanie: tato, ilu ludzi zabiłeś jako snajper? Ojciec się wściekł i odpowiedział mi: synu, ja nie jestem mordercą! Za kogo ty mnie bierzesz! Ja walczyłem za naszą i waszą wolność! Za Polskę!

Eugeniusz Zinkiewicz

Redakcja