FelietonySprzeczności nie do pokonania

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Polityka zagraniczna powinna zaczynać się od chłodnej analizy zbieżności i sprzeczności interesów istniejących obiektywnie pomiędzy utrzymującymi relacje państwami / podmiotami.

Tymczasem w zachowaniu polskich władz od ponad 30 lat pomijany jest ten, wydawałoby się, kluczowy aspekt. Ideologiczny dogmatyzm wyklucza wszelką trzeźwą analizę opartą na twardych faktach. Najbardziej widoczne jest to w przypadku bezdyskusyjnego przyjęcia możliwości tzw. strategicznego partnerstwa ze Stanami Zjednoczonymi.

Tylko w ostatnich tygodniach mieliśmy tymczasem do czynienia z kolejnymi ilustracjami głębokiej sprzeczności interesów polskich z amerykańskimi. Chargé d’affaires Stanów Zjednoczonych w Warszawie (wciąż wakuje stanowisko ambasadora tego kraju, po zakończeniu misji przez skandalizującą Georgette Mosbacher) Bix Aliu wystosował do marszałka Sejmu list, który stanowi kolejny przejaw bezpośredniej ingerencji placówki dyplomatycznej przy ulicy Pięknej w krajowy proces legislacyjny. Sprawa dotyczy, rzecz jasna, nowelizacji Kodeksu postępowania administracyjnego, która w przekonaniu Amerykanów miałaby uniemożliwić występowanie z roszczeniami reprywatyzacyjnymi społeczności żydowskiej. Aliu realizuje zatem wytyczne wynikające ze słynnej ustawy 447, nakładającej na Departament Stanu faktyczny obowiązek zabiegania o interesy owej społeczności wszelkimi sposobami.

Kilka dni wcześniej ten sam dyplomata na swoim oficjalnym koncie w Twitterze napisał: „Wybierzmy miłość, nie nienawiść. Z ogromną radością razem z kolegami i koleżankami z @usembassywarsaw i przedstawicielami innych ambasad wybrałem się dziś na #ParadaRówności. Wspieramy tolerancję, równość i prawa człowieka dla każdego”. W manifestacji pod tęczowymi flagami, obok polityków neoliberalnej opozycji, dziarsko maszerowali zatem dyplomaci z Pięknej. Nie był to pierwszy tego rodzaju przypadek. Promocja praw mniejszości seksualnych i głoszenie tezy o ich rzekomej dyskryminacji to działanie stale realizowane przez Amerykanów.

Oba powyższe przypadki miały charakter publiczny. Nie były to kuluarowe naciski czy lobbowanie określonych rozwiązań. Amerykanie nie mają żadnych zahamowań, by w sprawy polskie ingerować otwarcie, bo zdają sobie sprawę, że polska klasa polityczna konsekwentnie leży przed nimi plackiem i nie zamierza wstawać. Przypadki te pokazują istnienie obiektywnych sprzeczności interesów, o których wspomniałem na wstępie. Każda amerykańska administracja we własnym interesie zabiegać będzie o kwestie reprywatyzacyjne, realizując tym samym zadanie ważne z punktu widzenia wpływowych grup interesu, których postulaty stały się już oficjalnie elementem polityki zagranicznej Waszyngtonu. Każda administracja będzie również promowała agendę agresywnych mniejszości, kierując się misją polegającą na szerzeniu oficjalnie przyjętej za oceanem ideologii, będącej jednocześnie orężem wywierania nacisku na władze różnych krajów świata. To są fakty.

Nie ma chyba najmniejszej potrzeby przypominać, że oba wspomniane wyżej wydarzenia wskazują na rażącą, nieusuwalną i nieredukowalną sprzeczność naszych interesów. Reprywatyzacja nieruchomości na rzecz obywateli czy podmiotów z państw obcych nigdy nie będzie przecież czymś zgodnym z interesem Polski i jej obywateli. Kulturowe i światopoglądowe kontury polskiej tradycji zakładają przywiązanie do klasycznego modelu związków małżeńskich / partnerskich, a przynajmniej niemanifestowanie własnych preferencji na ulicach polskich miast. Niby są to truizmy, jednak warto o nich pamiętać w kontekście kolejnych przejawów aktywności amerykańskich dyplomatów i decydentów.

Sprzeczności interesów i różnic w wizji świata jest, oczywiście, między Warszawą i Waszyngtonem znacznie więcej. Pozbawiona fobii, patologicznego zakochania i nieuzasadnionej fascynacji analiza dokonana zostać może nawet w oparciu o materiały mające charakter publiczny. O tym, co dzieje się w kuluarach rozmów polsko-amerykańskich, trudno się czegokolwiek dowiedzieć. Czasem pojawiają się tylko wspomnienia byłych polskich polityków (np. Ludwika Dorna), którzy mogą sobie pozwolić na szczerość.

Wszystkie te fakty świadczą wyraźnie, że spośród wszystkich krajów, z którymi Polska utrzymuje relacje, wspomniane sprzeczności największe są właśnie w przypadku Stanów Zjednoczonych. Absurdalność polskiej polityki polega jednak na tym, że o największym z naszych faktycznych oponentów mówimy jak o największym sojuszniku. Ba, prosimy jeszcze o jego obecność militarną, otwierając tym samym szeroko drzwi przed realnym przeciwnikiem.

Mateusz Piskorski

Fot. Wikipedia Commons

Myśl Polska, nr 27-28 (4-11.07.2021)

 

 

Redakcja