Przygotowując się do napisania tej książki przejrzałem sporą część polskich wypowiedzi historycznych i publicystycznych na temat Denikina i Piłsudskiego. 90 proc. z nich powiela stanowisko piłsudczykowskiej propagandy, bez względu czy czynią to jego zwolennicy czy przeciwnicy.
Narracja jest w większości przypadków taka sama – Denikin nie uznawał niepodległości Polski, chciał granicy z 1914 roku, godził się co najwyżej na autonomię, nie był skłonny do żadnych ustępstw, był wrogiem Polski, był „reakcjonistą” i chciał przywrócić „samodzierżawie”. W wersji łagodniejszej mówi się, że owszem uznawał prawo Polski do niepodległości, ale tylko w granicach etnograficznych (co jest prawdą), ale tylko tymczasowo, bo po wygranej polską niepodległość by szybko zlikwidował, bo Rosja miałaby poparcie w sporze z Polską państw zachodnich, nie był skłonny do rozmów i stawiał Polsce warunki nie do przyjęcia. Wniosek ogólny jest taki: Piłsudski zrobił dobrze, że nie udzielił mu pomocy walce z bolszewikami.
Obiecałem, że zacznę jednak ten przegląd od stanowisko jedynego chyba polityka i publicysty obozu narodowego, i nie tylko tego obozu, który zgodził się ze stanowiskiem Józefa Mackiewicza. Był nim Jędrzej Giertych. Wspomniałem o pierwszej odsłonie dyskusji jaka miała miejsce między Mackiewiczem a Józefem Łobodowskim na łamach londyńskich „Wiadomości” w latach 1946-1947. Do dyskusji włączył się też Giertych, publikując tekst pt. „Polska a Denikin” („Wiadomości”, nr 4 (95) z 25 stycznia 1948 r., s. 3 – cały tekst zamieszczam w aneksach). Kluczowe zdanie artykułu brzmiało tak: „W Polsce w licznych kołach uważano kontrrewolucję rosyjską za groźniejszego dla nas wroga od bolszewizmu. Był to niewątpliwie wielki błąd. Do narodzenia się tego błędu przyczyniła się w pewnym stopniu ciasna i doktrynerska nienawiść do caratu, która zaciemniała pogląd na Rosję jako taką i na tkwiące w niej siły, od caratu groźniejsze. Jest rzeczą jasną, że w naszym interesie leżało zwycięstwo Denikina, a jeśli było to niemożliwe, leżało możliwe przewlekanie się jego agonii (…) Nie mogę również zgodzić się z poglądem, że ruch Denikina nie miał szans zwycięstwa jako zrodzony na peryferiach państwa rosyjskiego. Rządy bolszewickie w r. 1919 przechodziły kryzys, byt ich wisiał na włosku, drobne przesunięcia sił mogły o ich upadku albo o ich zepchnięciu na jakieś inne peryferie rozstrzygnąć. W krytycznych momentach wielkich starć dziejowych, gdy szale się ważą, drobna zmiana sytuacji nieraz może szanse zwycięstwa odwrócić”.
Do sprawy wrócił już po opublikowaniu przez Mackiewicza powieści „Lewa wolna”. W listach do autora Giertych całkowicie zgodził się z jego wnioskami. W liście wysłanym 23 września 1968 roku z Londynu Giertych pisał:
„Zapoznałem się z Pana książką ‚Lewa wolna’. […] Różnię się z Panem w większości poglądów na polską politykę, na sytuację światową, na przeszłość, wręcz na ludzkie życie. Ale są punkty, w których się ze sobą zgadzamy. Napisał Pan w swojej książce dużo o dopomożeniu przez Polskę (to znaczy przez Piłsudskiego) do powalenia Denikina. Napisał Pan także – czego nie wiedziałem – ale co mi trafia do przekonania – że Piłsudski umyślnie pospiesznie zawarł w 1920 roku rozejm i preliminaria pokojowe, by dopomóc bolszewikom do powalenia Wrangla. Nie było dla mnie nigdy wątpliwości, że w zawarciu pokoju ryskiego, a przedtem preliminariów, rola Piłsudskiego była w istocie decydująca. Grabski, były członek PPS i przeciwnik Dmowskiego, uchodzący za narodowca, ale w istocie tylko pół narodowiec, przeprowadził w Rydze rokowania idące wbrew polityce Dmowskiego, który chciał przyłączenia do Polski Mińska, Bobrujska, Połocka, Kamieńca Podolskiego, Mozyrza i Dyneburga. Piłsudski sam sobie dobrał ‚delegację’ sejmu [na rozmowy rozejmowe, a potem pokojowe w Rydze]. […] Nie rozumiałem dotąd, czego Piłsudski w tym wszystkim właściwie chciał. Otóż dzięki Panu zrozumiałem: chciał powalić Wrangla. (Naturalnie także, i to było dla mnie zawsze jasne, że Piłsudski pogodziwszy się z istotą programu‚ wcielenia ziem wschodnich’ do Polski, bo swój program federacyjny przegrał, chciał ten program [czyli inkorporacyjny] skompromitować i ograniczyć przez posłużenie się politykami sejmowymi małego kalibru, takimi jak Grabski czy Dąbski i przez wyrzeczenie się Mińska, Kamieńca Podolskiego itp., i przez zwalenie winy za to na Sejm.)
Byłem zawsze zdania, że powinniśmy byli pomóc Denikinowi: nie na wielką skalę, bo nie mogliśmy narażać interesów Polski dla Rosji, powinniśmy byli przede wszystkim bronić interesów własnych […] Bolszewizm należało pomóc złamać. A jeżeli idzie o nasze narodowe interesy [j.w.] Rosja biała, wbrew pozorom, byłaby o wiele mniej dla nas niebezpieczna od bolszewickiej. Przede wszystkim byłaby bardziej osłabiona, na wewnątrz podminowana i nie mająca oparć zagranicznych, a więc skazana na szukanie z nami dobrych stosunków. […]
7 października 1968 roku Giertych wraca ponownie do tego tematu: „Uprzejmie dziękuję za łaskawy list. […] Co do krucjaty antybolszewickiej. Normalnie każdy naród ma prawo, a nawet obowiązek bronić przede wszystkim własnych interesów. Ale istnieją sytuacje, gdy ma się obowiązek wzięcia udziału w krucjacie. Ale udział taki nie może być samobójstwem i nie może być poświęcaniem się jednego narodu dla innych. Wysiłek musi być proporcjonalny do możliwości. Na przykład, nawet gdyby Polska była w obecnej chwili całkowicie wolna, nie miałaby obowiązku moralnego wyruszać z wyprawą na Kubę celem uwolnienia jej spod rządów komunistycznych. Ani z wyprawą do Biafry, by ratować naród Ibów przed wyrżnięciem go przez muzułmanów z Nigerii Północnej. Te sprawy są poza zasięgiem naszych możliwości – i naszych obowiązków. Tak samo, jeśli idzie o wojnę domową w Rosji, mieliśmy moralny obowiązek nie przeszkadzać ‚białym’ Rosjanom w ich wysiłkach, a nawet (w imię sprawy ogólnochrześcijańskiej i ogólnoludzkiej) mieliśmy obowiązek pomóc im w tym zakresie, w jakim było nas stać na to bez popełniania samobójstwa. […] Dobicie Denikina przez rozejm mikaszewicki – to była zbrodnia”. (Fragmenty tych listów opublikował prof. Andrzej Nowak w periodyku „Arcana”, 2007, nr 2-3 (74-75), s. 184-204).
Zwraca uwagę położenie nacisku na kwestie moralne, ale także odcięcie się Giertycha od polityki Stanisława Grabskiego, który był przecież, przynajmniej do połowy lat 20., czołowym politykiem Narodowej Demokracji. Giertych był w tych listach kategoryczny w sądach (układ w Mikaszewiczach to „zbrodnia”), w zasadzie całkowicie zbieżnych z tokiem myślenia Józefa Mackiewicza. Czy było to wynikiem jego chłodnej analizy, czy tylko kolejnym argumentem, jaki mógł wysunąć przeciwko Piłsudskiemu? Pewnie i jedno, i drugie. Giertych oczywiście nie zmieniał zdania, pisał w tym samym stylu już w 1948 roku, ale teraz był bardziej przekonany do swoich wniosków i bardziej radykalny.
Ale to nie koniec. W roku 1974 Giertych, poirytowany atakiem na niego ze strony ukazującego się w Buenos Aires piłsudczykowskiego „Głosu Polskiego”, który powtarzał wszystkie znane nam kłamstwa (zresztą po dziś dzień), w tym naczelne, że Denikin nie uznawał niepodległości Polski – opublikował własnym sumptem broszurkę pod tytułem „O Rosji, komunizmie, niebezpieczeństwie niemieckim, polityce Dmowskiego i Denikinie: Jeszcze raz o Rosji i Niemczech oraz o Chinach i Żydach; O tym, jak ułatwiono komunistom zwycięstwo w rosyjskiej wojnie domowej”. Część dotyczącą Denikina publikuję w aneksach. Tu zacytuję tylko początek: „To, że Denikin uznawał pełną niepodległość i suwerenność Polski, jest faktem tak bezspornym i tak wszechstronnie udokumentowanym, że zajmować się tu tą sprawą nie potrzebuję. Ograniczę się tylko do zacytowania treści toastu jaki Denikin wzniósł w dniu 13 września 1919 roku na bankiecie w Taganrogu, wydanym na powitanie misji gen. Karnickiego, przysłanej przez Piłsudskiego dla nawiązania kontaktu z Denikinem”. W tej polemice Giertych wykorzystywał znane już historyczne fakty i dokumenty, które pojawiały się w przestrzeni publicznej, a które zaprzeczały mitom rozpowszechnianym przez obrońców Piłsudskiego.
Do tematu Denikina Giertych nawiązał także w obszernym eseju pt. „Piłsudski i Anglia” („Komunikaty Towarzystwa im. Romana Dmowskiego”, zeszyt I, Londyn, 1970/1971, ss. 425-515). Całość poświęcona była roli Anglii w polityce polskiej na przestrzeni wielu lat, ale był też wątek dotyczący roku 1919. Ważne w tym tekście było ustosunkowanie się do idei wielkiej operacji Ententy mającej na celu zniszczenie bolszewizmu i umożliwienie białej Rosji zwycięstwa. Koncepcja szybko upadła (popierał ją Ignacy Jan Paderewski, ale i częściowo Dmowski). Według Giertycha, który studiował dokumenty brytyjskiego Foreign Office, Piłsudski miał marzyć o roli gubernatora okupowanej Rosji, co miałoby zaspokoić jego poczucie zemsty na starej Rosji. Nie jest to teza do końca przekonująca, ale ważne jest inne stwierdzenie Giertycha:
„Myśl powszechnej krucjaty przeciwko bolszewizmowi była w roku 1919 – rzecz prosta – myślą słuszną. Ale krucjata taka, jeżeli miała mieć jakiekolwiek szansę powodzenia i jakikolwiek sens, powinna była być dziełem potężnych i od dawna dysponujących wielkimi środkami narodów. Powinna także była być zrobiona w porozumieniu z narodem rosyjskim (jego siłami antybolszewickimi), a nie w formie podboju przez naród, jak nasz, podejrzany przez Rosjan o antyrosyjskie intencje. Na Moskwę powinny były maszerować wojska amerykańskie, angielskie francuskie, japońskie. Naszą rolą w takiej krucjacie – rolą odbudowującego się dopiero narodu – powinno było być trzymanie naszego własnego frontu i uporządkowanie naszych własnych, zarażonych chaosem rewolucyjnym Kresów (…) Krucjata moskiewska, w której mielibyśmy odgrywać główną rolę i dźwigać na sobie główne brzemię wysiłku i ofiar, byłaby się – po uprzednim gruntownym naszym wykrwawieniu – skończyła straszliwą katastrofą i prawdopodobnie załamaniem się naszej niepodległości. Nie jest łatwo podbić Rosję! Przekonaliśmy się o tym w siedemnastym wieku za czasów Żółkiewskiego, przekonali się p tym później Napoleon i Hitler. Zadanie podboju Rosji okazało się dla nas za trudne nawet w naszej epoce mocarstwowej; w naszych możliwościach 1919 roku było to zadanie, o którym mógł myśleć tylko ktoś zupełnie nieodpowiedzialny”.
I wreszcie podsumowanie 40 lat przemyśleń na ten temat, jakie zawarł Giertych w swoim zarysie historii Polski wydanym w 1986 roku. Pisał tam m.in.:
„Teoretycznie, istniały dwie możliwości: wmieszać się w rosyjską wojnę domową i dopomóc do zwycięstwa, w imię obrony chrześcijaństwa i tradycyjnego, europejskiego porządku stronie „białej”, albo uznać, że nas sprawy rosyjskie nie obchodzą i zawrzeć z Rosją bolszewicką pokój. Pierwsza z tych możliwości wymagała zawarcia porozumienia z generałem Denikinem, najwybitniejszym z wodzów obozu „białych” w Rosji, sprawującym w 1919 roku władzę w całej południowej Rosji. Szykował się on – zdobywszy miasto Orzeł – do ostatecznej ofensywy na Moskwę i do obalenia bolszewizmu w Rosji. Zwracał się on do Polski z propozycją, by Polacy zrobili ofensywę przez Mozyrz do miasta Homla na wschodniej stronie Dniepru i by przez to odcięli znaczne siły bolszewickie. Był to moment zwrotny w rosyjskiej wojnie domowej: polska akcja, nieduża i stosunkowo łatwa, mogła była rozstrzygnąć losy rosyjskiej wojny domowej w kierunku antybolszewickim. Ale Polska przecież nie mogła takiej akcji przedsięwziąć, nie uzyskawszy od Denikina zapewnienia, że uzna sprawiedliwą polsko-rosyjską granicę, to znaczy linię Dmowskiego. Próby ułożenia się z Denikinem jednak z polskiej strony nie przedsięwzięto, a jego propozycję sojuszu pozostawiono bez odpowiedzi. Stało się nawet coś przeciwnego: Piłsudski zawarł (w Mikaszewiczach, około l listopada 1919 r.) cichy rozejm z bolszewikami, zapewniając ich, że Polska nie przedsięweźmie przeciw nim ofensywy i przez to będą oni mogli ściągnąć wojska z polskiego frontu i rzucić je przeciw Denikinowi. Piłsudski wolał zwycięstwo w Rosji bolszewików od zwycięstwa białej Rosji i odegrał w rosyjskiej wojnie domowej rolę czynnika przechylającego szalę”.
I kończył: „Być może, nasz sojusz z Denikinem był w istocie niemożliwy, a więc poprzeć go nie mogliśmy. (Choć miał on nóż na gardle, a w takim położeniu zwykle nie jest się nieustępliwym). Jest jednak faktem, że dojść z nim do porozumienia nie próbowaliśmy i że o jego ostatecznym stanowisku nic nie wiemy, a poparliśmy bolszewików”. (Jędrzej Giertych, „Tysiąc lat historii polskiego narodu”, Londyn 1986, ss. 67-68).
W tym końcowym zdaniu możemy dostrzec pewne złagodzenie sądów, np. w stosunku do opinii wyrażonych w listach do Józefa Mackiewicza z 1968 roku, ale ogólne przesłanie się nie zmieniło. Jędrzej Giertych był tym publicystą i politykiem emigracyjnym, który w największym stopniu zbliżył się do tez stawianych przez Józefa Mackiewicza. Skądinąd ciekawe byłoby poznanie opinii samego Mackiewicza na temat listów, jakie otrzymał od Giertycha, tym bardziej, że sympatykiem obozu narodowego nie był, wręcz przeciwnie.
Podczas dyskusji po ukazaniu się książki Józefa Mackiewicza „Lewa wolna” głos zabrał również Tadeusz Piszczkowski (1904-1990), członek Stronnictwa Narodowego, publicysta „Myśli Polskiej”, autor dwóch ważnych książek na temat historii Polski – „Odbudowanie Polski 1914-1921. Historia i polityka” (Orbis – Londyn 1969) i „Anglia a Polska 1914-1939 w świetle dokumentów brytyjskich” (Oficyna Poetów i Malarzy – Londyn 1975). W tej pierwszej książce znalazły się jego teksty na temat odbudowania państwa polskiego wcześniej zamieszczone na łamach „Myśli Polskiej”. Jeden z nich dotyczył sprawy Denikina („Lewa czy prawa wolna?” – całość zamieszczam w aneksach), co było nawiązaniem do tytułu powieści Józefa Mackiewicza. Piszczkowski nie zajmował tak kategorycznego stanowiska jak Giertych, nawet był skłonny uznać racje Piłsudskiego: „Ale czy miał uczynić inaczej? Czy miał dopomóc „białym”, do których nie miał sympatii („nie podobali się” – słowami Józefa Mackiewicza) i którzy choć uznawali prawa Polski do niepodległości zgodnie z deklaracją ks. Lwowa z marca 1917 r., za deklaracją tą powtarzali formułę o granicach etnograficznych i sprawę granicy polsko-rosyjskiej odkładali do rosyjskiej „konstytuanty” (…) Zwycięstwo bolszewików w wojnie domowej mogło się więc wydawać Piłsudskiemu mniejszym „złem” dla Polski – a ostateczna rozprawa z nimi łatwiejsza, niż z „białymi” w razie ich zwycięstwa”. Jednak nie rozstrzygał jednoczenie czy kto miał rację: „Była to więc sprawa kontrowersyjna – i Piłsudski mógł się w swych rachubach pomylić, mógł np. nie docenić sił, które bolszewicy byli w stanie powołać do życia, gdyby przyszło do starcia z Polską”.
Uznał przy tym, że błąd Piłsudskiego polegał na czymś zupełnie innym: „W zasadniczym stosunku Piłsudskiego do Rosji, w stosunku wyłącznie negatywnym. Nie sformułował on wprawdzie nigdy wyraźnie swego „programu rosyjskiego”, ale z jego całego postępowania wynikało, że był to program antyrosyjski i głębokiej nieufności do Rosji”. („Myśl Polska”, 15 kwietnia 1966, s. 3). I w tym miejscu trzeba się z autorem zgodzić, dotykał on istoty sprawy, nad którą się zastanawiamy przez tyle lat. Nie można budować racjonalnej polityki międzynarodowej opartej na fobiach, lękach, historycznych uprzedzeniach i – nie bójmy się tego słowa – pogardzie i nienawiści. Trwa to cały czas po dziś dzień. Dlatego, moim zdaniem, konkluzja Piszczkowskiego ma ogromne znaczenie. Dlaczego jednak nie zgodził się ze stanowiskiem Mackiewicza? Bo był wyrazicielem oficjalnego stanowiska obozu narodowego, a akurat w tej sprawie było ono nie tak jednoznaczne. Piszczkowski wspomniał o linii Dmowskiego, czyli koncepcji wschodnich granic Polski, które kwestionował Denikin. Z tego względu musiał tak sformułować swoje wnioski, jak to uczynił w omawianym artykule.
Było to i tak stanowisko bardzo wyważone. Wcześniejsze opinie polityków i historyków obozu narodowego było znacznie bardziej „antydenikinowskie”. Jako przykład podam dwie – Stanisława Grabskiego (1871-1949) i prof. Władysława Konopczyńskiego (1880-1952). Grabski był w roku 1919 jednym z czołowych polityków Narodowej Demokracji, przewodniczącym sejmowej komisji spraw zagranicznych, wiedział bardzo dużo, choć zrobić mógł niewiele, bo Piłsudski nie miał zwyczaju konsultować swoich posunięć z kimkolwiek, tym bardziej z liderami endecji. Grabski akceptował posuwanie się wojsk polskich na wschód (do linii Dmowskiego), kwestionował za to program federacyjny, w tym przede wszystkim był wrogiem popierania budowy Ukrainy. Jeśli zaś chodzi o stosunek do białej Rosji – nie różnił się wiele z Piłsudskim. W swoich pamiętnikach. pisanych co prawda pod koniec życia, w latach 1946-1948, tak pisał o przybyciu do Warszawy latem 1919 roku emisariuszy gen. Denikina:
„Misja ta skierowana była oczywiście do naczelnego wodza naszych sił zbrojnych, marszałka Piłsudskiego. Ale szef jej wyraził życzenie widzenia się też ze mną. Liczył on prawdopodobnie na moje poparcie u Piłsudskiego jego propozycji. Nie uznałem jednak za możliwe jakiekolwiek interweniowanie w tej sprawie Komisji Spraw Zagranicznych czy choćby mnie samego. Delegat Denikina (był to ataman kozacki, którego nazwiska jednak nie pamiętam) uchylał się od jakiejkolwiek rozmowy na temat przyszłej polsko-rosyjskiej granicy, twierdząc, że nie tylko on, ale i Denikin nie może żadnych w tym względzie zaciągać zobowiązań; dopiero prawowity rząd, który obejmie rządy w Rosji po zwalczeniu w niej bolszewizmu, będzie miał prawo zawarcia z Polską traktatu odstępującego jej ewentualnie jakąś część imperium rosyjskiego w zamian za okazaną pomoc w walce z bolszewickim przewrotem rewolucyjnym. Wedle tego Polska miałaby walczyć nie o odzyskanie ziem zabranych jej podczas rozbiorów i znajdujących się nadal pod silnym wpływem cywilizacji polskiej mimo stuletniej prawie ich rusyfikacji, ale dla przywrócenia w Rosji rządów tych sfer i tych ludzi, którzy przodowali przed wojną w tej właśnie rusyfikacyjnej polityce – po to, żeby się zdać następnie w sprawie naszej granicy na ich łaskawą ocenę oddanej im przez nas przysługi.
Anton Denikin na emigracji
Toteż nie zdziwiłem się, gdym się dowiedział, że ostatecznie po dłuższych rokowaniach, w ciągu których wysłał on też swych przedstawicieli do Denikina, Piłsudski nie zgodził się na militarną z nim współpracę. Opowiadano podówczas w Warszawie, że równocześnie zgłosił się do niego tajnie Marchlewski i że ulegając jego namowom Piłsudski powstrzymał na pewien czas działania wojskowe na Wołyniu i Polesiu, co pomogło armiom bolszewickim do złamania ofensywy Denikina. Nie udało mi się nigdy sprawdzić prawdziwości tej wersji. Ale gdyby był on tak naprawdę zrobił, to nie wziąłbym mu tego za złe, bo niewątpliwie w razie zdobycia Moskwy i Piotrogrodu przez białych generałów nie tylko Anglia, ale i Francja, w której każdy nieco zamożniejszy obywatel posiadał rosyjskie obligacje państwowe, stanęłaby całkowicie w sprawie naszej wschodniej granicy po stronie Rosji. Nie zachwycała mnie bynajmniej rewolucja bolszewicka w Rosji, ale o wiele bardziej od niej obawiałem się powrotu Rosji carskiej z nacjonalistycznym zawołaniem: jedinaja niedielimaja (jedna niepodzielna)”. (Stanisław Grabski, „Pamiętniki”, tom 2, Czytelnik –Warszawa 1989, ss. 126-127).
Dwie uwagi – Grabski zamierzał wydać swoje pamiętniki w wydawnictwie „Czytelnik” w roku 1948. On sam był wówczas (do wyborów w 1947 roku) wiceprzewodniczącym Krajowej Rady Narodowej. W jego biografii politycznej mamy epizod socjalistyczny, był jednym z założycieli PPS (1892). Dopiero na początku XX wieku przystąpił do Ligi Narodowej. Ten fragment życiorysu bardzo mu się przydawał po 1945 roku, i on sam chętnie go eksponował. Np. opisując działania na terenie Rosji w roku 1918, mające na celu uratowanie II Korpusu Polskiego przedzierającego się na wschód i dowodzonego przez gen. Józefa Hallera, wspomniał, że załatwił u bolszewików ich neutralność, bo poznał w Moskwie jednego ze swoich galicyjskich socjalistycznych przyjaciół z lat 90. XIX wieku, notabene Żyda. I druga uwaga – analiza wypowiedzi Grabskiego z roku 1919 nie wskazuje, że miał tak jednoocznie negatywne zdanie na temat białej Rosji. Domagał się szybkiego nawiązania z nią relacji politycznych, zresztą zgodnie z wytycznymi Dmowskiego. Prawdą jest natomiast, że punktem wyjścia do rozmów z Rosjanami miał być program terytorialny zarysowane przez Komitet Narodowy Polski. Możemy więc powiedzieć, że pisząc pamiętniki Grabski trochę nagiął swoją narrację do wymogów czasów, w których one powstały.
Drugi przykład jest bardziej jednoznaczny. Prof. Władysław Konopczyński był wybitnym, jeśli nie najwybitniejszym historykiem Polski nowożytnej, nazywanym „pożeraczem” archiwów, autorem takich epokowych prac, jak „Konfederacja Barska” czy „Dzieje Polski nowożytnej”. W okresie okupacji hitlerowskiej zajął się pisaniem biografii Józefa Piłsudskiego. Czekała ona na wydanie bardzo długo, bo aż do 2023 roku! O Denikinie czytamy tam takie oto zadnia:
„Denikin po Kołczaku i Judeniczu, a przed Wranglem uznany przez ententę za spadkobiercę carskiej Rosji, mocno wspierany przez Francuzów i Anglików działał od podstaw czarnomorskich i były chwile, kiedy już docierał na 100 kilometrów do Moskwy (…) Dyplomaci koalicyjni, jak i niektórzy Polacy liczyli na Piłsudskiego, że w wojnie z bolszewikami wyzyska chętnie tę reakcyjną dywersję. Strasznie trudne zadanie otwarło się przed politykami polskimi. Takich Rosjan, którzy by umieli traktować Polaków jak równouprawnionych przyjaciół, jak braci Słowian, było niewielu; może byłby takim Borys Sawinkow, reprezentant „demokratycznego komitetu”, opierający się na socjal-rewolucjonistach (…) a tym bardziej nie byli nimi wojujący z bolszewikami za anglo-francuskie pieniądze generałowie: Judenicz, Kołczak, Denikin głosili hasło Rosji „jednej i niepodzielnej”. Gdyby ktoś z nich zapanował nad sytuacją, i przywrócił carat, to niewątpliwie Anglia i Francja w spornych kwestiach między Polską a Rosją poparłaby tą ostatnią”. Ponadto Konopczyński napisał, że „Piłsudski znał Rosjan lepiej niż Dmowski” i był ostrzeżony przez gen. Karnickiego o stanowisku Denikina, co zniechęciło go do wsparcia jego armii. (Władysław Konopczyński, „Piłsudski a Polska”, Wydawnictwo Giertych, Kórnik 2023, ss. 121-122).
Pomimo krytyki programu federacyjnego, Konopczyński właściwie po cichu zgadza się z Piłsudskim w sprawie Denikina. Opinia o tym, że Piłsudski lepiej znał Rosjan niż Dmowski jest oczywiście dyskusyjna – Piłsudski stykał się albo z Rosjanami rewolucjonistami albo z ludźmi aparatu represji, Dmowski zaś miał liczne znajomości w establishmencie oraz w sferach rządowych. Zarówno Piłsudski, jak i Dmowski wychowali się w zaborze rosyjskim, znali język i kulturę rosyjską. Ich postrzeganie Rosji było jednak inne, choć można by się zgodzić z tezą, że po 1918 roku obaj w jakimś sensie brali na Rosji odwet. Zauważmy na koniec, że Konopczyński całkowicie nieprawdziwie pisze na temat stanowiska Denikina wobec Polski, nie stara się nawet przedstawić jego racji i powtarza slogany o niebezpieczeństwie „przywrócenia caratu”, co było w roku 1919 głównym straszakiem propagandy antydenikinowskiej nakręcanej przez obóz Piłsudskiego i PPS. Przypadek Konopczyńskiego pokazuje, że padała ona na podatny grunt nie tylko wśród zwolenników tych obozów. Jednym z tych dogmatów kultywowanych po dziś dzień jest też przedstawianie Borysa Sawinkowa jako jedynego „dobrego Rosjanina”.
Jan Engelgard
Jest to fragment książki pt. „Rosyjski syndrom. Sprawa gen. Antona Denikina z perspektywy historycznej”, która ukazuje się nakładem Wydawnictwa Capital i Domu Wydawniczego Myśl Polska.
Myśl Polska, nr 39-40 (22-29.09.2024)