WywiadyMusimy przemyśleć wszystko od nowa

Redakcja5 miesięcy temu
Wspomoz Fundacje

Rozmowa z Agnieszką Górską, posłanką Prawa i Sprawiedliwości w okręgu radomskim

Wybory za nami. Została pani wybrana na po raz drugi na posła Sejmu RP w Okręgu Radomskim. Czy tym razem było trudniej niż w 2019 roku?

– I tak, i nie. W 2019 roku PiS miało wyraźną przewagę nad konkurencją, więc było teoretycznie łatwiej. Ja startowałam do Sejmu w wyborach 2007, 2011 i 2015, ale bez powodzenia. W tych latach byłam radną Sejmiku Województwa Mazowieckiego i to było moje miejsce. W 2019 przeszłam do wyższej ligi, czyli do Sejmu. Zdobyłam 9134 głosy, co dało mi mandat. Teraz, tzn. w wyborach 2023 roku, udało mi się zdobyć 11.494 głosy, czyli powiększyłam swój dorobek, mimo że nasz komitet zanotował spadek poparcia w porównaniu z 2019 rokiem o prawie 9 procent (z ponad 57 do 48). W sumie mogę więc być usatysfakcjonowana, bo w tych trudnych dla PiS wyborach ludzie udzielili mi większego poparcia niż cztery lat temu.

Chyba nie wypada pani o tym mówić, ale wyprzedziła pani dwóch znaczących polityków PiS-u w regionie, w tym b. prezydenta miasta Radomia. Miała pani piąty wynik na liście. Ale ja nie o tym. Naszym czytelnikom godzi się przypomnieć, że swoją polityczną działalność zaczynała pani w Lidze Polskich Rodzin i z tego okresu ma pani związki także z naszym tygodnikiem?

– Tak, byłam radną Sejmiku Województwa Mazowieckiego w latach 2005-2006, wtedy Klub LPR liczył siedem osób. Wtedy też zaczęłam czytać „Myśl Polską”, znamy się więc bardzo dobrze, także z pracy w samorządzie województwa. Miałam poglądy narodowe i ich nie zmieniłam, to że LPR zakończyła swoją działalność polityczną w taki sposób, jaki to nastąpiło było dla nas przykrym doświadczeniem, ale życie musiało toczyć się dalej. Od 2007 roku jestem związana z PiS.

Pani Agnieszko, jak pani ocenia kampanię wyborczą. Zaczyna się z coraz głośniej mówić o tym, że PiS popełniło w niej kilka błędów, które zadecydowały o gorszym niż cztery lata temu wyniku. Jak to wyglądało z perspektywy waszego regionu?

– Ludzie żyją tu innymi problemami niż to co widzieliśmy w centralnych mediach, w których wrzało. Tymczasem w Polsce lokalnej jest o wiele spokojniej, nasi wyborcy, ale także spora część wyborców innych partii – myśli przede wszystkim o stabilizacji swojej sytuacji materialnej. I tu bez wątpienia mieliśmy przewagę nad konkurencją, bo przeciętny obywatel doceniał to, co w jego życiu zmieniło się na lepsze przez te ostatnie osiem lat, a w tym czasie władzę sprawowało Prawo i Sprawiedliwość. W mojej ocenie licytacja na obietnice jaką stosowała Koalicja Obywatelska, z tymi słynnymi 100 konkretami programowymi – nie przebiła się, przynajmniej u nas, do ogółu, bo ludzie uważają, że nie są to obietnice wiarygodne. O wynikach wyborów zdecydowały inne czynniki, od nas, tu na dole, niezależne. Były to: ogromna mobilizacja nowych wyborców idących do urn z przekonaniem, że trzeba skończyć z rządami PiS, i z drugiej strony, i to uważam za największy błąd, bo tej mobilizacji elektoratu przeciwko nam można było się spodziewać, zrażenie do siebie wszystkich potencjalnych sojuszników, od PSL po Konfederację, a to było już zależne wyłącznie od nas. Proszę sobie uświadomić, że gdyby nie ta polityka zrażania sobie pokrewnych ideowo ugrupowań, to dzisiaj, nawet po słabszym wyniku dla PiS – można byłoby bez problemu stworzyć koalicję PiS-PSL-Konfederacja. To dla mnie bardzo frustrujące, że praktycznie znaleźliśmy się w całkowitej izolacji.

Spytam jeszcze o nastroje na wsi, wśród producentów rolnych. Opozycja twierdziła, że stracili oni zaufanie do rządu i PiS? Czy to miało wpływ na wyniki wyborów?

– Tak, tu istniało pewne napięcie, ale nie należy przesadzać. Myślę, że największym  problemem była kwestia tzw. afery zbożowej i błędy, które na fali entuzjazmu popierania i pomocy Ukrainie popełniono. Ale ten czas minął, i rząd zaczął bronić interesów polskiego rolnictwa, decydując się nawet na konflikt z Ukrainą i Brukselą. I ludzie na wsi to widzieli.  Jednocześnie opozycja, która w tej sprawie atakowała rząd, że nic nie robi – zaczęła nas krytykować, że niepotrzebnie zadrażniamy relacje z Ukrainą. To jest niekonsekwencja świadcząca o podwójnych standardach, jakie stosowała opozycja. Kiedy rząd zaczął działać, nagle przestało się im to podobać, co musiało dać do myślenia rolnikom, którzy przez pewien czas zdawali się wierzyć opozycji, że jest dla nich jakąś nadzieją. Jestem pewna, że gdyby był w Polsce rząd złożony z partii opozycyjnych, to Polska nigdy nie sprzeciwiłaby się arbitralnym decyzjom Brukseli, która opowiedziała się w tym sporze nie po stronie państwa członkowskiego UE, tylko po stronie państwa, które nie rozpoczęło nawet procesu akcesyjnego. Działania resortu rolnictwa i rządu zwyczajnie wytrąciły poważny argument z rąk opozycji, jednocześnie demaskując jej prawdziwe oblicze.  Generalnie nie uważam, że straciliśmy głosy na wsi i wśród rolników. Ta mina została rozbrojona jeszcze przed wyborami. Przegraliśmy gdzie indziej i na innych polach.

Pytam o sprawy rolnie nie be przypadku, bo miała pani w poprzedniej kadencji nieprzyjemny incydent, który mógł się skończyć nawet pani wyjściem z Klubu PiS a także wyrzuceniem z partii. Chodzi mi o tzw. piątkę Kaczyńskiego, czyli ustawę o ochronie zwierząt. Było to we wrześniu 2020 roku. Ryzykowała pani wiele nie głosując za tą ustawą, do której prezes Jarosław Kaczyński przywiązywał dużą wagę…

– Nie tylko ja, było nas 15 osób, oprócz mnie: Jan Krzysztof Ardanowski, Kazimierz Moskal, Henryk Kowalczyk, Lech Kołakowski, Katarzyna Czochara, Zbigniew Dolata, Teresa Glenc, Teresa Hałas, Jerzy Małecki, Krzysztof Szulowski, Piotr Uściński, Marek Wesoły, Bartłomiej Wróblewski oraz Sławomir Zawiślak. Tak, to była poważna sprawa, ale już w dniu 17 listopada tego roku postanowieniem Rzecznika Dyscyplinarnego PiS umorzono postępowanie dyscyplinarne w sprawie naruszenia przez nas Statutu PiS. W związku z powyższym wygasła decyzja prezesa PiS z dnia 17 września 2020 r. o zawieszeniu nas w prawach członka. Zgadzam się, że ryzyko było duże, ale nasza grupa reprezentowała głos wielu producentów rolnych, którzy uznali projekt tej ustawy za godzący w ich interesy. Zachowaliśmy się zgodnie z naszym poczuciem interesu narodowego.

Nie da się ukryć, ze liderem waszej grupy był pos. Jan Krzysztof Ardanowski, b. minister rolnictwa. Niektórzy mówili, że wasz „bunt” może zagrozić większości sejmowej, jaką miało PiS. Jednak wszystko zostało załagodzone.

– Tak, Jan Krzysztof Ardanowski był najbardziej rozpoznawalną postacią w naszym gronie, stąd sprawa ta nabrała takiego znaczenia politycznego. Jak wiadomo wszystko skończyło się dobrze, bo naszym celem nie było przecież rozbijanie jedności Klubu, tylko sprzeciw wobec nieprzemyślanej ustawy. Jarosław Kaczyński wycofał się z jej forsowania a my wróciliśmy do Klubu. W wyborach w tym roku Jan Krzysztof Ardanowski, mimo formułowanej różnicy zdać z niektórymi elementami polityki rządu, wystartował na listach PiS i zdobył bez problemu mandat.

Jan Krzysztof Ardanowski ostro skrytykował tzw. aferę zbożową, czym naruszył pewne tabu, jakim było bezkrytyczne popieranie Ukrainy we wszystkich kwestiach, Od tej pory PiS zmuszone było do zmiany swojej polityki wobec tego państwa. Niejako następstwem afery zbożowej była także zmiana nastrojów w elektoracie PiS, co musiała uwzględnić centrala. Zaczęto mówić o zaprzestaniu niektórych programów pomocowych, co wzbudziło oburzenie mediów liberalnych. A jak na ten problem patrzą ludzie w tzw. terenie?  

– Nie ulega kwestii, że w pierwszym okresie wojny pomoc jakiej Polska udzieliła uchodźcom była powszechnie akceptowana, ale ten czas już minął, co zresztą było do przewidzenia. Teraz panują na ten temat nieco inne nastroje. Przede wszystkim nie jest akceptowana taka pomoc, która jest realizowana, w społecznym odczuciu, kosztem polskich obywateli, a takie przypadki były. Generalnie dobrze patrzymy na tych uchodźców, którzy podjęli pracę, nie stwarzają problemów, koncentrują się na osiągnięciu czegoś w Polsce. Gorzej jest z tymi, którzy wykorzystują system przywilejów socjalnych i nie wykazują ochoty do pracy. Uważam, że zapowiedź, że niektóre programy pomocowe zostaną zakończone była krokiem w dobrym kierunku. I proszę zwrócić uwagę, że opozycja, tak samo jak w przypadku importu żywności z Ukrainy, także zaczęła grymasić i krytykować. Taki mechanizm powtarza się cały czas. Przypomnę tylko natarczywe żądania zaprzestania importu węgla z Rosji na początku wojny. Kiedy to sie stało, i pojawiał się problem z węglem dla indywidualnych odbiorców, opozycja oskarżyła rząd, że zaprzestał  importu za wcześnie, mimo że sama żądała tego w trybie natychmiastowym!

Przejdźmy teraz do sytuacji powyborczej. Wszystko wskakuje na to, że to dawna opozycja obejmie rządy w Polsce a PiS będzie w opozycji. Co to może, według pani, oznaczać dla Polski?

– Uważam, że głównym zagrożeniem będzie lewicowy ekstremizm obecny w programach Nowej Lewicy, ale także PO oraz wśród niektórych działaczy Polski 2050. Weźmy choćby ich postulaty dotyczące polskiej szkoły. Jak czytam i słyszę te ich propozycje, to ogrania mnie przerażenie. No bo właściwie o co im chodzi? Jaka ma być ta ich „nowoczesna” szkoła? Najlepiej, żeby w ogóle nie było żadnych ocen, żadnych wymagań, nie było nauczania historii i nauki o współczesności, no i oczywiście religii. A co w zamian? – szkoła lekka, łatwa i przyjemna, z całkowitym już ubezwłasnowolnieniem nauczycieli i zniszczeniem resztek dyscypliny, jaka jeszcze w szkołach, zwłaszcza na prowincji – istnieje.  No i rzecz jasna jawne już wtargniecie do szkół agendy LGBT. Nie miejmy złudzeń, to jest główny cel tych zabiegów. Chodzi o opanowanie systemu edukacji, tak jak to ma miejsce na Zachodzie, z jakimi skutkami – dobrze wiemy. Co prawda w oficjalnych programach partii opozycyjnych tak radykalne postulaty nie padają. Np. PO nie postuluje wyrugowania lekcji religii, bo to musiałoby się wiązać z wypowiedzeniem przez Polskę konkordatu z Watykanem, ale to jest tylko tzw. mądrość etapu. Wiemy przecież, jak Platforma w przeciągu bardzo krótkiego czasu ostro skręciła na lewo, po to tylko, żeby licytować się z Lewicą i przekształcić się w partię pasującą do wzorca „europejskiego”. Mamy do czynienia ze zdumiewającym zjawiskiem, że duża centrowa partia, jaką była PO, przyjmuje postulaty programowe skrajnych grup i grupek, które zaczynają dyktować jej warunki, to tak jakby ogon machał psem. Przy okazji Platforma pozbywa się ze swoich szeregów ludzi o bardziej konserwatywnym nastawieniu, czego niejako symbolicznym zwieńczeniem było usunięcie z listy KO zasłużonej posłanki z Warszawy, Joanny Fabisiak, znanej z nieprzejezdnego stanowiska w sprawie obrony życia. I taką osobę usunięto z listy, bo ta kandydatura nie podobała się lewackiej frakcji w PO. To wszystko sprawia, że ludzie na prowincji, ale chyba nie tylko na prowincji, boją się „reformatorskich” pomysłów opozycji w trosce o swoje dzieci i ich przyszłość.

Skoro mówimy do obawach, to jednym z naczelnych tematów tej kampanii była kwestia nielegalnej imigracji spoza Europy. Czy to jest temat, który ludzi zajmuje?

– Owszem, ale wydaje mi się, że nie jest to jeszcze dla nich temat numer jeden, bo po prostu poza dużymi miastami – tego się na razie w ogóle nie odczuwa. Nie oznacza to jednak, że ludzie nie widzą, w dłuższej perspektywie, zagrożenia. Przecież członkowie ich  rodzin często podróżują po Europie i dobrze widzą, co tam się dzieje. Wystarczy pojechać do nie tak przecież odległego Berlina, by się o tym przekonać. Wiedzą też jak błędną i nierozsądna politykę prowadzi w tej kwestii Unia Europejska. Dlatego uważam, że jednoznaczne stanowisko PiS w tej sprawie było jak najbardziej słuszne. Proszę zauważyć, że może poza Konfederacją, inne partie raczej unikają jednoznacznych deklaracji na ten temat, bo boja się przekroczenia granicy, którą wyznacza poprawność polityczna. To daje wiele do myślenia.

Jak, pani zdaniem, powinna wyglądać polityka PiS, jeśli znajdzie się w opozycji?

– Uważam, że powinniśmy być hamulcowym, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, radykalnych pomysłów w takich dziedzinach, jak edukacja, kultura, czy tzw. zielona rewolucja. Powinniśmy przestrzegać przed przekształcaniem się Unii Europejskiej w superpaństwo, co jest nie ukrywanym celem biurokracji brukselskiej. Powinniśmy bronić polskiego  rolnictwa przed ukraińskim i przed próbami jego ograniczania i zwijania przez wzgląd na dogmaty klimatyzmu, stać na gruncie tzw. rolniczej dwunastki. Ale nie możemy tego robić sami. Moim zdaniem powinniśmy szukać sojuszników w tej walce o polskiej interesy w PSL i Konfederacji. Ta wspólna walka może nas do siebie zbliżyć i zakopać wykopane w latach minionych rowy. PiS musi się stać formacją nastawioną na współpracę i dialog, a nie na ciągłą walkę z pokrewnymi ideowo formacjami. To wielkie wyzwanie, ale wierzę, że można tego dokonać, a przyszłość pokaże, jakie będą tego owoce.

Rozmawiał Jan Engelgard

Myśl Polska, nr 47-48 (19-26.11.2023)

Redakcja