Od samego początku specjalnej wojennej operacji na Ukrainie, uważnie analizuję ocenę jej przebiegu, na podstawie wypowiedzi polskich ekspertów. Polskich emerytowanych generałów, politologów, polityków itp., dostępnych w publicznych mediach.
Po kilkunastu miesiącach wysłuchiwania tychże ekspertów dochodzę do wniosku, że w ich ocenie Rosjanie powinni przegrać już w pierwszych tygodniach tego konfliktu. Wywołuje to u mnie dysonans poznawczy. Zważywszy, że obecna sytuacja ukraińskich wojsk jest skrajnie krytyczna. Wymagająca jeszcze bardziej bezpośredniego wojennego wsparcia z Zachodu.
Z nami Śmigły-Rydz…
Coraz częściej kojarzę zaistniałą sytuację, ze wspomnieniami moich śp. Teściów, powstańców warszawskich. Szczególnie istotne są zapamiętane przeze mnie wspomnienia mojej śp. teściowej, córki kapitana Marynarki Wojennej.
W 1939 roku zdała maturę i dostała się na medycynę. Pierwszy wrzesień bezpowrotnie rozwiał jej plany. Zamiast na studia, wraz ze swoją matką została brutalnie wysiedlona z Gdyni.
Przed wybuchem wojny, Polacy karmieni byli antyniemiecką, prowojenną propagandą. Wmawiano Polakom, że są silni, zawarci, gotowi… Wmawiano, że nie grozi Polsce nic, bo „z nami jest Śmigły-Rydz” itd., itp… Natomiast w ówczesnych kręgach wojskowych było przeświadczenie, że w przypadku niemieckiej inwazji na Polskę, to maksymalnie w trzy dni, Wielka Brytania i Francja, zaatakuje Niemcy…
Wróg u obu bram
Kolejny raz Polacy zostali rozegrani przez Anglików i Francuzów, podobnie jak to przed wiekami czynił z Polakami Charles-Maurice de Talleyrand-Périgor (ur. 2 lutego 1754 w Paryżu, zm. 17 maja 1838 tamże), uznawany za twórcę współczesnej dyplomacji. Potrafił on znakomicie rozgrywać Polaków, twierdził, że Polacy jako naród są nie do wytrzymania, że z Polakami nie da się nic zrobić prócz bałaganu. Żeby Polaków zjednać, wystarczy im pochlebiać i „okazywać wzgardę Rosjanom”. I wpajać przekonanie zagrożenia ze strony, zarówno wschodnich, jak i zachodnich sąsiadów. Uzyskał w ten prosty sposób, oddanych sojuszników do napoleońskich wypraw wojennych.
Sanacyjna propaganda w międzywojennej Polsce zasadzała się właśnie na istnieniu zagrożenia z obu stron naszych granic.
Zbiórki na armię, obozy dla krytyków
W dniu 25 lutego 1939 roku, rozpoczęła się wizyta włoskiego ministra spraw zagranicznych Galleazo Ciano. Była to wizyta ostatniej szansy dla Polski, stworzonej na żądanie Adolfa Hitlera. Po odrzuceniu złożonych propozycji przez stronę polską Niemcy przystąpili do realizacji planów inwazji na Polskę.
Polska również zaczęła przygotowywać się do wojny z Niemcami. Zaczęto organizować zbiórkę pieniędzy na zakup broni. Organizowano więc bale dobroczynne, których celem było zebranie pieniędzy na broń. Uczestnictwo w nich dla oficerów WP miało charakter przymusowy. W balach tych między innymi uczestniczył ojciec mojej teściowej, kapitan Marynarki Wojennej z Gdyni.
Zaś krytycy ówczesnej sanacyjnej polityki pozbawiani byli pracy i osadzani (bez wyroku sądu) w Berezie Kartuskiej. Polacy pragnący pokoju byli zastraszeni.
Uściski według starych wzorców
Współczesna polska propaganda polityczna, podobnie jak w czasach sanacji, opiera się na takich samych zasadach, czerpiąc pełnymi garściami wzorce – również z słusznie minionego ustroju.
Niezmiernie wzruszają mnie wystąpienia współczesnego polskiego męża stanu, ściskającego się z ukraińskim przywódcą. Z uwagi na mój wiek i wynikającą z tego pamięć, wspomnienia przeszłych lat jako żywo przypominają mi między innymi powitania Ukraińca Leonida Breżniewa z Niemcem Erichem Honeckerem.
Zaś knajackie zawołanie „nie strasz, nie strasz…”, przypominają mi kadry z sitkomu Sami swoi. Ten sam styl, ta sama prostota i chłopska rubaszność przekazu.
W zasadzie można byłoby to ludyczne zachowanie ignorować, gdyby nie fakt, że ten zwrot skierowany jest do przywódcy mocarstwa nuklearnego. Nie zaś jak we wspomnianym sitkomie od Kargula do Pawlaka.
Żaby
Przysłowiową kropką nad „i”, jest publiczne wystąpienie polskiego ambasadora w Paryżu, awizującego możliwość przystąpienia Polski do wojny z Rosją.
To nie jest już śmieszne, to jest tragiczne. W ten właśnie sposób, przygotowywani jesteśmy jako społeczeństwo do nadchodzącej wojny, zupełnie podobnie jak za czasów sanacji 20-lecia międzywojennego w XX wieku.
Aby ugotować, żywą żabę, należy stopniowo, powoli, powolutku podnosić temperaturę wody… Wówczas żaba, nim się zorientuje, straci życie. A oni wraz z rodzinami odlecą do ciepłych krajów, do ciotek w Izraelu..
Eugeniusz Zinkiewicz