variaO wolności słowa i zniewadze majestatu

Wspomoz Fundacje

Podejrzewam, że większość z Państwa nie wie kim jest pan Marcin Bustowski. Ja też do dzisiaj nie wiedziałem. Ale dowiedziałem się, i to z nie byle jakiego źródła ale ze skądinąd zasłużonego dziennika Rzeczpospolita. Mianowicie z tekstu pod przykuwającym wzrok tytułem „Policja przeszukała dom szefa prorosyjskiej partii”.

Okazuje się, że pan Bustowski z zawodu jest rolnikiem, ale cechuje go też silna żyłka społecznikowska. Angażuje się w różne inicjatywy, a w lipcu ubiegłego roku doprowadził do rejestracji partii politycznej Przebudzeni Konsumenci. Jak podaje Rzeczpospolita głównym celem ugrupowania jest walka z glifosatem, środkiem chwastobójczym, którym zdaniem Bustowskiego Polacy są masowo truci. Racjonalny pogląd. Każdy rolnik wie, że glifosat to straszne świństwo. Szczególnie niebezpieczne gdy stosowane jest niezgodnie z instrukcją, co zdarza się nagminnie. Ale to temat na inną opowieść.

Wracając jednak do partii Przebudzeni Konsumenci, ma ją rzekomo wyróżniać także szczególny sentyment do Rosji. Bustowski zdecydowanie zaprzecza. „To tylko i wyłącznie narracja strony rządowej” – mówi. Nie wiem, nie znam człowieka, więc nie wypowiem się definitywnie. Jednak biorąc pod uwagę cały nasz obecny amok, wszystkie całkowicie idiotyczne oskarżenia, rzucane dziś publicznie przez niemal wszystkich wobec wszystkich, jestem skłonny uwierzyć na słowo raczej Bustowskiemu niż Rzeczpospolitej.

Skąd jednak tytułowa policja w domu lidera nowej partii? Otóż pan Marcin Bustowski był uprzejmy nazwać JE Andrzeja Dudę „amerykańską parówką wypełnioną izraelską treścią”. Opinia jak opinia. Zdarzało mi się czytać zarówno bardziej jak i mniej trafne spostrzeżenia na temat urzędującego prezydenta. Te ostatnie głównie z ust zawodowych pochlebców. Nie zmienia to jednak faktu, że pan Bustowski popełnił błąd, gdyż jednym czynem mógł złamać prawo dwójnasób. Obrazić urzędującą głowę państwa i zdradzić tajemnicę państwową.

Wobec tak strasznych przestępstw Agencja Rannego Budzenia odwiedziła pana Bustowskiego w domu, tradycyjnie o godzinie 6.00. Funkcjonariusze wywietrzyli mu zatęchłe szafy i pożyczyli sobie komputery oraz telefony. Jak to w praktyce postępowań bywa, zapewne na długo. Czy straszliwe przestępstwo znieważenia majestatu wymagało takich działań? – rzecz jasna nie. Była to pokazówka, na potrzeby pana Marcina i nas wszystkich.

I tak właśnie dochodzimy do faktycznej winy Bustowskiego. Jak skończony frajer uwierzył, że w Polsce mamy jakąś wolność słowa i jakiś pluralizm polityczny. Że można sobie ot tak założyć partię polityczną. I do tego mówić co się myśli. Też kiedyś w to wierzyłem. Prawda jednak jest znacznie prostsza i bardziej banalna. Wolność słowa, wolność zgromadzeń i pluralizm polityczny były tyko pustymi hasłami. Chwytem marketingowym, którym „opozycja demokratyczna” nęciła swego czasu tłumy. Dziś maski opadły. Nigdy nie chodziło o żadne ideały, jedynie o dorwanie się do paśnika. Wolność słowa, wolność zgromadzeń i pluralizm polityczny są, ale tylko dla swoich. Przekonał się o tym na własnej skórze Mateusz Piskorski, który w nagrodę za próbę powołania antysystemowej partii dorobił się wyssanych z palca oskarżeń o szpiegostwo i trzech lat odsiadki. Bez wyroku.

Niestety idee mają tą przykrą właściwość, że żyją nawet gdy stają się bezużyteczne. Stąd wciąż tacy frajerzy jak jak, którzy wierzą w wartość wolności słowa i wolności przekonań. Chciałbym żyć w Polsce, gdzie obywatelowi wolno głosić poglądy dowolnie egzotyczne. Dajmy na to potrzebę unii personalnej z Tajlandią. Bo w sumie dlaczego nie? Jakkolwiek ekscentryczny nie wydawałby nam się jakiś pogląd winniśmy zezwolić na jego głoszenie, o ile tylko nie narusza porządku prawnego obowiązującego w Rzeczpospolitej. W imię zasad.

Przemysław Piasta

Przemysław Piasta

Historyk i przedsiębiorca. Prezes Fundacji Narodowej im. Romana Dmowskiego. Autor wielu publikacji popularnych i naukowych.