KulturaPolska90. rocznica urodzin Bohdana Poręby

Redakcja3 tygodnie temu
Wspomoz Fundacje

90 lat temu urodził się mój Kolega i Przyjaciel Bogdan Poręba. Najbardziej polski z polskich reżyserów.   

Urodziny się w swoim ukochanym Wilnie. W rodzinie oficera Legionów, Wojska Polskiego i AK, i matki nauczycielki. Sam pisał, że miał 5 lat, gdy wybuchła wojna. Wilno było miastem frontowym, które kilkakrotnie przechodziło z rąk sowieckich w niemieckie i odwrotnie. Podczas walk matka chroniła się w majątku wuja, w gminie, która była bazą AK. Tam słuchał partyzanckich pieśni, poznał legendarne postacie. Pamięta wyzwolenie miasta przez żołnierzy AK, potem ich kilkudniowe zbratanie z Armią Czerwoną, zakończone wywózkami. W maju 1945 roku repatriowany z rodziną do Polski. Przez okna bydlęcego wagonu, który uwoził go z ukochanego Wilna, widział moment zakończenia wojny. Do 1949 roku był ostatnim drużynowym 5 Bydgoskiej Drużyny Harcerzy. Jego pożegnaniem z harcerstwem był organizowany przez hufiec – tajny pochód 3 Maja.

W 1951 roku, po zdanej z wyróżnieniem maturze, zostaje studentem wydziału reżyserii w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej w Łodzi. Reżyserem był wybitnym: „Apel poległych”, „Lunatycy”, „Droga na Zachód”, „Daleka jest droga”, „Prawdziwe w oczy”, „Hubal”, „Jarosław Dąbrowski”, „Gdzie woda czysta i trawa zielona”, „Polonia Restituta”, „Katastrofa w Gibraltarze” czy „Złoty pociąg”. Był również producentem 86 filmów fabularnych: „Nad Niemnem”, „Zamach stanu”, „Sekret Enigmy” czy „Gdańsk 39”. Reżyserował spektakle telewizyjne, w tym „Rzecz listopadowa” i „Tajny więzień stanu” Wyreżyserował 30 spektakli telewizyjnych w kraju i za granicą „Zjazd rodzinny”, „Życie i śmierć króla Jana” czy „Rozwalonym domu”.

Był szczerym i oddanym patriotą, człowiekiem autentycznej lewicy narodowej. Nie był klasycznym narodowcem, chociaż tak go wielu nazywał. A czasem się tak nazywał. Bardzo cenił Józefa Piłsudskiego, moim zdaniem zbyt cenił. O to wielokrotnie się spieraliśmy. W jednym z tekstów napisał: „Mimo że jestem narodowcem, a więc Dmowskiego uważam o wiele głębszy umysł, to jednak sądzę, że dzisiejsze oparcie o patriotyzm piłsudczykowski, a więc łatwiejszy jest technicznie konieczny. Taki patriotyzm odpowiada większości naszego narodu i nie zmienimy tego w ciągu jednego pokolenia. Jest to szansa na masowość. Jak my tego nie zrobimy, to zrobi to środowisko byłego PC czyli PiS-u. Dmowski będzie nam potrzebny, gdy stanie problem polityki wobec Rosji. Bo tu tradycja piłsudczyźniana nie ma nam nic do zaproponowania oprócz wyprawy kijowskiej”.

Na planie „Hubala”

W latach 1969–1990 należał do PZPR, był także członkiem PRON. Jego lewicowość nie miała nic wspólnego z lewactwem, co bardzo podkreślał. Zresztą dał temu wyraz podczas ostatniego Zjazdu PZPR gdy mówił: „Towarzysze i Towarzyszki. Przyszliśmy na pożegnanie. Jedni w skupieni, z żalem, ale i z determinacją, że oto odchodzi ktoś bliski, na kogo jednak przyszedł już czas. Inni by odtańczyć taniec radości nad świeżą mogiłą. Aż dziw bierze, że można było z kimś tak nielubianym przeżyć tyle dobrego i złego zarazem. A nasz zmarły był postacią tragiczną, a więc złożoną. Bo złożone i tragiczne są losy polskiej lewicy. Zrodziła się ona z walk o niepodległość i sprawiedliwość społeczną w okresie zaborów. To właśnie uparta walka polskich rewolucjonistów wyprowadziła sprawę polską na arenę międzynarodową. Po drugiej wojnie światowej, w warunkach Jałty i Poczdamu, nie było innej alternatywy niż rządy komunistów. W tym właśnie upatruje źródło tragizmu partii. W oczach narodu była ona ekspozyturą interesów mocarstwa, obciążonego grzechem 17 września i zbrodnią katyńską. Jeżeli określając los partii, używam słowa tragizm, to znaczy, że kryje się za nim gorzkie poczucie dumy. W Polsce pod władzą tej partii nigdy nie stanęły monumenty Stalina na miarę tych, jakie górowały nad stolicami państw ościennych. W Polsce nie było ani tylu ani na taką skalę pokazowych procesów politycznych. W Polsce nie zamykano i nie przerabiano kościołów na magazyny. W Polsce zawsze pomimo zafałszowań i ograniczeń było luźniej i swobodniej w nauce, kulturze i prasie. W Polsce uchroniono wieś przed kolektywizacją. A było to możliwe dzięki zdeterminowanej polityce niektórych polskich komunistów. Bagaż nienawiści, który na naszych barkach spoczywa, wywodzi się stąd, że w latach 1948-1956 Stalin w sekciarskich kręgach komunistów znalazł posłusznych wykonawców swojej polityki, wykorzystując ich jako instrumentarium biologicznej likwidacji najlepszych patriotów polskich wszystkich orientacji, czego symbolem było uwięzienie równocześnie Gomułki i kardynała Wyszyńskiego. Dziś problem partii, ale także i całego społeczeństwa, polega na dużej sprawności sekciarzy i ich spadkobierców w odchodzeniu od zajmowanych pozycji i błyskawicznym przegrupowaniu się na pozycje przeciwstawne. Zawsze jednak oddalonych od systemu racji, wartości, wyznawanych przez Naród Polski. O los lewicy w naszym kraju jestem spokojny. O jej istnienie upomni się głodna rzeczywistość. Ale w enuncjacjach prasowych, w pewnych wywiadach, pojawia się myśl nowego sojuszu. Jest to sojusz pewnej części naszych głośnych reformatorów z tak zwaną lewicą laicką. Uważam, że nieszczęściem byłoby porozumienie elit ukształtowanych na kosmopolityzm (…) Wchodząc do wspólnego europejskiego domu, Polska musi wejść do Europy Ojczyzn. Partia wchodząc do Międzynarodówki Socjalistycznej musi wejść jako partia narodowa. Inaczej powtórzy się koszmar wasalstwa wobec międzynarodówek. Agentury, jeśli nie wobec obcych mocarstw, to obcych interesów ekonomicznych. I wtedy zostaniemy odrzuceni jako obcy przeszczep przez Naród. A przecież jesteśmy i chcemy być krwią z jego krwi i kością z jego”.

Było to bliskie stanowisku Stronnictwa Narodowego. Pamiętajmy o liście „Do Polek i Polaków – delegatów na XI Zjazd PZPR”, który wystosowało SN, a podpisał je więzień bermanowszczyzny Adam Krajewski: „Nie odmawiamy zasług, w tym zwłaszcza w zagospodarowaniu Ziem Zachodnich, likwidacji bezrobocia, w umasowieniu oświaty i opieki socjalnej, w prowadzeniu polityki zagranicznej uwzględniającej interes i dobro Państwa Polskiego oraz odbudowaniu zniszczonego w wyniku II wojny światowej materialnego dziedzictwa Narodu (…) Po wojnie nie dopuszczono naszego Stronnictwa do działalności publicznej (…) przez siły niepolskie wywodzące się z KPZU, KPZB i Polej Syjon. Mamy świadomość i wiemy, że Polsce potrzebna jest partia sprawiedliwości społecznej, którą Wy nazywacie partią socjalizmu lub lewicy. Nam, jako Ruchowi Narodowemu, zależy na tym abyście tworzyli partię polską, reprezentującą socjalne interesy Narodu Polskiego, partie niezależną od wszelkich ośrodków zewnętrznych – wszelkich międzynarodówek”.

Wiele lat później kol. Bohdan Poręba jeszcze bardziej uwypuklał swoje widzenie lewicy: „Musimy najpierw odrzucić narzucony nam od dawna schemat lewicy. Tej antynarodowej, antyreligijnej, w gruncie rzeczy antyludzkiej. To pseudokomuna zdominowana przez żydowską mniejszość pod płaszczykiem pięknych haseł o sprawiedliwości niszczyła naszą cywilizację. Dla Polaków lewica to prorobotniczość, proludowość, harmonia w życiu społecznym bez biegunów biedy i bogactwa. Dla nich zerwanie z tradycją, historią, religią. Ideologiczny materializm. Ciekawe, że jest on tak bliski zarówno trockistom, jak i kapitalistom. Ale to przecież dzieci jednego diabła. Myślę że cała PRL, która musi być ochroniona w świadomości Polaków jako ograniczona ale polska państwowość – to historia zmagania się koncepcji polskiego socjalizmu z bezpaństwowością. Ta polska strona to przede wszystkim Gomułka i Gierek. KOR-owcom – spadkobiercom Bieruta, Bermana, Lampego – antynarodowym internacjonałom czyli trockistom udało się wszystkie pretensje Polaków do stalinizmu przerzucić na cały okres PRL, czyli ukierunkować emocjonalnie społeczeństwo przeciwko swojemu państwu. Majstersztyk antypolskiej agentury (…) Cała historia PRL to historia zmagania się polskiego żywiołu z obcymi żywiołami. I po to Grunwald powstał by dokończyć dzieło października 56 i marca 68. Los nasz i innych krajów środkowej Europy, jako skolonizowanych krajów doszlusowujących do poziomu trzeciego świata, został przesądzony jeszcze przed decyzją Andropowa, Gromyki, Brzezińskiego w imieniu Regana, o rozwiązaniu ZSRR (…) Dla trockistów o wiele wygodniejszy od idącego w stronę narodową komunizmu stał się globalizm. Ale chodzi o to samo – likwidację narodów, tym razem przez kapitalizm o obliczu imperializmu  czego przykładem jest Jugosławia czy Irak.”

Był przewodniczącym i ideologiem Zjednoczenia Patriotycznego „Grunwald”. Ale wbrew opinii wielu nie był założycielem Grunwaldu. Sam wspominał: „Zadzwonił do mnie gen. Stanisław Skalski, as polskiego lotnictwa, uczestnik bitwy o Anglię. Powiedział, że jest spotkanie i żebym przyszedł. Spotkaliśmy się u niego w domu. Byli tam jeszcze Kazimierz Studentowicz, działacz Stronnictwa Pracy, więzień stalinowski, Tadeusz Bednarczyk, historyk i żołnierz AK oraz Zdzisław Ciesiołkiewicz, prezes stowarzyszenia berlingowców, „Grunwald już działał niejawnie od dwóch miesięcy, ja się przyłączyłem”.

Na planie filmu „Polonia Restituta”

Wielu w tym fakcie upatrywało przyczyny niechęci sporej części środowiska filmowego do Poręby. Ja jestem przekonany, że to nastąpiło wcześniej niż powstał ZP „Grunwald”, bo w roku 1963. Wtedy miała miejsce premiera filmu „Daleka jest droga”. Film przedstawiał życiową historię oficera 1 Dywizji Pancernej, dowodzonej przez generała Stanisława Maczka jednostki Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. W filmie występuje miedzy innymi Jan Machulski, Christine Laszar, Henryk Bąk i Jerzy Duszyński. Muzyka mistrza Wojciecha Kilara. Za ten film kolega Bohdan Poręba wylądował na siedmioletnim bezrobociu. Sam Bohdan tak to wspominał w książce „Obronić polskość”: „Mój kierownik Zespołu Filmowego „Kamera” Jerzy Bossak, mówi do mnie tak: „Poręba, ty się urodziłeś żeby robić filmy kryminalne”. A ja miałem już scenariusz Jacka Wejrocha. Była to adaptacja trzech opowiadań Ksawerego Pruszyńskiego „Zientarowy testament”, „Pomiędzy wilki” i „W Giewałdowej” Wszystkie trzy opowiadania dotyczyły środowiska dywizji pancernej generała Maczka. Na ich podstawie zrobiłem kolejny film „Daleka jest droga”. Jest to powstały 63-cim roku jak dotąd jedyny pełnometrażowy film o armii polskiej na Zachodzie. Film o tym, jak żołnierze tej wspaniałej dywizji , która wyzwalała Francję, Holandię i Belgię a po zakończeniu wojny stacjonowała w Wilhelmshaven w Niemczech, stanęli przed dylematem: co dalej? Wracać, nie wracać do kraju? Zostać? (…) Ja ten film robiłem mając za konsultanta byłego szefa sztabu Stanisława Maczka, ówczesnego pułkownika i późniejszego generała Franciszka Skibińskiego. Przed kolaudacją pokazałem ten film jemu i wszystkim żołnierzom, jacy mieszkali w tym czasie w Warszawie. Na ekranie działy się rzeczy dla nich niesamowite: ich mundury, sztandar, czołgi i tragiczna scena, jak te czołgi idą na szmelc. Robiłem ten film w strasznych warunkach. Nie dano mi operatora, którego chciałem, a dano mi takiego – który mi co trzeci dzień mówił „Po co my o tych bandytach robimy film?” Władysław Forbert się nazywał i był do pilnowania mnie. Oczywiście pieniądze na ten film był szalenie małe. W filmie o dywizji pancernej miałem do dyspozycji jeden czołg i jeden transporter gąsienicowy! Reszta czołgów to były drewniane szkielety pokryte plandekami. Efekt końcowy to wielka zasługa scenografa, mojego przyjaciela, AK-owca, już nieżyjącego Wiesława Śniadeckiego. A wiec ten pokaz dla Skibińskiego i tych pancerniaków, którzy mi się rzucają na szyję, ściskają, płaczą ze wzruszenia że doczekali się czasów, kiedy o nich jest film. Na szczęście zrobienie tego filmu proponował mi inny szef innego zespołu filmowego – Ludwik Starski. Wyglądało na to, że film powstał na przekór mojemu byłemu szefowi. I dochodzi wreszcie do kolaudacji , która wypada dla mnie dobrze. W sumie film chwalono, ale trzy osoby nie zabrały głosu: Bossak, Ford i Jakubowska. Była to kamaryla, która decydowała o wszystkim co działo się w polskim filmie (…) Mimo to film wszedł na ekrany i obejrzało go półtora miliona widzów, ale zaatakował go Krzysztof Teodor Teplitz w recenzji „Za łatwy debiut”, w której go schlastał i domagał się wykreślenia mnie spośród reżyserów polskich”.

Właśnie po tych wydarzeniach stosunek do Bohdana się zmienił. Wielu filmowców związanych z środowiskami sekciarskimi w Partii przestało się do niego odzywać. Trwała nagonka w środowiskach związanych z Fordem, Bossakiem i Forbertem. Bohdan miał w tym czasie robić w polsko-radziecki film „Przerwany lot” o zestrzelonym radzieckim lotniku. Niby wszystko miało być dograne, ale ciągle cisza. Poręba udał się do Edwarda Zajićka i słyszy: „Bohdan, nie wiem co się dzieje ale spotkałem Bossaka, który powiedział że przez co najmniej pięć lat nie zrobisz żadnego filmu”. W niedługim czasie dostał wezwanie do ministra Tadeusza Zaorskiego (ojciec Andrzeja i Janusza) i słyszy „Panie Bohdanie, wie pan jest taka sytuacja, że ma pan robić pierwszy polsko-radziecki film, a zależy mi na tym, żeby zrobił go doświadczony reżyser. Będzie go robił pan Leonard Buczkowski, ale pan przygotował scenariusz, to będzie pan drugim reżyserem” (drugim reżyserem nie został). Obiecał mu również że następne filmy będzie robił samodzielnie. Przez kolejne lata każdy film był zatwierdzany, ale otrzymywał go inny reżyser.

To przymusowe bezrobocie trwało aż do roku 1968. Wtedy Bohdan trafił namówiony przez Ryszarda Gontarza na zebranie PZPR-u. Zresztą właśnie od niego usłyszałem o tym po raz pierwszy. Na tym zebraniu z trybuny miał mówić Zaorski: „Nigdy sobie nie daruje, że na tyle lat złamałem życie Bohdanowi Porębie”. Wtedy Poręba z wściekłości wdarł się na trybunę i powiedział: „Panie ministrze, nie po to mój ojciec walczył za ojczyznę, aby teraz jakiś minister decydował o moim zmarnowanym lub nie zmarnowanym życiu”. Rok 1968 był wznowieniem działalności artystycznej. W tym roku również Bohdan wstąpił do Partii, co nie było wcale takie łatwe jak się wielu wydaje. Dwa razy odrzucano jego kandydaturę. A w samej Partii miał ostre starcie z samym zbrodniarzem Adamem Humerem, który publicznie nazwał Porębę faszystą.

Działał w szeregu organizacji narodowych, kresowych i patriotycznych. Współpracował z Stanisławem Tymińskim i Andrzejem Lepperem. Uważał, że pierwszego zawiódł, a powinien przy nim trwać. Publikował w „Myśli Polskiej”, „Ojczyźnie” i „Wspólnocie”.

Miałem wielki zaszczyt przyjaźnić się i nazywać kolegą Bohdana Porębę. Działaliśmy razem w organizacjach sprzeciwiających się globalizmowi – w tym w Stowarzyszeniu „Nie dla Unii Europejskiej”. Zwiedziliśmy razem trochę Europy – byliśmy w Mińsku, Bratysławie, Pradze, Paryżu i Budapeszcie. Z uwagą słuchałem jak potrafił pięknie i mądrze mówić o Polsce. Z podziwem patrzyłem jaka tkwiła w nim wola walki o sprawiedliwszą i mocniejszą ojczyzną. Gdy był na Śląsku zatrzymywał się w moim domu. Wiele godzin spędziliśmy rozmawiając o różne tematy – czasem przy kawie, czasem przy wódce.

Bohdan Poręba i Łukasz Jastrzębski

Szczególnie zapamiętałem trzy rozmowy. O Wojciechu Kilarze, Januszu Kidawie i jego obronę przez Żydówkę Dorę Kacnelson. Pierwszego uważał za największego artystę naszych czasów. Na łamach „Myśli Polskiej” pisał: „Dzisiaj dowiedziałem się o śmierci niewątpliwie największego kompozytora muzyki poważnej (choć nie tylko). Był kompozytorem narodowym z wpisaną w serce i umysł tożsamością. Miałem szczęście i zaszczyt pracować z nim dwa razy nad filmami, w których muzykę kształtowała polskość”. Uważał Kilara za artystę doskonałego. Podziwiał go całościowo. W drugim czyli Januszu Kidawie chyba widział również siebie. Po jego śmierci pisał: „Dołączyłeś do grupy reżyserów patriotów , którzy wegetowali na bezrobociu: Jerzego Gabrielskiego, piewcy walki górników śląskich z obcym kapitałem w filmie „Czarne diamenty” z 1939 roku, który na premierę czekał 42 lata. Jerzy Gabrielski, był jak i inny zaszczuty przez tą samą mafię nasz wspólny wychowawca-reżyser Antoni Bohdziewicz który kierował referatem foto-filmowym Wydziału Propagandy Mobilizacyjnej AK („Rój”). Zresztą robił to na zlecenie prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego. I Ty również dołączyłeś do tych reżyserów. Nie brakowało Ci cywilnej odwagi. Razem z Ryszardem Gontarzem zrobiłeś film „Sprawiedliwi” z 1968 roku o ratowaniu Żydów przez ludność polską. Film mówił prawdę i tego Ci już nie wybaczyli” Uważał, że Kidawie zablokowali możliwości twórcze. Uważał, ze go skrzywdzili. Wolał mówić o krzywdzie kolegi, niż swojej. Trzecią osoba była Dora Kacnelson. Bohdan Poręba ją uwielbiał. Była również jego tarczą, gdy różnorakie antypolskie środowiska próbowały go łajać antysemityzmem. To białostocka Żydówka. Historyk, literaturoznawca i slawistka, badacz dziejów Kresów Wschodnich i polskich zesłańców. Była wiceprezesem gminy żydowskiej w Drohobyczu i działaczką Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Drohobyckiej. Znawczyni tematyki ukraińskiej, krytyk prób rehabilitacji banderyzmu. Bohdan nazywał ją „Żydówką Wielkiej Polski”. On broniła go przed absurdalnymi zarzutami.

Kolega Bohdan miał również wady – główna z nich to ufność. Wierzył w dobre intencje ludzi, uważał wielu ludzi za przyjaciół a oni go później zawodzili. Zawsze kierował się hasłami: „Nie jest ważne kto skąd przychodzi i gdzie był, tylko to co chce zrobić dla Polski” oraz „Nie ma Polski przedwojennej, podziemnej, ludowej, trzeciej, czwartej, siódmej, tylko jest jedna Polska, a zmieniają się jedynie okoliczności, w jakich ona istnieje. Polska rozbiorowa to też była Polska, bo Polska to jesteśmy my wszyscy. Polska to są groby, ziemia i wszystko, co Polacy na niej zbudowali. Polska to jest historia. Polska to jest wiara, język, kultura. To wszystko jest Polska”. Bardzo mocno przeżywał swoje nieudane projekty polityczne.

Bohdan Poręba zmarł w 2014 roku, został pochowany na Cmentarzu Komunalnym Północnym w Warszawie. Bardzo bym chciał, by Polacy choć odrobinę tak kochali swoją Ojczyznę jak kol. Bohdan.

Łukasz Jastrzębski

Redakcja