ŚwiatRequiem na śmierć Jugosławii

Przemysław Piasta1 miesiąc temu
Wspomoz Fundacje

Ledwie dzień po 25 rocznicy rozpoczęcia przez NATO, do którego wstąpiliśmy chwilę wcześniej bombardowań istniejącej wówczas Jugosławii został pochowany w Krakowie Marek Głogoczowski. Warto w związku z tym przypomnieć Jego ważny artykuł na temat tego jak później obalono nielegalnie Milosevica, stosując dokładnie te same metody kolorowych rewolucji znanych później z Ukrainy czy Gruzji, które na szczęście dla Rosji czy Białorusi zakończyły się kilkukrotnie niepowodzeniem.

B. Doborzyński

 

 

Requiem na śmierć Jugosławii

Zaledwie w kilka dni po zaprzysiężeniu Voislava Kosztunicy na prezydenta Federacyjnej Republiki Jugosławii, nowo wybrany prezydent zapowiedział, że nosi się z zamiarem zamiany nazwy reprezentowanego przez siebie kraju na “Serbio-Czarnogóra”. Co więcej, jeśli mieszkańcy Czarnogóry będą się chcieli od tej federacji odłączyć, to nie będzie on protestował. (Choć formalnie, jako prezydent, ma on dbać o całość tego związku.) Czyli po prostu, Kosztunica to kolejny – po Gorbaczowie (i częściowo Havelu) – “prezydent intelektualista” Europy Wschodniej, który już się przymierza do tego, aby wykopać spod siebie stołek (ściślej, fotel) na którym ledwo co usiadł. Coś jak gdyby ci wszyscy prezydenci-intelektualiści starali się zrealizować pomysł innego znanego “słowiańskiego” intelektualisty, Bronisława Geremka: “Musimy ująć w nawias całą historię Europy między 1918 a 1989 rokiem. (W rzeczy samej, nie istniejące już ZSRR powstało dopiero w 1921 roku.)

Okoliczności poprzedzające “koronację” Kosztunicy (7 października br.) były dość huczne, jakieś migawki pokazywała telewizja, z czego warto było zapamiętać scenę szturmu na Parlament Serbii, oraz “taniec szczęścia” mieszkańców Belgradu wśród złupionych przez nich sklepów. No i w naszych mediach (łącznie z “Trybuną”) powiało optymizmem, że nareszcie demokracja zawitała do naszych południowych pobratymców: nie dość, że tamtejszy “dyktator” Miloszewić siedzi praktycznie w domowym areszcie, to jeszcze jego syn chciał aż do Chin uciekać. I oprócz gęstych informacji, że z pomocą humanitarną dla Serbii zaczęły się nagle spieszyć i MFW i Bank Światowy, niewiele się dziś o tym kraju mówi.

O tym, co naprawdę się wydarzyło miesiąc temu w Serbii, w polskiej prasie można się dowiedzieć li tylko z przedrukowanego w “Forum” z 22 października artykuliku węgiersko-amerykańskiego dziennikarza George’a Szamuelego. (Który to dziennikarz był chyba pierwszym, który szerzej ujawnił, że w momencie katastrofy “Kurska” w bezpośredniej jego bliskości były dwie amerykańskie łodzie podwodne, z których jedna “Memphis” w kilka dni później znalazła się w doku naprawczym w Norwegii.) Pozwoliłem sobie zatem na krótką kompilację informacji własnych (byłem w Serbii na dwa tygodnie przed wyborami) oraz tych otrzymanych pocztą elektroniczną od wydawców znanych witryn http://digilander.iol.it/lajugoslaviavivra we Włoszech oraz www.truthinmedia.org w Stanach Zjednoczonych. (W tym ostatnim portalu czasami publikowane są moje wypowiedzi, np. w Biuletynie z 3.10.)

Najprecyzyjniejsze opracowanie przebiegu “demokratycznych przemian” w Belgradzie wyszło spod pióra (klawiatury) p. Diany Johnstone która, pomimo mylącego nazwiska, zapewne pochodzi z Jugosławii. Według niej niedawna, rewolucyjna przemiana Serbii, była rezultatem nałożenia się dwóch, sterowanych z niezależnych od siebie ośrodków, procesów politycznych. Jednym z nich były, zorganizowane przez rząd Miloszevicia, normalne wybory do władz Jugosławii. Wybory te zostały przyspieszone prawie o rok, bo rząd kalkulował, że nienawiść Serbów do NATO jeszcze będzie wystarczająco duża, by zneutralizować działalność sponsorowanej przez NATO “V kolumny”.

Drugim zaś, przemilczanym przez “zunifikowane media Zachodu” zjawiskiem, były właśnie te gigantyczne, ledwie skrywane przygotowania władz “NATOlandu” (jak Johnston określa Imperium Zachodu) do dokonania, wykorzystując napięcie związane z wyborami, totalnego przewrotu w ostatnim skrawku Europy, dotychczas jeszcze nie spacyfikowanym przez Zachód. (Cóż, rzeczony NATOland, którego jestem od ponad półtora roku obywatelem, w mej głowie się jawi jako po prostu Mendoland. O czym na końcu.)

Ten “demokratyczny przewrót” w Belgradzie był całkowicie reżyserowany (i finansowany) zza granicy, ze specjalnego “Biura ds. Jugosławii”, jakie rząd USA otworzył w sierpniu br. w Budapeszcie. A oto szczegóły tego komercyjno-rewolucyjnego przedsięwzięcia. Otóż jak się dobrze przypatrzeć, to można zauważyć, że władzom NATOlandu udało się rozwalić (bardzo już ograniczony) socjalizm w Serbii za pomocą specyficznego, skonstruowanego wspólnym wysiłkiem CIA i rozmaitych Fundacji Sorosa, “wirusa kulturowego”. Budową takich właśnie “wirusów” zajmują się w USA wyspecjalizowane agencje i każdy kto choć trochę interesował się tą dyscypliną wie, że aktywny wirus składa się z dwóch części. Jedną z nich jest “głowa”, która musi zawierać informację “miłą” dla organizmu (względnie komórki) do której się wirus doczepia. Natomiast w jego (początkowo niewidocznym) “ogonie” ukryta jest informacja służąca czy to do zniszczenia zainfekowanej komórki (organizmu), czy też do podporządkowania jej (jego) metabolizmu konsumpcyjnym potrzebom pasożyta, który się wyspecjalizował w wytwarzaniu takich właśnie “cząsteczek informacyjnych”. (Na przykład “głowa” niedawno zlokalizowanego, groźnego wirusa komputerowego “I love you”, składa się z miłego zapewnienia uwidocznionego w tytule, natomiast w jego ukrytym “ogonie” znajduje się informacja bardzo przykra dla naiwnego użytkownika, który uwierzył w miłość do siebie anonimowego konstruktora tego typu wirusa.)

Takich właśnie, podstępnych “wirusów kulturowych” w naszym otoczeniu funkcjonuje bardzo wiele, by wskazać tutaj na konstrukcję “Pisma Świętego”, powielanego w naszym kręgu kulturowym już od wielu setek lat. Otóż “głową” Biblii są Ewangelie, z których treścią każdy rozsądnie myślący człowiek zwykł sympatyzować. Natomiast doczepiony do tej “Dobrej Nowiny”, dwu-członowy “ogon” zawiera “informację perfidną”, ukrytą w dwóch, pozornie niezależnych podzespołach omawianego “wirusa z papieru”. Jednym z nich są “Listy” św. Pawła, a drugim podstawowe instrukcje Starego Testamentu. Nie trudno tutaj zauważyć, że tak właśnie skonstruowane “Pismo Święte” stało się narzędziem, za pomocą którego “pobożne pasożyty” potrafiły już po wielokroć w historii zbudować terrorystyczne “Imperia Boże”, oparte bez reszty na obłudzie i rabunku (by wskazać tu tylko na Krzyżowców czy Krzyżaków).

W wypadku skonstruowanego przez agentury Nowego Światowego Porządku podstępnego, wieloczłonowego wirusa “We (NATO) love(s) Serbia”, jako “głowa” został ustawiony portret Voislawa Kosztunicy, człowieka nieskalanego ani kolaboracją z NATO, ani z reżymem Miloszewicia, a w dodatku Europejczyka, prawosławnego narodowca oraz monarchistę. Jego portret medialny stanowił zatem sam “miód” na łaknące “normalności” serca Serbów. I rzeczywiście, około jednej trzeciej elektoratu (2,4 miliona z 7,5 milionów) na ten, wydzielający zapach miodu, “lep na wyborcze muchy” dało się złapać. Niestety, entuzjaści Kosztunicy nie chcieli zazwyczaj wiedzieć o tym, że ten “kryształowo czysty” polityk wynajął się jako “ruchoma atrapa”, mająca zasłonić “marsz na Serbię” dość obrzydliwego “ogona”, w całości finansowanego i ustawianego przez wrogie Jugosławii siły. (Źródła włoskie podają, że wrześniowo-październikowy “marsz na Belgrad” V kolumny kosztował w sumie aż 600 milionów dolarów, czyli 1,4 miliarda marek. Nic zatem dziwnego, że natychmiast po “zwycięstwie”, na serbskim rynku pojawiła się taka ilość marek, że ich czarnorynkowy kurs spadł o połowę w stosunku do dinara.)

Jeśli chodzi o budowę ukrytego za Kosztunicą “ogona”, to składał (składa) się on z kilku segmentów, dość zresztą precyzyjnie dobranych. Oczywiście każda “cząsteczka informacyjna” ogona poruszała (i nadal porusza) odmienny zestaw “aktorów rewolucji”. Nad całością poczynań czuwał (i czuwa) wyborczy “impresario” Kosztunicy, Zoran Dzindzić, znany agent niemiecki i entuzjasta (wraz ze swą partią “Demokratów”) zeszłorocznych bombardowań swego rodzinnego kraju. Za nim porusza się “Grupa 17” ekspertów ekonomicznych, zainfekowanych wirusem “Reformy ekonomicznej”, polegającej na jak najszybszym wprowadzeniu w Serbii kuracji szokowej w stylu naszego Balcerowicza. Ta “końska kuracja” ma zlikwidować nierentowne przemysły, które (pomimo precyzyjnych bombardowań) wciąż w tym kraju istnieją. Pozostałą zaś po “reformach” masę upadłościową ma się przekazać jak najszybciej w ręce ponadnarodowej Koalicji Globalnych Inwestorów, będącej rodzajem nieformalnej, dyrygowanej w znacznym stopniu przez “Grupę Sorosa” super-korporacji. (Według planów G-17, w Serbii ma nawet ulec likwidacji narodowa waluta, którą- ma zastąpić “ponadnarodowa” Deutschmarka.)

By ten plan “przekładki własności” z rąk serbskich do obcych miał szansę powodzenia, konieczne było zorganizowanie bojówek “żelaznej pięści”, nadzorujących właściwy przebieg zaplanowanych reform. Bojówki te noszą nazwę “Otpor” (Opór) i rzeczywiście pozdrawiają się symbolem zaciśniętej pięści (znanym skądinąd młodym polskim czytelnikom sponsorowanego przez Sorosa pisemka “Nigdy więcej”). Ten ruch “Soros Jugend” – w Serbii zwany przez socjalistów “Madleine (Albraight) Jugend” – został przygotowany do spełnienia tej samej roli jaką spełniła Hitlerjugend w latach 30-tych w Niemczech. Dziarscy działacze Otporu (zazwyczaj studenccy aspołecznicy, anarchiści, antynarodowcy oraz liczni, dobrze poznani w Polsce w szeregach Solidarności, nosiciele wirusa kulturowego pod nazwą “Wszechwiedzący dureń”) mieli (mają) za zadanie wystąpić w roli najzwyklejszych “wykidajłów”, wyrzucających przedstawicieli dotychczasowego serbskiego establishmentu, z ich miejsc pracy.

No i w końcu istotną rolę w kluczowym momencie przewrotu odegrała kilkutysięczna, rzeczywiście folklorystyczna grupa “Janczarów NATOlandu”, czyli młodych i silnych “wiecznych bezrobotnych”, zwerbowanych głównie w miejscowości Czaczak, będącej rodzajem stolicy, zainfekowanego wirusem “Precz z komuną”, monarchistycznego ruchu “czetników”.

Scenariusz rewolucji, polegającej na uruchomieniu super-wirusa “We (NATO) love(s) Serbia” (NATO kocha Serbię), był znany w swym ogólnym zarysie rządowi Jugosławii już przed 24 września. Jak informował Jerzy Hernik w “Trybunie”, spodziewano się, że zaraz po wyborach “demokraci” zaczną krzyczeć, że wybory sfałszowano i że na to hasło z sąsiedniej Republiki Serbskiej wpadną fałszywi serbscy policjanci, by rozpocząć aresztowania dotychczasowych, lokalnych władz Serbii. W praktyce decydujące starcie “starego” i “nowego” porządku nastąpiło dopiero 5 października po południu, kiedy to na placu przed Parlamentem w Belgradzie zgromadził się około 100 tysięczny tłum, złożony głównie ze sprowadzonych z Czaczaka “janczarów NATOlandu”, wzmocnionych lokalną “pruszkowską”, pochodzącą z przedmieść Belgradu, chuliganerią.

Otóż właśnie w rzeczony czwartek 5 października usłyszałem po południu w Polskim Radio informację, że jugosłowiański Trybunał Konstytucyjny unieważnił całą, kwestionowaną przez “demokratów”, pierwszą turę wyborów, i że Miloszević pozostaje prezydentem aż do połowy roku przyszłego. Ta wiadomość (jak się później okazało, był to “wirus informacyjny” spreparowany przez Zorana Dzindzicia i natychmiast nagłośniony przez Wolną Europę) oczywiście musiała podsycić wściekłość manifestujących, wspierając ich duchowo w realizacji zaplanowanego wcześniej ataku na budynek Parlamentu. (W budynku tym znajdowała się Główna Komisja Wyborcza i dzięki uderzeniu “demokratów”, zgromadzone przez nią wyniki głosowania zostały zniszczone, gwarantując elekcję Kosztunicy już w pierwszej turze.) “Rewolucyjnego kłamstwa” Zorana Dzindzicia rządowe media Serbii nie zdołały już sprostować*, gdyż “manifestanci”, za pomocą sprowadzonego przez nich aż z Czaczaka buldożera, sforsowali mur chroniący wejście do odległego o kilkaset metrów od Parlamentu studio Radia i Telewizji Serbii, plądrując go i wyłączając z użytku. (Budynek ten po raz pierwszy został zaatakowany przez NATO w roku ubiegłym. Zginęło wtedy 18 osób.) Podobny los spotkał pobliskie lokale wszystkich współrządzących Jugosławią partii, a także i okoliczne sklepy.

Przywódca ataku na Parlament, znany ze swego antykomunizmu burmistrz Czaczaka Velimir Ilic, chwalił się potem przed prasą, że w tajemnicy zakupił wcześniej mundury policyjne, aby ubrać w nie część swych “janczarów”, tak aby zmylić zarówno zwykłą policję jak i odbiorców programów TV widzących “serbskich policjantów”, żwawo wbiegających po schodach Parlamentu wespół z “manifestantami”. Ta sfilmowana przez CNN sugestywna scena stała się sygnałem, by w całej Serbii bojówki “Otporu” (oraz pokrewnych formacji) ruszyły do totalnego ataku, wyrzucając, bijąc, a nawet strasząc śmiercią, dotychczasowe dyrekcje ważniejszych banków, zakładów pracy, przedstawicieli lokalnych władz i oczywiście pro-rządowych dziennikarzy. (Jak podaje Johnstone, straszono (i straszy) się śmiercią także dzieci serbskich dostojników. Podejrzewam, że to właśnie z tego powodu uciekł z kraju syn Miloszevicia, a prezes Trybunału Konstytucyjnego wylądował aż w Chinach.) Według wiarygodnych korespondentów “truthinmedia.org”, sponsorowany przez amerykański fundusz “National Endowment for Democracy”, burmistrz z Czaczaka płacił swym “rzezimieszkom” (thugs) przeciętnie po 10 tysięcy DM za udział w happeningu “przywracanie w Serbii demokracji”.

Panią Johnstone zaintrygował jeszcze jeden, specyficzny rys “powrotu Serbii do Europy”. Otóż zwerbowani w Czaczaku “janczarzy NATOlandu” byli w znacznej swej liczbie uczestnikami oddziałów paramilłitarnych, działającymi kilka lat temu w Chorwacji i Bośni. (Jak utrzymuje to pisujący w “Gazecie Wyborczej” Timothy Garton Arsh, niektórzy z nich brali nawet udział w wyzwalaniu Srebrenicy.) I oto w ciągu jednego dnia, ci piętnowani bezustannie przez społeczność międzynarodową “serbscy zbrodniarze”, stali się pozytywnymi bohaterami Europy. Co więcej, według informacji przekazanych w wywiadzie telewizyjnym przez ustępującego wice-premiera Serbii Seselja, także i wśród generałów dowodzących serbską policją znalazło się dwóch “zdrajców” (gen. Ulemek i Djordjević), którzy ułatwili “opozycji” zdobycie Parlamentu. Otóż właśnie ci wyżsi oficerowie, w czasie pacyfikacji Kosowa latem 1998 roku, byli odpowiedzialni za rozstrzeliwanie “powstańców” (tzn. rzezimieszków) albańskich w Juniku i Drenicy. Kilka miesięcy temu poszli oni na współpracę z CIA po prostu w nadziei, że w ten sposób będą mogli swe wcześniejsze grzechy “odkupić”. (Podobnie zresztą przedstawia się sprawa znanego albańskiego rzezimieszka, generała Agima Ceku, zasłużonego przy etnicznym czyszczeniu chorwackiej Krainy z Serbów. Wkrótce potem został on wytypowany przez NATO na przywódcę Armii Wyzwolenia Kosowa.) Możemy zatem śmiało powiedzieć, że NATOland to kraina, w której rządzi prawdziwy “klub wybrańców boga”, z którym ochoczo współpracują wszystkie rzezimieszki** (oraz gangsterzy w rodzaju czarnogórskiego Milo Djukanowicia) na Bałkanach.

Osobna sprawa, to udział Rosji w niedawnym happeningu przywracania w Serbii demokracji. Otóż do zeszłorocznego wyparcia Armii Jugosłowiańskiej z Kosowa bardzo się zasłużył rosyjski “mediator” Wiktor Czernomyrdin, jeden z wielkich oligarchów rosyjskiego kompleksu paliwowo-energetycznego. W nagrodę za tę “przysługę dla NATO” Rosja otrzymała podówczas kilka miliardów dolarów kredytu z MFW (które to kredyty wkrótce potem, po wybuchu wojny w Czeczenii, w znacznej mierze cofnięto.) Dzisiaj, choć rządzi już Rosję “słowiański” (?) prezydent Putin, skład Ministerstwa Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej pozostał taki sam jak w czasie niedawnych bombardowań. No i tak jak przed półtora rokiem w wypadku Kosowa, tak obecnie w wypadku całej już Serbii Rosja ewidentnie wyraziła zgodę na jej kolonizację przez NATOland. Ceną za tę “przysługę dla demokracji” jest prawdopodobnie, zatwierdzony dokładnie w momencie pobytu Kosztunicy w Moskwie, gigantyczny kontrakt na dostawy do Europy gazu z półwyspu Jamal.

Na zakończenie kilka słów wyjaśnienia, dlaczego zwycięskie dzisiaj Imperium Zachodu, którego jestem obywatelem, kojarzy mi się uparcie z terrorystycznym “Imperium Mendy”. Otóż parę dni temu otrzymałem

Kopię listu z Nowego Sadu, w którym to mieście NATO rozwaliło w roku ubiegłym wszystkie trzy wielkie mosty na Dunaju. Dwa z nich już odbudowano i to w ekspresowym tempie kilku miesięcy. (Gdy byłem tam w marcu br., to budowę pierwszego z nich dopiero zaczynano.) Autor listu prosił aby rozpowszechnić następującą wiadomość. Otóż gdy w ostatnich miesiącach przychodził nad Dunaj oglądać postęp prac przy odbudowie, to często był świadkiem jak miejscowa “opozycja” naśmiewała się publicznie z pracujących “stachanowców”, pokazywała im tekturowe karykatury mostu, demonstrując swą pogardę dla niskopłatnych roboli-patriotów, którzy się zawzięli aby odbudować swój kraj z NATOwskich zniszczeń.

Drugi z tych mostów miał być otwarty w połowie września, ale było opóźnienie i otwarto go po 5 października, kiedy się już zmieniły lokalne władze. I wtedy nagle wydarzył się cud, porównywalny z tym jaki się przydarzył św. Pawłowi na drodze do Damaszku. Ci wczorajsi “prześmiewcy” klasy robotniczej stanęli obecnie na czele manifestacji ludzi dumnych z odbudowy mostu, przez megafony w czasie uroczystości jego otwarcia mówili dużo o patriotyzmie, ale już ani słowa o tym kto wardański most zbombardował i dlaczego go trzeba było odbudowywać. I to jest właśnie etos właścicieli “Nowej Europy”, która to elita jakoś dziwnie mi się kojarzy z gatunkiem pasożyta zwanego potocznie mendą.

* Według potwierdzonych zarówno przez “opozycję” jak i “socjalistów” oficjalnych danych, w pierwszej turze głosowania Miloszewić otrzymał ok. 38 proc. głosów, a Kosztunica ok. 49 procent. By osiągnąć pożądane przez “opozycję” zwycięstwo Kosztunicy już w pierwszej turze, Trybunał Konstytucyjny – działając w “nowej rzeczywistości” jaka powstała 6 października – zdecydował się anulować wszystkie, w znacznej większości promiloszewiciowskie, głosy z Kosowa. Zrobił to pod pretekstem, że w Kosowie lokale wyborcze były zamykane (co zaplanowano wcześniej, na życzenie NATOwskiej administracji tej prowincji) o godz. 16 a nie o 20. W ten “demokratyczny” sposób, po pozbawieniu prawa głosu Serbów z Kosowa, Kosztunica otrzymał 50,25 proc. głosów.

** Podobnie jak to było w wypadku generała Agim Ceku, wprawieni w organizacji czystek etnicznych (oraz w poskramianiu “komunistów”) serbscy “Janczarzy NATOlandu” być może wkrótce znajdą intratne zatrudnienie w innych rejonach dawnego Imperium Ottomanum. Otóż Izrael był jednym z pierwszych krajów, które zaproponowały pomoc finansową dla Nowej Serbii i sądzę, że będzie to pomoc nie całkiem bezinteresowna. Izrael boryka się obecnie ze zrewolucjonizowaną, wyraźnie komunizującą, arabską biedotą na swym terytorium i chętnie by zatrudnił jakąś najemną siłę roboczą do likwidacji tej plagi.)

Marek Głogoczowski

Zakopane 3 listopad 2000 rok.

Przemysław Piasta

Historyk i przedsiębiorca. Prezes Fundacji Narodowej im. Romana Dmowskiego. Autor wielu publikacji popularnych i naukowych.