PolskaRecenzjeŚwiatWojna wyparła dyplomację

Redakcja1 miesiąc temu
Wspomoz Fundacje

Usytuowanie społeczne ma wpływ na kształt wyrażanych myśli. Szczególnie to oddziaływanie jest znaczące w przypadku badań stosunków wiążących duże grupy ludzkie: społeczeństwa, narody i państwa.

Miejsce jednostki w zbiorowości wyznacza początek perspektywy, z której patrzy ona na świat. Wiemy o tym od Karla Mannheima, jego antenatów i następców. Ale owa zależność nie musi być zniewalająca. Banałem, a więc niepodważalną prawdą, stało się ustalenie, że kultura intelektualna nie unosi się gdzieś wyżej, pośród duchów, ale wyrasta niczym drzewo w lesie. Zależy od otoczenia. Świat idei, Trzeci Świat wedle terminologii Karla Poppera, nie jest jednak w pełni zależny od świata fizycznego i nie podlega jego determinującej sile. Ma duży stopień autonomii, choć wewnętrznie zróżnicowanej. Owej dyferencjacji kultury intelektualnej nie uwzględnia metodologiczny naturalizm i, odwołując się do wszechobowiązującego wzoru dyscyplin przyrodniczych, głosi jedność wszelkich nauk. Ulegają temu ci ekonomiści, socjolodzy czy psycholodzy, którzy chcą uprawiać tak samo uformowane działki, jak te uprawiane przez biologów, chemików lub fizyków. Ogród nauk ma być jednością, wbrew jego obecnemu i historycznemu stanowi. Jednak niezależnie od usytuowania społecznego i metodologicznej orientacji, na samym końcu o podłożu uległości decyduje sam autor, czyli poznający podmiot. Staje przed wyborem wygodnej psychologicznie pozycji insidera lub pełnej napięć, ale twórczej roli outsidera. Może głosić przynoszące profity truizmy lub wyrażać prowadzące do dyskomfortu (politycznego i towarzyskiego) myśli nowe. Ponosić koszt, ale i mieć przyjemność z wolności intelektualnej.

Kees van der Pijl gra tę drugą, kreatywną, bo nonkonformistyczną rolę. Wnikliwie analizuje i krytykuje współczesną politykę Zachodu, samemu geograficznie, materialnie i kulturowo do niego należąc. Potrafi jednak nie ulegać aktualnie obowiązującym w nim ustaleniom, nie tonie w ich głównym nurcie ani nie uznaje konformizmu za sedno poprawności intelektualnej. Należy do grona myślicieli liczniejszego, niż mogłoby się wydawać, lecz mało widocznego na oświetlonej przez reflektory scenie głównej.

prof. Kees van der Pijl i Jan Engelgard 

Jest profesorem, urodzonym w 1947 roku niderlandzkim obywatelem i uczonym, łączącym wiedzę ekonomiczną, politologiczną i prawną. Prowadzone przez niego badania są wieloaspektowe, by nie być powierzchownymi. Przedstawiają obraz wyraźny, przeciwstawny do wielu malowideł wykonywanych w ramach jednej konwencji. Obraz ruchomy, a więc raczej film zawierający głębię i pozwalający lepiej rozumieć zmianę i stan rzeczy. Związany był z Uniwersytetem w Amsterdamie i Uniwersytetem Sussex. W rozmowie z Mateuszem Piskorskim (tłumaczem recenzowanej książki) stwierdził: „polityka światowa to światowa ekonomia polityczna”. Zwłaszcza dzisiaj. Dlatego relacje wiążące państwa są również stosunkami gospodarczymi, a władza polityczna ma związek z władzą ekonomiczną. Autor w prowadzonych analizach klasowych eksponuje grupy interesów i do nich kilka razy się odwołuje podczas wyjaśniania ciągu następujących po sobie decyzji ogłaszanych przez premierów i prezydentów. Jego tor myśli bliski jest Johnowi Mearsheimerowi, czołowemu amerykańskiemu i światowemu współczesnemu myślicielowi politycznemu. Łączy ich obu realizm polityczny i dlatego konstatacja akademika zza Atlantyku wyraża zarazem sedno dzieła profesora niderlandzkiego. „Zachód – napisał w 2022 roku Mearsheimer – mam na myśli Stany Zjednoczone, bo to one są teraz u steru – ponosi główną odpowiedzialność za kryzys ukraiński”.

To samo stwierdza van der Pijl, gdy z udawanym lub autentycznym zdziwieniem pyta: „Jak ktoś mógł wierzyć, że (…) przeciągnięcie na stronę Zachodu postradzieckiej Gruzji i Ukrainy nie doprowadzi w pewnym momencie do zdecydowanej reakcji Moskwy?”. Nie raz mówi o sprawczej roli ekspansjonizmu amerykańskiego, nominalnie realizowanego w imię obrony uniwersalnych praw człowieka, a faktycznie w celu otwierania wszystkich gospodarek i zasobów surowcowych na penetrację korporacji i kapitału najsilniejszego państwa świata. Dlatego „obrona globalizacji” to „nowa koncepcja sprawowania kontroli”, a termin „globalizacja” – jak powiedział wiele lat wcześniej Henry Kissinger – ma identyczną treść z nazwą „amerykanizacja”.

Myśli w książce rozprzestrzeniają się niczym promienie światła w rozecie średniowiecznej katedry. Ośrodkiem jest katastrofa samolotu pasażerskiego malezyjskich linii lotniczych. 17 lipca 2014 roku wystartował z lotniska Schiphol w Amsterdamie i realizował lot MH17, który miał się zakończyć lądowaniem w Kuala Lumpur. Na początku drogi, nad terytorium wschodniej Ukrainy, został zestrzelony. Zginęli wszyscy, załoga i pasażerowie. 298 osób. Ta katastrofa wiele oznacza, to nie odosobniona tragedia. Przeciwnie, „zestrzelenie samolotu było (…) wydarzeniem o charakterze systemowym”. Częścią dużej całości, której jest ważnym, o spektakularnym oddziaływaniu elementem. Zestrzelenie samolotu to powierzchowny powód prowadzonych przez autora głębokich analiz „różnych sfer – geopolitycznej, geoekonomicznej, wojskowo-strategicznej, które nakładają się na siebie”.

O samym losie MH17 niewiele pewnego wiadomo, mniej niż o całej wojnie na Ukrainie. Prawda stała się pierwszą ofiarą. Ale są hipotezy, jedne bliższe pozytywnej weryfikacji, inne odleglejsze od znanych faktów. Nikt nie podważa zdania, że duży, transkontynentalny, cywilny samolot, pełny pasażerów i ładunku towarowego, rozbił się w sposób „nienaturalny”. Jego katastrofa nie była konsekwencją błędu pilotów, fatalnej pogody lub awarii urządzeń technicznych ani efektem wybuchu wewnętrznego. Wiemy, że został zestrzelony, ale otwarte pozostaje pytanie w jaki sposób. Czy zrobił to wojskowy myśliwiec, który ostrzelał pasażerski samolot, odpalił pocisk, czy może użył jednej i drugiej broni? Czy raczej przyczyną była rakieta startująca z ziemi? W ten samolot trafiono celowo czy przez pomyłkę? Nic z tego (na razie?) nie zostało definitywnie ustalone. Ale ważniejsze i zarazem trudniejsze jest rozstrzygnięcie wątpliwości drugiej: czy zrobili to Rosjanie, antykijowscy separatyści ukraińscy, rządowe wojska ukraińskie, samowolnie radykalni nacjonaliści – samodzielnie, a może w porozumieniu z krajem należącym do NATO? Do dzisiaj nie ma na którekolwiek z tych pytań ostatecznej odpowiedzi. Nie znają jej ani rodziny ofiar, ani Malezja, ani europejska i światowa opinia publiczna, mimo prób zaspokojenia jej ciekawości różnymi substytutami prawdy.

Może w przyszłości, raczej dalszej, sytuacja się zmieni, lecz na razie „wszelkie nadzieje na wiarygodny raport końcowy wyparowały, gdy w raporcie okresowym dla krewnych holenderskich ofiar z czerwca 2016 roku okazało się, że śledztwo JIT [Wspólnego Zespołu Śledczego] we wszystkich kwestiach praktycznych podlegało kontroli ukraińskiego wywiadu SBU”. Prawo weta miał więc jeden z podejrzanych. Wcześniej, bezpośrednio po tragedii „malezyjski minister transportu oskarżył Kijów o sabotowanie śledztwa (…) oraz zapowiedział, że Kuala Lumpur zamierza prosić o interwencję w tej sprawie ONZ”. Przypomnijmy: kraj ten jest nie tylko geograficznie, ale i politycznie daleki od neoliberalnego (tak van der Pijl jako ekonomista określa współczesny, wokółamerykański system) Zachodu. Niezależność polityczna państwa manifestowana była nie tylko ogólnymi słowami jego przywódców. Również aktami formalnymi. W listopadzie 2011 roku Trybunał ds. Zbrodni Wojennych w stolicy Malezji po dwuletnim procesie uznał Tony’ego Blaira i George’a W. Busha winnymi „zbrodni przeciwko pokojowi, ludzkości oraz zbrodni ludobójstwa”. Sędziowie wpisali tych dwóch współdziałających przywódców na listę zbrodniarzy oraz zadecydowali o „przekazaniu wyroku do Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze”. Powodem bezpośrednim ich decyzji była inwazja Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i wspomagających sojuszników na Irak. Niewątpliwie Malezja nie należy do amerykańskiej strefy wpływów ani do świata Pax Americana. Ponadto, co też ma znaczenie, na pokładzie tego pasażerskiego samolotu znajdował się cenny towar zbrojeniowy: baterie litowo-jonowe. Są one niezbędnym składnikiem współczesnych pocisków rakietowych, a przewożono je w ilości znacznie przekraczającej dopuszczalne normy. Dużo tych baterii było.

Zestrzelenie samolotu sporo zmieniło i jeszcze więcej odsłoniło. Między innymi działanie wojny hybrydowej. To nie jest współczesny wynalazek, ale nowa nazwa i okazałe, w świecie masowych mediów i wszechobecnej elektroniki, możliwości. Znaczenie propagandy, tworzenie informacji i kształtowanie odpowiedniego nastroju psychologicznego doceniano już dawno. Wzrosło ono w XX wieku wraz z totalnością wojen i rozwojem masowych społeczeństw. Amerykanie wyciągnęli wnioski z porażki w Wietnamie, którą to wojnę, jak uznali, militarnie mogli wygrać, ale psychologicznie przegrali jeszcze podczas jej trwania. Wojnę z Irakiem prowadzili inaczej – dziennikarze mieli już ograniczony dostęp do tubylców oraz do skutków działań żołnierskich. Zaczęli realizować wojnę hybrydową, która – według Wesley’a Clarka (byłego głównodowodzącego sił NATO) – ma utrzymywać „kontrolę nad narracją”. Niegdysiejsza cenzura miała węższy zakres i często była widoczna, a zwłaszcza wyczuwalna. Teraz „ta narzucona wizja rzeczywistości jest bezalternatywna; forsowana jest siłą, jako święta prawda, która nie może być kwestionowana, tabu”. W efekcie Rosja tę wojnę w oczach świata zachodniego przegrywa.

Katastrofa samolotu również podtrzymała ewolucję Zachodu w stronę jednolitego, wyrażanego przez Stany Zjednoczone, antyrosyjskiego stanowiska. W przeddzień tragicznego przerwania lotu MH17 USA ogłosiły skierowane w Moskwę sankcje gospodarcze, po tym szybko do nich przystąpiła UE. Kilka dni wcześniej nie było to pewne. Odpowiedzią na sankcje stały się kontrsankcje drugiej strony, a najbardziej poszkodowanymi okazały się kraje Unii Europejskiej.

Jeszcze bardziej spektakularnym, późniejszym i na szczęście bez ofiar, wydarzeniem było wysadzenie pod Bałtykiem rurociągu Nord Stream. Nastąpiło fizyczne zerwanie relacji gospodarczych, a szczególnie energetycznych, Niemiec z Rosją. Związanie Niemiec wraz z dużą częścią europejskiego Zachodu z importem skroplonego gazu łupkowego z USA stało się koniecznością. Polska zaś, o czym wspomina autor, dzięki bazie przeładunkowej amerykańskiego gazu ma stać się strategicznym i ekonomicznie kluczowym ośrodkiem zaopatrującym Europę w energię. „Ambicją Warszawy jest pełnienie roli głównego magazynu służącego tranzytowi LNG ze Stanów Zjednoczonych do UE”. Milczenie Unii po unicestwieniu gazociągu było, zwraca uwagę van der Pijl, znaczące. Żadnych protestów. „Zamiast tego nastała cisza, poza absurdalnymi stwierdzeniami, że Rosja sama wysadziła swój system przesyłu gazu do Niemiec”.

Wojna na Ukrainie ma tragiczne konsekwencje dla tego kraju i dramatyczne dla świata. Rozpadła się krucha polityka wewnętrzna postradzieckiej Ukrainy i załamała nie mniej delikatna polityka zagraniczna. Ta pierwsza oparta była na federalizmie i autonomii regionów, które bez roszczeń do prawa orzekania, kto jest prawdziwym i etnicznie legitymizowanym krajanem, współistniały w jednym porządku państwowym. Ta druga odwoływała się do równoważnej współpracy zarówno z Rosją, jak i z Zachodem, a także, w rosnącym stopniu, z Chinami. Tę wąską drogę przetrwania wysadzono. Źródła tego są nie tylko geopolityczne, ale również wewnętrzne. Realizacja zadania konstruowania narodu wypełniającego całe państwo, z zasady trudna, w tym przypadku okazała się niewykonalna. Andrzej Walicki, wybitny badacz Rosji, wielokrotnie zwracał uwagę na niepewną spójność państwa ukraińskiego powstałego po rozpadzie ZSRR. Jego społeczeństwo ma dwie pozytywne tradycje: dla mieszkańców wschodniej części należy do nich udział w Armii Czerwonej i walka z hitlerowskimi Niemcami; dla zachodniej – walka przeciwko ZSRR i sąsiadom, również w sojuszu z Niemcami.

Walicki w 2016 roku pisał o groźbie „rozłamu społeczeństwa ukraińskiego na nacjonalistyczną (mniejszościową) część zachodnią i rosyjskojęzyczną ludność wschodnią, lojalną wobec Kijowa pod warunkiem braku ostrych konfliktów z Rosją”. Do tej diagnozy z goryczą dodał: „marzyłem o Ukrainie jako pomoście między Rosją a zachodnią Europą, a nie jako kraju frontowym”. Van der Pijl mówi dlaczego te dotyczące Polski, Rosji i Ukrainy nadzieje okazały się płonne. Były realistyczne, ale odwoływały się do innego rodzaju równowagi niż ta, która ma nastąpić po korzystaniu z nowej, jak to ujął Zbigniew Brzeziński, szansy w ramach „wielkiej gry”.

Andrzej Walicki nie był jedyny. George Bush (senior) przestrzegał w kijowskim przemówieniu przed „samobójczym nacjonalizmem”, a Vaclav Klaus w 2015 roku w brytyjskiej Izbie Lordów powiedział: „Ukraina jest krajem heterogenicznym i podzielonym, a jakakolwiek próba przymusowej, sztucznej zmiany jej orientacji geopolitycznej w nieunikniony sposób doprowadzi do jej rozpadu, a nawet zniszczenia”. Czeski prezydent dodał: „Bohaterowie Ukrainy Zachodniej to zdrajcy na Ukrainie Wschodniej”. Ta dyferencjacja się zwiększyła, a obie części wewnętrznie, mentalnie się wzmocniły.

Wojna (wewnętrzna i z udziałem armii rosyjskiej) na Ukrainie trwa, ale jej dotychczasowe rezultaty są odmienne od zakładanych pierwotnie przez jej głównych reżyserów, tzn. Rosję i USA. Kreml przewidywał, że wkroczenie wojsk spotka się z przynajmniej przychylnym nastawieniem kluczowej części oddziałów Kijowa. Sądził także, że nacjonalistyczni radykałowie z regionów zachodnich nie będą tak nieustępliwi, również w stosunku do swoich rodaków. Stany Zjednoczone odzyskały spójność NATO, potwierdziły swoje przywództwo tego związku militarnego i odnowiły zależność gospodarczą i polityczną od siebie Europy, odepchnęły Rosję od Niemiec i od całego Zachodu. Wykopały rów pomiędzy zachodnią częścią Ukrainy a Rosją oraz uczyniły z tego kraju, podkreśla to van der Pijl, pole swojej konfrontacji z Rosją i Chinami. „Ukraina jest tu oczywistą ofiarą również gospodarczą (…), stała się strefą społecznej katastrofy i upadłym państwem u granic NATO”. Choć z drugiej strony, jak zauważył ukraiński działacz narodowo-państwowy Arsen Awakow, „plusem wojny jest to, że może ona mieć oczyszczający charakter dla narodu”. Powtórzył myśl swoich wcześniejszych ideowych pobratymców.

W Stanach Zjednoczonych, w wyniku wojennego konfliktu, zwiększyły się wewnętrzne podziały. W świecie uległ wzmocnieniu blok BRICS, a także wzrosła jego liczebność, spójność i znaczenie. Główny amerykański cel tej wojny został przez sam Waszyngton podważony. Globalna dominacja USA kończy się, mimo ich niepodważalnej siły militarnej. Atrakcyjność po najeździe na Irak i kryzysie finansowo-gospodarczym 2008 roku z kolejnego powodu słabnie.

Widzą to też inni. Przemówienie Emmanuela Macrona skierowane w 2019 roku do francuskich dyplomatów, a więc grona zawodowych polityków, rozprzestrzeniło się po świecie. Prezydent mówił w Paryżu o wyczerpywaniu się hegemonii zachodniej, która tworzyła od XVIII wieku wielki ład międzynarodowy. Wskazywał na błędy „zachodnich przywódców”, a szczególnie na „wybory dokonywane na przestrzeni lat przez Amerykanów”. Konstatował, że jesteśmy uczestnikami „zmierzchu dominacji zachodniej nad światem”, bo kraje tworzące BRICS (a więc Brazylia, Rosja, Indie, Chiny oraz nowowstępujące do tego grona: Iran, Arabia Saudyjska…) „stanowią dziś o wiele większe źródło inspiracji niż Europejczycy”. Dokonuje się geopolityczna i gospodarcza transformacja. Jej wynik nie jest pewny, a przebieg może być konwulsyjny. Kees van der Pijl zostawia nas z wątpliwościami: czy liberalna demokracja przetrwa oraz, co jest pytaniem najmocniejszym, czy „jeżeli w Waszyngtonie i NATO zwycięży koncepcja, że Rosję pokonać można tylko bezpośrednią ingerencją, dalsze istnienie życia na Ziemi nie będzie już takie pewne”. John Mearsheimer nazywa to pozornie łagodnie i mówi o „głupim zachowaniu”. Obejmuje nim również Polskę.

prof. Paweł Kozłowski

Kees van der Pijl, „Tragedia Ukrainy. Od malezyjskiego Boeinga do wojny”, Wydawnictwo Wektory, Wrocław 2023.

Myśl Polska, nr 11-12 (10-17.03.2024)

Fot. izviestia i archiwum Mysli Polskiej

 

Redakcja