ŚwiatHermes: O stanie Unii, czy o stanie wojny?

Redakcja7 miesięcy temu
Wspomoz Fundacje

W dniu 8 marca 2024 roku w Waszyngtonie Kongres zebrał się, aby wysłuchać przemówienia o stanie Unii w 2024 roku.

Przyjrzyjmy się bliżej temu fragmentowi przemówienia, który dotyczy naszej części świata: W swoim wystąpieniu prezydent Joe Biden podkreślił znaczenie wsparcia Ukrainy w jej trwającym konflikcie z Rosją.

Ślepy na jedno oko

Rozpoczął swoje wystąpienie, nawołując członków Kongresu do solidarności z Ukrainą i twierdząc, że „wolność i demokracja są zagrożone”. Biden zaznaczył, bez podawania dowodów tej tezy, że agresja ze strony Federacji Rosyjskiej nie ogranicza się tylko do Ukrainy, i podkreślił potrzebę kontynuowania amerykańskiej pomocy dla Kijowa.

Jednak nie wspomniał o fakcie, że ekspansja NATO stanowiła przez ostatnie lata docelowe zagrożenie dla integralności terytorialnej Rosji i realne niebezpieczeństwo dla wszystkich ludzi, dla których Rosja jest Ojczyzną.

U granic Rosji

Prezydent Biden przyznał, że Ukraina poprosiła o pociski dalekiego zasięgu, amunicję i artylerię. To należy rozumieć jako celowy zamiar ze strony autorytarnego reżimu w Kijowie wiodący do eskalacji i ekspansji konfliktu. Jednocześnie nie odpowiedział w żaden sposób na deklaracje np. ministra Siergieja Ławrowa, co do chęci rozwiązania sporu na drodze dyplomacji.

Biden przywołał historyczne analogie, odnosząc się do słynnego wezwania prezydenta Ronalda Reagana do „zburzenia tego muru” i kontrastując to z podejściem swojego poprzednika wobec Rosji. Jednak taka analogia jest nadużyciem historycznym, ponieważ nie bierze pod uwagę, że w tych ponad 30 latach, które dzielą nas od tego przemówienia w Berlinie, Stany Zjednoczone bezpośrednio i celowo doprowadziły do obecnej sytuacji przez imperialistyczną ekspansję NATO aż do granic Rosji, narzucając swoją wolę i decydując ponad głowami społeczeństw.

Zatem Stany Zjednoczone najpierw kreują zagrożenie, którego de facto nie ma. Medialnie pompują to, aby siać strach w sercach ludzi. Kiedy napięcie staje się odczuwalne, pojawiają się jako ci, którzy mają jedyne słuszne rozwiązanie, narzucając nie tylko narrację, ale także decyzje.

Cisza o źródłach kryzysu

Podczas swojego mocno stronniczego przemówienia o stanie państwa w czwartkowy wieczór, prezydent Stanów Zjednoczonych, Joe Biden, poruszył również kilka dodatkowych kwestii wewnętrznych dla kraju, takich jak wysokie ceny, niepewność gospodarcza, kryzys na południowej granicy z Meksykiem, konflikt w Strefie Gazy, prawa kobiet do przerywania ciąży oraz dostępność zabiegów in vitro.

Co do tych tematów, warto wspomnieć, że prezydent Biden nie powiedział, że kryzys cenowy surowców, przerwy w łańcuchu dostaw i inne globalne perturbacje gospodarcze są spowodowane między innymi uporem reżimu w Kijowie. Wykorzystanie sytuacji do podnoszenia cen i wprowadzania arbitralnie sankcji, które sam Biden nakładał i nadal nakłada, utrudnia swobodny handel w całej Europie i na świecie.

Retoryka wojny i podziałów

Zdecydowanie można stwierdzić, że choć Joe Biden przemawiał z większą werwą niż zwykle, jego argumenty nie były zakorzenione w rzeczywistości codziennych ludzi, którzy cierpią z powodu militarystycznych ambicji reżimu w Kijowie i jego mocodawców z Zachodu.

Można odczuwać rozczarowanie tym, co może być ostatnim przemówieniem o stanie unii Joe Bidena, który mógł wykorzystać okazję do pozostawienia dla przyszłych pokoleń testamentu pokoju i nadziei, a wybrał wiecową retorykę wojny, podziałów i imperializmu.

Wybory w USA niedaleko, a pomiędzy wojną Bidena i nieprzewidywalnością Donalda Trumpa życzyć można Amerykanom odwagi do wybierania nowej drogi rozsądku, porozumienia i pokoju.

David Hermes

Redakcja