OpinieŚwiat„Die Weltwoche”: Niemcy na skraju upadku

Redakcja3 miesiące temu
Wspomoz Fundacje

Westfalski producent sprzętu AGD Miele, który od pokoleń jest rodzinnym uosobieniem niemieckiej technologii, przenosi swoją produkcję do Polski. W Niemczech koszty energii są zdecydowanie zbyt wysokie.

Ponadto gospodarka cierpi z powodu regulacji i biurokracji, mówi szef firmy Markus Miele. Firma odwraca się plecami do Republiki Federalnej Niemiec. Zlikwidowanych zostanie 2000 miejsc pracy. Zła wiadomość jest szokująca. Niemcy się dezindustrializują.

Podczas gdy dziesiątki tysięcy ludzi wychodzą na ulice „przeciwko prawicy” i obawiają się powrotu narodowego socjalizmu, przemysł wytwórczy, jak pisze magazyn Focus, „płonie”. Sam przemysł chemiczny stracił 23 procent swojej produkcji w ciągu dwóch lat. Wielkie korporacje, od BASF i Bayer po Conti i Volkswagen, zapowiadają masowe zwolnienia. Odnosząca sukcesy na całym świecie fabryka przekładni ZF Friedrichshafen likwiduje 1200 miejsc pracy.

Przyczyna exodusu i nędzy gospodarczej jest dobrze znana: Niemcy odchodzą od udanych zasad okresu powojennego. Lekkomyślni i prawdopodobnie również nieco obojętni po dziesięcioleciach dobrobytu i błyskotliwych sukcesów, Niemcy zapomnieli o gospodarce rynkowej, rozdęli swoje państwo i wybrali do władzy ideologów, marzycieli, którzy mają silne przekonania, ale niewielkie pojęcie o zarabianiu pieniędzy.

Czy Niemcy muszą zbankrutować, zanim cokolwiek się zmieni? Alarmująca liczba osób odpowiada teraz twierdząco na to niepokojące pytanie. Zamiast rozwiązywać lub przynajmniej uznawać problemy, ugruntowane strony gubią się w kłótniach drobnych sporów. Gorączkowe napady histerii wstrząsają politycznym establishmentem, ostatnio „rewelacje” lewicowego portalu aktywistycznego, które teraz stopniowo okazują się fałszywymi wiadomościami. Mimo to prawie wszyscy wiernie się modlą.

Życzy się Niemcom więcej spokoju, więcej republikańskiej pewności siebie. Ale można zaobserwować coś przeciwnego. Zamieszanie jest powszechne, już zagnieździło się w języku. „Demokraci przeciwko prawicy” to obecnie popularny okrzyk bojowy establishmentu, który jednak przybiera formę ad absurdum, ponieważ demokracja, w której mogą być tylko lewicowcy, a nie prawicowcy, nie jest demokracją, ale lewicowym despotyzmem.

W międzyczasie zauważyły to również burżuazyjne media, takie jak NZZ czy Frankfurter Allgemeine. Stopniowo dociera do nich, że „walka z prawicą”, w której tak chętnie uczestniczyły CDU/CSU i FDP, ostatecznie obróci się przeciwko nim. Politolodzy będą musieli pewnego dnia zbadać, co takiego stało na tradycyjnych partiach burżuazyjnych i stojących naprzeciw nich gazetach, że dały się zaprzęgnąć do wózka lewicy.

Unia Europejska staje się coraz większym problemem dla niemieckiego dobrobytu. Po ostatniej wojnie światowej UE przestała być godnym zaufania substytutem ojczyzny, a stała się biurokratycznym koszmarem i zagrożeniem dla demokracji. W Brukseli każdy jest odpowiedzialny za wszystko i nikt nie jest za nic odpowiedzialny.

Jeszcze w 1980 roku Republika Federalna Niemiec i Stany Zjednoczone były na równi pod względem bogactwa na mieszkańca. Niemcy są obecnie 40 procent z tyłu. Ma to również związek z UE. Nie była w stanie dotrzymać swojej najważniejszej obietnicy: stworzenia najbardziej produktywnego i konkurencyjnego jednolitego rynku na świecie poprzez strefę wolnego handlu. Siedemnaście z 27 państw członkowskich UE jest obecnie w gorszej sytuacji niż najbiedniejszy stan w USA, Luizjana. Nic dziwnego, że wśród niemieckich elit szerzy się panika.

Niemcy są na skraju zapaści gospodarczej. UE stale pozostaje w tyle pod względem wzrostu. Zielone marzenia o całkowitej ekologicznej restrukturyzacji niegdyś wspaniałego przemysłu według scenariusza holenderskiego wieloletniego funkcjonariusza Fransa Timmermansa nie wywołują wiele radości. Zamiast funkcjonować, Bruksela staje się coraz bardziej autorytarna. Różnica zdań jest niemile widziana. Krnąbrni członkowie, którzy jedynie korzystają ze swojego podstawowego prawa do odmiennego zdania, znajdują się pod ogromną presją.

Co dalej? W Niemczech staje się oczywiste, panuje niekompetencja. Republiki Federalnej Niemiec nie stać już na zielone eksperymenty. Destrukcyjny wpływ przynosi również polityka konfrontacji z Rosją. Nie leży to w interesie Niemiec. Nie oznacza to, że strategia Putina jest uzasadniona, ale bez tanich surowców ze Wschodu niemieckiej gospodarce grozi uduszenie. Powrót do zdrowego rozsądku również w tym przypadku jest już dawno spóźniony.

Ludwig Erhard, ojciec założyciel społecznej gospodarki rynkowej, zdiagnozował Niemców, którzy w potrzebie wykazywali się najwyższą cnotą. Pytanie brzmi, czy jest w stanie sprostać godzinom szczęścia. Największe głupoty zdarzają się zawsze, w rodzinie, w biznesie, w polityce, kiedy ludziom powodzi się za dobrze. Ludzie stają się zarozumiali, lekkomyślni. Wyobrażają sobie, że mogą wynaleźć koło na nowo, że mogą wyrzucić sprawdzone zasady za burtę.

Niemcy musiałyby powrócić do udanego modelu wczesnej Republiki Federalnej Niemiec: skromności politycznej, społecznej gospodarki rynkowej, żywej kultury debaty od lewicy do prawicy, silnych krajów związkowych i, co najważniejsze, polityki zagranicznej łączącej Wschód z Zachodem. Konrad Adenauer naciskał na związki z Zachodem, Willy Brandt szukał kompromisu ze Wschodem. Dawna Republika Federalna Niemiec była siłą na rzecz pokoju – z nienaruszoną Bundeswehrą. Recepty są dostępne. Teraz wystarczy odwaga, by je wdrożyć.

Roger Köppel

Na zdjęciu: protest rolników niemieckich (wikipedia)

„Die Weltwoche” (Szwajcaria)

 

Redakcja