FelietonyKoniuszewski: Kwadratowe koło

Redakcja6 miesięcy temu
Wspomoz Fundacje

W Polsce koła są kwadratowe. Zwłaszcza te stanowiące podstawy różnych ideowych prądów rządzących naszymi praktycznymi politycznymi wyborami. Dla mnie nie ma najmniejszej wątpliwości, że na przykład myśl endecka, przede wszystkim ta oparta na rozważaniach Romana Dmowskiego, była na wskroś przesiąknięta zachodnimi poglądami.

Dziewiętnastowieczny scjentyzm, naukowy pozytywizm, pogłębiona analiza oparta na tych europejskich systemach – oto fundament tamtych rozważań o Polsce. I jeśli nawet ówcześni narodowcy dochodzili do wniosku, że położenie Polaków wymaga oparcia się o Rosję i nie miało to nic wspólnego z porzuceniem swoich pryncypiów. Przeciwnie: to nacjonalistyczne myślenie jest pragmatyczne oraz realistyczne. A ich ideowi przeciwnicy: czyli piłsudczycy, byli z kolei przedstawicielami polskiego idealistycznego mesjanizmu, a także ukształtowanej przez szlachtę kultury sarmackiej.

Bez wątpienia ich poglądy na naród, państwo, zrozumienie statusu Polski ma swój pierwowzór na Wschodzie. Była to bowiem jakaś  mieszanka wodzowskich mrzonek, przybranych w narodowy mundur, z pojęciem mesjanistycznego wybraństwa przedstawionego w politycznym języku. Nie mylić jednak tego z rosyjskimi doktrynami. Rosja bowiem to Rosja. Odrębny kontynent. Własna, jej tylko właściwa myśl. Sarmatyzm ze swoją kulturą materialno – duchową to raczej import z Krymu i z Imperium Osmanów. Piłsudczycy nigdy nawet nie starali się być Zachodem. W zasadzie czuli do niego głęboką niechęć, graniczącą z pogardą. Rzecz tylko w tym, że nie potrafili oddzielić swoich duchowych przekonań, a zatem i preferencji od praktycznych wyborów. W rzeczywistości – mimo werbalnej krytyki – zapatrzeni na wschód rzucili się do walki – w tym przypadku – z bolszewikami o panowanie nad obszarami między Bałtykiem, a Morzem Czarnym. Wiele nie brakowało, by sprowadzili na nas nieszczęście, które zresztą nastąpiło dwadzieścia lat później. Ich prometeizm, stawianie na Ukrainę, to pokłosie ich ideologicznych upodobań. Jednym słowem byli epigonami tych rozkładowych pierwiastków, które doprowadziły właściwie do upadku I Rzeczypospolitej. Ale jak to  przenosi się na czasy współczesne? Otóż przenosi się, ale w jaki sposób?

Jeśli Polacy głośno krzyczą, że są Zachodem, a jednocześnie po uszy nurzają się np. w ukraińskim bagnie, to w rzeczywistości kim są? Może dobrze się czują w oligarchicznym rozpasaniu pochodzącym z Kijowa? W otoczeniu kilku milionów Ukraińców  wreszcie są wśród swoich? Któż to odgadnie? Wydaje się też, że tymi niedostatkami polskich głów zręcznie manipulują i wykorzystują je Anglosasi. Szykując nam zgubę na ołtarzu ich imperialnych interesów. Tymczasem, będąc geopolitycznie częścią Wschodu, zachodnim skrajem Serca Lądu – nie jesteśmy duchową Tatarią, kolejnym chanatem. Po drugiej wojnie światowej staliśmy się państwem swoistym. Pojęcia ciągłości historycznej nawiązującej do tysiącletnich losów są złudne. Teraz jesteśmy całkowicie spełnieni. Polska racja stanu wymaga byśmy walczyli o utrzymanie tego statusu. Niczego nie potrzebujemy. Sami nie otwierajmy puszki Pandory, bo pierwsi zostaniemy śmiertelni użądleni.

Antoni Koniuszewski

fot. Epizod z wojny 1920 roku

Myśl Polska, nr 45-46 (5-12.11.2023)

Redakcja