W czasach Horacego było przynajmniej jasne o jaką ojczyznę chodzi. We współczesnej Polsce rodziny przyszłych zmarłych, będą miały duży problem z identyfikacją za jaką i czyją ojczyznę polegli ich bliscy.
Czy jest to ojczyzna „biało-czerwona”, „niebiesko-żółta” czy może „czerwono-czarna”? Zapewne żadna z nich. Trzeba zastosować zasadę z epoki Horacego „Ten uczynił komu przyniosło to korzyść”, co pozwoli ustalić co to za „ojczyzna”. Bez wątpienia nie będzie to ani Polska, ani Ukraina, nawet ta banderowska. Te państwa nie mają z tego żadnych korzyści, tylko same straty. Ale są tacy, co te korzyści mają. Jeszcze dziś można pisać w czasie przyszłym, ale patrząc na wydarzenia już niedługo będziemy pisali w czasie teraźniejszym.
Nowy organizm państwowy
Każdy kto choć trochę obserwuje naszą politykę, wie, że „styropianowe elity” w ostatnim roku zrobiły bardzo wiele, by wciągnąć nas do wojny z Rosją. Istotnym wydarzeniem na drodze do jeszcze większego „zacieśniania współpracy z Ukrainą”, było oficjalne ujawnienie pod koniec 2022 roku, przez Aleksieja Arestowicza planów stworzenia nowego organizmu państwowego, Unii Polsko – Ukraińskiej. W skład tego tworu ma jeszcze docelowo wejść Litwa i – jak to oni określają – „wolna Białoruś”. Mimo wielu prób, póki co nie udało się im „uwolnić” Białorusi, więc układanka jest niepełna. Oczywiście szeroko pojęte środowisko Agnieszki Romaszewskiej i PiS-owskie zaczęło ten pomysł propagandowo lansować. Ale żebyście Państwo nie myśleli, że tylko środowiska post KOR-owskie, czy szerzej post-„styropianowe” nie chcą już RP bo wolą unię z Ukrainą…
Samorządowcy za likwidacją Polski?
„Podczas VII Europejskiego Kongresu Samorządów w czasie jednego z paneli dyskusyjnych ‘Europa w poszukiwaniu przywództwa’ padła deklaracja powtarzana przez wszystkich uczestników – To moment na utworzenie Unii Polsko – Ukraińskiej.
Zgodnie za postawioną deklaracją przez Prezesa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza pozostali uczestnicy zwracali uwagę na znaczenie utworzenia ewentualnej unii. Marszałek Województwa Dolnośląskiego Cezary Przybylski, Poseł Maciej Gdula z Nowej Lewicy, Prezes Porozumienia Jarosław Gowin oraz Czesław Bielecki z aprobatą wypowiadali się o takim pomyśle.
Politycy zgodnie zwracali uwagę na możliwości i wagę utworzenia Unii Polsko – Ukraińskiej. Podczas debaty wskazywano, że to już realnie, nieformalnie ma miejsce poprzez otwarte domy Polaków dla wszystkich uchodźców z Ukrainy. Trudna historia obu narodów straciła znaczenie w obliczu konieczności zjednoczenia. Przytoczono także słowa Wołodymyra Zełeńskiego o potrzebie powstania unii polsko-ukraińskiej, o tym, że Polaków i Ukraińców jest łącznie aż 80 milionów, tylu ilu Niemców, co zostało wkomponowane w kontekst możliwości m.in. gospodarczych, jakie mogłaby ze sobą nieść unia obu krajów”.
To informacja z dnia 13 kwietnia 2022 roku z oficjalnej strony VII Europejskiego Kongresu Samorządów.
W stronę wojny bez NATO
Wynika z tego, że Polacy nie powinni domagać się przeprosin za Wołyń, bo „Trudna historia obu narodów straciła znaczenie”. Tak arbitralnie deklaruje kilku mało znaczących polskich polityków. Wiedzą oni, że w RP jako politycy nie mają żadnych szans na „główne role”, liczą jednak, że ich znaczenie wzrośnie (w nagrodę) w nowej Unii Polsko – Ukraińskiej dlatego tak usilnie dążą do jej utworzenia. Stosując słownictwo Piłsudskiego, można by rzec: parszywieńcy ci politycy. Co prawda, o nich zapewne Marszałek by tak nie powiedział, tylko poparł ich pomysł.
To są na razie działania polityczno-propagandowe, które pchają nas do zwarcia z Rosją. Ale zaczynają się już działania militarne. 8 czerwca 2023 roku kilka polskich agencji prasowych podało informację, że były sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen (obecnie oficjalny doradca Zełeńskiego) powiedział, że kilka państw NATO może być skłonne do wysłania żołnierzy na Ukrainę, jeśli państwa członkowskie i USA nie zapewnią jej namacalnych gwarancji bezpieczeństwa. Stwierdził, że Polska i Litwa są już gotowe, by wysłać tam swoje wojska. Póki co warszawski rząd nie skomentował tych słów. Koncepcja przystąpienia do wojny NATO-wskich „państw-ochotników” jest dla Polski zabójcza. Wyraźnie widać, że w tej wojnie, którą NATO prowadzi z Rosją ukraińskim rekrutem, tego rekruta już fizycznie zaczyna brakować. Zatem by ją kontynuować trzeba uzupełnić stany osobowe, rekrutem z państw NATO drugiej kategorii. Nie będzie z tym problemu bo większość naszych polityków i obywateli aż się do tego pali. Opinia publiczna we Francji, Niemczech czy Anglii szybko przejdzie do porządku dziennego nad tysiącami polskich trupów, czy zniszczonym lotniskiem w Rzeszowie. Im to nie grozi. Przecież Polska i Pribałtyka same chcą walczyć, więc reszta NATO bezpośrednio się w to nie zaangażuje. Owszem podrzucą kilka czołgów, samolocików czy trochę dolarów, by Polacy mogli wreszcie zostać tym wymarzonym Winkelriedem.
Wojna panaceum na wybory
Dzieje się to wszystko kilka miesięcy przed planowanymi wyborami, co daje partii Jarosława Kaczyńskiego dodatkowe możliwości w pokonaniu partii Donalda Tuska. Jeśli Kaczyński będzie miał wiarygodne prognozy na przegraną, czy niezbyt wysokie zwycięstwo, może go to skłonić do wprowadzenia wojska na Ukrainę. Zapewne taka decyzja będzie powiązana z wprowadzeniem stanu wyjątkowego, co zgodnie z prawem wyklucza możliwość przeprowadzenie wyborów, a w konsekwencji kolejne miesiące czy lata rządów PiS. Kaczyński w ten sposób może zrobić Tuskowi i całej totalnej opozycji „szach – mat”. Przecież cała totalna opozycja, podobnie jak PiS, „ma na sztandarach sława Ukrainie”, zatem wprowadzeniu stanu wyjątkowego, by walczyć z Rosją nie może być krytykowane i zwalczane przez opozycję. Kto będzie temu przeciwny, zostanie okrzyknięty ruskim szpionem, onucą itp. Tusk i Kaczyński grają sprawą ukraińską według identycznych reguł. Zarówno środowiska PiS-owskie, PO-wskie czy tzw. lewica, wspólnie prześladują każdego, kto ma inne zdanie na temat polityki wschodniej. Teraz może się okazać, że część prześladowców odczuje na własnej skórze jak to jest być „ruskim szpionem”. Szkoda tylko, że historyk Tusk zapomniał o przypadku Nikołaja Jeżowa.
Nie wiem ilu obywateli pozostanie w granicach Unii Polsko – Ukraińskiej, gdy wojna się skończy. Pewnie znacznie mniej niż te 80 mln, o których na kongresie wspominał Kosiniak Kamysz. Część zginie, a znacznie więcej wyemigruje z biednego kraju bez perspektyw. Zresztą te miliony ludzi, które są dla Kosiniaka i reszty pierwszorzędnym parametrem, gwarantem sukcesu gospodarczego, w rzeczywistości XXI wieku nie są. Gdyby tak było, to np. Finlandia byłaby państwem znacznie biedniejszym od Polski i Ukrainy, a jest odwrotnie. Większość naszych polityków tkwi mentalnie między powstaniem styczniowym a rewolucją 1905 roku. To niestety Polakom dobrze nie rokuje.
Cezary Michał Biernacki