PolskaWaćkowski: Piłkarskie odbicie słabości narodu polskiego

Redakcja1 rok temu
Wspomoz Fundacje

Wybór Fernando Santosa na nowego selekcjonera reprezentacji Polski w piłce nożnej zakończył pomundialową gorączkę w polskim społeczeństwie. Sytuacja polskiej piłki nożnej i emocje wokół niej uwidaczniają w pełni słabości narodu polskiego i polskiej mentalności.

Rozwój polskiej piłki koncentrował się we Lwowie, Warszawie, Krakowie i na Górnym Śląsku. Na Górnym Śląsku w okresie walki o granice powstawały polskie kluby sportowe, które w nazwie miały słowo „ruch” czy „naprzód”. Wśród działaczy piłkarskich na Górnym Śląsku nie brakowało ludzi, o poglądach narodowych i prospołecznych.

Dezindustrializacja i upadek sportu

Po II wojnie światowej wraz z industrializacją nastąpił rozwój polskiej piłki nożnej i sportu jako całości. Propaganda wykreowała Ryszarda Ochódzkiego jako typowego działacza sportowego w okresie PRL. W rzeczywistości każdy prezes, sekretarz, dyrektor dążył do tego, by klub z jego terenu był najlepszy. Kluby sportowe były zakładowe, więc piłkarz nie musiał martwić się o zatrudnienie. Polska liga piłkarska była mocniejsza, a kluby, takie jak Górnik Zabrze czy Ruch Chorzów, osiągały sukcesy w europejskich pucharach.

Dojście do władzy „Solidarności” i zdrajców klasy robotniczej z Sojuszu Lewicy Demokratycznej doprowadziło do likwidacji zakładowych klubów sportowych. Wraz z upadkiem, likwidacją zakładów upadały kluby sportowe. Polska jest kolonią Zachodu nie tylko ideologicznie, gospodarczo, ale i sportowo. Młodzi piłkarze pograją jeden przyzwoity sezon i zaraz wyjeżdżają na Zachód do byle jakiego klubu. Większość z nich po kliku latach wraca z podkulonym ogonem do polskiej ligi. W dawnych demoludach też nastąpił regres piłkarski, jednak  np. Dynamo Zagrzeb gra regularnie w Lidze Mistrzów, podobnie jest z Partizanem Belgrad i Crveną Zvezdą Belgrad. W czeskiej lidze zawodnicy zarabiają znacznie mniej niż w polskiej Ekstraklasie, a czeskie kluby regularnie grają w fazach grupowych europejskich rozgrywek.  Ciężko szukać sukcesów polskich drużyn w europejskich pucharach (ostatni sukces, czyli wyeliminowanie poważnego rywala miał miejsce za czasów prowadzenia Legii Warszawa przez Czesława Michniewicza, gdy drużyna z Warszawy wyeliminowała z Ligii Europy Slavię Praga).

Import trenerskich wzorców

W pierwszej dekadzie XXI wieku naiwnych Polaków media straszyły Mogilewiczem i aferami w PZPN. Za całe zło dziejące się w Polsce i patologię miał odpowiadać właśnie Mogilewicz i PZPN. W tym samym czasie bezkarnie Polskę drenowały zachodnie korporacje, a sprzedajni politycy wyprzedawali majątek narodowy. Oczywiście w PZPN nie brakowało nieprawidłowości, jednak histeria medialna była nieproporcjonalnie duża. Przez media demonizowany był ówczesny prezes PZPN Michał Listkiewicz. Listkiewicz, hungarysta  z wykształcenia, potrafi docenić pracę Viktora Orbána, jaką włożył on w rozwój węgierskiej piłki nożnej. Listkiewicz jako jedna z niewielu znanych postaci, która – choć już nie pełniąca żadnych funkcji w sferze polityki międzynarodowej – potrafi wypowiadać się po endecku.

Za czasów Listkiewicza selekcjonerem został Holender Leo Beenhakker, który potrafił awansować na Mundial 2006 z reprezentacją Trynidadu i Tobago. Holender dokonał historycznej rzeczy reprezentacją Polski – pierwszego awansu na Mistrzostwa Europy (reprezentacja Polski w trakcie eliminacji na Euro 2004 miała wtedy dużo gorszych piłkarzy niż teraz). Pod okiem doświadczonego Holendra warsztatu trenerskiego uczył się Maciej Skorża, Adam Nawałka (dobrzy, jak na polskie warunki trenerzy). Holender był początkowo kochany przez media, jednak z czasem wkradło się polskie warcholstwo i na Holendrze wieszano przy tym psy; jak śmie pouczać dumnych Polaków (do historii przejdzie zdymisjonowanie Holendra przez prezesa PZPN Grzegorza Lato). Polacy z jednej strony kochają Zachód i obcych, z drugiej strony, jak ktoś na nich wymusza dyscyplinę, cierpliwość, to się zaraz obrażają. W historii naszego narodu obce wzorce miały też pozytywny wpływ na rozwój naszej ojczyzny – lokacja miast na prawie niemieckim, zniesienie pańszczyzny przez Cara Rosji i Króla Polski Aleksandra II, forma kapitalizmu pruskiego za czasów Otto von Bismarcka miały lepszy wpływ na życie polskiego chłopa, robotnika, jak kresowe ziemiaństwo.

Ładnie czy skutecznie?

Wybór Jerzego Brzęczka na selekcjonera reprezentacji Polski był sensacją. Media krytykowały Brzęczka, bo nie ma doświadczenia, mało sukcesów. Najlepiej, jakby był trener zagranicy. Brzęczek wykonał swoje zadanie, utrzymał się w najwyższej grupie Ligii Narodów, a także awansował na Euro 2020. W nagrodę został… zwolniony. Media pochwaliły dymisję Brzęczka przez ówczesnego prezesa PZPN Zbigniewa Bońka. Następcą Brzęczka został Portugalczyk Paulo Sousa, który nie miał żadnych osiągnięć trenerskich, znany był ze skandali. Portugalczyk dobrze znał mentalność Polaków, powiedział parę zdań, o Janie Pawle II, Matce  Boskiej i Polacy jedli mu z ręki. Reprezentacja na Euro 2020 skompromitowała się. Gdy tylko pojawiła się oferta z ligi brazylijskiej, Portugalczyk nie był już zainteresowany trenowaniem Polaków.

Nowym selekcjonerem został Czesław Michniewicz. Michniewicz zawsze preferował defensywny styl gry, liczył się wynik, a nie wrażenie artystyczne. Polska od wielu lat nie potrafi grać ze Szwecją, czy Danią. W trakcie eliminacji Euro 2004 reprezentacja Szwecji upokorzyła Polaków, jednocześnie podłożyła się ukochanej przez giedroyciowców Łotwie (przez to Polska nie zagrała w barażach). Polska w decydującym meczu o awans na Mundial zmierzyła się ze Szwecją. Wygrała 2:0. Dodatkowo reprezentacja Polski za czasów Michniewicza utrzymała się w najwyższej grupie Ligi Narodów (w silnej grupie z Belgią, Holandią, Walią). Na Mundialu Michniewicz, jak zawsze, postawił na defensywę i spryt; dzięki temu reprezentacja Polski po raz pierwszy od 1986 roku wyszła z grupy na Mundialu. Piłka nożna to nie łyżwiarstwo figurowe, że liczy się styl. W piłce nożnej ważny jest wynik. Czy Czytelnicy pamiętają może drużyny, które ładnie grały na Mundialu, a odpadały po fazie grupowej? Nikt, poza pasjonatami, o takich drużynach nie pamięta. Jeszcze w trakcie Mundialu wielu ,,ekspertów” mówiło publicznie ,że lepiej, jakby Polska grała ładnie i przegrywała 0:4. Typowe polskie albo wszystko albo nic, zwycięstwo lub śmierć. Gdyby Michniewicz postawił na styl i przegrał, to wielu tych samych ,,ekspertów” by płakało, że to nieudacznik. Polacy powinni się cieszyć z pierwszego sukcesu polskiej reprezentacji Polski na Mundialu od 1986 roku, zamiast tego szambo wybiło. Michniewicz był atakowany przez wszystkie media, armię ekspertów. Robiono z niego beznadziejnego trenera, bo słaba średnia punktów (tylko, że reprezentacja pod jego wodzą grała z mocnymi drużynami, a nie z San Marino czy Gibraltarem). Ostatecznie niestety nie przedłużono z Michniewiczem kontraktu.

Portugalski Michniewicz

Ruszyła od razu giełda nazwisk. Media szydziły z pojawiających się polskich kandydaturach. Niezależnie jak oceniamy warsztat trenerski Ireneusza Mamrota czy Macieja Bartoszka, to daliby by oni tej reprezentacji serce, a nie uciekliby przy pierwszej okazji do Brazylii. Przymierzany był też Andrij Szewczenko na fotel selekcjonera reprezentacji Polski. Giedroyciowcy byliby przeszczęśliwi. Gdyby Szewczenko doszedł na Euro 2020 z reprezentacją Ukrainy, to bym od razu szukał zakładów bukmacherskich i obstawiłbym Szewczenkę jako następnego prezydenta Ukrainy. Szewczenko nadzwyczajnych osiągnięć trenerskich nie miał.

Ostatecznie selekcjonerem reprezentacji Polski w piłce nożnej został Fernando Santos z Portugalii. Portugalczyk zdobył zdobył Mistrzostwo Europy w 2016 roku. Z toporną reprezentacją Grecji wyszedł z grupy na Euro 2012 i Mundialu 2014. Santos preferuje defensywny, zdyscyplinowany taktycznie styl gry czyli taki sam jak.. Michniewicz. Usunięto Michniewicza, jest Santos, który preferuje dokładnie to samo tyle, że nowy selekcjoner będzie pobierał znacznie wyższe uposażenie.

Kamil Waćkowski

Redakcja