Kolejni amerykańscy eksperci, w tym byli dyplomaci, rzucają krytyczne spojrzenie na politykę Waszyngtonu na obszarze postradzieckim i zwracają uwagę na błędy tzw. Zachodu, które doprowadziły do wybuchu obecnego konfliktu zbrojnego na Ukrainie. Chas Freeman był swego czasu asystentem sekretarza obrony ds. Bezpieczeństwa Międzynarodowego, ambasadorem w Arabii Saudyjskiej, dyrektorem ds. chińskich w Departamencie Stanu oraz uczestnikiem procesu normalizacji stosunków z ChRL w administracji prezydenta Richarda Nixona. Emerytowany dyplomata udzielił niedawno interesującego wywiadu portalowi „The Gray Zone”.
Improwizacja
Freeman do końca nie wierzył w możliwość rosyjskiej interwencji zbrojnej na Ukrainie, będąc przekonany, że Moskwie chodzi o stosowanie argumentu militarnego służącego do wywierania presji dyplomatycznej. „Byłem zaskoczony, gdy Władimir Putin rzeczywiście zaatakował Ukrainę. Nie sądzę, by jego wojska były na to przygotowane. Nie ma dowodów na to, że były przygotowane logistycznie, ani nawet poinformowane dokąd i po co są wysyłane” – twierdzi, kwestionując tym samym tezę o zaplanowanym charakterze operacji rosyjskiej.
Amerykanin uznaje decyzję władz rosyjskich za błąd. Wskazuje jednocześnie na jej źródła, wspominając lata 1990., gdy pracował przy programie Partnerstwo dla Pokoju w administracji Billa Clintona. „Od 28 lat Rosja ostrzegała, że w którymś momencie jej cierpliwość się skończy; i tak się stało, przy czym w sposób bardzo destrukcyjny, zarówno dla jej własnych interesów, jak i szerzej – perspektyw pokoju w Europie” – podkreśla.
Wszystko ma jednak swoje źródła. Freeman przypomina, że w 2014 roku, wraz z ostatnim Majdanem i przewrotem, Ukraina stała się de facto częścią strefy wpływów amerykańskich, swoistym przedłużeniem i wysuniętą placówką NATO. I tak właśnie traktowana była przez Moskwę, co doprowadziło w konsekwencji do decyzji o zajęciu Krymu w imię utrzymania Floty Czarnomorskiej. Wsparcie amerykańskie dla Kijowa przejawiało się przede wszystkim w coraz bardziej intensywnych zbrojeniach: „mniej więcej od 2015 roku Stany Zjednoczone zbroiły i szkoliły Ukraińców przeciwko Rosji”. Putin został więc do interwencji zbrojnej zmuszony przez Zachód, wbrew własnej woli. Do ostatniej chwili wierzył, że atlantyści siądą do negocjacji, bo przecież wyraźnie ostrzegał, jakie będą konsekwencje ignorowania obaw Moskwy.
Humanitarna wojna?
Były amerykański urzędnik i dyplomata wskazuje, że Rosjanie faktycznie dążyli w ostatnich tygodniach do minimalizacji strat wśród ludności cywilnej Ukrainy: „…uznaje się, że Rosjanie świadomie ostrzeliwują cywilów. Sądzę jednak, że w większości wojen stosunek strat wojskowych do cywilnych wynosi 1 do 1, a w tym przypadku odnotowane straty cywilne są dziesięciokrotnie mniejsze od wojskowych, co pokazuje, że Rosjanie starali się ich unikać”.
Zełeński i jego telewizyjna trupa
Chas Freeman zwraca uwagę, że pierwszą ofiarą także tej wojny jest prawda. „Wojna wytwarza zasłonę dymną kłamstw wszystkich stron. Praktycznie niemożliwe jest ustalenie co się dzieje, bo każda strona reżyseruje swój spektakl” – twierdzi. Podkreśla przy tym, że zdecydowaną przewagę w tym zakresie ma Ukraina: „Znakomity w tym jest Wołodymyr Zełeński, który – jak się okazało – jest mistrzem komunikacji. Jest aktorem, który dobrze sprawdza się w swojej roli i zapewne Ukrainie bardzo pomaga fakt, że ma prezydenta – zawodowego aktora, który objął urząd wraz z całą ekipą telewizyjną, z której umiejętnie korzysta. Powiedziałbym wręcz, że został wybrany prezydentem kraju o nazwie Ukraina, ale naród ukraiński udało mu się dopiero stworzyć”.
Zachodowi zależy na długiej wojnie
Stany Zjednoczone nie podejmowały do tej pory, w przeciwieństwie do Turcji, Izraela i Chin, żadnych działań mających zbliżyć strony do kompromisu dyplomatycznego. „Wszystko, co robimy, prowadzi raczej nie do przyspieszenia końca konfliktu i jakiegoś kompromisu, lecz do wydłużenia go, wspierania ukraińskiego oporu, co jest – jak mniemam – szlachetne, ale doprowadzi do zwiększenia liczby zabitych Ukraińców i Rosjan” – mówi Freeman.
Stosowane przez tzw. Zachód sankcje również mają dość osobliwy charakter. Amerykański ekspert zwraca uwagę, że wprowadzone środki i ograniczenia pozbawione są jasno określonego celu: „Nie określiliśmy żadnych warunków, których spełnienie spowodowałoby ich zdjęcie”. Zdaniem Freemana, również określanie Putina przez Amerykanów i Brytyjczyków mianem zbrodniarza wojennego jest działaniem wzmacniającym determinację kierownictwa rosyjskiego do kontynuowania działań zbrojnych i usztywniania stanowiska.
Wszystko to sprawia, że można uznać, iż Waszyngton i Londyn opowiadające o konieczności „ukarania” Rosji i odrzucające wszelki dialog, chcą ugrzęźnięcia Rosji w wieloletnim konflikcie; „kontynuowania konfliktu, który będzie katastrofalny w skutkach dla Ukraińców, dla Rosjan, dla Europy, a w końcu i dla Stanów Zjednoczonych”.
Do ostatniego Ukraińca
„Zachód właściwie mówił: ‘Będziemy walczyć o niepodległość Ukrainy do ostatniego Ukraińca’ i w sumie nadal tak mówi. To wyjątkowo cyniczne, mimo całej tej patriotycznej otoczki” – powiedział Freeman. Zauważył też, że trudno o jakiekolwiek obiektywne oceny w przestrzeni publicznej, bo ich autorzy od razu mierzyć muszą się z zarzutem bycia agenturą Kremla.
Tymczasem Freeman zgadza się z neokonserwatystą Eliotem Cohenem, byłym doradcą Departamentu Stanu, który stwierdził niedawno, że Stany Zjednoczone toczą w istocie wojnę zastępczą (ang. proxy war) przeciwko Rosji. Nie podziela jego poglądów, ale docenia, że jest jednym z niewielu jastrzębi odważających się to przyznawać.
Inni, jak John McCain, nawoływali do wojny już od dawna, podgrzewając emocje na Ukrainie i lobbując na rzecz amerykańskich korporacji zbrojeniowych i militarnych. Robili to jednak pod pretekstami ideologicznymi, odwołując się fałszywie do interesów ukraińskich. Jedną z przyczyn odsunięcia od władzy Donalda Trumpa mogło być to, że blokował dostawy broni na Ukrainę, a jednocześnie mówił publicznie o interesach rodziny Bidenów w tym kraju.
Amerykański dyplomata przestrzega przed korzystaniem ze scenariusza fałszywych oskarżeń pod adresem Rosjan o stosowanie przez nich broni masowego rażenia, o którym mówią ostatnio media i politycy amerykańscy. Przypomina w tym kontekście podobne fałszywe zarzuty administracji Baracka Obamy wobec Syrii. „Z militarnego punktu widzenia nie dostrzegam żadnego powodu, by Rosjanie mieli stosować broń chemiczną. Zazwyczaj jest ona bronią defensywną przeciwko zmasowanemu atakowi, a przecież nic takiego nie ma miejsca na Ukrainie. Nie potrzebują broni chemicznej. Mają wystarczająco dużo innych rodzajów broni” – uważa Freeman.
Wojna utrudnia kompromis
Freeman ocenia, że najlepszym rozwiązaniem dla Ukrainy byłoby przyjęcie zobowiązań analogicznych do tych, które ustalono w sprawie Austrii w 1955 roku. Polegały one na z jednej strony gwarancji neutralności i poszanowania praw mniejszości, a z drugiej – wielostronnych gwarancjach bezpieczeństwa. Wzmożenie wojenne i przelana krew utrudniają wszakże osiągnięcie takiego kompromisu, mimo wysiłków podejmowanych w ostatnim okresie w tej sprawie przez Turcję.
Rosja w wyniku obecnej operacji wojskowej będzie prawdopodobnie zdeterminowana do zachowania kontroli nad zdobytymi obszarami – przede wszystkim nad wybrzeżem Morza Azowskiego, łączącym Krym z Donbasem.
Neonaziści wśród zwolenników władz kijowskich
Freeman zauważa, że Zełeński jest zakładnikiem środowisk skrajnie prawicowych, nacjonalistycznych a nawet neonazistowskich na Ukrainie. „Antysemityzm jest jednym z tragicznych elementów nazizmu, lecz nie jest kluczowy; jak widać, możesz być nazistą i mieć żydowskiego prezydenta, którego akceptujesz. Myślę więc, że zbyt uproszczony jest argument, że skoro prezydentem Ukrainy jest świecki Żyd, który nie bardzo o tożsamości żydowskiej mówi, lecz jest jako Żyd postrzegany, to nie mogą za nim stać naziści. To śmieszne” – mówi były amerykański dyplomata.
Widmo zmierzchu potęgi dolara
W związku z jednostronnymi, sprzecznymi z prawem międzynarodowym sankcjami wobec Rosji, przekształceniu ulec może cały międzynarodowy system finansowy i układ sił między kluczowymi walutami.
Zagrożona jest przede wszystkim pozycja amerykańskiego dolara, utrzymującego do tej pory swą wartość przede wszystkim dzięki dominacji w rozliczeniach w handlu surowcami. „Niedawno skonfiskowaliśmy cały skarb Afganistanu, teraz skonfiskowaliśmy połowę rezerw rosyjskich. Skonfiskowaliśmy też rezerwy wenezuelskie. Nasi brytyjscy sojusznicy skonfiskowali zapasy złota Wenezueli. Reputacja angloamerykańska, naszych bankierów i powierników, stoi pod znakiem zapytania. Pojawia się pytanie, dlaczego będąc krajem, który może mieć w przyszłości jakieś spory polityczne ze Stanami Zjednoczonymi, ktoś miałby trzymać swe rezerwy w dolarach?” – zauważa Freeman.
Chiny ostatnim bastionem wartości westfalskich
Zdaniem Chasa Freemana, który w 1972 roku był tłumaczem podczas słynnej, przełomowej dla stosunków amerykańsko-chińskich wizyty prezydenta Nixona w Pekinie, przewodniczący Xi Jinping nie spodziewał się wyboru drogi siłowej rozwiązania problemu przez swego rosyjskiego sojusznika.
Chińczycy są mocno przywiązani do zasady suwerenności państwowej i integralności terytorialnej, są ostatnimi zwolennikami ładu westfalskiego i przeciwnikami budowy stref wpływów. Dlatego ze zrozumieniem odniosły się do obaw związanych z bezpieczeństwem zgłaszanych przez Rosję w kontekście ekspansji atlantyckiej (militarnej i politycznej) w pobliżu jej granic.
Wojna na Ukrainie jest, zdaniem Freemana, konfliktem amerykańsko-rosyjskim i dlatego wiele państw będzie wolało zająć postawę neutralną i zdystansowaną. Konflikt to „starcie między Stanami Zjednoczonymi a Rosją o strefę wpływów na Ukrainie. Stany Zjednoczone kontra Rosja. Nie Rosja kontra Europa. Dlaczego w tej sytuacji inne mocarstwa przywiązujące wagę do swej współpracy z Rosją miałyby ją izolować?” – pyta retorycznie były urzędnik Departamentu Stanu.
Rosja musi być w koncercie europejskim
Chas Freeman reprezentuje stanowisko realistyczne wśród amerykańskich dyplomatów i ekspertów, niezwykle rzadko spotykane w naszym kraju. „Powinno nam zależeć na przywróceniu równowagi pozwalającej na utrzymanie pokoju w Europie. Wymaga to włączenia Rosji do swego rodzaju rady zarządzającej Europą. Historycznie na kontynencie panował pokój wyłącznie wtedy, gdy wszystkie mocarstwa mogące go naruszyć miały zapewnione miejsce przy stole. Znakomitym przykładem jest tu kongres wiedeński po wojnach napoleońskich, na którym idol Henry’ego Kissingera usiadł do stołu z innymi, którzy rozumieli, że Francję trzeba przywrócić w skład gremiów rządzących Europą. To dało nam sto lat pokoju. Oczywiście, mieliśmy lokalne konflikty, lecz obyło się bez tych większych. Natomiast po I wojnie światowej, gdy zwycięskie Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Francja skutecznie doprowadziły do pozbawienia Niemiec i powstałego niedawno Związku Radzieckiego głosu w sprawach europejskich, skończyło się to II wojną światową i zimną wojną” – przypomina.
MP