Po roku pobytu w białoruskim więzieniu na wolność wypuszczona została Andżelika Borys. To dobra wiadomość. Uważam, że pani Borys była w całej tej sytuacji ofiarą. Przede wszystkim niemądrej polityki Warszawy. Zresztą od lat przestrzegaliśmy przed używaniem przez nasze władze białoruskich Polaków jako narzędzia w walce politycznej z administracją Aleksandra Łukaszenki.
Co głupsi obserwatorzy sceny politycznej przypisują uwolnienie pani Borys ostatniej uchwale polskiego sejmu w jej sprawie. To tak infantylne, że aż godne odnotowania. Gdyby Sejm RP posiadał moc sprawczą tego rodzaju, świat byłby miejscem mlekiem i miodem płynącym. Bowiem nasi parlamentarzyści nie stronią od przyjmowania deklaracji strzelistych wzywających ludzkość do poszanowania praw człowieka, zaprowadzania pokoju i ustanawiania powszechnej szczęśliwości.
Rzecz jasna uwolnienie pani Borys, podobnie jak jej zatrzymanie, nie było dziełem przypadku. Wynikło z podjęcia takiej a nie innej decyzji przez administrację prezydenta Łukaszenki. Przyczyny owej decyzji mogą być wielorakie. Być może, o czym nie wiemy, toczyły się realne, zakulisowe rozmowy w tej sprawie. To byłoby rzeczą racjonalną. Jednak dwa argumenty przemawiają przeciw tej tezie. Po pierwsze pani Borys nie ma zamiaru wyjeżdżać do Polski. Zostaje zatem na Białorusi potencjalnie narażając się na kolejne szykany. Po drugie: takie załatwienie sprawy byłoby rzeczą racjonalną. A polska dyplomacja postępuję racjonalnie głównie wtedy, gdy się pomyli. Zatem pozostaje rozwiązanie drugie. To strona białoruska „puszcza do nas oko”. Wysyła jasny sygnał, że jest zainteresowana wznowieniem relacji ze stroną polską.
Dla Białorusi to być może ostatni moment by wyrwać się z bratniego uścisku Moskwy, który z dnia na dzień zmienia się w mocny zapaśniczy chwyt. Być może dla Białorusinów to już ostatni dzwonek by zachować przynajmniej istotną część suwerenności. Do tego przywrócenie elementarnych relacji z Polską jest Białorusinom niezbędnie potrzebne.
Z polskiego punktu widzenia to doskonały moment by załatwić wszystkie nasze sprawy najtańszym możliwym kosztem. Na lata ułożyć sobie dobre relacje, bynajmniej nie z samym Łukaszenką, ale z najbliższą nam pod wieloma względami Białorusią.
Czy Warszawa wykaże się choć raz mądrością i skorzysta z nadarzającej się okazji. Szczerze wątpię. Raczej dla bieżącej politycznej korzyści partyjni geostratedzy będą dąć w sprawdzone tony prawoczłowiecze i demokratyczne. W ten sposób PiS dzielnie walcząc z Rosją ostatecznie wepchnie w jej objęcia Białoruś.
Ale może się mylę. W końcu nadzieja umiera ostatnia.
Przemysław Piasta
Przemysław Piasta
Historyk i przedsiębiorca. Prezes Fundacji Narodowej im. Romana Dmowskiego. Autor wielu publikacji popularnych i naukowych.