OpinieRyczeć w najsilniejszym chórze

Wspomoz Fundacje

W brzmiącym od kilku tygodni w polskich mediach (także społecznościowych) mono-głosie nareszcie pojawiają się przyjemne mojemu uchu nuty dysonansu. Bo choć na szczęście wciąż jesteśmy życzliwi wobec uchodźców, to nareszcie zdaliśmy sobie sprawę, że poryw serca nie zastąpi metodycznych działań i systemowych rozwiązań. A bycie dobrym też kosztuje. Zaś bycie dobrym w ogromnej skali kosztuje ogromne kwoty. Kwoty, których nie znajdziemy w naszym dziurawym jak sito budżecie. Musimy zatem odwołać się do unijnej solidarności w jej praktycznym wymiarze. Co zresztą będzie dla nas odpowiedzią na pytanie na ile nasz związek polityczny jest związkiem na dobre i na złe a na ile wyłącznie na dobre.

Chodź z natury rzeczy najbardziej nas determinuje sprawa uchodźców, także w kwestii istoty naszego poparcia dla Ukrainy pojawił się, także poza naszym wąskim środowiskiem, głos odmienny. Mówiący, że niezależnie od fali ciepłych uczuć jakimi Polacy obdarzyli dzielnie broniących się Ukraińców, istnieje nadal polska racja stanu. Drogowskaz, którym winniśmy się kierować niezależnie od chwilowych emocji i koniunktur zewnętrznych. Dziś ten głos jest nader wątły. Poza naszym środowiskiem i kilkudziesięcioma niezależnymi komentatorami tylko jeden poseł – Grzegorz Braun, ma odwagę wypowiadać to na głos. Reszta woli milczeć. Ze strachu bądź z koniunkturalizmu. W końcu, jak zgrabnie ujął Nicolás Gómez Dávila, dziś mieć rację, to ryczeć w najsilniejszym chórze.

Zatem Polacy ryczą. Ile sił w płucach. By zakrzyczeć innych. By zagłuszyć rozum i sumienie. Tymczasem na nieodległych Węgrzech premier Victor Orban mówi „Rosja patrzy na rosyjskie interesy, podczas gdy Ukraina patrzy na ukraińskie interesy. Ani Stany Zjednoczone, ani Bruksela nie będą myśleć jak Węgrzy, nie będą czuć tego, co czują serca Węgrów. Musimy bronić naszych własnych interesów”. I to jest właśnie normalność. U nas wypowiedzenie analogicznych słów staje się aktem heroizmu, po którym możemy być wyłącznie narażeni na szykany. Jeśli poeta trafnie przewidział, że „spisane będą czyny i rozmowy”, właśnie teraz nadszedł właściwy czas na spisywanie czynów i rozmów. Zapamiętajmy kto ma dziś odwagę myśleć i mówić po polsku. A komu to przeszkadza.

To już jednak ostatnie podrygi prometeizmu, przynajmniej w tej odsłonie. Choć wielu jest zdeterminowanych by, choćby w ostatniej chwili rzucić, los Polski w wir wojennej pożogi. Trudno inaczej odebrać na przykład wizytę premiera Morawieckiego i wicepremiera Kaczyńskiego na Ukrainie. Zawsze skłonni do pochlebstw partyjni aparatczycy i małpujący ich pożyteczni idioci majaczą jak w malignie o wizji i odwadze. Ja widzę zaś jedynie szaleństwo i dezynwolturę. „Wolno każdemu, może być obowiązkiem zaryzykować wszystko, co jest jego osobistą własnością, oddać majątek, przynieść życie w ofierze. – pisał onegdaj Roman DmowskiAle bytu Polski ryzykować, jej przyszłości przegrywać nie wolno ani jednostce, ani organizacji jakiejkolwiek, ani nawet całemu pokoleniu. Bo Polska nie jest własnością tego czy innego Polaka, tego czy innego obozu, ani nawet jednego pokolenia. Należy ona do całego łańcucha pokoleń, wszystkich tych, które były i które będą. Człowiek, który ryzykuje byt narodu, jest jak gracz, który siada do zielonego stołu z cudzymi pieniędzmi”. Tym drogowskazem musimy się kierować.

Bądźmy jednak dobrej myśli. Z pomocą Opatrzności przetrwamy ten trudny czas. Razem, wspierając się wzajemnie. I gdy ucichną trąby wojennych podżegaczy, jak zwykle wrócimy do naszej mrówczej pracy. Tym razem ze zdwojoną energią. Bowiem z głębokich lochów wypuszczono demony, które będą teraz krążyć po świceie. A zegar będzie tykał coraz szybciej. Także dla nas. Zwłaszcza dla nas.

Przemysław Piasta

Przemysław Piasta

Historyk i przedsiębiorca. Prezes Fundacji Narodowej im. Romana Dmowskiego. Autor wielu publikacji popularnych i naukowych.