Opinie„Gazety Wyborczej” skok do ukraińskiego szamba

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Adam Michnik to jednak intelektualista, a „Gazeta Wyborcza” w wydaniu świątecznym / weekendowym, pomimo jednoznacznego preferowania treści dość poprawnych politycznie (za wyjątkiem pewnej otwartości na nurty lewicowe, choć raczej te reformistyczne, akceptujące system) jest jednak periodykiem o określonym poziomie publicystycznym.

Redaktor Michnik z „czekoladowym królem”

Do poziomu tego niezbyt pasuje kordialna rozmowa z gangsterem, stadionowym chuliganem, Markiem Suskim, czy innym Mejzą albo Szłapką. Równie niepasujące do profilu gazety wydaje się poklepywanie po plecach z „czekoladowym królem” Ukrainy, oligarchą, wspierającym instrumentalnie miejscowych neonazistów byłym prezydentem Petro Poroszenką. Poroszenko z definicji nie może bowiem opowiedzieć ani nic odkrywczego, ani – tym bardziej – szczerego.

Wywiad z oligarchą byłby bez wątpienia interesujący jako pewien portret przedstawiciela określonej klasy społecznej, której rola uległa modyfikacji (relatywnemu osłabieniu wskutek wyparcia części jej wpływów przez kapitał międzynarodowy) po przewrocie w Kijowie w 2014 roku. Do tego jednak niezbędne byłoby przeprowadzenie nie kordialnej wymiany poglądów przez dwóch spoufalających się ze sobą przedstawicieli już na pierwszy rzut oka różnych światów, lecz ostrej rozmowy z wytrawnym, nie stroniącym od wyrazistych polemicznych pytań, a nawet zaczepek, dziennikarzem. Michnik nim nie jest, a i chyba nie bardzo chce w tym przypadku być.

Agresja

Rozmówcy nieustannie powtarzają tezę o rosyjskiej agresji; Poroszenko przypomina, że jego zdaniem trwa ona od 2014 roku, choć nie bardzo wiadomo na czym ma polegać. „Kluczowe znaczenie ma to, że w Ukrainie fortecą stanie się każde miasto i każdy dom. I gdy tysiące trumien pojedzie z Ukrainy do Rosji…” – buńczucznie oznajmia, opowiadając o wyimaginowanej wojnie, pomajdanowy eksprezydent. Michnik nie reaguje na podobne idiotyzmy.

Rosji nie wolno wierzyć – przestrzega Poroszenko. Właściwie sugeruje, że żadne rozmowy z nią nie mają sensu. Jedynym językiem przez nią zrozumiałym ma być język siły. I znów Adam Michnik nic nie mówi, choć w innych częściach rozmowy nie stroni od autorskich komentarzy. A do tego przecież jeszcze niedawno sam zgłaszał gotowość do dialogu ze Wschodem, choćby uczestnicząc w spotkaniach Międzynarodowego Klubu Wałdajskiego w Rosji. Zresztą, pod koniec rozmowy podkreśla swój dystans wobec popularnej w Polsce rusofobii, której jednak nie dostrzega u ukraińskiego rozmówcy.

Putin się boi

Dalej jest coraz weselej. Poroszenko opowiada o obniżającym się poziomie życia w Rosji i nastrojach społecznych tam panujących. Zapomina jednocześnie o kompletnej deindustrializacji i degradacji gospodarczej samej Ukrainy, o szokującym poziomie ukraińskiej korupcji nie wspominając. Pochyla się z troską nad Rosją, a na dodatek próbuje dokonywać diagnozy nastrojów i stanu psychicznego Władimira Putina, dość dyletancko.

Putin, zdaniem rozmówcy Adama Michnika, „pozycjonuje się między imperatorem a Bogiem”. Czyli ma być nieprzewidywalny, w odróżnieniu od normalnych ludzi, za których Poroszenko uznaje siebie i Michnika, komplementując polskiego rozmówcę określeniem „postać historyczna”.

Co ciekawe, w pytaniach redaktora „Gazety Wyborczej” przebija się charakterystyczna dla globalistów – demoliberałów nadzieja na to, że „demokratyczna” Ukraina to pierwszy krok w kierunku „demokratyzacji” Rosji. Kijów ma być wzorem dla Moskwy, ale jakoś nienajlepiej mu to idzie. Trudno doprawdy znaleźć wśród Rosjan takich, którzy zazdrośnie patrzyliby na domniemany sukces południowo-wschodniego sąsiada.

Wspólny znajomy Poroszenki i Michnika, były ambasador amerykański w Warszawie Daniel Fried miał, według tego pierwszego, prowadzić ostrą politykę sankcji w stosunku do Rosji. Ukraiński rozmówca „Gazety Wyborczej” podkreśla, że podobny „jastrząb” potrzebny jest nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale i w Unii Europejskiej. Co miałby robić? Rzecz jasna, blokować uruchomienie Gazociągu Północnego 2, bo – jak twierdzi ukraiński polityk – „od początku bieżącego roku Gazprom ukradł z kieszeni Europejczyków kilkadziesiąt miliardów dolarów”. Nic to, że elementarna logika funkcjonowania rynku surowców energetycznych wskazuje na coś całkowicie odwrotnego.

Ukraina w NATO

Poroszenko po raz kolejny nawołuje do przyjęcia Ukrainy do NATO już podczas tegorocznego szczytu tego paktu w czerwcu. Mające się odbyć w najbliższych tygodniach negocjacje tzw. Zachodu z Rosją mają, według niego, polegać na straszeniu Moskwy kolejnymi sankcjami.

Po co? Bo to Kreml ma rzekomo stać za wszelkimi możliwymi kryzysami na Starym Kontynencie. To on miał zorganizować napływ imigrantów na polsko-białoruską granicę, to on planuje destabilizację na Bałkanach, wspierając opuszczenie Bośni i Hercegowiny przez Republikę Serbską.

Rzecz jasna, w narracji Poroszenki pojawiają się także wrogie siły w Europie paraliżujące NATOwską perspektywę Kijowa. Michnik w swoim pytaniu pośrednio nawiązuje do zorganizowanego przez Prawo i Sprawiedliwość warszawskiego szczytu eurosceptyków. „Łączy ich populizm, który jest powodem ich bliskości z Rosją” – kwituje pytanie o kilka wymienionych formacji były prezydent Ukrainy. Trudno znaleźć w tym twierdzeniu jakąś logiczną spójność. Dlatego „czekoladowy król” idzie dalej i atakuje już tylko Viktora Orbána. Budapeszt ma być, jego zdaniem, uzależniony od Moskwy, w pewnym sensie wręcz przez Kreml korumpowany, by w zamian za określone korzyści blokować atlantyckie aspiracje Kijowa. A z prawami mniejszości węgierskiej na Zakarpaciu, oczywiście, nie ma żadnych problemów.

Na koniec, odgadując intencje demokraty Michnika, Poroszenko zaczyna dąć w tubę populistycznego zagrożenia autorytarnego. I zawodzi go pamięć. Przecież to właśnie na Ukrainie pod jego rządami rozkwitły bojówki neonazistowskie, pojawiły się zabójstwa polityczne (Oleś Buzina i wielu innych), a na ulicach z pochodniami po raz pierwszy zaczęli maszerować wspierani przez władze neobanderowcy.

„Gazeta Wyborcza” kontra Zełeński?

Poroszenko peroruje też na temat represji wobec siebie i swojego środowiska, organizowanych przez obecną administrację Wołodymyra Zełeńskiego. Kreśli swój wizerunek jako ofiary naiwnego populisty, wierzącego Putinowi (o zgrozo!).

Jest też wątek polski. „W reformowaniu państwa pomagali nam Polacy. Moim doradcą do spraw gospodarczych był Leszek Balcerowicz, co wielu nie spodobało się w Ukrainie, i w Polsce, bo to przecież autor ‘terapii szokowej’. Jerzy Miller był moim doradcą do spraw zarządzania państwem i ochrony zdrowia, grupa ekspertów z polskiego rządu pracowała nad reformą samorządową. Pomoc w reformowaniu systemu kontroli państwa otrzymaliśmy od Najwyższej Izby Kontroli, którą kierował Krzysztof Kwiatkowski. Ta lista jest o wiele dłuższa” – chwali się Poroszenko, zapominając przy tym Sławomirze Nowaku. Po tej wyliczance widać wyraźnie, że środowisko hołubionych przez „Gazetę Wyborczą” neoliberałów zarobiło całkiem nieźle na prezydenturze „czekoladowego króla”, piastując wówczas szereg istotnych stanowisk. To skończyło się wraz z przyjściem do władzy Zełeńskiego. Mamy zatem dość prawdopodobną przyczynę tego, że dla obecnej polskiej opozycji największym przyjacielem jawi się właśnie Poroszenko.

Adam Michnik to nie bohater z mojej bajki. Potrafię jednak szanować go za niewątpliwie wysoki poziom intelektualny, umiejętność głoszenia poglądów często niezbyt popularnych, przynależność do ginącej klasy inteligencji. I tym bardziej nie rozumiem sensu przeprowadzonej przez niego w taki „promocyjny” sposób rozmowy z człowiekiem oligarchicznego biznesu, pozbawionym jakichkolwiek poglądów, gotowym do instrumentalnego wykorzystywania każdego, z neonazistami włącznie, by tylko ugrać parę punktów sondażowych. Michnik skacze wraz z nim do ukraińskiego umysłowego szamba. Szkoda.

Mateusz Piskorski

Redakcja