KresyOpinieBallada o sąsiedzkiej współpracy

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Gdy samolot z prezydentem Boliwii na pokładzie przelatując nad terytorium Austrii, zostaje przez jej myśliwce siłą zmuszony do lądowania, świat milczy. Powód – anonimowa informacja, że w maszynie ukrywa się znany na całym świecie, niepokorny amerykański sygnalista – Edward Snowden. Człowiek, który nie jest Austriakiem, nie popełnił też przestępstwa, a nawet pewnie nie ma zaległego, niezapłaconego mandatu z Wiednia. 

Ot, niepokorny obywatel USA, który obnażył brudną politykę Waszyngtonu i tę najciemniejszą, wstydliwą, skrzętnie skrywaną stronę Pentagonu.  Wyobraziłem sobie właśnie, że jakieś państwo – na przykład Czechy – siłą ściągają na ziemię Air Force One z prezydentem USA na pokładzie i jak wielka wybuchłaby wtedy afera? Nie jest ważne co, czy kogo służby celne znalazłyby w środku. Mogliby tam być wszyscy poszukiwani listami gończymi najwięksi czescy zbrodniarze, luki bagażowe przepełnione kokainą, a na deser bomba atomowa. Skandal zakończony zbrojną interwencją na Czechy – murowany. O europejskich sankcjach już nie wspomnę.

Gdy w białoruskiej przestrzeni powietrznej pojawił się samolot pasażerski z poszukiwanym przez władze pod zarzutem terroryzmu Białorusinem – wybuchła międzynarodowa afera. Wszystkie państwa Unii Europejskiej licytują się w planowanych sankcjach. Pomijam już fakt, że służby Republiki Białoruś powołały się na informację o podłożonej na pokładzie bombie. Pójdźmy tym tropem kawałek dalej, jeśli faktycznie, znajdowałby się tam ładunek wybuchowy, który eksplodowałby – na przykład już po wylądowaniu na Litwie – świat oskarżyłby Białoruś, że mimo posiadanych informacji nie zrobiła nic, by go zatrzymać. I znowu europejscy politycy wymyślaliby sankcje, jakie należy na nałożyć na prezydenta Aleksandra Łukaszenkę za „przyzwolenie na spodziewany atak terrorystyczny i brak reakcji ze strony myśliwców”.

Wspomniany samolot po dokładnym przeszukaniu poleciał dalej. Na miejsce dotarł z godzinnym opóźnieniem. Pasażerów oczywiście przeproszono. Ostatnio często latam po świecie, opóźnienie jest normą, niemal na każdym znanym mi lotnisku. Może poza Stambułem, gdzie samolot wystartował pół godziny przed czasem i na dodatek wylądował w Odessie ze znacznym opóźnieniem. Musiał więc lecieć okrężnym kursem, ale nikt z załogi, pasażerów o tym nie poinformował. O przeprosinach już nie wspomnę. Mamy taką przywarę, że bardzo lubimy wtrącać się we wszystkie sprawy sąsiadów, od tych najbliższych na osiedlu, aż do polityki wszelkich ościennych państw. Zawsze wiemy lepiej, chociaż sami sobie nie radzimy.

Zaczyna się to już od poziomu zwykłego „Kowalskiego”, który zawsze wie kto i gdzie powinien się stołować, z kim zadawać, wyjść za mąż, ożenić, jeździć na wakacje i ubierać. Jeśli trafi się jakiś „cudak” i wyjdzie poza ten schemat – zacznie jadać w barach czy restauracjach, jeździć na wczasy czy uprawiać jakieś niezrozumiałe w środowisku hobby – zostaje osiedlowym bohaterem plotek. W konsekwencji czeka go nieuchronny międzyblokowy, a nawet interosiedlowy, ostracyzm. Ten poziom jest może nieznośny, ale z pewnością nie jest specjalnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa publicznego. Ot, zwykła niedogodność, dla człowieka, który postanowił żyć po swojemu.

Gorzej, gdy rozgrywa się to na arenie międzynarodowej. Przykładem jest choćby Ukraina. Pamiętam ją z lat dziewięćdziesiątych. Nie było widać nacjonalizmów, a wszelkie próby gloryfikowania Stepana Bandery, OUN i UPA, były marginalne i jeśli się pojawiały, były natychmiast piętnowane.   Po słynnym zamachu stanu, zwanym u nas euromajdanem (2013-2014 rok), wszystko się zmieniło. Uwielbiamy eufemizmy (Euromajdan, zwycięstwo demokracji) musimy jednak pamiętać, że Wiktor Janukowycz był legalnie wybranym prezydentem i ogromna część Ukraińców na niego właśnie oddała swój głos.

Gdy przy pomocy i potężnym wsparciu europejskich, ale głównie polskich polityków, został obalony, na Ukrainie nastała nowa era. Era skrajnego nacjonalizmu. Gieroje z UPA zostali uhonorowani nazwami ulic, pomnikami, a ich następcy zaczęli zakładać kolejne zbrojne organizacje odwołujące się do okrytych najgorszą sławą sotni oraz do ich przywódców. Ukraina to bodaj jedno z ostatnich europejskich państw, w którym nie ma zakazu posiadania broni. Wciąż się nie boicie?

To co wydawało się niemożliwe dwadzieścia, trzydzieści lat temu – teraz na naszych oczach – marszowym dumnym krokiem, niczym huragan przechodzi przez miasta, miasteczka i wioski całej Ukrainy. Werbując po drodze nowych członków i wszczepiając im antypolską i antyrosyjską ideologię. Już teraz marsz nacjonalistów z symbolami SS, flagami UPA i wizerunkami zbrodniarzy wojennych z SS Galizien, nikogo na Ukrainie nie oburza, chorągiewki z wizerunkiem Stepana Bandery można kupić w sklepach pamiątkarskich i na bazarach nawet w Odessie.

Tym, co teraz napiszę zapewne narażę się naszym rodzimym rusofobom, ale wierzcie mi, ze strony Rosji naprawdę nic nam nie zagraża. Władimir Putin nie ma najmniejszych interesów brać sobie na głowę Polski z jej wewnętrznymi problemami. Znacznie groźniej wygląda sytuacja z drugiego brzegu rzeki Bug. Jeśli kiedykolwiek dojdzie do agresji na Polskę, to jedynym krajem którego powinniśmy się obawiać, jest właśnie rosnąca w nacjonalistyczną, a wręcz faszystowską siłę – Ukraina.

Piotr Jastrzębski

Myśl Polska, nr 23-24 (6-13.06.2021)

Redakcja