Na europejskiej scenie muzycznej od lat rozwija się intensywnie gatunek określany najczęściej jako neofolk, bazujący na tradycyjnych motywach nie tyle melodycznych czy instrumentalnych, co kulturowych, metapolitycznych kontynentu.
Z tego właśnie nurtu wyrasta niejednoznaczna stylistycznie twórczość Jérôme Reutera, pochodzącego z Luksemburga muzyka i autora tekstów, tworzącego od 2005 roku projekt pod nazwą Rome. Świadomie należy tu użyć określenia właśnie projekt, gdyż jest to w istocie solowa inicjatywa artysty, zatrudniającego do nagrywania kolejnych albumów wyłącznie muzyków sesyjnych. Dodajmy, artysty wyjątkowo płodnego: właśnie ukazała się 16 studyjna płyta Rome, opatrzona francusko-angielskim, intrygującym tytułem Parlez-Vous Hate?
Reuter zaczynał swoją karierę muzyczną w postpunkowej grupie Mack Murphy and the Inmates. Pierwsze solowe płyty nagrywał dla znanej niegdyś, nieistniejącej już szwedzkiej wytwórni Cold Meat Industry specjalizującej się w muzyce elektronicznej (dark ambient, industrial), a obecnie jego albumy wydaje niemiecka wytwórnia Trisol. Początkowo Rome kojarzone było raczej z militarystyczną odmianą muzyki neofolk, czerpiącą inspiracje z istotnych, najczęściej rewolucyjnych i wojennych wydarzeń z przeszłości Europy. Później Reuter zaczął eksperymentować z różnymi gatunkami muzycznymi; na każdej kolejnej płycie dało się słyszeć różne style, co skutecznie ratowało jego nagrania przed monotonią charakterystyczną dla części twórców tego nurtu. Wydana w tym roku Parlez-Vous Hate? nie jest tu wyjątkiem.
Słychać w niej jednak muzyczną złość, frustrację kierunkiem ewolucji współczesnego świata. „Muszę przyznać, że brzmienie tej płyty wynika przede wszystkim z gniewu i frustracji z powodu trwającej już prawie rok wymuszonej izolacji i obserwowania tego, jak nasz świat legnie w gruzach. Nie jest to najbardziej pozytywna z emocji, które odczuwałem, ale chociaż w studiu, w chwilach pracy z przyjaciółmi, czułem, że są chwile, w których można być panem własnej egzystencji” – mówił luksemburski muzyk. O ile na wcześniejszych płytach Reuter wydawał się być zafascynowany przede wszystkim historiami tragicznych postaci, rebeliantów i buntowników z różnych zakątków Europy, inspirując się przy tym literackimi dokonaniami Petera Weissa czy Pablo Nerudy, o tyle na najnowszej płycie ogranicza się właściwie do dwóch tematów: coraz bardziej ograniczanej przestrzeni wolności słowa i zaniku tak ważnej dla niego tożsamości tradycyjnej Europy.
Treści niezbyt optymistyczne wymagają odpowiedniej oprawy wokalnej. Głos Reutera potrafi być melodyjny i refleksyjny, przekonany i pewny siebie, a czasem też pełen złości i chęci krzyku. Część krytyków już po jego wcześniejszych nagraniach porównywała go do Leonarda Cohena i Nicka Cave’a, teraz jednak w kilku utworach słyszymy raczej wpływy młodszej, nieco postpunkowej generacji muzyków. Gniew na współczesny świat przenika przede wszystkim dynamiczny, oparty na bardziej rockowych schematach tytułowy utwór albumu:
„Nie spoczniemy, póki dezintegracja nie będzie pełna / A ty będziesz wytresowany błagać na kolanach / My będziemy znać twoje myśli, i ukryte, i ulotne / Widzimy każde twoje słowo wyszeptane czy wydrukowane / Zjawimy się zawsze, gdy tylko przekroczysz linię / Bo chcemy, żebyś wiedział: nie ma miejsca, gdzie możesz się ukryć / (…) Wielki schemat, który wprowadzamy dla twojego dobra / W naszej wojnie przeciwko transcedencji wyprodukujemy ci umysł / Wszystko spalimy i powiemy, czym jest nasz postęp / Skujemy cię łańcuchami i nazwiemy to wolnością” – śpiewa Reuter.
W podobnym duchu wybrzmiewa przesłanie także kilku innych utworów. „Born in the EU” jest pastiszem słynnej piosenki Bruce’a Springsteena „Born in the USA”, zawierającym nieco zawoalowaną krytykę brukselskiej biurokracji i obecnego kształtu integracji. Na wyróżnienie zasługuje też „Panzerschokolade” nawiązujący do narkotyków przyjmowanych w czasie II wojny światowej – analogii do narkotycznych uzależnień współczesnego świata. Kilka utwórów na najnowszej płycie Rome to osobiste refleksje Reutera, dość depresyjne, pełne rezygnacji. Płytę zamyka utrzymany w stylistyce dark ambient „Fort Nera, Eumesville” wskazujący, że muzyk ukrywa się przed rujnowanym światem we własnym domu, stającym się jego twierdzą.
Rome to jeden z tych muzycznych fenomenów, które trudno jednoznacznie określić również z politycznego czy ideologicznego punktu widzenia. Choć przodkowie Reutera walczyli po stronie republikańskiej w hiszpańskiej wojnie domowej, a w czasie II wojny światowej byli w dość nielicznym ruchu oporu w Luksemburgu, muzyk nie ulega żadnej z istniejących odmian poprawności politycznej. Wychodzi z założenia, że różne idee, ruchy, postaci i wydarzenia są wspólnym dziedzictwem kontynentalnej Europy, o którym powinniśmy pamiętać, niezależnie od aktualnych sporów politycznych. Jest muzycznym wyrazicielem europejskiej tożsamości, przestrzegając przed jej biurokratyzacją, ale przede wszystkim przed amerykanizacją – kulturową, polityczną.
Paradoks polega na tym, że większość swoich utworów śpiewa po angielsku (za wyjątkiem wstawek po niemiecku i francusku), ale cóż… tylko dzięki temu tylu Europejczyków jest w stanie go zrozumieć. Jérôme Reuter to europejski, kontynentalny tożsamościowiec, którego muzyki warto posłuchać nie tylko z uwagi na warstwę muzyczną, skądindąd bardzo wpadającą w ucho, określoną przez niego niegdyś jako chanson-noir.
Mateusz Piskorski
Rome, Parlez-Vous Hate?, Trisol Music Group GmbH, premiera 21 stycznia 2021.
Myśl Polska, nr 7-8 (14-21.02.2021)