FelietonyWzmożenie to nie patriotyzm

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Jak co roku, na ulicach Warszawy odbywa się widowiskowe rykowisko 11-listopadowe. Obchody Narodowego Święta Niepodległości to dominujące oblicze współczesnego polskiego „patriotyzmu” – rozwrzeszczanego, pozbawionego treści i sprowadzającego miłość do Ojczyzny do haseł nienawiści pod adresem innych, zarówno tych z własnej wspólnoty narodowej, jak i tych spoza niej.

Sanacyjna konwencja

11 listopada to data czysto umowna, pewna konwencja nie do końca odpowiadająca prawdzie historycznej. Pamiętajmy, że ustawa ustanawiająca to święto po raz pierwszy uchwalona została za czasów reżimu sanacyjnego w 1937 roku i miała nie tylko upamiętniać odzyskanie przez Polskę niepodległości w 1918 roku, ale w równym stopniu pielęgnować kult samozwańczego marszałka i dyktatora Józefa Piłsudskiego. „Dzień 11 listopada, jako rocznica odzyskania przez Naród Polski niepodległego bytu państwowego i jako dzień po wsze czasy związany z wielkim imieniem Józefa Piłsudskiego, zwycięskiego Wodza Narodu w walkach o wolność Ojczyzny – jest uroczystym świętem niepodległości” – czytamy w sanacyjnej ustawie.

Swoją drogą, warto, by pamiętali o tym współcześni zwolennicy obozu narodowego. 11 listopada to data istotna z punktu widzenia narodowych demokratów, ale raczej jako upamiętnienie upokarzającej kapitulacji Niemiec przed Ententą w Compiègne, czyli wydarzenia uznawanego za kluczowe m.in. przez Romana Dmowskiego. Ale nie tylko endencja miała inny stosunek do tej daty. W opozycji do sanacji, polscy ludowcy i socjaliści za najistotniejszą datę kluczowej dla Polski jesieni 1918 roku uznawali 7 listopada, czyli powstanie Tymczasowego Ludowego Rządu Republiki Polskiej z Ignacym Daszyńskim na czele. Obchody Narodowego Święta Niepodległości są zatem usankcjonowaniem sanacyjno-piłsudczykowskiej wizji najnowszych dziejów kraju w charakterze mitu założycielskiego III RP. A ten mit jest ze wszech miar wyjątkowo szkodliwy: i w sferze ustrojowej (niemożliwe jest budowanie nowoczesnej demokracji na fundamencie kultu dyktatora), i zagranicznej (postsanacyjny prometeizm, stały zestaw fobii i lęków).

Patriotyzm codziennej pracy

11 listopada to czas wzmożenia „patriotycznego”, ale przede wszystkim – dla niektórych – okazja, by pokazać, jak bardzo zależy im na losach Ojczyzny. Tymczasem prawdziwy patriotyzm powinien polegać na czymś zupełnie innym.

Powinien przejawiać się w codziennej pracy. Pojęcie pracy jest dlań tyleż kluczowe, co wielowymiarowe. Może być to praca zawodowa lub działalność gospodarcza, wykonywana tak, by każdy z nas dokładał swoją cegiełkę do ogólnego potencjału gospodarczego naszego kraju. Od jakości i wydajności tej pracy, naszego stosunku do niej, zależy przecież właściwie wszystko. Równie wiele zależy od tego, co socjologowie nazywają kapitałem zaufania społecznego. Jeśli w naszych codziennych relacjach ekonomicznych będziemy bazowali na uczciwości wobec siebie, ten kapitał będzie rósł. Takie działanie ma rzeczywisty wymiar patriotyczny. Patriotyzm gospodarczy polega też na próbie wspierania swoich, na tym, że staramy się wspierać rodzimych producentów i usługodawców, którym coraz trudniej dziś konkurować z rozbudowującymi swe sieci korporacjami.

Patriotyzm to także umiejętność dyskusji. Każda dyskusja w ramach naszej narodowej wspólnoty, każda racjonalna wymiana poglądów wzbogaca nas jako zbiorowość, pomnaża naszą kolektywną mądrość i pozwala na budowanie więzi w oparciu o szacunek i zrozumienie. W dobie krzyku, wrzasku i tupania to dziś dobra deficytowe. Dlatego patriotyzm to dziś wspieranie autentycznej, nie fasadowej demokracji. Demokracji na poziomie samorządów terytorialnych, zawodowych i gospodarczych. Ale również obrony procedur demokratycznych na szczeblu kraju, zagrożonych ogłupiającym autorytaryzmem rządzących i równie niwelującą intelektualnie poprawnością polityczną tzw. opozycji.

Wreszcie, patriotyzm to nauka, nieustanne samokształcenie i podwyższanie własnych kompetencji w coraz bardziej złożonym świecie współczesnym. To zrozumienie otaczających nas procesów, tych bliższych nam i tych dalszych. To nieustanny kontakt z żywą myślą, poznawanie i zgłębianie nie tylko naszej historii i tradycji, ale również szeregu innych obszarów, pozwalających nam na podejmowanie racjonalnych decyzji w sferze publicznej. To również praca nad szerzeniem wiedzy w naszym otoczeniu, szczególnie wśród nieco młodszych pokoleń.

Para w gwizdek

A co mamy? Mamy energię młodzieży, zagubionej i zdezorientowanej, stłamszonej przez neoliberalny kapitalizm. I ta energia, niczym para w gwizdek, znajduje ujście podczas 11 listopada, gdy owa młodzież wychodzi na ulice na wezwanie, nierzadko sowicie opłacanych przez obóz rządowy, manipulatorów. Szarlatanów, którzy swój prosty model biznesowy opierają na wyciąganiu kolejnych milionów od rządu w zamian za polityczne prostytuowanie się. Wszelakiej maści andruszkiewiczów, bąkiewiczów i innych, dla których tysiące młodych, sfrustrowanych ludzi 11 listopada w Warszawie to przelicznik kolejnych dotacji i apanaży.

Młodzi ludzie idący za politycznymi „biznesmenami” robiącymi dziś za lokajów PiSowskiego rządu mają w sobie potencjał, mogliby ze swoją energią i siłą faktycznie włączyć się w nurt zdrowego patriotyzmu, jednocześnie podejmując walkę z systemem, który zepchnął ich na margines życia społecznego. Niestety, udaremniają to podający się za narodowców polityczni krętacze i krzykacze. To oni sprowadzają polski patriotyzm do 11-listopadowego rykowiska. Są jednak i pewne pozytywne sygnały. W oddali od warszawskiego teatrzyku, w różnych miastach i regionach, w dniu Narodowego Święta Niepodległości zbierają się ludzie, aby podyskutować o czymś rzeczywiście istotnym, wymienić się poglądami. A przede wszystkim uczcić ten dzień ćwiczeniem tego, czego brak dziś Polsce doskwiera najbardziej – logicznego, realistycznego myślenia.

Mateusz Piskorski

Redakcja