Europa się będzie oczywiście wyradzać w dyktaturę. Odrzucenie drogą sądowa najpopularniejszego kandydata w wyborach prezydenckich w Rumunii to balon próbny, który jeśli przejdzie, będzie stosowany także w innych państwach Unii Europejskiej. Cisza ze strony Brukseli jest tu nad wyraz wymowna.
A tego rodzaju „zagrożeń” przecież nie brakuje. Austria, Francja, Niemcy, Włochy, Belgia, Niderlandy, Czechy, Bułgaria, Słowacja – wszędzie tam popularne są siły antysystemowe i jeśli nie dadzą się „zmelonizować”, czyli zaprząc do systemu jak Bracia Włosi, to będzie się je delegalizować w okresie wyborczym, oczywiście w „obronie demokracji”.
W awangardzie poparcia tego rodzaju dyktatorskich metod będą zwłaszcza wczorajsi liberałowie, pełni opowieści o „prześladowaniach za komuny”, wolnościach obywatelskich i innych prawach człowieka, którzy będą nam tłumaczyć obficie jak to „demokracja musi się bronić przed wyborcami”, albo „obcą ingerencją”, choć sami są w takich krajach jak Polska „obcą ingerencją” z uwagi na źródła ich finansowania.
Długofalowo doprowadzi to do rozpadu Unii Europejskiej w ogóle. Jeżeli w którymś kraju siła antysystemowa zwycięży, będzie musiała bronić swojej władzy podobnymi metodami, albo jeszcze surowszymi bo na przeciwko będzie mieć przecież silnego gracza w postaci brukselskiej biurokracji. Możliwe są wówczas próby wyjścia z UE. Na razie mamy Słowację i Węgry, ale to kwestia czasu aż będzie więcej.
Tam zaś, gdzie delegalizacja się nie uda, może dojść do buntu ludowego i wydarzeń, których byśmy już nie chcieli w bliskim sąsiedztwie oglądać. Unia Europejska odpowie wtedy stworzeniem czegoś na wzór uzbrojonej policji politycznej, która stanie się znienawidzonym symbolem neoliberalnego absolutyzmu. Początkowo będzie tylko „siecią wymiany informacji”, potem będzie „ochraniać wybory”, a na końcu zacznie np. pałować związkowców protestujących przeciwko kolejnym antypracowniczym reformom, bo przecież to wszystko będzie się musiało dziać kosztem najsłabszych, a na rozwój gospodarczy nam się nie zanosi.
Wreszcie europolicja kogoś zabije i wyciągnie ludzi na ulicę w takiej liczbie, że nic ich już nie powstrzyma. Siły antysystemowe w różnych krajach zaczną zresztą swoje działania między sobą koordynować i może ogłoszą ogólny bunt, a to będzie już koniec Brukseli i neoliberalnych szczekaczy wzywających dziś do represjonowania wszystkich inaczej myślących.
Mniej więcej tak to widzę…
Tomasz Jankowski