ŚwiatProf. Drwęski : Ruchy migracyjne – w czyim właściwie są interesie?

Redakcja5 dni temu
Wspomoz Fundacje

O ile zjawiska migracyjne są tak stare jak ludzkość, o tyle w ostatnim półwieczu nabrały one charakteru masowego i, chociażby na pozór, niekontrolowanego. Problem ten można rozważać pod różnym kątem.

Można go analizować na bazie analizy samych faktów społeczno-ekonomicznych, czyli metodą analizy materialistycznej. Można także używać argumentacji kulturowo-rasowej, na bazie ideologii „zderzeń cywilizacyjnych” i można sięgać po hasła moralizatorskie na bazie przekonań idealistycznych. Będziemy tu się ograniczać do analizowania konkretnie zauważalnych i mierzalnych faktów, czyli metodą materialistyczną.

Granice połowicznie otwarte

A więc zacznijmy od podkreślenia faktu, że granice można zawsze, jak się chce, prawie całkiem szczelnie zamknąć, o czym świadczy mur berliński, mur izraelski lub mur oddzielający dwa państwa koreańskie. Tym samym, jeśli gdzieś granice są otwarte lub na pół otwarte, to oznacza, że władzom tych krajów jest to na rękę i należy zacząć od postawienia pytania dlaczego państwa, z których się emigruje, a jeszcze bardziej państwa, do których się imigruje mają interes, aby tak było, i jakie są środowiska, grupy, klasy które kierują tą polityką?

W tej sytuacji można stwierdzić niezaprzeczalny fakt, że państwa kapitalistycznego Zachodu zdecydowały się mieć granice de facto „wpół zamknięte” dla masowych ruchów migracyjnych z krajów biedniejszych lub ogarniętych wojną. Więc niezależnie od faktu istnienia różnych form „niechęci” wobec obcych, należy postawić pytanie dlaczego zadecydowano we wszystkich nieomal państwach zachodnich zaprowadzić mniej więcej podobną politykę imigracyjną, i to dopiero od końca lat siedemdziesiątych. A zatem od momentu, kiedy zachodni kapitalizm jest stale pogrążony w kryzysie strukturalnym, dziś uznanym za fakt oczywisty. To pociąga za sobą zwiększony wyzysk krajów peryferii kapitalizmu na bazie kalkulacji cen i stóp procentowych na ich niekorzyść, stąd „mus migracyjny”.

Kapitalistyczny mechanizm imigracyjny

A tu zauważamy cztery niezaprzeczalne fakty:

  1. Trudności stawiane w ruchu ludności powodują, że masa pracujących z biedniejszych krajów czuje się zmuszona nadal pracować w krajach, gdzie ponadnarodowe firmy zachodnie zdelokalizowały większość swojej produkcji, bo tam zarobki (tzw. „koszty pracy”) są dużo niższe. A więc te firmy nie mają interesu, żeby granice ich państw były w pełni otwarte tak, żeby im uciekło z ich fabryk zbyt dużo siły roboczej.
  2. Jednocześnie mniejszość, która legalnie czy nielegalnie zostaje przepuszczona w imię litości przez granice bogatszych krajów i pozostaje potem na ogół bez legalnych dokumentów, musi z kolei pracować na czarno, czyli zgadzać się zarabiać dużo niżej od minimalnej krajowej stawki, co pociąga także za sobą to, że ludność tubylcza, legalnie zamieszkała, obojętnie czy posiadająca obywatelstwo lokalnego kraju czy nie, jest zmuszona akceptować zmniejszenie swych zarobków żeby móc konkurować na rynku pracy z niedawnymi przybyszami.
  3. Część wykształconych z kolei na koszt mniej rozwiniętych państw elit emigrujących do bogatszych krajów (lekarze, dentyści, informatycy, pielęgniarki, specjaliści różnych branż deficytowych itd.) zgadzać się muszą także na gorsze od tubylców warunki pracy z powodu albo nie uznawania dyplomów, częściowego ich uznawania lub specjalnie podpisanych kontraktów przed ich imigracją.
  4. Zalegalizowana część imigrantów lub dzieci imigrantów z kolei musi także często zgadzać się na gorsze warunki pracy wskutek zwiększonej trudności w znalezieniu pracy z powodu dyskryminacji i medialnych kampanii rasistowskich.
Przybysz z dawnego Imperium bliższy niż Polak

Problem migracji nie polega więc na tym czy granice są otwarte czy nie, ale na tym czy istnieje względnie spójna sytuacja gospodarcza między regionami i krajami podlegającymi regułom tego samego systemu społeczno-gospodarczego. A więc w erze globalizacji kapitalizmu panuje względnie porównywalna sytuacja we wszystkich krajach, z pełnymi z kolei otwartymi granicami dla ruchu kapitałów i towarów w obie strony. Bo nie da się właściwie oddzielić kwestii ruchu sił pracujących od kwestii ruchu kapitałów i towarów, czego główne sieci medialne chcą nieprzypadkowo przemilczeć.

Ogromna większość ludzi na całym świecie woli bowiem mieszkać wśród swoich, jeśli to tylko możliwe, co łatwo można sprawdzać, sięgając po przykłady z historii. A jeśli analizujemy przebieg ruchów migracyjnych z kolei, zauważamy po pierwsze, że najczęściej jak ktoś czuje się zmuszony do emigracji, to woli on wybierać kraj, z którym ma, mimo często mieszanych uczuć, pewne więzy wyniesione ze wspólną jako tako historią. A więc Indus czy Kenijczyk pojedzie łatwiej do Anglii. Algierczyk czy Gabończyk pojedzie do Francji, Indonezyjczyk pojedzie do Niderlandów, Turek pojedzie do Niemiec, Tadżyk pojedzie do Rosji, Meksykanin pojedzie do Kalifornii, czy do Hiszpanii, a Ukrainiec – do Polski. Tubylcza ludność będzie bardziej, mimo nawet tendencji rasistowskich u niektórych, skłonna przyjąć imigranta, który przez wieki żył w tym samym kręgu państwowo-kulturowym od imigranta z innych krajów, nawet bliższych geograficznie i na pozór bliższych kulturowo. Zauważyliśmy to na przykład podczas Brexitu, kiedy nacjonaliści brytyjscy znaleźli się często na wspólnych wiecach z Brytyjczykami pochodzenia pakistańskiego lub jamajskiego przeciwko unijnym ustawom pozwalającym przyjąć nowych imigrantów, choć niby z „białej” Europy Środkowo-Wschodniej, i co zresztą analiza rezultatów referendum potwierdziła. Indus ma jednak kindersztubę bliższą Anglikowi aniżeli Polak. Bo tu się mniej liczy widzialna „kultura idealna” i tzw. „wartości” niż kultura ekonomiczno-społeczno-prawno-polityczna na co dzień.

Różnice rodzą migracje

Sięgając do historii, weźmy jako przykład porównanie sytuacji, która panowała w czasach Związku Radzieckiego z sytuacją obecną w Rosji. W czasach szczytu potęgi i spójności ZSRR ludność tego państwa mogła swobodnie się przemieszczać po obszarze państwa i mieszkańcy azjatyckich republik radzieckich jeździli dość masowo do Rosji w celach służbowych, handlowych (legalnych i mniej legalnych), kulturalnych, turystycznych, medycznych i innych. Mało natomiast było starań ze strony tych ludzi, aby się przenieść na stale do europejskich republik ZSRR, co udowadnia fakt, że, naturalnie, obywatel ZSRR z republik azjatyckich, który zarabiał mniej więcej tyle samo co każdy obywatel tego państwa wolał na stale przebywać „wśród swoich”. Sytuacja się zmieniła radykalnie po demontażu ZSRR i przejściu byłych republik radzieckich na gospodarkę „wolnorynkową”, czyli kapitalistyczną. Wtedy zaczęły się problemy ucieczki wykształconych kadr i siły roboczej krajów postradzieckich biedniejących szybciej aniżeli nawet Rosja w latach 1990-ych. To tworzyło problemy współżycia nowych przybyszów na terenie Rosji, czego Rosja nie znała w czasach, kiedy ona miała… otwarte granice wobec Azji Środkowej czy Zakaukazia. Wtedy jednak warunki pracy były mniej więcej porównywalne na terenie całego wspólnego państwa. Można oczywiście mieć zróżnicowany stosunek do istoty realnego socjalizmu, ale tu nie o to chodzi, lecz o fakt, że kiedy się ma do czynienia z mniej więcej wyrównaną sytuacją na danym polityczno-ekonomicznym obszarze wielonarodowościowym, ogromna większość ludzi nie widzi powodu do opuszczenia na stale swojego kręgu. Dramat migracji jest spowodowany tym, że mamy teraz do czynienia z systemem globalnym niezdolnym nawet do minimalnego wyrównania różnic regionalnych i społecznych w ramach obszarów, którymi zawładnął.

Potrzeba nowych zasad

Tak więc ludzkość stoi dziś przed nowym zadaniem, jeśli chcemy uniknąć napięcia, wojny bez końca, bezładnych i nie kończących się migracji w interesie „happy few” należących do ponadnarodowej klasy posiadającej krajów imperialistycznych. Musimy opracować zasady budowy nowego ustroju uwzględniającego potrzeby szerokich rzesz ludzkości i zdolnego do kontrolowania zarówno przepływu ludzi, jak i kontroli przepływu kapitałów i towarów, w interesie zarówno odbiorców jak i nadawców. To co np. Chińczycy i inne kraje niechętne wobec zasady niekontrolowanego rynku np. starają się promować pod nazwą metody „win-win”, która ma się opierać na ustalenie wspólnych dalekowzrocznych celów razem z dążeniem do budowy nowej cywilizacji uwzględniającej różnice kulturowe i gospodarcze poszczególnych krajów i narodów, a więc odejście od globalizmu na rzecz nowego „inter /-/ nacjonalizmu”.

prof. Bruno Drwęski

Redakcja