Na utrwalaniu mitów w społeczeństwie stoi cała polityka USA, na mitach swoje funkcjonowania opierała III Rzesza, Związek Radziecki, rządy pomajowych puczystów w Polsce. Potrzebę utrwalania mitów w społeczeństwie widziała frakcja młodych dokonują rozłamu w polskim ruchu narodowym w 1934 roku.
Taką potrzebę widzieli również narodowcy wywodzący się z Konfederacji Narodu skupieni wokół czasopisma „Sztuka i Naród”. Po wojnie mity wykorzystywali również komuniści w Polsce. W III RP bazowaliśmy najpierw na micie Solidarności a potem Unii Europejskiej jako międzynarodowej struktury gotowej budować sprawiedliwą i dostatnią Europę dla wszystkich obywateli bez względu na państwo, z którego pochodzą. Oczywiście intencje budowniczych mitów były i są zgoła różne. Piłsudczycy na przykład budowali mit Piłsudskiego mitycznego półboga, półczłowieka, który w pojedynkę najpierw odbudował państwo polskie a następnie jeszcze uratował je przez szybkim upadkiem.
Radykalni działacze narodowi w Polsce lat trzydziestych budowali mity, ponieważ zdawali sobie sprawę, że zaledwie niewielki odsetek społeczeństwa jest sam z siebie gotowy ponosić trud i poświęcać się dla budowy silnego, świadomego narodu, który stworzy na tyle silne państwo, że będzie ono wstanie odeprzeć imperialne zakusy silniejszych sąsiadów. Wizję tę kontynuowali w trakcie II wojny światowej w ramach wspomnianej Konfederacji Narodu do momentu, w którym lider środowiska Bolesław Piasecki zdał sobie sprawę, że wizja budowy Imperium Słowiańskiego jeszcze na długo pozostanie jedynie idyllicznym mitem. Ci którzy nie chcieli się pogodzić z zaistniałą sytuacją zaimpregnowali mit generała Andersa o szybkiej wojnie Zachodu z ZSRR za co zapłacili często wysoką cenę.
A jak to wygląda we współczesnej Polsce, czy mamy mity i czy są one konstruktywne? Czy niosą dla Polski wzmocnienie struktur społecznych i narodowych? Czy wzmacniają państwo, czy może jednak kierują je ku zgubie? Otóż mity we współczesnej Polsce mają się bardzo dobrze. Mamy przecież mit powstańczy reprezentowany przez powstanie warszawskie i dziewiętnastowieczne powstania, który dziś wykorzystuje się skrupulatnie w konfrontacji z Rosją. Dziś niewygodnie jest mówić o skutkach wszystkich tych powstań, można jedynie mówić o bohaterstwie i heroizmie ich liderów. Mamy więc co roku coraz bardziej modne, wesołe i dziarskie śpiewanie piosenek powstańczych nie bacząc na martyrologię dziesiątek tysięcy ludzi oraz bezpowrotną utratę najcenniejszych dóbr narodowych. Mamy mit katastrofy smoleńskiej jako zbrodni zaplanowanej wspólnymi siłami przez Putina i Tuska, w który wierzy znaczna część polskiego społeczeństwa, choć tuż po katastrofie tylko niewielki odsetek Polaków sam z siebie był w stanie wykuć tak absurdalne teorie. Powoli, choć skutecznie tworzy się mit wołyński, według którego mordy Ukraińców na Polakach zainspirowane były przez ZSRR, a jeśli nawet było inaczej, to Polska zasłużyła sobie na to, ponieważ źle traktowała mniejszość ukraińską.
Mamy mit wojny polsko-bolszewickiej i opatrznościowej roli Józefa Piłsudskiego. Nikt dziś nie pyta, dlaczego Piłsudski wsparł bolszewików, wspomógł ich w drodze do zwycięstwa w Rosji. Nikt nie pyta oto o co pytali polscy ówcześni polscy parlamentarzyści wytykający, że rząd nie skorzystał z propozycji bolszewików zawieszenia broni i pokoju, który dałby nam takie same granice na Wschodzie jak te wywalczone ostatecznie kosztem 200 tysięcy poległych Polaków. Polacy nie chcą poznać prawdy o tym kto rzeczywiście stał za sukcesem w Bitwie Warszawskiej. Za to rocznica Bitwy Warszawskiej stała się jeszcze jedną okazją do podkręcania nastrojów antyrosyjskich. Dodatkowo popularyzuje się teraz mit o wspaniałomyślnych wojskach Petlury, które nas rzekomo wymiernie wsparły w wojnie z bolszewikami. Tymczasem te same wojska Petlury, które mając nóż na gardle poszły na współprace z Polską, jeszcze dwa tygodnie wcześniej ochoczo mordowały bestialsko polską ludność cywilną, tego się już jednak nie chce pamiętać. W trakcie wojny z bolszewikami wymiernie wsparli nas bracia Węgrzy, ale im się dziś nie dziękuje, ponieważ obecny premier Węgier prowadzi niezależną od międzynarodowych struktur politykę zagraniczną zgodną z interesem państwa węgierskiego zupełnie odmienną od tej jaką prowadzi Warszawa.
Obchody rocznicy Bitwy Warszawskiej dają obecnie również okazję do budowy mitu potężnej polskiej armii z najsilniejszą armią lądową w całym europejskim NATO. Utwierdzać społeczeństwo w takim przekonaniu mają organizowane od kilku lat defilady. Co ciekawe, kiedy organizowało je PiS, to opozycyjne partie liberalne i lewicowe mówiły, że to zbędny wydatek, kiedy jednak sami doszli do władzy sami zaczęli je z namaszczeniem celebrować. Nie trzeba być jednak specem od wojskowości, żeby zauważyć, że cały nasz ten nowoczesny sprzęt wystarczyłby na zaledwie dwa, trzy tygodnie wojny. Przed II wojną światową też go trochę mieliśmy i również karmiona Polaków mitem militarnej potęgi. To co jednak różni defilady w II i III RP to fakt, że wówczas polscy żołnierze maszerowali jedynie z polską symboliką narodową. Dziś media uraczyły nas zdjęciami z próbnego przemarszu w ramach planowanej defilady. Ostatni z pododdziałów piechoty maszerował flagami polski oraz emblematami UE i NATO. Przewaga emblematów międzynarodowych struktur była jednak tak rażąca, że w komentarzach odezwały się głosy niezadowolonych Polaków domagających się przewagi flag polskich, które dotychczas ginęły w morzu koloru niebieskiego.
Oprócz mitów dużego kalibru mamy te lżejszego kalibru zasługujące na określenie je mianem kłamstw wpisujących się jedynie w mity zasadnicze. Kiedy ujawniono informację o wysadzeniu gazociągu Nord Stream 2 blisko dwa lata temu, polskie media z marszu uznały, że z pewnością to robota Rosjan. Wszak wiadomo, że Rosjanie nie są jedynie odpowiedzialni za trzęsienia ziemi i wybuchy wulkanów. Podobnie wypowiadali się politycy zarówno rządzącego PiS jak i ugrupowań opozycyjnych. Tymczasem amerykańska prasa i niemieckie służby specjalne ujawnili właśnie informacje, że za atakiem stała Ukraina. Operację przeprowadzili ukraińscy operatorzy wojsk specjalnych za zgodą władz polskich, do akcji przygotowywali się na terytorium Polski. Co ciekawe, mimo że operacja została przeprowadzona za rządów PiS, to rządząca obecnie koalicja murem stoi za decyzjami PiS. Minister Krzysztof Gawkowski nie tylko dementuje informacje podane przez niemieckie media, ale jeszcze oskarża niemieckich urzędników i służby o uleganie rosyjskiej propagandzie, co szkodzi jeszcze bardziej relacjom polsko-niemieckim. Tu przypomną się operacja z Talibami w Polsce, kiedy to szydzono i obrzucano błotem Andrzeja Leppera, który ujawnił prawdę o operacjach amerykańskich służb specjalnych na terytorium Polski, które wykorzystywały nasz kraj do bestialskiego torturowania więźniów.
No cóż, historyk Władysław Konopczyński w swojej biografii poświęconej Fryderykowi Wielkiemu opisał jak to pruskie służby i wojsko poczynały sobie ochoczo na terytorium Rzeczypospolitej, działo się to w czasach tuż przed jej upadkiem. W III RP hasają sobie służby amerykańskie, rosyjskie, ukraińskie czy izraelskie, ale tylko rosyjskie są na celowniku naszego kontrwywiadu, reszta bowiem załatwia interesy państw, które je oddelegowały polskim kosztem przy wiedzy i zgodzie polskich władz bez względu na to, która opcja polityczna aktualnie rządzi. Społeczeństwie polskiemu wmówi się, że to w ich interesie, bo przecież od ponad dwóch lat wszystko co jest w interesie Ukrainy na pewno jest również w interesie Polski. Tak oto kilku lat mit „Ukraina ponad wszystko” doszedł do poziomu mitu czołowego. Mit ten ukazuje nam co pewien czas nowe zaskakujące i przerażające oblicza. Buduje się go w oparciu o kłamstwa, manipulacje faktami, a nawet wbrew dobrym relacjom Polski z państwami trzecimi.
Arkadiusz Miksa
fot. wikipedia
Myśl Polska, nr 35-36 (25.08-1.09.2024)