„Jesteśmy w sytuacji w pewnym sensie nie do odwrócenia, ponieważ jesteśmy krajem posiadanym przez kogoś z zagranicy” (M. Morawiecki)
Myśl premiera Morawieckiego może szokować, gdyż tradycyjnie za podmioty polityki uważane są suwerenne państwa (elity rządzące tych państw). Polska szkoła cybernetyczna wypracowała terminologię pozwalająca zmniejszyć dysonans. „Jeżeli suwerenne państwo będziemy rozpatrywać jako system autonomiczny, zaś jego rozwój jako proces autonomiczny, wówczas stosunki międzynarodowe możemy opisać jako wzajemne oddziaływania sterownicze państw jako systemów lub procesów autonomicznych, którego celem jest uzyskanie jak największego udziału w procesach sterowania międzynarodowego” (J. Kossecki, „Naukowe podstawy nacjokratyzmu”, Warszawa 2015, str. 190).
Udział ten mierzy się stosunkiem mocy swobodnej państwa do całkowitej mocy swobodnej wszystkich państw na świecie. Udziały w sterowaniu międzynarodowym liczone według metody polskich cybernetyków (tamże, str. 190 i następne) w czerwcu 2024 roku wyniosły: Chińska Republika Ludowa – 25,8%, Stany Zjednoczone Ameryki – 13,5%, Japonia – 9%, Federacja Rosyjska – 8%, Niemcy i Austria – 6%, Indie – 3,4%, Wielka Brytania – 3%, Republika Korei – 2,9%, Ukraina – 2,7%, Francja – 2,4%. Na resztę świata przypada pozostające 23,3% sterowania. Z wymienionych państw Chiny, Indie i Korea odnotowują wzrost a pozostałe kraje stały spadek udziałów sterowania międzynarodowego. Wszystkie wymienione państwa traktowane są jako systemy autonomiczne, czyli takie, którego organizator (homeostat) oddziałuje na system i jego otoczenie w interesie tego systemu.
Również teoria stosunków międzynarodowych zakłada, że państwa działają we własnym interesie. System mający zewnętrznego organizatora nie jest autonomiczny. Nie steruje się we własnym interesie, skoro rozpoznanie celu sterowania nie leży w gestii jego wewnętrznego organizatora. Jego historycznym przykładem może być państwo kolonialne. Jeszcze niższym stopniem autonomii dysponuje system sterowny, którego modelem może być okupacja. Jeżeli zatem przyjmiemy, że Ukraina jest sterowana przez USA to łączny potencjał sterowniczy tych państw wyniesie 16,2%. Łączny potencjał sterowniczy krajów NATO w czerwcu bieżącego roku wyniósł 37,8%, krajów grupy G7 37,4%, krajów BRICS+ 41,2%.
O jakiej zależności mówił premier Morawiecki?
„W okresie PRL agentury i inne kanały wpływu radzieckie były stopniowo wypierane przez inne – niemieckie, amerykańskie, izraelskie, francuskie itd. – które w końcu przejmowały kontrolę nad Polską. Ujawniło się to po 1989 roku, zwłaszcza gdy Polska stała się członkiem UE i główna część jej prawa jest stanowiona przez zewnętrznego organizatora w Brukseli, nie zawsze zgodnie z polskim interesem” (tamże, str. 167). Dla odróżnienia państw suwerennych od tych sterowanych przez obcych organizatorów można wykorzystać teorię stosunków międzynarodowych. Pozwala ona stwierdzić, czy wewnętrzny organizator określa interes danego państwa, czy też nie. John J. Mearsheimer z Sebastianem Rosato w oryginalnej a podobno „kontrowersyjnej” pracy „Jak myślą państwa. Racjonalność w polityce zagranicznej” (Przedświty, 2024) stawiają tezę, że w państwach racjonalnych „przeprowadzana jest gruntowna analiza poglądów głównych decydentów po czym wybiera się strategię opartą na wiarygodnej teorii” (tamże, str. 61). „Racjonalni decydenci wykorzystują wiarygodne teorie, aby zrozumieć sytuację, w której się znajdują, i zdecydować o strategii działania. Natomiast nieracjonalni decydenci bazują na niewiarygodnych teoriach lub nie korzystają z nich wcale. […] Dwuetapowy proces deliberacji obejmuje rzetelną i nieskrępowaną debatę wśród osób odpowiedzialnych za kształtowanie polityki oraz dokonanie ostatecznego wyboru strategii przez głównego decydenta. Państwa nieracjonalne z kolei nie zasadzają swojej polityki na wiarygodnych teoriach lub nie przeprowadzają odpowiedniego procesu deliberacji – albo dlatego, że nie ma w nich warunków do wolnej i nieskrępowanej debaty, albo dlatego, że nie dochodzi w nich do podjęcia ostatecznej decyzji politycznej” (tamże, str. 105).
Obaj badacze, posługując się tymi kryteriami, dochodzą do wniosku, że większość państw jest racjonalna przez większość czasu, nawet jeżeli nie zawsze prowadzi to do sukcesu. Działanie polityczne dokonuje się bowiem w warunkach niepewności, przez co ważyć mogą okoliczności nad którymi nie ma się kontroli (tamże, str. 46 i nast.). Za bezużyteczne naukowo oceniają rozumienie racjonalności politycznej, jako maksymalizacji oczekiwanej użyteczności, zarówno przez przypisywanie obiektywnego prawdopodobieństwa (tamże, str. 124), jak ewentualne inne metody (tamże, str. 128) a także wykorzystanie analogii, heurystyk i programu psychologii politycznej w politologii (tamże, str. 131 i nast.).
Autorzy za dobry sprawdzian swojej teorii uważają fakt, że racjonalne w jej świetle są zarówno „wielkie strategie” jak i decyzje podejmowane w sytuacjach kryzysowych, funkcjonujące w literaturze za przykłady politycznego irracjonalizmu. Do racjonalnych strategii zaliczają politykę niemiecką wobec trójporozumienia w okresie poprzedzającym pierwszą wojnę światową, politykę Japonii wobec ZSRR przed druga wojna światową, politykę Francji wobec III Rzeszy w latach 30. XX wieku, rozszerzenie NATO po zakończeniu zimnej wojny i strategię liberalnego hegemonizmu. Racjonalne decyzje w sytuacjach kryzysowych to rozpoczęcie przez Niemcy pierwszej wojny światowej, atak Japonii na Stany Zjednoczone, atak Niemiec na Związek Radziecki, rozwiązanie kryzysu kubańskiego przez USA, inwazję Związku Radzieckiego na Czechosłowację, a także … atak Rosji na Ukrainę w 2022 roku (co nb. tłumaczy uznanie znakomitej książki za „kontrowersyjną”). Przykładami nieracjonalnych strategii omawianych w inkryminowanej pozycji są: przyjęcie przez Niemcy koncepcji ryzyka w okresie poprzedzającym pierwszą wojnę światową, skutkujące niepotrzebną budową potężnej floty wojennej, przyjęcie przez Wielką Brytanię strategii niezaciągania zobowiązań w okresie poprzedzającym drugą wojnę światową m.in. zaniechanie tworzenia armii do walki na kontynencie europejskim; błędne decyzje to inwazja w Zatoce Świń w 1961 roku, inwazja na Irak w 2003 roku.
Przyjęte przez amerykańskich badaczy rozumienie racjonalności państw dopowiada cybernetycznemu pojęciu państwa, jako systemu autonomicznego. W konsekwencji państwa stale stosujące nieracjonalne strategie należy uznać za systemy samosterowne lub tylko sterowne. Skoro większość suwerennych państw jest racjonalna przez większość czasu, to państwa stale nieracjonalne nie są suwerenne. Pojedyncze nieracjonalne decyzje dają natomiast podstawę do szukania obcych wpływów, agentury, czy też dywersji politycznej wśród decydentów.
Irracjonalna Polska
Polska oceniana według kryteriów Mearsheimera i Rosato jest państwem irracjonalnym, ponieważ teorie, które mają uzasadniać jej strategię polityczną oparte są na analogiach historycznych, heurystykach poznawczych i psychologii politycznej, nie są poddawane dyskusji lub w ogóle nie istnieją. „W państwie nieracjonalnym nie dochodzi do deliberacji a u źródeł strategii leży albo niewiarygodna teoria, albo w ogóle brak jej podstaw teoretycznych, względnie mamy do czynienia z oboma tymi wypaczeniami procesu decyzyjnego” (tamże, str. 61). Polityki wschodniej, bezwarunkowego wsparcia dla Ukrainy, wrogości wobec Rosji, wrogości wobec Białorusi, sankcji gospodarczych, „zielonego ładu”, „solidarności europejskiej” by wymienić tylko niektóre przykłady, nie można uznać za racjonalne z powodów wyłuszczanych przez Mearsheimera i Rosato. To samo dotyczy teorii „zderzenia cywilizacji”, która ma uzasadniać rzekomo bezalternatywną politykę III RP. „W rzeczywistości to narody a nie cywilizacje są największymi grupami społecznymi, wobec których ludzie wykazują szczególną lojalność. Nacjonalizm a nie cywilizacjonizm – czymkolwiek by nie był – jest najpotężniejszą ideologią polityczną na naszej planecie. Trudno się zatem dziwić, że dane empiryczne nie potwierdzają tezy jakoby konflikty we współczesnym świecie wynikały w dużej mierze z różnic cywilizacyjnych” (tamże, str. 87).
Przyjęte w Polsce dogmaty polityczne nie podlegają żadnej dyskusji. Próby debaty publicznej są kontrolowane, pozorowane, eliminowane i cenzurowane. O ile mi wiadomo wśród polskich władz również nie toczy się żadna dyskusja nad strategią państwa. Taka sytuacja w języku cybernetyki społecznej może zostać określona jako brak wewnętrznego organizatora, co jest równoznaczne z istnieniem organizatora zewnętrznego dla systemu samosterownego, jakim jest III RP.
Taki wniosek tylko potwierdzają umowy i porozumienia zawierane z Ukrainą nie tylko w tajemnicy przed społeczeństwem (nominalnym suwerenem) ale nawet przed Sejmem (! – vide wypowiedź marszałka Krzysztofa Bosaka). Traktowane poważnie oznaczałyby przystąpienie Polski do wojny z Rosją w ścisłym sojuszu z Ukrainą, co jest przyznaniem się expressis verbis do obcych wpływów w Polsce. Prawdopodobnie jednak są tylko częścią jakiejś gry politycznej nie ujawnianej opinii publicznej. Ukrywane przed opinią publiczną porozumienia dotyczące Ukrainy nie są zresztą precedensem w polskiej historii, gdyż podobne miały już miejsce w 1919 i 1920 roku (zob. „Narodowa Demokracja wobec wojny w 1920 roku” w: „Roman Dmowski i trzy pokolenia narodowców”, Warszawa 2023, str. 73). Wniosek jaki należy z tego wyciągnąć jest całkowicie zgodny z zasadami realizmu. Polska nie jest państwem suwerennym, zależąc bez reszty od układu sił międzynarodowych, na który to układ nie ma żadnego wpływu.
Zaskakujące może być to, że również polityka państw poważniejszych od Polski wcale nie wygląda dużo lepiej. Jaki jest bowiem cel tzw. polityki klimatycznej UE? Czy teorie klimatyczne są przedmiotem „rzetelnej i nieskrępowanej debaty”? W jaki sposób pauperyzacja mas, dewastacja ekonomiczna, niekonkurencyjność gospodarek, czy deindustrializacja, jakimi będzie skutkował „zielony” a może wkrótce i „niebieski” ład, mają pomóc w rozwoju państwom europejskim? Czemu służy rewolucja antykulturowa? Podobne wątpliwości nasuwa odcięcie się Europy od rosyjskich surowców. Polityka UE jest korzystna zarówno dla USA jak i Chin. Pierwszym zapewnia surowcowy rynek zbytu oraz podział Światowej Wyspy na Rimland i Hartland według klasycznych zasad anglosaskiej geopolityki, sformułowanych jeszcze przez Halforda Johna Mackindera; drugim bezkonkurencyjność gospodarczą. Czy to oznacza, że Europa również ma swego zewnętrznego organizatora? To wydaje się bardziej racjonalnym przypuszczeniem niż powtarzające się wśród tzw. „populistów” przekonanie, że Zachód po prostu oszalał. Czy organizatorem tym są Stany Zjednoczone, czy może Chiny to osobny problem. Chętnie widziałbym dyskusję specjalistów na ten palący temat. Jest jednak jeszcze inna możliwość, na którą warto zwrócić uwagę.
Paradoksalność amerykańskiej polityki…
postzimnowojennej niekonsekwentnie przyznają Mearsheimer i Rosato: „Chociaż są powody, by uznawać, że projekt liberalnego hegemonizmu zakończył się porażką, była to racjonalna wielka strategia. Polityka opierała się na zestawie wiarygodnych teorii liberalnych i była wynikiem deliberatywnego procesu decyzyjnego […] choć uważamy liberalne teorie polityki za wiarygodne – to znaczy logicznie spójne wyjaśnienia zasadzające się na rozsądnych założeniach i poparte istotnymi dowodami empirycznymi – uważamy je za wadliwe” (!- tamże, str.188). Amerykańscy politolodzy niestety nie podają konkretnych deliberacji, które ich zadaniem stały tym jednogłośnym a paradoksalnym konsensusem politycznym. A one właśnie są rozstrzygające. Czyżby USA były państwem nieracjonalnym przez ostatnie 30 lat?
Niekonsekwencję można tłumaczyć amerykańskim patriotyzmem obu autorów ale istnieje również inne, bardziej płodne wyjaśnienie. Realizm polityczny tradycyjnie uznaje ideologię danego państwa, niezależnie od jej charakteru (liberalizm, komunizm, nacjonalizm, faszyzm itd.) za czynnik nietłumaczący stosunków międzynarodowych (zob. np. Kenneth N. Waltz „Człowiek, państwo, wojna”, Kraków 2023). Jednak, gdyby światowe przywództwo USA doprowadziło do likwidacji suwerennych państw narodowych, wprowadzając na ich miejsce globalne „liberalne instytucje” zniknęłaby paradoksalność amerykańskiego liberalnego hegemonizmu. Stosunki międzynarodowe przestałyby istnieć wraz ze swoimi zasadami a ich miejsce zajęłaby polityka wewnętrzna rządu światowego. Mearsheimer pomija taką możliwość i w niekonsekwentnie uważa za wiarygodną teorię, którą jednocześnie ocenia jako wadliwą (zob. „Wielkie złudzenie. Liberalne marzenia a rzeczywistość międzynarodowa” (Kraków – Warszawa 2021). Jak już była mowa wyżej, stała irracjonalność polityki danego państwa wskazuje na zewnętrznego (w sensie cybernetycznym) organizatora tej polityki.
Pytanie zatem, kto może być organizatorem transformacji w kierunku rządu globalnego? Narzucającym się kandydatem jest tzw. deep state amerykański. Charakterystykę tych kręgów oraz ich polityki znajdziemy w „Czasie niewolników. Jak świat stał się własnością kilku korporacji” Józefa Białka (Wektory, 2019). Książka ta jest równie brawurowym co przystępnym streszczeniem pięciotomowej „Wojny o pieniądz” Song Honbinga, wydanej w Polsce przez Józefa Białka. Dowiadujemy się z niej jak rodziny Rothschildów, Rockefelerów, Morganów, Harrimanów, Schiffów, Warburgów, Kuhnów, Loebów oraz innych finansowych i przemysłowych potentatów opanowały światowe finanse oraz gospodarki. Główne etapy procesu to wybór USA jako narzędzia światowej dominacji militarnej, gospodarczej i finansowej, utworzenie Rezerwy Federalnej jako narzędzia kontroli nad samymi Stanami Zjednoczonymi, rewolucja inwestycyjna lat 80. XX wieku oraz wprowadzany właśnie ostatni etap kontroli, którego przejawami są liberalny hegemonizm, „zielony ład”, czy „wielki reset”.
„Tak jak przewidywał jeszcze na początku XIX wieku Rothschild, władza należała do tych, którzy mieli kontrolę nad emisją pieniądza, w USA zaś było to dwanaście banków nadzorujących Rezerwę Federalną oraz ich polityczni poplecznicy ulokowani na najważniejszych stanowiskach w państwie. Wbrew deklaracjom, nikomu nie zależało na wolnym rynku, a hasło to było wówczas, podobnie jak i później, tylko propagandowym chwytem. Celem była monopolizacja władzy i własności, a problemem był jedynie sposób, w jaki ją sobie zapewnić. W wieku XIX udało się to uczynić dzięki stworzeniu tzw. kapitalizmu finansowego opartego na systemie prywatnych banków centralnych, w których zadłużało się państwo i jego obywatele. W pierwszej połowie XX wieku, wskutek (…) rozdzielenia własności i kontroli, ten system przekształcił się w nową formę kapitalizmu finansowego, przechodząc od kapitalizmu udziałowców do kapitalizmu inwestorów. Ustawy wprowadzane od pierwszej dekady XX wieku miały zapewnić instytucjom finansowym oraz posłusznemu im państwu pełna kontrolę i monopol, co urzeczywistnione zostało we wdrożonym przez Roosevelta projekcie Nowego Ładu. Stopniowe osłabianie związku pieniądza ze złotem, aż do całkowitego wypchnięcia złota z rynku finansowego, dodatkowo przyczyniło się do tego, że wartość stała się rzeczą arbitralną, łatwa do odgórnego ustalania. W pewnym sensie zachodni świat kapitalistyczny niewiele różnił się od wschodniego świata komunistycznego, gdyż i tu, i tam, o tym, co ma jaką wartość, decydowały pośrednio bądź bezpośrednio organy centralne. Dla władzy problemem było jednak rozproszenie własności, które dokonało się w wskutek powstania na rynku mnogości podmiotów będących spółkami akcyjnymi. W sytuacji takiego rozdrobnienia trudno było nie tyle sprawować kontrole nad firmą, ile sprawować kontrolę nad tymi, którzy kontrolowali firmy (…) Powstanie funduszy inwestycyjnych było w stanie zapobiec tej sytuacji, gdyż w istocie wystarczyło, aby fundusze te przejęły zaledwie 5 procent akcji, aby zapewnić kontrolę nad firmą i wpływać na decyzję jej zarządu, pozostali akcjonariusze nie byli bowiem w stanie zjednoczyć się w taki sposób, aby przebić te 5 procent głosów ” („Czas niewolników […]”, str. 161-162).
W cieniu BlackRock
Stała kontrola spółki akcyjnej wymaga stosowania długoterminowej strategii inwestycyjnej buy and hold (kup i trzymaj). Jej realizację umożliwiła dopiero rewolucja informatyczna lat 80 XX wieku. Zaowocowała ona powstaniem tzw. pasywnych funduszy inwestycyjnych, które w długim okresie, stopniowo, metodycznie i niezauważalnie przejmowały oraz konsolidowały aktywa „monopolizując kontrolę nad nimi w rekach jednej lub kilku firm, stojących ponad całym systemem finansowym i całą gospodarką” (tamże, str.167). Największy fundusz inwestycyjny BlackRock na koniec 2018 roku zarządzał aktywami 6 bilionów dolarów, czyli czterokrotnie większymi niż roczny budżet USA. „Aby uświadomić sobie skalę problemu, spójrzmy tylko na pobieżny wykaz firm, które kontroluje Wielka Trójka, a więc BlackRock, Vanguard i State Street. W każdym wypadku są to giganci na danym rynku. Rynek informatyczny: Apple, Microsoft, Hewlett-Packard, Intel Corporation; rynek dostawców energii: Exxon Mobil, General Electric, Royal Dutch Stell; rynek transportu: General Motors, Boeing Corporation: rynek kosmetyczny: Johnson&Johnson, Procter & Gamble; rynek spożywczy: Nestle, McDonald’s; rynek mediów: Walt Disney, Time Warner, CBS, NBS, Universal; rynek finansowy: Citigroup, JP Morgan Chase, Bank of Americ; a także instytucje międzynarodowe, takie jak Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Europejski Bank Centralny” (tamże, str.174).
Nie inaczej wygląda sytuacja w Polsce. „BlackRock znajdujemy bowiem na liście udziałowców takich działających na polskim rynku firm, jak PZU, PKN Orlen, Giełda Papierów Wartościowych, PGE, PGNIG S.A., Jastrzębska Spółka Węglowa, Grupa Lotos, KGHM, Ciech S.A. BlackRock posiada też udziały w następujących bankach: PKO S.A., ING Bank Śląski, Bank Handlowy , Orange, Alior Bank, Santander, Millenium (…) Deutsche Bank, Raiffeisen Bank” (tamże, str. 240). „Rok 1985 wydaje się kluczowy dla zrozumienia naszych czasów. W tym samym roku, w którym w USA ruszył wielkie fundusze inwestycyjne, takie jak BlackRock, rozpoczęła się pierestrojka, a Wojciech Jaruzelski spotkał się z Davidem Rockefellerem, ustalając sposób przejęcia Polski przez międzynarodowe instytucje finansowe” (tamże, str. 236). Tym samym znaleźliśmy odpowiedź na pytanie do kogo należy Polska.
Zauważmy, że uznanie „międzynarodowych instytucji finansowych” za rzeczywistego organizatora państwa polskiego (w sensie cybernetycznym) doskonale tłumaczy „irracjonalną” politykę polską o jakiej była mowa wyżej. To samo rzecz jasna dotyczy również „irracjonalnych” polityk UE i USA. Polityki te są irracjonalne tylko dla suwerennych państw narodowych. Zmierzają bowiem do ich likwidacji poprzez wskazane już kilkakrotnie narzędzia finansowe, socjotechniczne czy polityczne. Elity finansowe dążą do likwidacji wszelkiego ryzyka inwestycyjnego a co zatem idzie charakterystycznej dla stosunków międzynarodowych niepewności. Niewiadomą ale niewątpliwie istotną rolę ma w tym procesie odgrywać tzw. sztuczna inteligencja. Mogłaby ona doprowadzić pasywną strategię inwestowania do jej ostatecznych konsekwencji, wiążąc każdorazową konsumpcję czegokolwiek na świecie z odpowiednim procesem produkcji określonego dobra. W takiej sytuacji pieniądz nie byłby już potrzebny. W ten sposób konsumenci zostaliby pozbawieni wszelkiej wolności wyboru a inwestorzy jakiegokolwiek ryzyka. Ideał kapitalistyczny i komunistyczny złączyłby się w jedno.
Paskudna alternatywa
Polska wydaje się być w paskudnej alternatywie między likwidacją przez lichwiarską międzynarodówkę a likwidacją w „strefie zgniotu” klasycznie rozumianej geopolityki. Przy czym realizacja któregokolwiek członu jest niepewna i w ogóle nie zależy ani od nominalnych organów państwa polskiego ani od Polaków (których liczebność można oceniać na 10-15% ludności tubylczej). Nie wiadomo jaki jest udział funduszy inwestycyjnych w potencjale sterowniczym krajów NATO (wynoszącym, jak wyżej podano 37,8%) a jaki w potencjale krajów BRICS+ (41,2%). Nie znam żadnej literatury, która podejmowałaby to zagadnienie i obawiam się, że metodologia cybernetyczna w ogóle nie jest w stanie „udźwignąć” tego zagadnienia. Jeśli udałoby jakimś cudem się uniknąć likwidacji to pozostawałoby pytanie, czy uchodzący za konkurencyjny wobec globalistów zachodnich sojusz BRICS+ byłby istotnie lepszy. Warto sobie bowiem uświadomić nieczęsto publikowaną dziś prawdę, że wszystkie współczesne systemy finansowe opierają się o lichwę, tj. pobieranie nienależnego wynagrodzenia (procentu) za kreację pustego pieniądza.
Dlaczego rząd miałby pobierać odsetki od ludzi, których interes ma reprezentować? Okładanie podatkiem siebie samego nie ma przecież sensu. Ma natomiast sens przejmowanie podatków, pod zastaw których zadłuża się rząd. Na tym właśnie polega szwindel, o którym prawie się nie mówi, a który zlikwidował cywilizację katolicką na Zachodzie. „Gdy brak jest długu rządowego a rząd nie musi zwracać się do bankierów o pożyczkę, wówczas w jednej chwili, tracą oni swoje zasadnicze atuty” („Wojna o pieniądz”, str. 38). Współczesny pieniądz to dług z którego żyją lichwiarze. Spłacenie długu publicznego dzisiejszych państw zlikwidowałoby cały obrót pieniężny. Wiedział o tym Thomas Jefferson, prezydent USA w latach 1801-1809, gdy mówił: „Jeżeli kiedykolwiek Amerykanie pozwolą prywatnym bankom emitować pieniądz, banki i korporacje, które wyrosną wokół nich, będą grabić majątki ludzi, dopóki ich dzieci nie obudzą się bezdomne na kontynencie, który podbili ich ojcowie. Emisja pieniądza powinna być odebrana bankom i przekazana w ręce ludzi” ( „Czas niewolników […]”, str. 123).
Nie jest żadnym paradoksem, że to właśnie tzw. autorytarne reżimy np. Chin, Rosji, czy Białorusi opierają się globalnym korporacjom, nie pozwalając im hasać po swoich społeczeństwach, chronionych od dobrodziejstw liberalnej demokracji. Czy zatem „jesteśmy w sytuacji w pewnym sensie nie do odwrócenia” jak twierdził, cytowany na początku Mateusz Morawiecki?
Włodzimierz Kowalik
Na zdjęciu: siedziba Funduszu BlackRock (wikipedia)
Myśl Polska, nr 35-36 (25.08-1.09.2024)