KulturaŚwiatPrzed Duginem był Volkoff

Redakcja3 tygodnie temu
Wspomoz Fundacje

Aleksander Dugin głosi, że obecna wojna na Ukrainie nie jest wojną Rosji z Ukrainą, ale wojną Rosji z całym Zachodem, a w sensie cywilizacyjnym wojną z „cywilizacja Antychrysta”. Okazuje się, że na długo przed Duginem podobną tezę sformułował emigracyjny pisarz rosyjski, obywatel Francji, Vladimir Volkoff.

Kim był? „Vladimir Volkoff, Władimir Wołkow (ur. 7 listopada 1932 w Paryżu, zm. 14 września 2005 w Bourdeilles), pisarz francuski. Pochodził z rodziny emigrantów rosyjskich, był ciotecznym wnukiem kompozytora Piotra Czajkowskiego. Ukończył studia na Sorbonie, był profesorem Uniwersytetu w Liege. W czasie wojny algierskiej służył jako oficer wywiadu francuskiego. W Polsce znany głównie z prac dotyczących dezinformacji i propagandy. Bibliografia: „Metro pour L’enfer” (1963) – Nagroda im. Juliusza Verne’a, „Montaż” (Le Montage, 1982) – Nagroda Akademii Francuskiej – w Polsce wydana w latach 80. przez Polonie Book Found i przedrukowana w drugim obiegu przez CDN. Wznowiona przez Klub Książki Katolickiej (KKK) w 2006; „Dezinformacja – oręż wojny” (La désinformation arme de guerre) – w Polsce wydana przez wydawnictwo Delikon (1991) i Antyk (2000); „Traktat o dezinformacji. Od Konia Trojańskiego do Internetu” (1999); „Gość Papieża” (L’Hôte du Pape) wydanie polskie KKK 2005; „Carskie sieroty” (Les orphelins du Tsar 2005) wydanie polskie 2006; „Werbunek”, wydanie polskie KKK 2007; „Kroniki anielskie”, wydanie polskie KKK 2007; „Spisek”, wydanie polskie KKK 2008”.

Vladimir Volkoff

Teza, która nas interesuje, została jasno postawiona w powieści „Spisek” (Le Comlot, Paris 2003). Powieść „Spisek” rozgrywa się w ciągu jednego roku (2001-2002), tuż po ataku terrorystów islamskich na WTC w Nowym Jorku. Półtajna organizacja działająca w USA, nazywana w książce Klubem, prowadzi operację przeciwko Rosji. Główny bohater, Robert Chastow, ma za zadanie dotrzeć do wnętrza Ligi Bojarów, grupy rosyjskich intelektualistów spotykających się w Pałacu Myszkinów w Petersburgu. Liga Bojarów to trust mózgów planujących przyszłość Rosji. Klub chce wiedzieć o czym mówią na spotkaniach Ligi Bojarów, chce też sparaliżować jej działania i narzucić mediom jej czarny piar. W tym celu Chastow nawiązuję kontakt z czeczeńskimi terrorystami, którzy mają „wejścia” w Rosji. W grze bierze też udział emerytowany pułkownik francuskich służb specjalnych, Samson Sangdeboeuf, który zabezpiecza interesy francuskiej koncernu naftowego w rejonie Morza Kaspijskiego. Francuz zaczyna grać po stronie Rosjan i z czasem demaskuje z nimi grę Chastowa. Koniec powieści jest jednak dla czytelnika zaskoczeniem.

Autor „Spisku” odsłania przed nami kulisy wielkiej gry, która toczy się już od dziesięcioleci. Klub chce zniszczyć Rosję, bo według niej, to ona stoi na drodze do głównego celu – likwidacji państw, narodów i utworzenia rządu światowego. Młody Robert jest tylko ogniwem w sztafecie pokoleń jego rodziny. W Klubie działał już jego dziadek. Zostawił mu list-testament, w którym wyjawił mu cele organizacji:

„Nasz Klub wypowiedział wojnę człowiekowi na koniu już dawno temu. Zawsze byliśmy po stronie słabszych (a w każdym razie mniej silnych), biednych (a w każdym razie mniej bogatych) i to nie z po­wodu chrześcijańskiego lub wrodzonego współczucia, ale z powodu głębokiego przekonania, że ludzie powinni być równi. I nie chodzi wcale o to, że rodzą się równi – każdy głupi widzi, że wcale tak nie jest, i że równymi trzeba ich dopiero uczynić. Oczywiście, byłoby ide­alnie, gdyby wszyscy ludzie mogli być bogaci, ale skoro to niemożli­we, to lepszym światem jest taki, w którym wszyscy są biedni, niż taki jak nasz, w którym istnieją i biedni, i bogaci. Tak, równość nie jest natu­ralna, jest nawet absolutnie sprzeczna z naturą i właśnie dlatego narzu­cenie jej kosztuje tak drogo (licząc w pieniądzach i w ludzkim życiu), ale tym, co odróżnia człowieka od zwierzęcia, jest właśnie fakt, iż nie jest on ograniczony przez własną naturę. No, bo powiedz: czy jest na­turalne skakanie ze spadochronem lub spacerowanie po księżycu jak Neil Armstrong?

Celem naszego Klubu (przynajmniej moim zdaniem) jest stworze­nie ludzkości wolnej od konfliktów. Jest tylko jeden sposób, żeby osiągnąć ten cel: globalny rząd. A nie będzie globalnego rządu, dopóki będą istnieli ludzie na koniach, zazdrośni o swoje przywileje. Żeby stworzyć globalny rząd, trzeba możliwie osłabić wszystkie dotychcza­sowe rządy, poza jednym (tak się składa, że chodzi o nasz), który mu­simy infiltrować (nie będzie to trudne). Od początku swego istnienia Klub wysadził już z siodła wielu kawalerzystów, w tym, na początku wieku – bagatela! – trzech europejskich cesarzy (gdy dojdę do ko­ńca tych wyznań, zobaczysz, że Twój stary Dziadek odegrał w tej ope­racji pewną rolę). Następne pokolenie nie spoczęło na laurach i pew­nego dnia dowiesz się, jak w latach trzydziestych finansowaliśmy jednocześnie Hitlera i Stalina, czego skutki są ci znane – klęska Nie­miec i zachwianie posadami ZSRR (…)

Wracam do Rosji. Przypomnij sobie słowa, które Turgieniew włożył w usta Putuginowi w „Dymie”. „Gdyby nagle jakiś naród miał zniknąć z po­wierzchni ziemi wraz z wszystkim, co kiedykolwiek wynalazł, nasza prawosławna mateczka-Rosja mogłaby spokojnie spaść w otchłań, nie poruszywszy ani jednego gwoździka, ani jednej szpileczki; wszystko zo­stałoby na swoim miejscu, bo nawet samowar, łapcie, duga czy knut — te słynne rosyjskie produkty, nie przez nas zostały wynalezione”. To nie­prawda. Nie tylko dlatego, że w ten sposób świat stałby się uboższy, po­zbawiony ikon, muzyki klasztornej i całego dziewiętnastowiecznego ma­larstwa, literatury i muzyki rosyjskiej, ale przede wszystkim dlatego, że Rosja to INNY WARIANT HISTORII LUDZKOŚCI, co paradoksalnie sprawia, że z punktu widzenia Klubu byłoby dobrze, gdyby zniknęła”.

Przesłanie powieści jest więc jasne – Rosja, ze swoją specyfiką cywilizacyjną, ową „innością”, odpornością na wpływy ideologiczne Klubu – jest wrogiem śmiertelnym. Dlatego z nią walczą, przy pomocy potęgi USA. Ale dla Klubu USA to też tylko narzędzie, bynajmniej nie chodzi o interesy tego kraju – celem jest rząd światowy, zwycięstwo globalizmu. Na koniec autor, jak już wspomniałem, zaskakuje czytelnika. Klub jest w rzeczywistości gigantyczną fikcją, jego działalność nie opiera się na żadnych zasadach – jednym motorem jest nihilizm i chęć zniszczenia wszystkiego. Z ekranu komputera Chastowa patrzy na niego szef, jeden z „patriarchów”, którego twarz w pewnym momencie przekształca się w twarz belzebuba.

Kiedy po raz pierwszy czytałem tę powieść, konfrontacja Zachodu z Rosją nie była jeszcze w takim stadium jak teraz. Ba, obowiązywał nawet tzw. reset. Dlatego wydawać by się mogło, że tezy Volkoffa były nieco przesadzone, na potrzeby powieści. Jednak dzisiaj, kiedy mamy nową, totalną fazę konfrontacji, powieść Volkoffa jawi się jako prorocza, a powieściowy belzebub ma konkretny odpowiednik, a Klub bynajmniej nie jest fikcją.

Jan Engelgard

fot. Agnieszka Piwar

Myśl Polska, nr 23-24 (2-9.06.2024)

Redakcja