Dyktator, bandyta, łobuz, uzurpator, cham, bolszewik, komuch, psychopata o faszyzujących ciągotach, sowiecki namiestnik, totalitarysta, stalinista, kołchoźnik, homofob, antydemokrata, zacofany sowiet, kacyk z rzadkim tupecikiem, putinista, zakompleksiony wsiok itd. Te wszystkie określenia były, już używane odniesieniu do prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki w „polskich” mediach.
Wiec zgodnie z standardami wyznaczonymi przez demokraturę Zachodu, musiała paść ostateczna i najistotniejsza inwektywa – antysemita. „Aleksander Łukaszenka pozwolił sobie na ohydny atak antysemicki, jakiego nie słyszano w Europie od czasów Hitlera, pisze izraelski portal Israelinfo. Podchwyciły to liczne media tradycyjne i elektroniczne w Europie, a co za tym idzie w Polsce. Zaprotestowało samo MSZ Izraela. Widocznie akurat miało okienko w czasie wybielania działań w Gazie.
Co takiego powiedział Łukaszenka? Cytuję wypowiedź prezydenta Białorusi z konferencji poświęconej korupcji: „Oto lista trzech tuzinów osób. Przepraszam, nie jestem antysemitą, ale ponad połowa to Żydzi. Chodzi o to, że mają szczególną, uprzywilejowaną pozycję, że kradną i nie myślą o swojej przyszłości. Wszyscy są tacy sami wobec prawa. I Żydzi i Białorusini, i Ukraińcy, Rosjanie i Polacy”.
Co twierdzi Łukaszenka? Uważa on, że wszystkie narodowości są równe wobec prawa. Nie uznaje tych uprzywilejowanych i wybranych. Czego nie zna Łukaszenka? Nie zna on zachodnich sztuczek, które są serwowane miedzy innymi w polskojęzycznych mediach. Ten człowiek posługuje się faktami.
Co powinien zrobić według oczekiwań Zachodu Łukaszenka? Oczywiście najrozsądniej zmniejszyć liczbę złodziei o ponad 50%. Ale mleko się rozlało, więc co robić dalej? Brać przykład z mediów w Polsce. Pierwsze co przychodzi na myśl, to mógłby zastosować formułę o „rosyjskojęzycznych przestępcach”. No dobra, słabo by to wyszło na Białorusi. Ale pozostaje zawsze koło ratunkowe. Mógł to zwalić na Gruzinów! U nas tak robią i działa!
Gdyby Aleksander Łukaszenka był politykiem Zachodu zasady byłyby mu znane. Bez ich znajomości i dostosowania się do nich, jego kariera skończyłaby się w Kopysiu, gdzie się urodził. Wiedziałby, że wszystko to co jest towarzysko i prawnie zakazane wobec wybranych narodowości, jest uznawane i milcząco pochwalane jeżeli dotyczy innych (np. „ruskich”) Wiedziałby, kogo wolno nazwać złodziejem, a kogo … Gruzinem.
Łukasz Jastrzębski