Cuszin Liu (Cixin Liu) to nietuzinkowy, chiński autor science fiction, który swoją trylogią „Wspomnienie o przeszłości Ziemi” podbił serca czytelników na całym świecie jednocześnie przywracając nadzieję, że w tym gatunku jeszcze nie wszystko zostało powiedziane.
Wartość intelektualna książek Liu jest wręcz niezwykła, co wynika z tego, że sam autor jest inżynierem komputerowym, a pisarzem został „przy okazji”. Urodził się w 1963 roku, dorastał więc w czasie, kiedy w jego ojczyźnie trwała rewolucja kulturalna Mao. Odcisnęło to na nim głębokie piętno i przełożyło na to, w jaki sposób pisze. Obecnie zainteresowanie książkami Chińczyka znacznie wzrosło dzięki serialowej adaptacji pierwszej części cyklu, czyli „Problem 3 ciał.” Serial stał się dość popularny i zebrał bardzo dobre opinie wśród polskich krytyków, lecz czy zasłużenie?
Zacznę od tego, że trylogia, którą popełnił Cuszin Liu to dla mnie 10/10 jeśli chodzi o gatunek science fiction. Autor bowiem kładzie największy nacisk na komponent „science” i całą fabułę książki mocno zakotwicza w znajomości technologii, która jest wielką pasją pisarza-naukowca. Oprócz tego znajdziemy w powieściach elementy historii, polityki, filozofii czy socjologii. To właśnie stanowi motor napędowy tych opowieści, wehikułem jest fabuła, pasażerami bohaterowie, a przestrzenią głównie świat chiński. To wszystko tworzy niezwykle logiczną całość, która pochłania czytelnika stopniowo wciągając w kolejne wydarzenia.
O książkach Liu mówiono, że nie da się ich zekranizować w postaci filmu i z tym się zgadzam, ponieważ to przeogromny materiał źródłowy! Jednak w dobie popularności seriali oraz platform strimingowych pojawiło się całkiem spore okno możliwości, które mogło zaowocować produkcją zupełnie nowej jakości. Tak się jednak nie stało. Dlaczego?
Ponieważ scenarzyści / twórcy zwani dziś showrunner’ami (słowo używane w branży filmowej na całym świecie i mimo, że go nienawidzę, to nie ma polskiego odpowiednika) postanowili tę opowieść zwesternizować i uprościć dostosowując ją tym samym do współczesnego konsumenta kultury. Pisałem już o tym zjawisku kilka razy, ale przypomnę swoją tezę – w świecie dzisiejszej kultury masowej jest już coraz mniej czytelników, widzów czy słuchaczy, a zastąpili ich konsumenci książek, filmów, seriali czy muzyki. Według takiego klucza przystąpili do realizacji serialu rzeczeni showrunnerzy David Benioff i D.B. Weiss.
Jest to duet znany wcześniej z ekranizacji słynnej sagi „Pieśń lodu i ognia” G.R.R. Martina, która pojawiła się jako „Gra o Tron” (tytuł pierwszego tomu) i była prawdziwym przełomem, bo stała się pierwszą, ogromną produkcją serialową w stylu fantasy. Panowie osiągnęli sukces, ponieważ podeszli z szacunkiem do materiału źródłowego, czyli książek i nie licząc dwóch, ostatnich sezonów trzymali się go. Problem pojawił się później, ponieważ twórcy wyraźnie obrośli w piórka i zaczęli sobie pozwalać na dwie sprawy – tworzenie własnej fabuły odbiegającej w sposób zasadniczy od książek oraz daleko idące uproszczenia. W rezultacie widzowie otrzymali świetny serial z fatalnym zakończeniem, a o duecie showrunnerów świat na jakiś czas zapomniał.
Pod koniec ubiegłego roku internet obiegły zapowiedzi serialu „Problem 3 ciał” zrealizowanego właśnie pod nadzorem Amerykanów. Zapowiadano wielki hit i przełom w gatunku science fiction, ale szybko okazało się, że sam serial ma przynajmniej trzy problemy, które najbardziej przerosły samych twórców.
UWAGA! Od tego momentu będę zdradzał wątki fabularne, więc jeżeli planujesz drogi Czytelniku sięgnąć po trylogię książkową lub serial, to odsyłam na nasz kanał YouTube, gdzie z Kolegą Przemysławem Piastą postaraliśmy się zrecenzować serial bez zbytniego omawiania samej fabuły.
Problem pierwszy – uproszczenie
Książki Cuszin Liu mają swoje tempo i są naprawdę logicznie poukładane. Autor poświęca sporo miejsca na stworzenie wprowadzenia do głównego wątku, jakim jest widmo starcia z obcą cywilizacją, które nastąpić ma za ponad 400 lat. Pisarz jednak nie podaje wszystkiego na tacy – o tym, że mamy do czynienia z „kosmitami” dowiadujemy się dopiero w drugiej połowie pierwszego tomu, kiedy mamy za sobą solidne wprowadzenie naukowe i historyczne.
Główny bohater – Łang Miao (Wang Miao) dowiaduje się o tym wszystkim stopniowo, dzięki interaktywnej grze „Problem 3 ciał”, w której uczestnicy poprzez „strój W” (w serialu ukazany jako gogle). Bohaterowie gry poznają w ten sposób planetę Trisolaris leżącą w układzie z trzema słońcami, które poprzez oddziaływanie na nią tworzą tzw. ery chaosu i stabilności. Ta sytuacja czyni dalsze życie na Trisolaris niemożliwym. Poprzez kolejne cykle cywilizacyjne gracze mają za zadanie stworzyć schemat nastawania po sobie kolejnych er, co finalnie okazuje się niemożliwym do rozwiązania zagadnieniem matematycznym. W związku z tym, Trisoliarianie postanawiają przenieść się na Ziemię, żeby tu jednak zamieszkać, najpierw muszą pozbyć się ludzi.
W tym celu wysyłają swoją flotę kosmiczną, która jednak przybędzie do nas za 4 wieki i to jest ten krytyczny czas nazwany „Erą Kryzysu Trisolaris”, który pozostał ludziom na przygotowanie się do starcia z o wiele bardziej zaawansowaną cywilizacją. Ilość rozwiązań i zagadnień naukowych, jakie podsuwają kolejne rozdziały to prawdziwa uczta dla wyobraźni, ale wszystko ma tu swoje miejsce i kolejne etapy wynikają z poprzednich.
Weźmy przykład „Sofonów”, czyli nasłanych tu ciał obcych, które mają za zadanie inwigilację wszystkiego, co dzieje się na Ziemi. Cuszin Liu poświęca ponad 20 stron (cały rozdział) metodzie stworzenia tych „superwizorów” – daje nam dokładny opis z mechaniką działania tychże, w związku z czym, kiedy się już pojawiają czytelnik nie jest zdezorientowany i dokładnie rozumie dlaczego Trisolarianie widzą i słyszą wszystkie nasze plany. Podobnie jest z misją „wpatrujących się w ścianę”, czyli wyłonionych spośród ludzi wybitnych umysłach, które mają nikomu nic nie mówiąc, tylko w myślach opracowywać plany obrony. Wiemy skąd ta strategia, bowiem autor dokonał solidnego wprowadzenia fabularnego z opisem tego, jak komunikują się Trisolarianie.
Niestety Benioff i Weiss uprościli wszystko do granic możliwości, a całą podbudowę naukową, która w książkach jest tak solidna i zgodna z rzeczywistymi badaniami okroili lub sprowadzili do absurdu (dostajemy np. fale uderzeniowe po eksplozjach w kosmosie itp.). Przenosząc ciężar swojej produkcji uczynili z niej bardziej fiction niż sience odbierając tym samym widzowi całą przyjemność intelektualną obcowania ze światem wykreowanym tak precyzyjnie przez autora. Poprzez to już na tym poziomie dostajemy kolejną produkcję z cyklu „wojna z kosmitami”, a dalej jest jeszcze gorzej.
Problem drugi – westernizacja serialu!
Jak już wspomniałem wyżej przestrzenią, w której porusza się „wehikuł książek” Liu są Chiny, a nawet jeśli część akcji dzieje się w Wielkiej Brytanii czy USA, to całość fabuły budowana jest SINOCENTRYCZNIE. Ma to swoje odzwierciedlenie nie tylko w bohaterach, ale i w całej filozofii oraz sposobach postrzegania świata przez autora. Liu robi to czasem bezwiednie, w sposób naturalny, jednakże dla nas to są sprawy zupełnie nowe, bowiem przyzwyczajeni jesteśmy (ja tak mam) do książek i filmów zachodnich.
Tym, co zwróciło moją uwagę jest np. wiara w działania państwa, którą obdarza swoje postacie Liu w sposób całkowicie dla niego naturalny. Na Zachodzie przy omawianiu jego książek kładzie się ogromny nacisk na brutalność i krytykę rewolucji kulturalnej 1968 roku. Sam autor – owszem, kontestuje metody i antynaukowe działanie hunwejbinów, ale jego bohaterowie bynajmniej nie są jakimiś wyrzutkami ze swojej kultury i państwowości. Jedna z kluczowych dla fabuły postaci, czyli Je Łendżje (Ye Wenjie), po tym jak zabito jej ojca dołącza do programu „Czerwony Brzeg”, w którym Chińczycy starają się nawiązać kontakt z obcą cywilizacją i w wyniku traumy z dzieciństwa staje się kolaboracjonistką na rzecz Trisolaris. Autor przedstawia ją jako zdrajczynię państwa i całej ludzkości, zaś główne nadzieje na pokonanie Trisolarian wiąże z działaniem państw, które jednoczą siły, ale pozostają narodowe!
To RZT, czyli renegatów i zdrajców, którzy pomagają Trisolarianom Liu przedstawia jako zepsutych globalistów. Jednostki te straciwszy wiarę w ludzkość przez zepsucie i postmodernizm postanowili zdradzić własne państwa, a także własną planetę! Takie sformułowania padają na kartach książek expressis verbis, są one bowiem na wskroś chińskie! Np. w jednym z rozdziałów drugiego tomu podczas rozmowy w schronie przeciwatomowym na ścianie gabinetu dowództwa jest umieszczona instrukcja: „Kopcie głębokie tunele, gromadźcie żywność, nie dążcie do hegemonii”.
Jednym z książkowych „Wpatrujących się w ścianę” (orientalna nazwa osoby głęboko medytującej) zostaje prezydent Wenezueli Rey Diaz przedstawiony jako doskonały strateg, antykapitalista, kontynuator idei rewolucji boliwariańskiej, który zasłynął z pokonania Amerykanów w swojej ojczyźnie (autor podaje nawet swoją wersje scenariusza takiego konfliktu).
Mamy mnóstwo odniesień do chińskiej filozofii, sztuki, literatury oraz zwyczajów. Wiele mówi się w książce o poświęceniu jednostki, gotowości do obrony wspólnoty i wierze w działanie państwa. Autor wprost opisuje działania oficerów politycznych, które w obliczu widma wojny z obcą, bardziej rozwiniętą cywilizacją stają się niezwykle pożyteczne. Liu bardzo dosłownie pisze o tym, że defetyzm i przesadna wiara w technologię są największymi przeszkodami w pokonaniu Trisolarian.
Cała koncepcja „wpatrujących się w ściany” i przeciwstawienia im „burzycieli ścian” to z jednej strony prawdziwy majstersztyk literacki, coś wspaniałego i poruszającego wyobraźnię, z drugiej zaś okazanie wielkiego szacunku do siły ludzkiego umysłu! Główna walka strategiczna między ludźmi, a kosmitami rozgrywa się w ośmiu umysłach – czterech przedstawicieli Ruchu Obrony Planety i czterech ludzi RZT (w polskim tłumaczeniu rozwinięte jako Ruch Na Rzecz Ziemskiego Trisolaris). Jest to fascynujący i trzymający w napięciu wątek – naprawdę długo nie byłem tak podekscytowany obcując z science fiction.
Tymczasem serial Netflix zabiera nam to wszystko! Znika solidna podstawa naukowa na rzecz perypetii miałkich, dodanych bohaterów, brak tu jakiegokolwiek wątku filozoficznego, brak logicznego ciągu zdarzeń przedstawionych w odpowiedniej kolejności! Z książki Panowie Weiss i Benioff pozostawili tylko strzępki podbudowy historycznej w postaci całkiem sprawnie ukazanych perypetii Je Łendżje – to zdecydowanie za mało z tego silnego motoru napędowego, dzięki któremu powieści stają się tak ciekawe. Westernizacja serialu przejawia się również w przeniesieniu większej części akcji do Londynu, co zabiera całą magię. Recz jasna implikuje to kolejny, kardynalny błąd jakim jest …
Problem trzeci – ingerencja w treść!
By dostosować serial do współczesnego, zachodniego odbiorcy showrunnerzy siłą rzeczy musieli ingerować w treść książek naginając ją do granic możliwości „na potrzeby adaptacji” – taka jest wersja oficjalna, którą podają Benioff i Weiss odpowiadając na pytania dotyczące odejścia od tekstu źródłowego. Jednakże nie z nami takie numery! Wielokrotnie w naszych tekstach oraz rozmowach na temat kultury wskazywaliśmy na ten problem we współczesnych produkcjach. Niestety nie omija to również adaptacji światowej literatury.
Chodzi o zwyczajne, powszechne i ordynarne dopasowanie wszystkiego do wymogów dzisiejszej poprawności politycznej. W serialu Netflixa mamy tego wykwity w postaci wprowadzenia różnorodności bohaterów, feminizacji oraz „cancel culture”. W wyniku tych zabiegów zamiast jednego, ciekawego, złożonego bohatera – Chińczyka z książki dostajemy aż pięcioro różnych bohaterów! Tak, to nie moja teoria spiskowa, twórcy sami to oznajmili.
Łang Miao – naukowiec zajmujący się nanowłóknami, który w trakcie swoich perypetii trafia do gry „Problem 3 ciał”, poznaje Je Łendżje i staje się kluczową postacią dla zawiązania całej fabuły zostaje zastąpiony przez aż pięć (!!!) nowych postaci, które wymyślili sobie scenarzyści (showrunnerzy)! Nie będę tych postaci opisywać, bo po pierwsze niczego by to nie wniosło do mojej recenzji, a po drugie są kompletnie nieciekawe (z wyjątkiem Augie Salazar) i niczego nie wnoszą do serialu! Dość chyba napisać, że kiedy dwoje z nich umarło, to jako widz odczułem ulgę…
Detektyw Da Szi (Da Shi) również został rozbity w serialu na 2 postacie – właściwego Da Szi, którego zagrał Benedict Wong oraz Thomasa Wadea, w którego wcielił się Liam Cunningham. Cóż z tego, że obydwaj aktorzy zagrali świetnie i naprawdę dobrze się ich ogląda? Można to było spokojnie zagrać Wongiem i nie wprowadzać kolejnej postaci, a czas jej poświęcony oddać np. podbudowie naukowej!
Bohaterowie przedstawieni w serialu (z nielicznymi wyjątkami) są rozmyci, nieciekawi, durni, infantylni, a często nawet irytujący i niepotrzebni! Serial skupia się na nieudolnym przedstawieniu ich perypetii, które głównie kręcą się wokół picia alkoholu, palenia marihuany oraz durnych rozmów! No i ten kompletnie niepotrzebny wątek miłosny między dwojgiem z nich! Rany, długo już nie widziałem tak całkowicie popsutego i niedopowiedzianego „romansu” na ekranie.
Być może tylko ja to zauważyłem, ale wokół jednego z bohaterów (Saul Durand) wynikła beczka śmiechu… Otóż jest to postać czarnoskóra, nie bójmy się tego słowa – murzyn. Nie jest on specjalnie rozgarnięty, nie można na niego liczyć, ciągle pali marihuanę i jest leniwy… Ja nie wiem, czy to zamierzony akcent humorystyczny, ale przynajmniej coś mnie w tym serialu rozbawiło. Zakłócono również tempo i kolejność zdarzeń. Serial, który miał być adaptacją pierwszego tomu w trzech z ośmiu odcinków wybiega w tom drugi. Wszystko dzieje się chaotycznie i albo jest podane na tacy, albo poprzez infantylne uproszczenie. W wyniku tak drastycznych ingerencji w treść twórcy pozbawiają produkcję logiki oraz całej przyjemności oczekiwania na kolejne sekwencje zdarzeń.
Sukces, który nie nadszedł!
Trudno się zatem dziwić, że serial Netflix nie stał się tak ogromnym hitem, jak się wszyscy spodziewali. W ciągu pierwszych, kilku dni produkcję na całym świecie obejrzało 11 mln ludzi – to sporo jak na premierę, ale niemal dwa razy mniej niż spodziewali się twórcy. Kolejne dni przyniosły poprawę, ale serial nadal nie wzbudza takiego zainteresowania, na jakie liczono! Miesiąc po premierze już oficjalnie mówi się o tym, że kontynuacja w postaci trzech, kolejnych sezonów, które zapowiadali Benioff i Weiss może nie dojść do skutku! To byłaby wielka porażka nie tylko tak znanych twórców i platformy Netflix, ale również całej współczesnej koncepcji tworzenia filmów i seriali. Porażka w pełni zasłużona! Cóż, wielka szkoda, że tak doskonały cykl został tak źle zekranizowany…
Niemniej polecam naszym Czytelnikom książki chińskiego „giganta science fiction”. Jeśli podobnie jak ja cierpicie Państwo na deficyt czasu, to szczerze i z całego serca zachęcam do sięgnięcia po trylogię w postaci audiobook. Polski portal Audioteka oferuje wszystkie przetłumaczone książki Liu przeczytane absolutnie fenomenalnie przez Wojciecha Stagenalskiego! Zawsze fascynowała mnie praca lektora, dlatego obcowanie z taką literaturą w postaci audiobook sprawia mi szczególną przyjemność, której i Państwu życzę!
Bartosz Iwicki
Cuszin Liu, „Wspomnienie o przeszłości Ziemi” („Problem trzech ciał”, „Ciemny las”, „Koniec śmierci”), Wydawnictwo Rebis 2024
Myśl Polska, nr 17-18 (21-28.04.2024)
fot. imdb.com