WywiadyTak lewicowa, że aż… prawicowa

Redakcja9 miesięcy temu
Wspomoz Fundacje

Rozmowa z Cynthią McKinney

Wielu ludzi w USA i na całym świecie dało się nabrać przed ośmiu laty na rzekomo antysystemowy wizerunek Donalda Trumpa. Jak to możliwe, że niektórzy po raz kolejny wpadają w tę samą pułapkę? Dlaczego dla tak wielu ludzi Trump oznacza pokój, a nie kolejną wojnę, tylko w innej części świata? O co chodzi w fenomenie prawicowego populizmu i sukcesów takich polityków jak Trump, Johnson czy Netanjahu?

– Trudno mi wypowiadać się na temat sukcesów Netanjahu, w końcu nie jestem politykiem izraelskim. Co się tyczy Trumpa, to jego powodzenie wynika z upadku lewicy. Mówiąc o lewicy mam na myśli różne jej odcienie, sama uważam się za przedstawicielkę skrajnej lewicy, ale w obliczu dzisiejszych perturbacji, gdy cała polityka przewraca się do góry nogami, muszę czasem przyznawać, że jestem tak dalece lewicowa, że aż… prawicowa. W amerykańskiej polityce doszło do trzęsienia ziemi, jeśli więc jesteś przeciw wojnie – nie znajdujesz oparcia wśród członków i sympatyków ugrupowań uważających się za postępowe, oni są zdecydowanie prowojenni i jak podejrzewam – zawsze tacy byli. Cała ta dychotomia, czerwoni kontra niebiescy, lewica przeciw prawicy, czarni kontra biali, jakkolwiek by jej nie opisywać – jest całkowicie fałszywa. Odkąd obroniłam swój doktorat w 2015 roku, starałam się wykazać na bardzo konkretnych przykładach, że ten paradygmat został nam narzucony z zewnątrz i w żaden sposób nie nadaje się do realnego opisu polityki Stanów Zjednoczonych. Media zawsze eksploatują sztuczny podział – Demokraci kontra Republikanie, lewica przeciw prawicy, bo taki paradygmat same promują, bez związku z rzeczywistością. Tymczasem w przeszłości realną była twarda lewica, za której część się uważałam, a potem coś się z nią stało. George Soros, członkowie Fundacji Clintonów zadecydowali o stworzeniu Nowej Lewicy, z której wyeliminuje się ludzi nie podatnych na łapówki i naciski. Musieli tylko znaleźć takich, którzy zaśpiewają ich śpiewkę. I zrobili to wszędzie w amerykańskiej polityce, także na tak zwanej prawicy, z którą często się nie zgadzam, ale której przechwycenie również obserwuję. W efekcie bowiem prawdziwie lewicowy i prawdziwie prawicowy przekaz zostały niemal całkowicie wyeliminowane, polityka została postawiona na głowie i coraz trudniej rozpoznać prawdziwych przyjaciół. Chcąc pozostać konsekwentną, podkreślić, że jestem przeciwko obecnym i wszystkim pozostałym amerykańskim wojnom imperialistycznym – muszę więc znaleźć sobie nowych przyjaciół politycznych.

Mówiąc o tak zwanych siłach postępowych w Stanach, wszyscy zauważyliśmy, że establishment Demokratów co wybory straszy wyborców rzekomym „efektem Nadera”, czyli rozbijaniem głosów lewicowych, co pomagać ma tylko Republikanom. Panią też tak atakowano, gdy 2008 wystąpiła Pani przeciw temu schematowi, startując jako kandydat Partii Zielonych przeciw Barackowi Obamie i Johnowi McCainowi. Dziś nadzieją dla wielu wydaje się być Robert Kennedy Jr. Na ile jego kampania jest zagrożeniem dla elit obu partii i czy w związku z tym nic nie zagraża życiu tego kandydata? RFK junior twittował niedawno, że chciałby państwowej kontroli nad Systemem Rezerwy Federalnej, przez m.in. takie pomysły jego stryj nie wrócił niegdyś z Dallas…

– Właśnie udzielałam wywiadu, w którym podkreśliłam, że gdybym kiedykolwiek ponownie kandydowała do Kongresu, to moim pierwszym projektem byłoby uchylenie Ustawy o Rezerwie Federalnej z 1913 roku. Uważam bowiem, że dopóki nie odzyskamy kontroli nad naszym systemem walutowym, tak długo jak jest on w rękach międzynarodowej finansjery, tak długo będą oni dzielić nasze pieniądze między swoich przyjaciół, toczących wojny nie z powodów moralnych, ale dla zysków, co jest największą tragedią naszych czasów. Taka jest rzeczywistość. To nie tylko Rezerwa Federalna, ale także Bank Anglii i Europejski Bank Centralny, które powinny być rozwiązane, a decyzje powinny zostać przekazane w ręce osób odpowiedzialnych przed społeczeństwami i samych społeczeństw. Wierzę w demokrację bezpośrednią, także na tym poziomie zarządzania.

Zdecydowanie imperium finansów jest dziś znacznie potężniejsze od jakiejkolwiek hegemonii państwowej, i to w rękach finansjery jest aparat realnego rządu światowego.

– Co do kampanii Roberta Kennedy’ego, decydujący był moment, w którym zdecydował, że nie rzuci bezpośredniego wyzwanie Joe Bidenowi, startując w prawyborach demokratów. W efekcie jego kampania stała się mało istotna, nie zwracam już na nią szczególnej uwagi, inaczej niż wcześniej, kiedy były pewne szanse na znokautowanie Bidena. Z pewnością Kennedy zna się na kwestiach ochrony zdrowia, na sprawach szczepień, jest natomiast fatalny w kwestii izraelskiej, bo – o ile się orientuję – międzynarodowe prawa człowieka odnosić się powinny do wszystkich istnień ludzkich i nie ma pod tym względem wyjątków. Niestety, mam całkowitą pewność, że pro-izraelskie lobby w Stanach Zjednoczonych, używając swoich wpływów finansowych podjęło jasną decyzję, że Kennedy może wystartować jedynie jako kandydat niezależny. W efekcie nie wiemy nawet w ilu stanach jego nazwisko będzie na listach wyborczych, bo to bardzo złożony proces prawny. Jeśli wystartuje w najwyżej dwudziestu – w żaden istotny sposób nie wpłynie to na wynik wyborów.

Zgadzam się, najbardziej rozczarowującym momentem kampanii Kennedy’ego było jego stanowisko w sprawie palestyńskiej. Niestety, chyba każdy kandydat w amerykańskich wyborach, których chce nazywać się poważnym, musi dokładać wszelkich wysiłków, by przedstawić się jako jeszcze bardziej pro-izraelski niż pozostali poważni kandydaci.

– Racja! Ale to taki sam problem jak z Rezerwą Federalną, problem skąd pochodzi większość pieniędzy w amerykańskim systemie politycznym – są to właściciele Rezerwy Federalnej, międzynarodowe korporacje bankowe, banksterzy, jak to się dziś po prostu określa. Oni finansują swoich przyjaciół, pozbawiają funduszy swych wrogów i kupują ludzi, robią z nich petentów, poświęcających najświętsze nawet wartości, jeśli tylko cena jest odpowiednia. Tak było od dawna z polityką zagraniczną, a teraz także z wewnętrzną w Stanach. Dokładnie jak powiedział Henry Kissinger: „nie ma miejsca na moralność w amerykańskiej polityce zagranicznej”, a teraz to samo stało się z polityką krajową. Ludzie w USA umierają, nie mając dostępu do opieki zdrowotnej. Mój syn idąc do szkoły we Włoszech na podstawie swojej wizy miał szerszy dostęp do ubezpieczenia zdrowotnego niż większość Amerykanów. Coś takiego nie istnieje w Stanach Zjednoczonych! Krokiem naprzód miał być program ObamaCare, ale ludzie w Azji, gdzie teraz mieszkam, nazywają takie ruchy pudrowaniem: coś niby istnieje, niby coś zmienia, ale tylko na niby. ObamaCare miał zapewnić Amerykanom dostęp do ochrony zdrowia, ale faktycznie udostępnił jedynie ubezpieczenia zdrowotne, czyli transfer publicznych funduszy do prywatnych firm ubezpieczeniowych. To nie jest ochrona zdrowia! I jeśli sprawdzimy dowolny wskaźnik związany ze zdrowiem, na przykład oczekiwanej dalszej długości trwania życia – wszystkie nadal się obniżają! Poza wydawanymi na tzw. ochronę zdrowia dolarami – ich liczba tylko rośnie.

Właściwie prawie wszystko w Stanach jest dziś tak właśnie pudrowane, więc kiedy Trump mówi o „oczyszczeniu systemu” rozumiem, że ludzie mogą się z tym identyfikować. Jako Afroamerykanka od dawna widzę jak bardzo ten system jest zmanipulowany i tak naprawdę był taki już odkąd ustanowiono Konstytucję, wykluczającą prawa kobiet, a także mężczyzn pozbawionych majątku. System Stanów Zjednoczonych zawsze był oparty na manipulacji i musimy to wreszcie dostrzec. Patrzmy na sprawy realnie! I jeśli chcemy prawdziwych rozwiązań nie możemy ich oczekiwać, jeśli prawidłowo nie zdiagnozujemy problemów. A więc kiedy Trump mówił, że system zmanipulowano – miał absolutną rację. Ludzie zaczynali zatem śledzić jego kampanię, a nawet ją popierać, bo mówił ich językiem. Takim, jaki przeciętny Amerykanin posługuje się, dyskutując przy kolacji. Trump powiedział też, że zamierza „osuszyć bagno”. To prawda, Waszyngton i stolice stanowe są bagnem! Wiele jest do osuszenia, trzeba wyjąć korek i niech wszystkie te brudy spłyną. Oczywiście, że to jest cały czas potrzebne!

Lewicowa strona polityki amerykańskiej jest wciąż podzielona, skłócona. Amerykańska lewica lubi pozycjonować się w roli mędrców z gór, udzielając z wyższością wielu rad, ale nie przedstawiając żadnych realnych rozwiązań. Łatwo jest krytykować kogoś, kto jest aktywny, jak np. Pani, politycznie i społecznie, ale kiedy dochodzi do kwestii samoorganizacji – zawsze pojawiają się problemy i to nie tylko z tak zwanymi lewicowymi intelektualistami. Skąd bierze się ta słabość?

– Po części odpowiedzią jest poparcie Amerykanów dla hasła Donalda Trumpa o zmanipulowaniu systemu. A w mojej opinii, gdy system jest zmanipulowany, a my działamy w jego ramach – wówczas i my ulegamy manipulacji. Społeczeństwo Stanów Zjednoczonych jest manipulowane także poprzez podtrzymywanie podziałów. Gilad Atzmon w swojej książce Being in Time opisywał bałkanizację współczesnego życia publicznego, zwłaszcza w Ameryce, jednak dotyczy to także innych państw i społeczeństw. Trudno mi to stwierdzić w przypadku innych, ale zdecydowanie jestem pewna, że tak właśnie dzieje się w Stanach Zjednoczonych. Ludzie z trudem tylko potrafią wykroczyć poza ramy swojej zbałkanizowanej egzystencji. W dodatku strumienie informacyjne są, jak określił Simon Hirsch, silosowane, co m.in. pozwoliło lobby wojennemu Stanów Zjednoczonych, za pomocą agencji wywiadowczych sfabrykować dowody przeciw Saddamowi Husajnowi, a potem za pośrednictwem tychże służb przekazać je bezpośrednio do Białego Domu, do biura wiceprezydenta. Była to informacja kierunkowa, nie przekazywana dalej tak, by to Biały Dom mógł potwierdzić: „Tak, mamy taką wiedzę, bla, bla, bla. Tak właśnie jest i dlatego musimy iść na wojnę”. Nie było żadnej debaty, bo nikt więcej nie widział tych materiałów. Właśnie w taki sposób zarządza się ludnością Stanów Zjednoczonych, kierunkując opinie polityczne. Mamy zatem do czynienia z bałkanizacją społeczeństwa i z silosowaniem informacji oraz opinii publicznej, a w takich warunkach bardzo łatwo jest dzielić i rządzić, podzielonym społeczeństwem rządzi się przecież najłatwiej. Dlatego właśnie amerykańskie społeczeństwo jest tak politycznie dysfunkcyjne.

Zgadzam się. Do najbardziej niebezpiecznych narzędzi w rękach nie tylko amerykańskiego, ale w ogóle zachodniego establishmentu należą alienacja i polaryzacja…

– Pełna zgoda, także jeśli chodzi o przekaz informacyjny. Z jednej strony mamy deep state, którego przekaz jest wszechobecny, gdzie by się nie obrócić. Nawet, jeśli pojawiają w nim fakty, to i tak zmanipulowane. Kiedy idziesz na mecz futbolu czy koszykówki, oglądasz sportowców, którzy przekazują poglądy służące zmanipulowaniu cię. Do tego samego służą piosenkarze i inni celebryci – z każdej strony masz otrzymywać taki sam przekaz. Przeciętny odbiorca niemal nie ma szans się od tego uwolnić i jest to bardzo istotny element całego problemu.

Docieranie z niezależnym przekazem jest sprawą absolutnie kluczową, dotyczy to także prawdy o imperialistycznych wojnach. Z tym właśnie związane jest moje kolejne pytanie, o Pani udział w marszu Rage Against the War Machine przeciw inspirującej roli administracji amerykańskiej w wojnie na Ukrainie.

– Przed wielkimi marszami jako członkini Kongresu rozmawiałam z wieloma kolegami radzącymi: „Nie możesz tam iść!”. Pięcioro z nas odpowiedziało „Nie będziecie nam mówić co mamy robić!”. Ale kiedy przyszedł czas, wybiła godzina 11, to na scenę spośród członków Kongresu weszłam już tylko ja, reszta stchórzyła.  Widać nie ma kogoś takiego, jak odważny polityk… Skoro są politykami – bardzo poważnie traktują zasadę mimikry w swojej służbie. Ale prawdziwa służba publiczna nie jest tym samym, co polityka. Po prostu jest służeniem interesom narodu. Mówiąc szczerze, nie jestem pewna na jakim obecnie etapie jest ruch antywojenny, w każdym razie w Stanach Zjednoczonych. Trudno w ogóle mówić o zorganizowanym ruchu. To, co jest mu najbliższe, to akcje Stop the War przeciw bombardowaniom Gazy. To oczywiście działania bardzo potrzebne i zdecydowanie je popieram, ale powtórzę, przeciw poprzednim wojnom protestowały tysiące i miliony, w wielkim marszu przeciw wojnie w Iraku, na którym przemawiałam, uczestniczyło 300 tysięcy ludzi – i nie zatrzymaliśmy wojny! Był to rok, kiedy po raz drugi partia wojny pozbyła się mnie z Kongresu.

Oczywiście partiami wojny są zarówno Demokraci, jak i Republikanie. A usunięto mnie, bo zbliżało się głosowanie nad finansowaniem wojny w Iraku. Oczywiście byłam przeciw, a więc wszystkie wojenne interesy zbiegły się w Georgii, byle tylko zagwarantować, że nie wygram. I tak też się stało, użyto elektronicznych maszyn głosujących, bardzo użytecznych przy manipulacjach wyborczych (a w Georgii użyto ich po raz pierwszy).  W ten sposób ukradziono mi te wybory. Mój następca (jak się okazuje teoria zastąpienia jest prawdą!) głosował za funduszami na wojnę w Iraku i proszę zgadnąć, ile głosów było potrzeba, by ten wniosek przeszedł? 218. A ile głosów padło za wnioskiem o finansowanie wojny? Dokładnie 218! Nie doszłoby do tego, gdybym nadal była w Kongresie.

Problemem ruchu antywojennego, nie tylko w USA, są jego podziały. Wspomniałem o ostatnim marszu Rage Against the War Machine także z jeszcze jednego powodu. Akcję tę współorganizowały People’s Party, bez wątpienia lewicowa, i Libertarian Party, czyli w warunkach amerykańskich prawica. Obie partie zostały zaatakowane za swoją współpracę, z obu stron sceny politycznej. To odnośnie Pani uwagi, że jest Pani tak dalece na lewo, że niemal na prawicy…

– Tak!

Była Pani atakowana w podobny sposób, na przykład kiedy promowała Pani broadcast Ayo Kimathiego, zdecydowanego krytyka syjonizmu. Ktoś wyraźnie nie chce, żeby osoby i grupy o różnych podstawach ideowych współpracowały ze sobą w takich sprawach, jak przeciwdziałanie groźbie wojny globalnej czy ludobójstwu w Gazie.

– Oczywiście, że nie chcą. Może cofniemy się do programu kontrwywiadowczego COINTELPRO, prowadzonego przez FBI na polecenie rządu USA, programu nielegalnego i antyamerykańskiego, jak określił go senator Frank Church, prowadzący śledztwo w tej sprawie. A prowadził je dlatego, że w marcu 1971 roku grupa odważnych aktywistów włamała się do biura FBI w Pensylwanii odkrywając dokumenty na temat inwigilacji niezależnych środowisk politycznych. Dokumenty te są obecnie dostępne online, napisano na ten temat szereg książek, jak The COINTELPRO Papers oraz Agents of Represssion. Ta druga skupia się zwłaszcza na inwigilacji ruchów Indian amerykańskich przez rząd amerykański i całość administracji, w sprawę bowiem zaangażowane było nie tylko FBI, ale także CIA i lokalne policje, prowadzące nielegalne działania przeciw obywatelom amerykańskim, których jedyną winą było pragnienie wyegzekwowania swoich konstytucyjnych praw. Te dokumenty nie pozostawiają złudzeń. Oni nie chcą, by czarni i biali działali wspólnie, nie chcą żeby młodzi działali razem ze starymi. To jest tam wprost napisane! A skoro myśl, że możemy działać razem spędza im sen z powiek – to właśnie to powinniśmy zrobić! I nie byłam pierwsza, dochodząc do takiego wniosku. Podobnego zdania był już w latach 1930. sam Marcus Garvey, Jamajczyk organizujący politycznie czarnych w Stanach przeciw uciskowi. I to on właśnie zapowiedział, że niezbędna jest koalicja białych i czarnych nacjonalistów. Przeczytałam niegdyś to zdanie, a mój przyjaciel i polityczny syn, Ayo Kimathi ma odwagę, by to naprawdę robić. Bierze więc białych nacjonalistów, takich, którzy nigdy nawet by się nie odezwali do czarnego, ale teraz rozumieją, że może tematy wspólne, że zachodzi konwergencja niektórych celów i aspiracji, że są sprawy w wyjątkowy sposób, w cudzysłowie, „amerykańskie”, nad którymi możemy pracować wspólnie.

I wspaniale to widzieć. Oczywiście to trudne, mówiliśmy już o silosowaniu, o bałkanizacji, potrzeba naprawdę szczególnej umysłowości, by się od tego uwolnić, by się zbuntować, by powiedzieć: „Nie zamierzam dać się kształtować przez cudze wartości. To ja ukształtuję siebie, zgodnie z moimi wartościami”. Spotykam wielu młodych ludzi z tej drugiej strony, byli nie tylko tak bardzo anty-…, ale raczej tak bardzo pro-biali, że widzieli tylko białych. Do tego stopnia, że nie widzieli we mnie obywatelki Stanów Zjednoczonych. Historycznie czarni w Stanach Zjednoczonych lamentują: „Ach, to łamie konstytucję, przecież to miał być wolny kraj!”. Dziś prawa konstytucyjne zostały nam wszystkim odebrane, m.in. przez cenzurę i stało się to tak wyraźne dla wielu ludzi, że owi biali nacjonaliści przyznają „nie damy sobie z tym rady sami, potrzebujemy sojuszników!”. I świetnie było być tego świadkiem.

Tak, musimy tylko zrobić ten pierwszy krok, chociaż wróg czuwa, nie chcąc takiej naszej współpracy. Mówiła Pani o cenzurze, o represjach policyjnych. Łańcuch, na którym jesteśmy trzymani skraca się z dnia na dzień.

– Kiedyś nie zdawałam sobie sprawy z powiązania wielu spraw, tak było do 11 września. Byłam potem w Paryżu na konferencji Prawda o 11 września, gdy dowiedziałam się, że prawda o 11 września jest… antysemicka! I zapytałam sama siebie: dlaczego dochodzenie w jaki sposób cztery razy jednego dnia trylionowej wartości infrastruktura wojskowa i wywiadowcza Stanów Zjednoczonych mogła tak zawieść – miałoby być antysemickie?! I twierdzą tak osoby, które nawet nie są Semitami… Wtedy właśnie uderzyło mnie, że może to być po prostu zagrożenie dla tych samych ludzi, którzy drukują nasze pieniądze, dla międzynarodowej klasy banksterów, która chce nam odebrać nasze konstytucyjne prawo do dyskutowania o sprawach żywotnej wagi dla amerykańskich podatników. Wówczas wydawało się to szokujące, podczas gdy dziś widzimy już wyraźnie jak nasi wybieralni przedstawiciele tańczą dokładnie do tej melodii. Dlatego właśnie nie badają 11 września, podsuwając nam w zamian pudrowane, zmanipulowane „śledztwo”. Nadal nie mamy więc odpowiedzi, tak jak nie znamy wyjaśnienia globalnej, politycznej „epidemii”, przez którą niemal cały świat został zamknięty i pod której pretekstem zmuszano ludzi do wstrzykiwania sobie substancji nieznanego składu i pochodzenia. Jak mogło do tego dojść? A może to wciąż te same interesy i siły, które nie chcą, żeby ktokolwiek zadawał jakiekolwiek pytania, nie chcą podać żadnych odpowiedzi i nie chcą, żeby ludzie o tym czytali i słuchali?

Rozmawiał Konrad Rękas

Całość rozmowy obejrzeć można na kanałach YouTube Wbrew Cenzurze oraz Without Censorship (oryginał w języku angielskim).

Cynthia McKinney – amerykańska polityk, prawnik i politolog. W latach 1997-2003 oraz 2005-2007 zasiadała w Izbie Reprezentantów jako reprezentantka Demokratów wybierana w stanie Georgia. W 2008 roku kandydowała w wyborach prezydenckich z ramienia Partii Zielonych.

Myśl Polska, nr 11-12 (10-17.03.2024)

Redakcja