OpiniePolskaŚwiatCzekając na „demokratyczną” Rosję

Redakcja2 miesiące temu
Wspomoz Fundacje

„Aleksiej, nigdy cię nie zapomnimy, nigdy im nie wybaczymy” – taki w sumie kabotyński i niepolityczny wpis zamieścił po śmierci Nawalnego Donald Tusk. Jeszcze bardziej kuriozalnie zachował się Szymon Hołownia, który na konwencji Trzeciej Drogi wykrzykiwał o „wgnieceniu Putina w ziemię”.

Przypadek Szymona Hołowni jest szczególnie niepokojący, bo ten wykreowany przez media, salon i… no właśnie przez kogo? – polityk – ma ambicje zostania prezydentem Polski, w czym niestety basuje mu lider PSL. Ostatnie wypowiedzi Hołowni – a także jego zachowanie – pozwalają jednak na sformułowanie wniosku, że mamy do czynienia z politykiem niepoważnym, nie nadającym do objęcia najwyższego stanowiska w Polsce.

Łukasz Warzecha tak skomentował  słowa Hołowni: „Jeszcze raz, żeby zrozumieć powagę sytuacji: pan Szymon, były prowadzący telewizyjny szoł, nie załapał, że to już nie „Mam talent” i że teraz odpowiada za państwo i jego obywateli. Nie, my nie „wgnieciemy Putina w ziemię”. W interesie Polski jest, aby nigdy nie dotknęły nas działania zbrojne, nawet jeśli ceną jest np. integralność terytorialna Ukrainy. Chcesz Pan wgniatać Putina w ziemię, Panie Hołownia – droga wolna. Złóż Pan mandat i zasuwaj jako prywatna osoba na Ukrainę. Tam na froncie potrzebują gierojów”.

Ale ta sprawa ma także drugie dno. Te wręcz histeryczne reakcje zachodniego establishmentu z jednej strony świadczą o napięciu emocjonalnym w jakim on żyje, z drugiej o tym, że Nawalny był dla Zachodu ważną kartą w grze, mimo że był rosyjskim nacjonalistą. Co prawda jego nacjonalizm w ostatnich latach został wyciszony, ale nikt do końca nie wiedział, czy taktycznie, czy też, jak chce siebie przekonać Paweł Kowal, Nawalny po prostu zmienił poglądy. Coś jak Michał Kamiński czy Romana Giertych, którzy od nacjonalizmu w skrajnej postaci (pierwszy w NOP, drugi w Młodzieży Wszechpolskiej AD 1989), doszli do obecnej roli paputczików tzw. liberalnej demokracji. Czy Nawalany też był na tej drodze? Pewnie nigdy się o tym nie dowiemy.

Łzawe reakcje Zachodu kontrastują albo z milczeniem albo wprost z radością wielu Ukraińców, którzy uznali, że śmierć Nawalnego to „dobra wiadomość”, bo „jednego kacapa mniej”. Zachód natomiast chyba liczył, że Nawalny może być w jakiejś przyszłości przywódcą Rosji. I co wtedy by się stało? Pewnie z ochotą by się z „demokratyczną” Rosją Nawalnego porozumiał, a taka perspektywa nie uśmiecha się Kijowowi, tam wolą Putina, bo to gwarantuje, że Ukraina jest first. No bo załóżmy, że Nawalny czy ktoś jego pokroju staje na czele Rosji – i co wtedy? Czy dla Zachodu to Ukraina byłaby nadal ważna, czy też Rosja, ze swoim potencjałem militarnym i gospodarczym, jako ewentualny sojusznik np. w konfrontacji z Chinami? Pytanie jest retoryczne. Wtedy Ukraina musiałaby szybko zwinąć swój program walki z Rosją wszędzie gdzie się da – walki z językiem, kulturą i historią. Rusofobia w stylu neobanderowskim byłaby wtedy passe.

Czy „demokratyczny” przywódca Rosji sprzedałby tanio skórę? Czy zgodziłby się na oddanie Krymu, czy na powrót do Rosji Georga Sorosa i jego fundacji, na agendę LGBT? Nie wiemy, ale na pewno Zachód chciałby, żeby wróciła epoka, kiedy, jak mówił triumfalistycznie Zbigniew Brzeziński, „oni robią to czego my chcemy”. Tyczyło się to ekipy Borysa Jelcyna. Czy Nawalany byłby nowym Jelcynem, czy też wróciłby do swoich pierwotnych koncepcji?  W każdym razie obecne władze w Kijowie raczej słusznie obawiają się, że Rosja „demokratyczna” to jednak także Rosja, nawet groźniejsza, bo pogodzona z Zachodem.

Związki Nawalnego z oligarchicznym establishmentem w Rosji nie podlegają dyskusji, nie jest jasne, kto popchnął go do otwartej walki z Władimirem Putinem, kto go finansował i wspierał. Czy był to projekt „Litwinienko 2.0”? Nie wiadomo, ale nie jest możliwe, by Nawalny nie miał możnych protektorów. Jakich? Pewnie kiedyś się o tym dowiemy. Litwinienko był naiwnym młodym człowiekiem, narzędziem Borysa Bierezowskiego, a dalej CIA i służb brytyjskich. Był pionkiem na wielkiej szachownicy, Nawalany wydawał się być kimś znacznie poważniejszym, ale ktoś pchnął go pod koła pędzącego pociągu. Być może mógł być kartą w grze w rękach obecnego układu władzy na Kremlu, ale wolał stać się kartą w rękach Zachodu.

Jan Engelgard

fot. wikipedia

Redakcja