KulturaRecenzjePierwszy film o wojnie na Ukrainie

Redakcja1 rok temu
Wspomoz Fundacje

Rzadko zdarza się, że filmowy obraz i fabularny komentarz do toczącej się wojny wchodzi na ekrany w czasie jej trwania. Rzadko też w światowej kinematografii mamy do czynienia z fabularyzowanymi, wojennymi paradokumentami.

A tak właśnie jest w przypadku najnowszej produkcji wypuszczonej na ekrany przez Jewgienija Prigożyna, znanego szerszej opinii publicznej jako właściciel osławionej grupy Wagnera, prywatnej firmy wojskowej. Film „Najlepsi w piekle” jest jednak interesujący nie tylko dlatego.

Dlaczego to paradokument?

Autorem scenariusza Najlepszych w piekle jest Aleksiej Nagin. To urodzony w 1981 żołnierz jednostek specjalnych, który po odejściu na mundurową emeryturę dołączył do grupy Wagnera. To w jej szeregach brał udział w walkach, m.in. na Bliskim Wschodzie (Syria) i w Afryce (Libia), gdzie ludzie Prigożyna odgrywali istotną rolę. Wiosną znalazł się na froncie ukraińskim, w maju został ciężko ranny, lecz już w sierpniu powrócił na front. 20 września zginął podczas walk na Donbasie. Zdążył napisać scenariusz, który w zasadzie stanowi rekonstrukcję jednego z epizodów bitwy o Popasną w obwodzie ługańskim. Opisał w nim działania grup, jedną z których sam dowodził. Filmowe wydarzenia to odtworzenie kilku godzin frontowych scen, prób zdobycia jednego, ważnego z punktu widzenia obserwacji terenu, dziewięciopiętrowego budynku. Na liczącej jakiś kilometr drodze do niego oddziały wagnerowców napotykają na wyjątkowo mocny opór.

Pomysłodawcą i sponsorem kinowego obrazu jest wspomniany już Prigożyn. Reżyserią zajął się Andriej Batow, który już wcześniej wyreżyserował film Turysta o zmaganiach grupy Wagnera w Afryce. Producentem został doświadczony w rosyjskiej branży filmowej Siergiej Szczegłow. Sceny filmu nakręcono w miejscach autentycznych starć – w Popasnej i pobliskim Stachanowie. Jedną z głównych ról, szefa sztabu wagnerowców i jednocześnie narratora całej historii, zagrał znany rosyjski aktor, Aleksiej Krawczenko.

Telewizyjna premiera obrazu Prigożyna odbyła się w dniu rosyjskiego święta narodowego, 4 listopada, na antenie 5 Kanału ogólnorosyjskiej telewizji. Premiera kinowa napotkała na szereg przeszkód. Miała odbyć się w petersburskim kinie „Rodina”, również 4 listopada. Pokaz filmu został jednak w ostatniej chwili odwołany, prawdopodobnie pod naciskiem gubernatora Petersburga, Aleksandra Biegłowa, z którym Prigożyn od lat znajduje się w ostrym konflikcie.

Reakcje krytyków były zazwyczaj pozytywne, niektóre nawet entuzjastyczne. Pierwszym walorem, na który zwracali uwagę był niezwykły realizm kinowego obrazu. „Najlepsi w piekle” to wyjątkowo szczegółowa ilustracja ciężkich walk na obszarze miejskim, wspieranych przez oddaloną o kilkanaście kilometrów artylerię obu stron, niewielkie oddziały pancerne, a na koniec – lotnictwo. Realizm polega tu również na pokazaniu ogromu strat ponoszonych przez obie strony na tak specyficznym terenie walk. Film pokazuje przy tym w szczegółowy sposób zasady działania, ale też parametry techniczne wykorzystywanych rodzajów broni.

Jedynym zastrzeżeniem może być tu sposób tego opisu, utrzymany trochę w stylu schematów broni z gier komputerowych i przez to może nieco zbyt szablonowy, a przy tym nie pozwalający na zwrócenie uwagi na najważniejsze z cech opisywanej haubicy, moździerza czy działa. W warstwie detali i poziomu szczegółowości opisania frontowego epizodu film przypominać może znane z nieco bardziej odległej historii kina produkcje – „Zaginiony batalion” (amerykański film niemy z 1919 roku, opowiadający o zmaganiach oddziału amerykańskich żołnierzy w Lesie Argońskim podczas I wojny światowej, w reżyserii Burtona L. Kinga) czy „Głęboki rajd” (radziecka wizja filmowa ataku na ZSRR, obraz w reżyserii Piotra Małachowa z 1937 roku).

Najbardziej dyskusyjnym przekazem pierwszego filmowego obrazu obecnej wojny na Ukrainie jest jednak sposób przedstawienia w nim walczących stron. Nie ma w nim mowy wprost o przynależności państwowej walczących stron: zamiast niej mamy „białych” (w domyśle Rosjan, wagnerowców) i „żółtych” (w domyśle Ukraińców). Jedni i drudzy są profesjonalistami w wojennym rzemiośle. Po stronie „żółtych” nie ma żadnej symboliki, za którą tak krytykowana jest strona ukraińska. Jedni i drudzy mówią w języku rosyjskim. Ale to nie jedyne, co ich łączy. Najbardziej znamienne są dwie sceny. W pierwszej w mieszkaniu zdobywanego mozolnie budynku ze ściany spada prawosławna ikona. Najpierw powiesi ją z powrotem na ścianie żołnierz „żółtych”. Po chwili zginie i do mieszkania wejdą „biali”. Ikona znów spadnie, na miejsce powiesi ją jeden z „białych”, który również wykona gest krzyża. To wyraźne nawiązanie do prawosławnej wspólnoty duchowej łączącej Ukraińców i Rosjan.

W jednej z kolejnych scen słyszymy dialog dwóch dowódców oddziałów przeciwnych stron. Dowiadujemy się z niej, że dziadkowie obu zdobywali w 1945 roku Berlin. Pojawia się zatem nawiązanie do wspólnoty historycznej obu narodów. Bez wskazywania na postawę części ukraińskich nacjonalistów, którzy w latach II wojny światowej stanęli po zupełnie innej stronie. A przecież właśnie na tym ostatnim wątku bazuje duża część rosyjskiej propagandy czasów obecnej wojny.

Przekaz jest wyraźny: w istocie toczy się na Ukrainie wojna domowa. Mówi o tym producent filmu Szczegłow. Daje też jasno do zrozumienia założyciel Wagnera Prigożyn. Oddajmy mu głos: „Ukraińcy to chłopaki z takimi samymi stalowymi jajami, jak my. Pokazałem to wyraźnie w filmie „Najlepsi w piekle”. I dobrze. My, Słowianie, powinniśmy być z tego dumni”. Kontrowersyjny przedsiębiorca z Petersburga, owiany na Zachodzie czarną legendą wskazuje też, że każda wojna domowa się kiedyś kończy. „Otwórzcie książkę jakiegokolwiek znanego dowódcy czy teoretyka wojny – wszyscy głoszą podstawową zasadę: traktuj z szacunkiem przeciwnika, nie przeceniaj własnych sił i doceniaj siły przeciwnika. To jedna z podstaw sukcesu. Dlatego nie widzę sensu w opluwaniu i lekceważeniu kogoś. W sumie wszyscy jesteśmy Słowianami, po prostu oni stanęli teraz po niewłaściwej stronie. Myślę, że kiedyś, po tej bójce, gdy złamane kości się zrosną, razem pójdziemy rozpieprzyć sąsiednią wieś” – kontynuuje Prigożyn, podsumowując główne przesłanie filmu.

Można się spierać o pozostałą część przesłania niesionego przez „Najlepszych w piekle”. Niektórzy odnajdą w nim apoteozę prowadzonej przez profesjonalistów uzbrojonych w zaawansowaną broń walki zbrojnej. Bohaterowie umierają jeden po drugim. Umierają jednak bez jakiegoś przerażenia w oczach. Nie ma w nich strachu, ani myśli o poddaniu się przeciwnikowi. Zwraca jednak uwagę fakt, że wszyscy oni są doświadczonymi, profesjonalnymi żołnierzami. Nie ma tam pochodzących z mobilizacji, młodych i niezdolnych do stawienia czoła własnym, zupełnie naturalnym lękom ludzi.

„Biali” i „żółci” to fachowcy, walczący o każdy metr ogarniętej wojną przestrzeni miejskiej. Po osiągnięciu celu okupionym ogromnymi stratami narrator informuje, że to tylko drobny incydent, a główne zadanie związane ze zdobyciem budynku pozwoliło rozwiązać militarnie problem na zaledwie bardzo krótki czas. Dlatego niektórzy widzowie mogą dostrzec w całości obrazu antywojenne przesłanie. Współczesna wojna to nie romantyczna wizja rycerskich pojedynków i nie starcie herosów w lśniących zbrojach. To okrutny żywioł. Mimo, że niektórzy twierdzą, że „Najlepsi w piekle” to w istocie reklama w ramach kampanii rekrutacyjnej do wagnerowców, my, znajdując się póki co z dala od wojny, możemy wyciągnąć z realistycznych obrazów prosty wniosek: należy robić wszystko, by wciągnięcia w ten konflikt uniknąć. Bo to nie zabawa, tu wszystko jest na poważnie.

Mateusz Piskorski

„Najlepsi w piekle”, reż. Andriej Batow, scen. Aleksiej Nagin, Anton Zimin, Aurum Production, Rosja 2022.

Myśl Polska, nr 47-48 (20-27.11.2022)

Redakcja