PublicystykaMyśl Dmowskiego to nie anachronizm

Redakcja1 rok temu
Wspomoz Fundacje

Pierwsza połowa listopada to tradycyjnie czas refleksji i zadumy, także nad sprawami narodowymi. Również w tym roku, wobec zbliżającego się Święta Niepodległości często pojawiającym się w dyskusjach publicznych i wypowiedziach prasowych tematem jest stosunek do myśli narodowej i jej głównego twórcy – Romana Dmowskiego.

Najczęściej przy tego typu okazjach, szczególnie autorzy i publicyści głównego nurtu, wysuwają pod adresem lidera Narodowej Demokracji różnego rodzaju oskarżenia i pretensje, z obskurantyzmem myślowym na czele. Pojawiają się też liczne, mniej lub bardziej trafne, analogie z teraźniejszością, skutkujące wsadzaniem w „buty Dmowskiego” któregoś ze współczesnych polityków. W ostatnich latach w roli tej najczęściej występuje Jarosław Kaczyński. W zabiegu tym celują zwłaszcza pisarze i publicyści o proweniencji lewicowej i liberalnej. Tym razem głos zabrał, kojarzony raczej ze środowiskami konserwatywnymi, publicysta katolicki Tomasz P. Terlikowski. W artykule zatytułowanym „Potrzebna jest nowa opowieść o Polsce” („Plus Minus”, 5-6. 11. 2023) łączy on obie wymienione powyżej tendencje. Z jednej bowiem strony zarzuca autorowi pracy „Kościół, naród i państwo” anachronizm, z drugiej zaś wyraźnie zestawia go z liderem PiS.

Tekst Terlikowskiego otwiera zgrabne zestawienie wyboru cytatów z wydanej przez Dmowskiego w 1927 roku wspomnianej broszury z wystąpieniami publicznymi Kaczyńskiego. Ich wspólny mianownik stanowić ma konstatacja o podkopywaniu fundamentów kultury współczesnych narodów, opartej w dużej mierze na tradycji chrześcijańskiej oraz o postępującej wraz z tym procesem ofensywie nihilizmu. Terlikowski pisze: „Zwolennicy myśli Romana Dmowskiego (do których się nie zaliczam i nigdy nie zaliczałem) mogą powiedzieć, że powodem, dla którego jego myślenie jest wciąż obecne, jest jego aktualność, a może wręcz profetyczny wymiar. Nic bardziej błędnego. Wiek, jaki upłynął od opublikowania programowej broszury »Kościół, naród i państwo«, ukazuje raczej, jak bardzo anachroniczne jest jego myślenie. Nie jest prawdą, że tam, gdzie znika katolicyzm, gdzie rozpada się chrześcijański model wartości, nieuchronnie pojawia się nihilizm”.

Próbując wskazać alternatywę, która mogłaby stać się nowym fundamentem w postchrześcijańskim świecie, Terlikowski powołuje się na systemy oparte na innych wartościach, w tym laickich oraz odwołujące się do innych tradycji religijnych. W dalszej części artykułu, pisząc o rudymentarnych składnikach polskiej tożsamości, Terlikowski wymienia m.in.: chrześcijaństwo wschodnie, grekokatolicyzm, prawosławie, reformację, polski judaizm, islam, chrześcijańskie i antyklerykalne tradycje ruchu ludowego, nurt socjalizmu chrześcijańskiego oraz polski romantyzm.

Myśl Dmowskiego stanowi, zdaniem publicysty, podstawową intelektualną inspirację dla dużej części współczesnego obozu polskiej prawicy, skutecznie zastępując w tej roli spuściznę Jana Pawła II, nad czym sam Terlikowski ubolewa. Anachronizm myśli Dmowskiego, podług Terlikowskiego, niebezpieczny jest dziś zarówno dla polskiego katolicyzmu, jak i dla samego państwa. Dla katolicyzmu, bo utrudnia lub wręcz uniemożliwia ewangelizację jednostek oderwanych od wiary, skazując je na osamotnienie lub poddanie się przymusowi, nierzadko państwowemu. Dla państwa, bo wyklucza poza oficjalny nawias coraz większą grupę obywateli, dla których chrześcijaństwo nie jest już wartością, a także wzrastającą liczbę mieszkańców Polski nie będących etnicznymi Polakami. Wśród tych ostatnich Terlikowski wymienia przede wszystkim uchodźców z Ukrainy.

Podsumowując, Terlikowski stwierdza, że „trzeba opowiedzieć na nowo historię Polski, wyeksponować inne jej elementy, a zreinterpretować te, na które kładziono nacisk w okresie walki o niepodległość. (…) by swoją historię, także historię nie zawsze łatwych i oczywistych relacji między Kościołem a państwem i społeczeństwem, opowiedzieć sobie na nowo. Może nieco z innej perspektywy. To droga lepsza niż nieustanne – świadome czy nie – odwoływanie się do anachronicznej myśli Romana Dmowskiego”.

Publicysta „Plusa Minusa” swoim artykułem bez wątpienia wpisuje się w dyskusję o kształcie, miejscu i charakterze współczesnej narodowej wspólnoty Polaków. Trudno nie odnieść też wrażenia, że z pozycji katolickich dokonuje próby legitymizacji procesu będącego od dłuższego już czasu udziałem środowisk liberalnych i lewicowych. Proces ten ma na celu dekonstrukcję dotychczasowego modelu wspólnoty narodowej. Istotnym elementem tego zjawiska jest absolutyzowanie wszelkiej maści różnorodności. Tym, co różni Terlikowskiego od liberalnego mainstreamu, jest to, iż postuluje on jedynie wieloetniczność, wielowyznaniowość i wieloreligijność, pomija zaś różnorodność płciową i seksualną. Traktowanie różnego rodzaju mniejszości jako skutecznego remedium na wszelkie bolączki współczesnej Polski wydaje się jednak myśleniem równie życzeniowym, co utopijnym. Mniejszości obiektywnie istnieją i nikt myślący racjonalnie faktu tego nie neguje, kluczowym wydaje się jednak określenie stosunku do nich oraz miejsca i roli, jakie we wspólnocie zajmują i pełnią.

Z tego punktu widzenia zarówno dorobek Dmowskiego, jak i całego obozu Narodowej Demokracji, wydaje się być również i dziś godnym uwagi. Rzeczywistością, w której funkcjonował obóz narodowy przed rokiem 1939 r., było bowiem państwo wieloetniczne i wielowyznaniowe. Czy Polska była przez to państwem silniejszym i lepiej funkcjonującym? Myślę, że to pytanie z kategorii retorycznych. Osią sporu czołowych sił politycznych w pierwszych latach funkcjonowania II RP był stosunek do miejsca mniejszości narodowych w odzyskanym państwie. Czy gospodarz ma posiadać prawa równorzędne z przedstawicielami mniejszości? Trawiące dziś Polskę wewnętrzne podziały są niczym w porównaniu z ciągłymi konwulsjami, którymi wstrząsane było przedwojenne państwo, a których istotnym podłożem były konflikty narodowościowe. Pamiętać również należy, że wieloetniczność ówczesnej Polski miała przecież swojej tragiczne konsekwencje także w czasie II wojny światowej. Wszystko to jednoznacznie wskazywać winno, jak wielką wartością jest państwo jednorodne zarówno pod względem narodowym, jak i wyznaniowym. Wartością, którą należy doceniać, chronić i pielęgnować także współcześnie.

Odrębnym zagadnieniem jest rzekomy anachronizm formuły katolicyzmu propagowany przez R. Dmowskiego. Przy jego ocenie niezbędne jest oczywiście uwzględnienie różnic pomiędzy współczesnymi Kościołem i Polską, a tymi sprzed stu lat. Sam zwrot czołowego ideologa Narodowej Demokracji w kierunku katolicyzmu nie był też pozbawiony pewnych bieżących rachub. Jedną z nich było wytyczenie pożądanego kierunku ewolucji polskiej idei narodowej tak, aby nie zboczyła ona ani w stronę nacjonalizmu pogańskiego (Niemcy), ani nadmiernego kultu państwa (Włochy). Zostawiając jednak na boku ówczesne motywacje lidera obozu narodowego, warto zadać pytanie, czy współczesny opis kondycji kultury, moralności i wiary tak bardzo różni się od diagnozy formułowanej przez Dmowskiego pod koniec lat 20. ub. wieku? Chyba tylko in minus. Proponowana zaś przez Terlikowskiego rzekoma alternatywa dla „anachronicznej wizji Dmowskiego” jest do tego stopnia mglista i enigmatyczna, że z całą pewnością nie może stanowić trwałego fundamentu dla współczesnej Polski. Tym trwałym fundamentem może być jedynie oparcie się na wartościach konstytutywnych dla wspólnoty, o których w tak obrazowy sposób pisał R. Dmowski w broszurze „Kościół, naród i państwo”.

Maciej Motas

Myśl Polska, nr 47-48 (20-27.11.2022)

Redakcja