AktualnościHistoriaTomasz Wołek: „Sprawa polska z perspektywy Kraju”

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Od redakcji: Nie żyje Tomasz Wołek (1947-2022). Ostatnio związany z obozem liberalnym, komentator TOK FM, w przeszłości był działaczem narodowym (Ruch Młodej Polski), przez jakiś czas współpracował też londyńską „Myślą Polską”. Poniżej jego programowy tekst z 1987 roku. Zwracają uwagę jego refleksje na temat perspektyw relacji polsko-rosyjskich:

Spojrzenie  z kraju niekoniecznie musi być wąsko[1]obrazkowe. To całkiem dobry punkt obserwacyjny. Może również dlatego, że kraj ten leży w samym środku Europy – na przecięciu dwu światów, dwu kultur, dwu cywilizacji.

Z tej perspektywy osobliwego centrum wyraźnie postrzega się charakter procesów, współtworzących kształt współ[1]czesności. Widać stąd jak na dłoni zarówno cywilizacyjny krach wschodniego marksizmu, jak również rozpad zachodniej duchowości. W istocie – Polska leży na rozstajach XX-wiecznego świata. Zagadnienia rzeczywiste, przed którymi stoi nasz naród – to nie kwestia rzekomej współwiny za Holocaust, ani też pokutujące gdzie niegdzie relikty „piłsudczyzny” – lecz problemy autentyczne, które naprawdę przesądzą o przyszłości Polski.

To w pierwszym rzędzie fundamentalny problem ocalenia narodowej substancji, zagrożonej w samych już biologicznych podstawach. To problem powrotu do cywilizacji, od której oddala nas postępujący marazm gospodarczy i materialny. To problem poszerzania wewnętrznej suwerenności narodu w obrębie obecnej państwowości, której ramy zewnętrzne określa geopolityczne położenie Polski. To problem utrzymania tych cech polskiej duchowości, poprzez które najpełniej wyraża się nasza narodowa tożsamość oraz dziejowe posłannictwo – a więc również wcale niełatwe zmagania o typowo polski kształt katolicyzmu.

To wreszcie problem zapewnienia takiego miejsca w Europie, tej Europie Ojczyzn, które pozostając w harmonii z tradycją i dziejowym dorobkiem, stwarzałoby realne szanse spełnienia polskich aspiracji do uzyskania w pełni suwerennego bytu państwowego. Oto rzeczywiste problemy, z którymi musi zmierzyć się polska myśl polityczna, prawdziwie tego miana godna. Zagadnieniem zupełnie kluczowym jest przyszłość polskiego katolicyzmu. Można bowiem wyobrazić sobie Francję lub Niemcy istniejące bez katolicyzmu, obywające się bez niego a mimo to pozostające Francją lub Niemcami. Polska oderwana od katolicyzmu przestaje być Polską. Ale nie chodzi o katolicyzm byle jaki.

Nadzieją dla Polski, lecz i dla całego chrześcijaństwa jest ten katolicyzm, który wydał polskiego Papieża, który pewną ręką prowadzą trzej kolejni Prymasi, zapewniając mu imponującą ciągłość i konsekwencję. Po blisko półwieczu można już mówić o jasnej i wyrazistej „linii Prymasowskiej” polskiego katolicyzmu, właściwej kardynałom Hlondowi, Wyszyńskiemu i Glempowi. Cechuje tę linię niezłomna wierność Stolicy Apostolskiej, tradycyjna maryjna pobożność, ale także równie mocne zakorzenienie w tradycji Narodu, jako podstawowej wspólnoty, szczególnie od lat dwustu organizującej zbiorowe życie Polaków. Zarówno naród jak Kościół pojmowane są w obrębie tej koncepcji jako wzajemnie na siebie oddziałujące, harmonijnie względem siebie komplementarne — wspólno[1]ty, widziane w wymiarze przede wszystkim społecznym.

Mamy wszelako w Polsce do czynienia także z inną wizją katolicyzmu, znaną z doświadczeń holenderskich czy nawet francuskich, wizją, która w swym wydaniu skrajnym znalazła złowrogie wcielenie w postaci latynoamerykańskiej „teologii wyzwolenia”. Ów katolicyzm czerpiący z wybranej tylko części dorobku soborowego, dosyć arbitralnie oparty na dokonaniach niektórych zaledwie teologów, indywidualistyczny i niezmordowanie „postępowy” — zajmuje na mapie religijnej polskiej miejsce niezbyt poczesne, rozwijające się z duchem i tradycją narodową. Jest to wszakże margines wpływowy i znaczący. Jego poszerzenie się grozi osłabieniem organicznych więzi, stwarzających podstawy wspólnotowego, rodzinnego i społecznego ładu oraz rozmyciem i relatywizacją tradycyjnie polskich i katolickich wartości. Występują już tak przejawy prób aplikowania polskiej wersji „teologii wyzwolenia”. Nie można tego lekceważyć. Ta walka o obecny i przyszły kształt katolicyzmu w zasadniczej mierze przesądzi o kształcie i losach Polski. Na wstępie wymieniłem problemy, z którymi musi chwycić się za bary „Myśl Polska”, „Polityka Polska”. To chyba zresztą nie przypadek, że są pisma o takich właśnie tytułach.

Nie tylko świat współczesny, ale także dzisiejsza Polska jest na rozstajach zagrożeń i nadziei. Krótko powiem o jednych i drugich, tym więcej, że nieraz chodzą w parze.

  1. Zagadnieniem zgoła kluczowym jest katolicyzm. Ale nie byle jaki. Nadzieją dla Polski, ale i dla całego chrześcijaństwa jest katolicyzm, który wydał polskiego Papieża, katolicyzm, który pewną ręką prowadzą kolejni trzej Prymasi.
  2. Zagadnienia gospodarcze — regres cywilizacyjny i brak perspektyw sprawiają, że spora część młodych generacji umyka z polskości — 60% do 70% swoje aspiracje lokuje bądź w przedsiębiorczości, bądź w emigracji. Następnie materializacja postaw. Na tym tle tym wyraźniej odbijają postawy ideowe.
  3. Problem państwa – nacisk społeczny, walka o stowarzyszenia katolickie (akademickie, przemysłowe) parcie ku rzeczywistemu porozumieniu narodowemu – to wszystko się dzieje, ale na razie jest odległe od pełnej realizacji.
  4. Wielkie zadanie które nas czeka: reorientacja polityki polskiej — na razie na poziomie refleksji politycznej. Problemy: a) Rosja; b) Niemcy; c) geopolityka; d) Zachód i czego od niego chcemy?
  5. Jest koniunktura dla Polski (Papież, Rosja, krach ideologii – lecz nic idei. Idea narodowa – jak sami widzimy — jest wciąż żywa Czy ją wykorzystamy, zależy głównie od nas samych. Pozostałe problemy, poruszone na wstępie odgrywają istotne znaczenie. Regres cywilizacyjno-gospodarczy powoduje – szczególnie wśród Polaków młodych generacji – postępującą bezideowość i materializację postaw. Dotyczy to niemałej części młodego pokolenia. Tym ważniejszy wydaje się powolny proces odbudowy polskiej gospodarki, wzrost przedsiębiorczości i dynamizmu, wypieranie ekonomicznego dogmatyzmu przez wymogi samego życia, które także w sferze gospodarczej zdaje się wreszcie brać górę nad ideologią. Procesom tym należy sprzyjać, także wówczas, kiedy inicjowane są przez władze. Przed polską myślą polityczną stoi także wielkie zadanie sformułowania realnych programów geopolitycznych.

Geopolityka bowiem wcale nie straciła na znaczeniu. Polska nadal leży między Niemcami (wciąż stanowiącymi potencjalne niebezpieczeństw o dla naszych interesów narodowych) – a Rosją, przechodzącą właśnie dziś historyczne przeobrażenia. Te przemiany zdają się iść w pozytywnym kierunku. Nie poddając się łatwym złudzeniom i wyzbywając się taniej naiwności, należy przecież z umiarkowanym optymizmem witać każdy przejaw odchodzenia od ideologicznego schematu. Na sąsiedztwo z Rosją jesteśmy po prostu skazani, podobnie jak Rosja skazana jest – choćby z racji swego potencjału – na rolę wielkiego mocarstwa.

Nie jest wszakże bez znaczenia, czy będzie to mocarstwem typu w pierwszym rzędzie ideologicznego, czy też mocarstwo „normalne”, cywilizowane. Trzeba budować przęsła przyszłego porozumienia polsko-rosyjskiego opartego na zasadach partnerstwa, zdolnego z czasem przezwyciężyć aż nadto zrozumiałe, narosłe przez wieki wzajemne uprzedzenia i resentymenty. Nieodzowna jest wielka praca edukacyjna konsekwentnie w tym kierunku zmierzająca. Należy też pracować nad wyłonieniem poważnego odłamu polskiej opinii niezależnej, stojącej twardo na gruncie interesu narodowego, a jednocześnie zdolnej do historycznego kompromisu z naszym tyleż odwiecznym, co „dożywotnim”, potężnym sąsiadem.

Równie wielkim zadaniem wydaje się walka o rewindykację państwa, o jego uspołecznienie, sprawiające, by stopniowo państwo to w coraz pełniejszej mierze spełniało narodowe aspiracje. Istotną tej walki częścią jest wzmacnia[1]nie społecznego nacisku na rzecz powstawania stowarzyszeń katolickich, autentycznych form samorządności, pluralizmu związkowego, zrzeszeń akademickich, najrozmaitszych towarzystw, spółek i spółdzielni gospodarczych. To państwo mimo wszystko – jest nasze, jeśli wzniesiemy się ponad doraźną perspektywę władzy (której sprawowanie nas nie interesuje, przynajmniej w obecnych okolicznościach) i dostrzeżemy dwa pozostałe elementy konstruktywne każdej, także polskiej, państwowości: Naród i kraj, czyli ludność i terytorium. Również na tym polega demarksizacja myślenia o Polsce, i myślenia politycznego w ogóle.

Wspomniałem poprzednio o reliktach „piłsudczyzny”. Nie oznacza to bynajmniej, iż ten – insurekcyjno-lewicowy w swym zarysie – nurt wysechł doszczętnie. Owszem, ma on nadal własnych wyznawców, admiratorów Polski „jagiellońskiej”, „federacyjnej”. Jego zwolennicy wciąż marzą o wielkiej eksplozji, która rozwali i pokawałkuje radzieckie imperium. Gdzieś tam, ponad owymi niedorzecznymi, nieodpowiedzialnymi koncepcjami zapewne i unosi się „duch marszałka”.

Ale czy istotnie owe insurekcyjne mrzonki mogą uchodzić za współczesne wcielenie „piłsudczyzny”? Jakkolwiek by owe tendencje zwać, nie mają one wielkich szans powodzenia. Nie tylko w zderzeniu z geopolitycznym położeniem Polski. Również w konfrontacji z postawą przytłaczającej większości społeczeństwa, tym, co określić by można, jako naturalny instynkt samozachowawczy narodu. Ten właśnie instynkt, który wprawdzie – pozbawiony wsparcia politycznej dojrzałości – okazał się zbyt słaby, aby w pełni wyzyskać „Solidarnościową” szansę: który wszelako był dostatecznie silny by zarówno w Sierpniu 1980 jak w Grudniu 1981 – zapobiec narodowej tragedii.

Nie ustały wcale rozliczne zagrożenia dotyczące Polski. Należy je uparcie i z mozołem przezwyciężać. Nasze położenie jest trudne. Lecz przecież od z górą dwustu lat inne nie było. Bywało nawet gorzej i ciężej. Stworzony przez historię układ geopolitycznych odniesień skazuje nas na niezłomne trwanie wśród przeciwności. Nie jest jednak naszym przekleństwem. Nie musi nim być. Albowiem stwierdzić należy dobitnie: jest dziś niewątpliwa koniunktura dla Polski. Są dziś polskie szanse i nadzieje. Taką wielką, historyczną szansą jest Papież-Polak.

Chyba wciąż niedostatecznie doceniamy to dziejowe błogosławieństwo. W innym porządku szansę stanowią bynajmniej nie kosmetyczne, rosyjskie przemiany którym w sposób mądry i dalekowzroczny zdaje się wychodzić naprzeciw Kościół polski, zaświadczając to wybiegającą śmiało w przyszłość działalnością Prymasa kardynała Glempa. Szansą jest również zmierzch ideologii. Ideologii, lecz nie idei. Bowiem idea narodowa pośród zamętu współczesnego świata — wciąż zachowuje swe fundamentalne znaczenie, swą żywotność i aktualność. Te niewątpliwe znaki nadziei rysują się na widnokręgu polskich spraw. Tylko od nas zależy, czy ów horyzont zdołamy osiągnąć – i – przekroczyć.

Tomasz Wołek

Na zdjęciu: Tomasz Wołek na Zjeździe Stronnictwa Narodowego w Londynie (1987). Obok Antoni Dargas, Jedrzej Giertych i Jerzy Zieliński.

Myśl Polska, nr 11/12/1987

Redakcja