OpinieŚwiatCztery pożegnania

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Wydarzenia ostatniego tygodnia (prawdziwa, nie „hybrydowa” wojna) wyznaczają cenzurę, która przenosi w przeszłość (na zawsze?) wiele idei, unieważnia diagnozy oraz aktualne jeszcze do niedawna prognozy.

Nawet gdy ów konflikt rychło zakończy się jakimś modus vivendi ( zwycięzców nie ma i nie będzie), coś się skończyło zamykając przysłowiowe wieki trumny, w której pochowamy co najmniej cztery idee ważne zarówno dla Polski i Polaków oraz dla Rosjan. Żegnamy je na wiele dziesięcioleci – być może przejdą już do historii lub nawet zostaną zapomniane.

A teraz konkretnie. Po pierwsze żegnamy idee „Ruskiego Miru”, „ponownego zjednoczenia  wszechrosji”, „jedności narodu ruskiego” oraz „wspólnoty kanonicznych ziem Rusi”. Wkroczenie wojsk rosyjskich na Ukrainę w lutym tego roku było już ostatnią próbą owego zjednoczenia. Obywatele Ukrainy stawili im istotny opór, ale nie to jest najważniejsze. Decydujące (rozstrzygające w sensie aksjologicznym) są bezsensowne ofiary owej inwazji wśród ludności cywilnej, masowy exodus oraz zniszczenia w wyniku ostrzału i bombardowań. W ten sposób nie może zrodzić się jakkolwiek pojęty MIR, w tym Ruski, a pozwolę sobie przypomnieć, że słowo to oznacza zarówno „pokój” jak i „świat”. Nawet gdy nastąpi pacyfikacja w tej wojnie, krzywdy i zbrodnie wyrządzone ludności cywilnej przez wojska rosyjskie będą „twarzą” ostatniej już tym razem nieudanej próby owego zjednoczenia. Będą symbolem, który na długo, być może na zawsze, zamknie drogę do zjednoczenia.

Po drugie, żegnamy również ideę trwałego uczestnictwa Rosji, która – podobnie jak w XVIII i XIX wieku – mogła być mocarstwem europejskim. W starej Europie, zwłaszcza w Berlinie, Paryżu i Rzymie (ale nie tylko) było wielu chętnych a przede wszystkim relatywnie młodych polityków, którzy chcieli Rosji w tej grze. Sprzyjały tym postawom tradycyjna i już nieukrywana niechęć do definitywnie słabnącej Ameryki, której chciano pokazać właściwe miejsce w tym regionie świata. Miał się skończyć „amerykański protektorat” w Europie i związane z nim ograniczenia i upokorzenia. Powszechne potępienie przez opinię publiczną (nie tylko starej Europy) ataku na Ukrainę nie daje wyboru nawet sympatykom i prorosyjskim politykom.

Jeżeli obecny konflikt przerodzi się w coś gorszego, to przez wiele lat dla całego młodego pokolenia (które kiedyś będzie stare) Europejczyków Rosja stała się demonem, w dodatku okrutnym, absurdalnym i głupim, który przegrał w ich oczach swoją europejską misję (bo przegrał). Nowa poprawność będzie zdecydowanie sprzeciwiać się jakimkolwiek kompromisom: wszystko co rosyjskie w ciągu kilku dni stało się toksyczne a nawet wstrętne. Jest to „brudna wojna”, tak jak w Wietnamie czy w Afganistanie – ta ostatnia w wykonaniu obu „wielkich mocarstw”. O europejskim koncercie mocarstw z udziałem Rosji (nas w tym koncercie nie ma i nie będzie) Moskwa nie ma co marzyć.

Rosja stanie się państwem, które będzie prowadzić antyamerykańską politykę w Azji (tam nikogo Ukraina nie obchodzi) a nawet w Ameryce Łacińskiej, a przede wszystkim zacieśni współpracę z Chinami, co jest dla Stanów Zjednoczonych najczarniejszym scenariuszem (wspólnego wroga Chin i Rosji). Oczywiście Moskwa podejmie się tej misji gdy zakończy konflikt na Zachodzie i wyleczy rany po wojnie. Sukces Waszyngtonu na wschodniej flance NATO jest zarazem jego największą klęską geostrategiczną i ma już dwóch wrogów – Rosję i Chiny i w tym sporze jest już na pozycji przegranej, ale to już nie moje zmartwienie.

Trzecie pożegnanie wiąże się z ostatnim w historii zwycięstwem postsowietyzmu. Przez ostatnie trzydzieści lat najnowszej historii Rosji istniały w tym kraju dwie równoległe inspiracje: „postsowiecka”, „przedrewolucyjna”, czyli sensu stricte rosyjska. Wątki te były na co dzień obecne, współistniały i ścierały się, a optymiści wierzyli, że ostatnie zwycięża ten drugi (neorosyjski). Agresja na Ukrainę jest dowodem zwycięstwa wątku postsowieckiego, lecz jest to już ostatni jego akord przed definitywnym zejściem ze sceny. Ataki rakietowe w budynki mieszkalne, w których (jakoby) zamieszkuje ten sam naród co w Rosji Moskiewskiej, jest spektakularnym przykładem polityki sowieckiej w typowym, absurdalnym i brutalnym wydaniu. Wojna z Ukrainą – nawet gdy zakończy się (bo skończy) jakimś kompromisem – została już przegrana. Jest to również kres postsowieckiego wątku współczesnej Rosji. To było w sumie jego samobójstwo. Nikt nie będzie jego żałować (pożegnanie bez żalu).

Czwarte pożegnanie dotyczy bezpośrednio nas – Polaków. Wojna znokautowała na długo ideę polsko-rosyjskiego zbliżenia a nawet pojednania. Bezsens okrucieństwa tej wojny umocni w Polsce istniejące pokłady rusofobii i da wszystkim „dowód”, że to jest nasz „śmiertelny wróg” mimo naszych niezakończonych rozliczeń historycznych z samoistijną Ukrainą. Nie będzie już miejsca dla zrozumienia i wybaczenia. Bo runął również mit skuteczności polityki rosyjskiej, która miała być mimo wszystko „sprawcza”. Tę wojnę Rosja już przegrała moralnie i estetycznie, a istotna część Polaków raczej będzie się z tego cieszyć, mimo że ową klęskę przyniósł jej postsowietyzm.

Lecz to będzie również nasza przegrana. Teraz będziemy musieli się podporządkować i zapłacić (drogo) „za swoją gwarancje bezpieczeństwa”, stać się częścią federacji (należymy już bez reszty do Zachodu) pod odnowionym amerykańskim protektoratem, które już zostanie na długo. Nastąpi wyrównanie szeregów, narzucony będzie obowiązek wierności. Żadnej dyskusji i „kompromisu z wrogiem”. „Wolny świat” w obliczu wojny narzuci cenzurę, zresztą już obecną. Żyjemy w świecie bezalternatywnym. Każdy, kto będzie uzurpował sobie prawo do niezgodnych z poprawnością opinii, zostanie wykluczony, przede wszystkim szybko przywołany do porządku. Nie będziemy mieli (już nie mamy) prawa do własnych diagnoz i prognoz; będziemy musieli powtarzać tylko ich amerykańską wersję, oczywiście w sposób bardzo gorliwy i jednoznaczny.

Jest wciąż szansa na kompromis i zakończenie złej wojny dając wszystkim, w tym przede wszystkim Ukrainie i Rosji możliwość na wyjście z katastrofy. Ale czy ktoś da im tę szansę? Wątpię. Czas już minął.

prof. Witold Modzelewski

Fot. Wikipedia Commons

Redakcja