OpinieŚwiatCzas dramatu

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Nastał czas krwawej wojny u granic Polski. Czas hańby i wstydu dla jednych. Czas heroizmu i poświęceń dla drugich. W ostatnich tygodniach dużo pisałem na łamach „Myśli Polskiej” o konieczności zawarcia  kompromisu między Zachodem a Rosją. Nawoływałem do ustępstw, wierzyłem w dyplomację.

Lekceważenie kolosa i podżeganie do wojny

Po co odbyto tyle dyplomatycznych pielgrzymek do „jaskini lwa”, jeśli żadna z nich nie przyniosła konkretnych efektów? Nie rozumiem, jak można było lekceważyć pomruki rozjuszonego kolosa, gromadzącego nad ukraińską granicą tysiące żołnierzy i armat? Czy dzisiejsi przywódcy polityczni nie czytali doprawdy żadnej z historycznych ksiąg, opisujących negocjacje w klimacie narastającej frustracji jednej ze stron? Czy doprawdy na drodze dyplomatycznej nie można było w niczym ustąpić, coś zaproponować, aby za wszelką cenę uniknąć wojny? Czy zaiste nikt po stronie zachodniej nie dostrzegał  pola choćby do gry na zwłokę? Na naszych oczach w środku Europy doszło do niebywałej katastrofy. Jest to tragedia Ukrainy i dramat Rosji.

W stosunkach międzynarodowych nie obowiązuje manichejski podział na Dobro i Zło. Nie ma tak, że tylko jedna strona konfrontacji ma 100 procent racji, a druga nie ma racji żadnych. Niezrozumienie tego dylematu stało się przyczyną nieszczęścia. Dziś wielu wątpliwych moralistów, pseudoautorytetów i zwykłych podżegaczy wojennych jeszcze bardziej upiera się, że słusznie negowano racje Rosji, dotyczące jej poczucia bezpieczeństwa. Dla nich nie liczy się ludzka krew, przelana w imię nieustępliwości. Ukraina zapłaci za to najbardziej. Ale i oszalały agresor zapłaci wysoką cenę, wydaje się nawet, że na granicy swojej dotychczasowej egzystencji. Nawet jeśli z tej wojny wyjdzie zwycięsko, będzie skazany na absolutną izolację i anatemę. Ten akt agresji to samobójstwo polityczne Władimira Putina, za którym pójdą daleko idące konsekwencje, łącznie ze zmianą władzy na Kremlu. Inni przy okazji tej wojny będą robić jak zawsze swoje interesy. Świat niestety na długo znowu pogrąży się w chaosie i zimnej wojnie. Oby nie gorącej, bo wtedy wszyscy zginiemy.

Ofiarą wojny jest prawda

Wojna na Ukrainie nie jest zwykłą wojną. To wojna bratobójcza, tam swoi strzelają do swoich. Podobnie było w wojnie secesyjnej w USA. Także na terenach b. Jugosławii w latach dziewięćdziesiątych ub. wieku. Wkroczenie do konfliktu ukraińsko-rosyjskiego obcych potęg uczyniło z Ukrainy „boże igrzysko”. Harcują wielcy gracze, których atomowy status zabezpiecza przed atakiem Rosji. Płacą za to Ukraińcy, których przywódcy polityczni ostatnich lat nie byli na tyle wewnątrzsterowni, aby obronić się przed instrumentalnym wykorzystaniem ich państwa w prowadzonej wojnie Zachodu z Rosją.

Wielu Ukraińców ma rodziny w Rosji i pochodzi z rodzin mieszanych. Już w 2014 roku można było przewidzieć, że pospieszne wciąganie Ukrainy do struktur zachodnich spotka się z ostrym sprzeciwem Rosji, która ma tam żywotne interesy bezpieczeństwa. Tak samo jak Stany Zjednoczone w różnych częściach globu. Ale poza garstką trzeźwo myślących analityków nikt nie zdawał sobie sprawy z narastającego dramatyzmu sytuacji. Każdy  budował wygodną dla siebie narrację, a teraz propaganda obu stron triumfuje, bazując na samospełniających się proroctwach. Odcinanie ludzi od  źródeł informacji, blokowanie niewygodnych wypowiedzi i ocen oznacza, że nadchodzi czarna noc dla wolności wypowiedzi, co przecież jest jedną z podstaw liberalnego Zachodu. Ofiarą każdej wojny jest prawda. Jak  głosić odrębne poglądy, niezależne diagnozy i analizy, jeśli zapanował  syndrom myślenia grupowego? Najważniejsza jest totalna mobilizacja w obliczu wroga, a prawda jest na ostatnim miejscu. Argumentacja emocjonalna,  romantyczne uniesienia i egzaltowane  komentarze nawet zawodowych badaczy polityki międzynarodowej wypierają chłodne analizy i zdystansowaną refleksję. Wszyscy krzyczymy: to jest nasza wojna, wszyscy jesteśmy Ukraińcami! Ale czy naprawdę wszyscy chcemy pójść bezmyślnie na rzeź w imię interesów wielkich potęg i ich kompleksów militarnych?

Realizm zamiast taniego moralizmu

Po zakończeniu „zimnej wojny” wystarczyło włączyć Rosję do nowych struktur współpracy, a nie szukać kolejnego wroga i z tym uzasadnieniem rozszerzać NATO na wschód. Z wielu obserwacji i analiz wyraźnie wynika, że hegemoniczne mocarstwo zza Atlantyku próbuje bezpardonowo narzucać wzory zachowań i dyktować innym narodom, jak mają się urządzać.  Można było rozwalić Jugosławię, można było zaatakować Irak i Libię, ale z atomową Rosją nie da się takiej polityki wygrać, urządzając w jej „miękkim podbrzuszu” bazy wrogiego sojuszu. Czy amerykańscy i natowscy stratedzy naprawdę tego nie rozumieją?  Jeśli obie strony nie zejdą z konfrontacyjnego kursu, to czeka nas Armagedon.

Dziś łatwo o wściekłość i wzmożenie emocjonalne, a także tani moralizm i demonstracyjny altruizm. Tak, ofiarom agresji należy się współczucie i odruch ludzkiej pomocy! Ale na miły Bóg, ta haniebna wojna nie zwalnia nikogo spośród odpowiedzialnych ludzi z posługiwania się rozumem i realistyczną oceną sytuacji! Tę wojnę trzeba jak najszybciej przerwać! Przestać eskalować retoryczne  harce, a zacząć poufną i skuteczną ofensywę dyplomatyczną z udziałem wszelkich dostępnych środków perswazyjnych. Nastał czas dramatycznych decyzji, ale i odważnych umysłów, mogących przerwać horror katastrofy ukraińsko-rosyjskiej. Katastrofy całego cywilizowanego świata.

prof. Stanisław Bieleń

Redakcja