KulturaOpinieCzy Józef Mackiewicz byłby nasz?

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Środowiska antykomunistyczne i antyrosyjskie w Polsce bardzo chętnie biorą na sztandary Józefa Mackiewicza (1902-1985), brata znanego i cenionego w Polsce Stanisława Cata-Mackiewicza. Czy jednak dzisiaj, gdyby żył, Józef Mackiewicz byłyby razem z tą armią rusofobów, antykomunistów bez komunizmu, z tymi zwolennikami krucjaty przeciwko Rosji pod sztandarami anglosaskimi, w imię ideologii liberalizmu, która już wtedy była mu obca? Śmiem w to wątpić.

Obchody 120. rocznicy urodzin Józefa Mackiewicza odbyły się na początku tego roku w Wilnie. Byli na nich także nasi czołowi zwolennicy polityki antyrosyjskiej z Małgorzatą Gosiewską na czele. Nie wiem, czy zna ona twórczość Mackiewicza na temat Rosji, raczej wątpię. Dla niej i jej podobnych Mackiewicza to klisza, klisza antykomunistyczna i w domyśle antyrosyjska, radzą sobie z problemem jego ewidentnej prorosyjskości bardzo prosto i prymitywnie – dzisiejsza Rosja to kontynuacja ZSRR i bolszewizmu, więc pisarz teraz też byłby przeciwko Rosji. Taką wykładnie przedstawił na łamach „Kuriera Wileńskiego” (który jest obecnie kontrolowany politycznie przez obóz polskiej rusofobii) Rafał Dzięciołowski, dziennikarz, prezes Fundacji Solidarności Międzynarodowej. W wywiadzie dla tego dziennika (nr nr 4(12) 29/01-04/02/2022) mówił tak:

„Rzeczywiście, pisząc o carskiej Rosji, [Mackiewicz] często czynił to w kontekście porównania do komunizmu. I każdy uczciwy człowiek musi przyznać, że w tym kontekście wypadała ona pozytywnie. Zwracał uwagę na barbarzyństwo komunizmu w konfrontacji z caratem, w kontekście tego, że nawet sprawca zamachu na władcę nie został skazany na śmierć, a komuniści mordowali tysiące bez uzasadnienia. Totalitaryzm był czymś, co nie miało w historii analogii. Właśnie dlatego Mackiewicz zarzucał Józefowi Piłsudskiemu, że postawił odbudowę niepodległego państwa ponad walkę z tym potworem, który wyrastał na Wschodzie.

Poza tym trzeba przyznać, że w czasach zaborów Polacy jakoś funkcjonowali w ramach tego carskiego państwa, na co zwrócili mi zresztą uwagę mieszkańcy Wilna. Bilans państwa autorytarnego w konfrontacji z totalitaryzmem wypada po prosty na plus. Nie wiemy jednak, jak Mackiewicz oceniłby dzisiejszą Rosję, która coraz wyraźniej zbliża się do bolszewizmu. Likwidacja Stowarzyszenia „Memoriał”, a więc instytucji, która stawiała mur pomiędzy Rosją sowiecką a współczesną, nazywając wprost zbrodnie komunizmu, pokazuje że ten kraj coraz wyraźniej zbliża się do bolszewickich tendencji. Właśnie dlatego wydaje mi się, że gdyby Mackiewicz dokonywał oceny sytuacji dzisiaj, uznałby Rosję Putina za największe zagrożenie dla zachodniej cywilizacji”.

Jest to teza ordynarnie naciągana i użyta w kontekście dzisiejszej polityki Zachodu przeciwko Rosji. Pomijam już kuriozalną i kompromitującą opinię o zagrożeniu ze strony Rosji „dla zachodniej cywilizacji”. Jaką „cywilizację zachodnią” ma na myśli pan Dzięciołowski? No bo chyba nie cywilizację opartą na wartościach chrześcijańskich. Przecież nawet ślepy widzi, że obecnie to Zachód stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo dla tak rozumianej cywilizacji zachodniej a nie Rosja. Jest wręcz przeciwnie. Jak w ogóle można głosić publicznie takie tezy? W czasach Mackiewicza tak mogło się wydawać i pisarz tak to wtedy postrzegał, ale były to lata po II wojnie światowej. Już tedy zresztą się mylił, bo już w latach 30. XX wieku Roman Dmowski przestrzegał, że dla chrześcijaństwa w dłuższym przedziale czasu to Zachód będzie większym zagrożeniem a nie Rosja bolszewicka. I miał rację.

Pytanie zasadnicze brzmi inaczej – czy Mackiewicz uznawałby dzisiejszą Rosję za nową odmianę Rosji bolszewickiej? Tego do końca nie wiemy i wiedzieć nie będziemy. Ale możemy przyjrzeć się ewolucji innych skrajnie antybolszewicko i antykomunistyczne  nastawionych pisarzy, takich jak Aleksander Sołżenicyn, Aleksander Zinowiew czy Vladimir Volkoff. Jak wiadomo Sołżenicyn, uznawany za ikonę antybolszewizmu, który o ZSRR mówił nie inaczej jak Anty-Rosja, w 1994 roku wrócił do Rosji i po wielu wahaniach poparł zmiany zachodzące w Rosji, ale uczynił to dopiero w okresie rządów Władimira Putina, przyjmując z jego rąk wysokie odznaczenie państwowe. To bardzo znamienne – był sceptyczny wobec Borysa Jelcyna (jak wiadomo to na jego polecenie zniszczono w Swierdłowsku dom, w którym zamordowano rodzinę carską) i jego ekipy i dopiero Putina uznał za godnego zaufania.  Pochowany został w 2008 roku na Cmentarzu Dońskim, na tym samym, na którym na polecenie  Putina złożono także sprowadzone z USA prochy gen. Antona Denikina. Wydarzenie ze wszech miar symboliczne.

Drugi przykład to Aleksander Zinowiew, dysydent pozbawiany obywatelstwa ZSRR w 1976 roku, autor słynnego terminu „homo sovieticus”.  On też wahał się długo z powrotem do ZSRR, mimo że już w 1990 roku przewrócono mu obywatelstwo. Atak NATO na Jugosławię skłonił go do powrotu do Rosji (1999). Od tej pory ostro atakował zachodnich politologów, szczególnie „łajdaka Brzezińskiego oraz najmitów Zachodu”. Oskarżał Europę, że stała się „kolonią amerykańską”.

I wreszcie Valdimir Volkoff (1932-2005), urodzony w Paryżu syn białych emigrantów, cioteczny wnuk Piotra Czajkowskiego, zdeklarowany antykomunista i piewca Rosji carskiej, obywatel Francji, pracownik tamtejszych służb specjalnych,  ale także ceniony pisarz. W Polsce wydano na początku XXI wieku prawie wszystkie jego powieści, upatrując w nich apoteozę antykomunizmu. Nie dostrzeżono tego, że jest to także apoteoza obecnej Rosji z podkreśleniem, że w okresie ZSRR i panowania bolszewizmu idea rosyjska przetrwała, nawet w aparacie władzy (najbardziej tę tezę przedstawił w powieści „Gość papieża”, w której general KGB, w rzeczywistości zaś prawosławny duchowy, ostrzega papieża przed zamachem na jego życie).

Uznanie nowej Rosji, tej po 1990, za państwo rosyjskie, jest obecne w jego powieści pt. „Spisek”. Zaczyna się ona tak: Do rosyjskiej ambasady w Paryżu zgłasza się niemal w dzień po zdjęciu z niej czerwonej flagi i zawieszeniu trójkolorowego sztandaru, starszy człowiek, chce rozmawiać z sekretarzem kulturalnym. Gościem jest mający ponad 90 lat rosyjski emigrant, nie ma wątpliwości kogo ma przed sobą; wie, że sekretarz kulturalny jest rezydentem KGB, ale dla niego nie ma to już znaczenia – Rosja powróciła. Starzec melduje kapitanowi KGB wykonanie zadania, które jemu, jako 17-letniemu młodzieńcowi, powierzył jeszcze car Mikołaj II. Polegać ono miało na dyskretnej obserwacji francuskiego życia politycznego pod kątem jego prawdziwego stosunku do Rosji. Mimo upadku cara, a potem Rosji – młodzieniec zadanie wypełnił, aż dla wieku starczego. Oddaje kapitanowi KGB obszerną dokumentację, pozostawiając go w całkowitym zdumieniu.

W tej powieści Volkoff przedstawia działania tajnego rządu światowego, który chce panować nad światem i ma tylko jedną przeszkodę – jest nią Rosja ze swoją ideą „człowieka na koniu”, nie pasującą do nowego wspaniałego świata, który ma zapanować. Dlatego przeciwko Rosji zawiązuje się spisek. Narzędziem tego spisku są Stany Zjednoczone.

Józef Mackiewicz zmarł w 1985 roku. Cała jego twórczość przesiąknięta jest sentymentem dla dawnej Rosji, rzadko spotykanej w polskiej literaturze. Takie powieści jak „Sprawa pułkownika Miasojedowa” czy głośna „Lewa wolna”: będąca oskarżeniem Piłsudskiego o doprowadzenie do zagłady białej Rosji we współpracy z bolszewikami – nie spotkały się w polskim środowisku z entuzjazmem. Wręcz przeciwnie, „Lewa wolna” była ostro atakowana.

Charakterystyczne jest jednak to, że jeden z czołowych publicystów narodowych – Jędrzej Giertych – poparł główny wniosek Mackiewicza. Giertych napisał dwa listy do Mackiewicza. W pierwszym, z 23 września 1968 roku, stwierdził: „Różnię się z Panem w większości poglądów na polską politykę, na sytuację światową, na przeszłość, wręcz na ludzkie życie. Ale są punkty, w których się ze sobą zgadzamy”. Ta zgodność ocen dotyczyła właśnie roku 1919. W drugim liście do Mackiewicza, z 7 października 1968,  Giertych jasno sprecyzował swoje stanowisko: „Mieliśmy moralny obowiązek nie przeszkadzać 'białym’ Rosjanom w ich wysiłkach, a nawet (w imię sprawy ogólnochrześcijańskiej i ogólnoludzkiej) mieliśmy obowiązek pomóc im w tym zakresie, w jakim było nas stać na to bez popełniania samobójstwa. […] Dobicie Denikina przez rozejm mikaszewicki – to była zbrodnia”.

Mackiewicz był tak związany z Rosją, że zażyczył sobie pochówku w obrządku wschodnim. Na pogrzeb nie przybyło wielu przedstawiciele polskiej diaspory w Monachium (jego wrogiem nr 1 był Jan Nowak-Jeziorański – szef RWE). Jak pisze w ostatniej książę poświęconej pisarzowi Kazimierz Maciąg („Józef Mackiewicz – pisarz i publicysta”): „Wśród zebranych obecni byli przedstawiciele emigracji rosyjskiej, którzy życzliwie pamiętali prace Mackiewicza o ich losie. Był o. Karl Ott, duszpasterz monachijskiej rosyjsko-katolickiej wspólnoty obrządku słowiańskiego – jednej nielicznych na świecie. W swoim wystąpieniu mówił o szlachetnej postawie „wielkiego polskiego pisarza, który pisał nie po to, być i zarabiać, lecz po to, by dać świadectwo prawdzie”; wspomniał także o tym, że zmarły „upodobał sobie szczególnie” modły śpiewy cerkiewne. 10 lutego 1985 roku w świątyni tej wspólnoty odbyło się uroczyste nabożeństwo w obrządku wschodnim – panichida – „za duszę raba Bożewo Josifa”.

Czy wobec tego, dzisiaj Mackiewicz przyłączyłby się do krucjaty przeciwko cywilizacji „człowieka na koniu”? Czy popierałby zachodni liberalizm, który już w 1968 roku określił mianem nowej odmiany bolszewizmu? Czy uznałby, że likwidacja „Memoriału”, organizacji finansowanej przez Zachód, to byłby wystarczający powód do tego, aby uznać obecną Rosję za nowe wcielenie ZSRR? Czy też zaufałby hierarchom Cerkwi prawosławnej (np. biskupowi Hilarionowi), piętnującym zbrodnie okresu bolszewickiego i nawołujących do upamiętnienia ofiar. Czy przekreśliłby kanonizację przez Rosyjski Kościół Prawosławny w roku 1989 męczennika patriarchy Tichona, ofiarę  prześladowań ze strony bolszewików, którego Mackiewicz zawsze przedstawiał jako przykład niezłomnej postawy? Czy zamiast tego wybrałby stronników ideologii i polityki podkopywania Rosji pod sztandarem Georga Sorosa? Tylko ktoś głupi i naiwny mógłby tak sądzić.

Jan Engelgard

Redakcja