WywiadyDavid T. Pyne: „Można uniknąć wybuchu wojny”

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Czego oczekuje pan po rozmowach amerykańsko-rosyjskich, które mają się rozpocząć 10 stycznia?

– Myślę, że planowane negocjacje między Stanami Zjednoczonymi a Rosją najprawdopodobniej skończą się niczym pod koniec stycznia. Administracja Joe Bidena już stwierdziła, że nie zgodzi się na szereg kluczowych zapisów zaproponowanego przez rosyjskiego prezydenta Władimira Putina układu o bezpieczeństwie, w tym na zagwarantowanie nieprzyjmowania do NATO Ukrainy i innych byłych republik radzieckich oraz na pisemne zobowiązanie się do wycofania wszystkich wojsk amerykańskich i zachodnioeuropejskich z Europy Wschodniej i republik bałtyckich. Jeśli rozmowy amerykańsko-rosyjskie zakończą się fiaskiem, Putin zapewne rozpocznie inwazję na Ukrainę na pełną skalę, powodując, że administracja Bidena wyśle dziesiątki tysięcy żołnierzy amerykańskich do państw frontowych NATO, w tym Polski, Rumunii i krajów bałtyckich. Taki scenariusz prawdopodobnie zostałby uznany przez Rosję za skrajnie prowokacyjny i mógłby doprowadzić do wybuchu konfliktu zbrojnego między Stanami Zjednoczonymi i NATO a Federacją Rosyjską w regionie bałtyckim, który rozszerzyłby się na Polskę i inne kraje środkowoeuropejskie, narażając je potencjalnie na inwazję i okupację rosyjską. Z pewnością z tego, że Amerykanie zajęci byliby działaniami rosyjskimi na Ukrainie i w krajach bałtyckich, skorzystałaby Chińska Republika Ludowa, decydując się na inwazję na Tajwan, a jednocześnie Korea Północna mogłaby zaatakować Koreę Południową, odciągając amerykańskie siły zbrojne od Europy Środkowej w kierunku regionu Indo-Pacyfiku. To sprawiłoby, że Stanom Zjednoczonym byłoby jeszcze trudniej odpierać agresję rosyjską w Europie.

Wobec faktu, że administracja Bidena wielokrotnie oświadczała, że nie zamierza wysyłać oddziałów wojskowych na Ukrainę, a co najwyżej przekazać jej wsparcie w postaci sprzętu, by mogła sama się bronić, jedyną szansą na uniknięcie przez ten kraj wojny i opanowania go przez Rosję jest porozumienie dyplomatyczne. Dlatego najistotniejsze jest to, żeby administracja amerykańska wykazała wolę istotnych ustępstw na rzecz Moskwy, bo tylko w ten sposób uniknąć można wybuchu kolejnej wielkiej wojny europejskiej i obronić pokój w Europie. Taka wojna, gdyby wzięły w niej udział Stany Zjednoczone i Rosja, prawie na pewno zakończyłaby się użyciem broni cybernetycznej, superelektromagnetycznej (EMP), a nawet nuklearnej, co miałoby katastrofalne skutki dla wszystkich zaangażowanych w nią krajów, prowadząc do śmierci dziesiątek, jeśli nie setek milionów ludzi.

Czy administracja Bidena jest, mimo wszystko, bardziej realistyczna, jeśli chodzi o politykę wobec Rosji, od administracji Donalda Trumpa?

– W wielu sprawach, nie bacząc na różnice retoryczne, polityka zagraniczna administracji Bidena stanowi kontynuację polityki zagranicznej administracji Trumpa, która z kolei stanowiła przedłużenie amerykańskiej polityki zewnętrznej realizowanej od zakończenia zimnej wojny, czyli polityki liberalnej hegemonii. Ta nieprzystająca do obecnych czasów polityka okazała się kompletną porażką, a do tego doprowadziła do powstania  sojuszu wojskowego Rosji i Chin przeciwko Stanom Zjednoczonym i NATO, zakładającego wspólne uzgadnianie planów ofensywnych i defensywnych.

Mimo wszystko, uważam jednak, że polityka zagraniczna administracji Trumpa była nieco bardziej realistyczna od polityki administracji Bidena. Prezydent Biden rozważa podobno kolejne jednostronne redukcje potencjału broni jądrowej, podczas gdy mamy do czynienia z bezprecedensowym rozbudowywaniem rosyjskiego i chińskiego potencjału rakietowego, który może poważnie osłabić zdolność Stanów Zjednoczonych do odparcia agresji chińsko-rosyjskiej w krajach trzecich. Poza tym Biden okazał się znacznie mniej gotowy do kompromisów w rozmowach na temat porozumień pokojowych z Rosją od Trumpa, za to jego retoryka w sprawie Tajwanu jest znacznie twardsza od retoryki Trumpa, pomimo że jego rodzina ma powiązania biznesowe z Pekinem. Dlatego wielu analityków uznaje, że twarda retoryka antyrosyjska i antychińska Bidena stanowi próbę odzyskania przez niego poparcia społecznego w kontekście coraz gorszych wyników sondaży wskutek jego skrajnie lewicowej polityki wewnętrznej. Zgadzam się z taką diagnozą. Pozostaje kwestią otwartą czy administracja Bidena zdecydowałaby się pójść na wojnę z Rosją w reakcji na rosyjską agresję w Europie Wschodniej czy też na odpowiedź na agresję chińską przeciwko Tajwanowi.

Jak, według pana, wygląda proces decyzyjny w administracji Bidena? Załóżmy, że osiągnięto by porozumienie z Rosją. Kto decydowałby o jego ostatecznej akceptacji?

– To pytanie, które zadaje wielu Amerykanów. Prezydent Biden wydaje się nie mieć kontroli nie tylko nad polityką zagraniczną i bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, ale nawet nad tym, na które pytania dziennikarzy na konferencji prasowej odpowie. Podobno wiele istotnych decyzji politycznych podejmuje zakulisowo szef personelu Białego Domu Ron Klain. Nie wiadomo, kto ostatecznie decydowałby o tym, jak daleko administracja mogłaby pójść na kompromis w ustaleniach z Rosją. Jest dla mnie jednak jasne, że administracja Bidena nie zamierza zgodzić się na pisemne porozumienie w sprawach bezpieczeństwa z Rosją, które – jak widzimy z oświadczeń urzędników rosyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych – jest jedynym sposobem na uniknięcie wojny.

A czy toczą się na ten temat w Stanach Zjednoczonych jakieś poważne dyskusje, czy raczej debaty na temat propozycji rosyjskich ograniczone są do think tanków?

– Nie dostrzegam zbyt wielu prób poważnej debaty w Stanach Zjednoczonych na temat proponowanego przez Rosję porozumienia w sprawach bezpieczeństwa. Widzę za to, że panuje w dziedzinie polityki zagranicznej pewien konsensus, że administracja Bidena powinna odrzucić kluczowe elementy zawarte w propozycji rosyjskiej. Niestety, mój pogląd na temat potrzeby kompleksowego porozumienia pokojowego między Stanami Zjednoczonymi i Rosją jest raczej niekonwencjonalny, znajdujący się poza głównym nurtem myślenia o polityce zagranicznej. Trzeba przyznać, że to, iż Rosja zdecydowała się przedłożyć Stanom Zjednoczonym i NATO swoje projekty porozumień w sferze bezpieczeństwa w formie dyplomatycznego ultimatum, groźby, że – jeśli nie wyrazimy na nie zgody – podjęte zostaną przeciwko nam działania zbrojne, nie mogło sprzyjać pojawieniu się u nas jakiejkolwiek dobrej woli czy poważnej debaty, dyskusji publicznej. Mimo wszystko uważam, że jeśli Stany Zjednoczone i NATO zaakceptowałyby najważniejsze z rosyjskich postulatów, szczególnie te dotyczące gwarancji nieprzyjmowania do NATO byłych republik radzieckich, wycofania wojsk zachodnich z Europy Środkowej i Wschodniej oraz wyłączenia z NATO państw bałtyckich, w zamian za pewne ustępstwa ze strony Rosji, moglibyśmy naprawdę uniknąć wojny.

Ma pan wiele kontaktów w Partii Republikańskiej. Jakie opinie w tej sprawie panują wśród republikanów?

– Jak pan wie, republikanie są obecnie całkowicie pozbawieni wpływów; Partia Demokratyczna kontroluje przecież Biały Dom i obie izby Kongresu, więc Partia Republikańska nie ma nic do powiedzenia również w sprawach amerykańskiej polityki zagranicznej. Przez dziesięciolecia dominowali w niej neokonserwatyści, którzy popierali skazaną na porażkę politykę inwazji i okupacji Bliskiego Wschodu i dwudziestoletniej globalnej wojny z terroryzmem. Gdy na prezydenta wybrany został Donald Trump wśród republikanów wyraźnie wzrosło poparcie dla wycofania się z przegranych wojen w Iraku, Afganistanie i Syrii. Ale wtedy Trump, który prowadził kampanię z programem pokoju z Rosją i twardej polityki wobec Chin w sprawach handlu, padł ofiarą sabotażu ze strony demokratów z ich fałszywymi oskarżeniami na temat związków jego kampanii z Rosją. Nie był przez to w stanie wprowadzić w życie swych planów faktycznej poprawy stosunków z Rosją, za to podjął dość kontrproduktywne decyzje dotyczące zwiększenia liczby żołnierzy amerykańskich w Europie Środkowej i Wschodniej i przekazywania broni walczącej z Rosją Ukrainie. I myślę, że większość republikanów obecnie znowu popiera naszą politykę obecności militarnej w Europie Środkowej i krajach bałtyckich oraz wspierania Ukrainie, co stało się jedną z przyczyn obecnego kryzysu.

Próbowałem rozmawiać na temat zwiększenia poparcia społecznego dla głoszonych przeze mnie koncepcji z przywódcami republikanów, liderami opinii i think tankami, przekonując, że pomysły te mogą mieć istotne znaczenie dla zapobieżenia wybuchowi wojny z Rosją w Europie Wschodniej i z Chinami na Dalekim Wschodzie. Niestety, nie znalazłem żadnego republikańskiego kongresmena czy potencjalnego kandydata na prezydenta, który poparłby taki kompromis z Rosją. Nawet ci, którzy popierają pokój z Rosją, boją się, że jeśli opowiedzieliby się za większymi ustępstwami wobec niej, zostaną określeni mianem zwolenników jej ugłaskiwania. W wypowiedziach publicznych republikańskich liderów zauważyłem za to poparcie dla zwiększenia pomocy wojskowej dla Ukrainy i groźby wprowadzenia twardych sankcji gospodarczych wobec Rosji w przypadku jej inwazji na Ukrainę. Jeśli już, to słychać raczej republikańską krytykę Bidena za rzekome bycie zbyt miękkim wobec Rosji, co brzmi dość ironicznie, bo demokraci o to właśnie oskarżali prezydenta Trumpa i za to chcieli usunąć go z urzędu.

Obawiam się, że wśród polityków obu partii mamy do czynienia z poważnym brakiem zrozumienia tego, czym powinna być realistyczna polityka zagraniczna i bezpieczeństwa narodowego. Ten brak zrozumienia podstawowych zasad bezpieczeństwa narodowego pogłębiany jest dodatkowo przez wiarę większości Amerykanów w mity dotyczące przyczyn II wojny światowej. Podstawowy z nich zakłada, że nie wolno nam nigdy uspokajać i iść naprzeciw postulatom naszych adwersarzy, bo to tylko będzie ich ośmielało i doprowadzi do wybuchu wojny. Ten niebezpieczny błąd zatruł źródła myślenia o polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych, doprowadził do prowadzenia brawurowej polityki wojennej, choć jednocześnie potencjał militarny Stanów w porównaniu z ich dwoma adwersarzami, będącymi supermocarstwami nuklearnymi, wyraźnie się zmniejszył w ciągu ostatnich dwóch dekad. Taka polityka naraziła na poważne ryzyka amerykańskie bezpieczeństwo narodowe, zwiększając jednocześnie prawdopodobieństwo wybuchu konfliktu na wielką skalę pomiędzy blokiem zachodnim a wschodnim, co sprzeczne jest z deklarowanymi przez zwolenników twardej polityki wobec Rosji i Chin celami. Taka polityka konfrontacji i powstrzymywania mogłaby być skuteczna wyłącznie pod warunkiem istnienia równowagi sił, w tym potencjałów nuklearnych, lub nawet przewagi Stanów Zjednoczonych w tej sferze. Tak jednak nie jest, jeśli weźmiemy pod uwagę bliski sojusz wojskowy Rosji i Chin oraz wzmocnienie ich arsenałów atomowych przy jednoczesnej redukcji tej broni w Stanach.

W opublikowanym przez pana w „The National Interest” artykule twierdzi pan, że kraje bałtyckie powinny być wypchnięte z NATO. A co z Polską?

– Jak wspomniałem w tym tekście, proponowałbym, żeby Polska wraz z innymi państwami Europy Środkowej, niegdyś należącymi do Układu Warszawskiego, pozostała w NATO kontrolowanym przez Europejczyków. Jako że Rosja nie zgodziłaby się na spełnienie zasugerowanego przeze mnie warunku podpisania porozumienia w sprawach bezpieczeństwa polegającego na tym, że wycofałaby się z kierowanej przez Chińczyków Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SzoW), która jest de facto sojuszem wojskowym z Pekinem, w zamian za opuszczenie NATO przez Stany Zjednoczone; myślę, że Stany powinny w NATO pozostać i utrzymywać swe wojska w Niemczech, co mogłoby w przyszłości zachęcić Rosję do porzucenia sojuszu z Chinami. Uważam, że sugerowany przeze mnie kształt porozumienia pokojowego zwiększyłby bezpieczeństwo nie tylko Polski, ale i reszty Europy Środkowej, choćby dlatego, że w jego ramach zarówno Rosja, jak i Stany Zjednoczone zobowiązałyby się do nierozmieszczania swych wojsk w regionie. Dodatkowo, proponowałbym, żeby w ramach porozumienia Stany Zjednoczone i Rosja stały się partnerami strategicznymi i stworzyły wspólny system obrony przeciwrakietowej, który chroniłby Europę przed atakiem rakietami balistycznymi.

Wśród postulatów rosyjskich znalazło się również żądanie wycofania kompleksu obrony przeciwrakietowej z Redzikowa pod Słupskiem, będącego częścią systemu Aegis na wybrzeżu bałtyckim. Co pan o tym sądzi?

– Biorąc pod uwagę niewielką liczbę rakiet antybalistycznych (ABM) stacjonujących w Redzikowie, sądzę, że administracja Bidena powinna się na to zgodzić. Mogłoby to stanowić część całościowego porozumienia pokojowego z Rosją, w którym obie strony zagwarantowałyby niepodległość krajów Europy Środkowej i republik bałtyckich, przy czym te ostatnie opuściłyby w ramach kompromisu NATO. No i, jak już wspomniałem, obecny system obrony przeciwrakietowej zostałby zastąpiony wspólną tarczą antyrakietową, którą kiedyś, zaraz po swoim wyborze na prezydenta Federacji Rosyjskiej w 2000 roku, proponował Putin.

Kiedyś to Polska proponowała na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ plan pokojowy. Było to w 1957 roku i polegało na propozycji denuklearyzacji i demilitaryzacji Europy Środkowej. Teraz z podobnym projektem występuje Rosja. Czy sądzi pan, że wejście w życie takiego planu zapewniłoby Europie dłuższy okres  pokojowej koegzystencji?

– Sądzę, że zgoda na proponowane przez Rosję porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi i NATO dotyczące bezpieczeństwa mogłaby potencjalnie doprowadzić do nowego odprężenia oraz epoki pokojowej współpracy amerykańsko-rosyjskiej, pod warunkiem, że w układzie z NATO zostanie jasno powiedziane, że Sojusz będzie mógł wysłać swe wojska do Europy Środkowej wyłącznie „w przypadku ataku przez państwa trzecie”. Moja koncepcja polega też na tym, że Rosja zgodziłaby się na denuklearyzację enklawy kaliningradzkiej w zamian za wycofanie wszystkich sił amerykańskich z Europy Środkowej, wyjście krajów bałtyckich z NATO oraz powstanie „mostu lądowego” łączącego Rosję z Kaliningradem przez Białoruś i południową Litwę.

Myślę, że szanse na pokojową koegzystencję wzrosłyby jeszcze bardziej, gdyby Stany Zjednoczone i Rosja zdołały wypracować oficjalne porozumienie respektujące ich strefy wpływów, wskazujące na czerwone linie, których żadne z mocarstw nie mogłoby przekraczać. Po takim porozumieniu można by pomyśleć o amerykańsko-rosyjskim traktacie o przyjaźni i współpracy oraz o umowie dotyczącej wolnego handlu między Stanami Zjednoczonymi a Rosją. Jednocześnie jestem przekonany, że, jeśli mielibyśmy się porozumieć, byłoby niezwykle istotnym to, by Stany Zjednoczone pokazały swą siłę i determinację poprzez odtworzenie swojego potencjału nuklearnego, wzmocnienie obrony przeciwrakietowej i infrastruktury krytycznej, żeby kierownictwo rosyjskie nie postrzegało naszej woli uznania zrozumiałych obaw związanych z bezpieczeństwem Rosji za przejaw naszej słabości.

Jak zdefiniowałby pan interesy amerykańskie w Europie Środkowej? Czy ten region świata w ogóle istnieje w debatach na temat amerykańskiej polityki zagranicznej?

– Polska ma wielu przyjaciół w kręgach władzy Stanów Zjednoczonych, szczególnie w Partii Republikańskiej, czego dowiodła decyzja prezydenta Trumpa o relokacji wojsk amerykańskich z Niemiec do waszego kraju. Wielu Amerykanów, ja również, było przeciwnych porozumieniom jałtańskim między Stanami Zjednoczonymi, Wielką Brytanią i ZSRR, w wyniku których połowa terytorium Polski znalazła się w Związku Radzieckim, a wasz kraj na prawie pół wieku znalazł się pod radziecką okupacją. Jednak to właśnie układ jałtański okazał się bardzo skuteczną gwarancją oszczędzenia Europie kolejnej wojny światowej i poszanowania granic, aż do momentu wstąpienia Polski, Węgier i Czech do NATO w 1999 roku. To dowód na to, że układy o rozgraniczeniu stref wpływów wciąż mogą skutecznie utrzymywać pokój między mocarstwami. Myślę, że Europa Środkowa jest dla Stanów Zjednoczonych ważna, jednak niezbyt istotna z punktu widzenia żywotnych interesów ich bezpieczeństwa. Takim żywotnym interesem może być co najwyżej zachowanie niepodległości przez wszystkie kraje środkowoeuropejskie, ich niezależności od obcej dominacji czy kontroli.

Czy sądzi pan, że odprężenie między Waszyngtonem a Moskwą mogłoby rzeczywiście powstrzymać bliską współpracę między Moskwą a Pekinem?

– Jak pisałem w moim artykule, idealnym rozwiązaniem byłoby uzależnienie porozumienia o bezpieczeństwie między Stanami Zjednoczonymi a Rosją od tego, że Rosja musiałaby wycofać się z Szanghajskiej Organizacji Współpracy, a Stany Zjednoczone – z NATO. Świat byłby dzięki temu bezpieczniejszy i mniej narażony na obecne zagrożenia. Jeśli jednak odrzucimy taka opcję, to najlepszym sposobem dla administracji Bidena na zmniejszenie poziomu współpracy militarnej Moskwy z Pekinem byłoby porzucenie obecnej polityki zbrojnej konfrontacji i brawury wobec tych dwóch nuklearnych supermocarstw, a także polityki powstrzymywania Rosji i Chin za pomocą amerykańskich wojsk rozlokowanych wzdłuż ich granic, co oba te kraje uznają za zagrożenie. Rozwiązaniem minimum byłoby całkowite wycofanie sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych z Europy Środkowej, Morza Południowochińskiego, a być może również z Korei Południowej i Japonii.

A co jest dziś istotniejsze z punktu widzenia polityki bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych: NATO, czy AUKUS (układ zawarty w 2021 roku przez Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Australię) / QUAD (Czterostronny Dialog Bezpieczeństwa z udziałem Stanów Zjednoczonych, Indii, Japonii i Australii)?

– Mimo że administracja Bidena koncentruje się w sferze bezpieczeństwa na Indo-Pacyfiku, myślę, że wciąż najważniejsze dla nich jest NATO. QUAD, w skład którego wchodzą Stany Zjednoczone, Japonia, Indie i Australia, nie jest tak naprawdę sojuszem wojskowym. W rzeczywistości Indie są tradycyjnie państwem klientelistycznym Rosji, nie wspominając już o tym, że są również formalnie członkiem zdominowanej przez Chiny SzOW. W interesach Stanów Zjednoczonych jest, by Rosja, Indie i republiki środkowoazjatyckie opuściły tą organizację, co przywróciłoby równowagę sił opartą na trójstronnym porządku międzynarodowym, którego jestem zwolennikiem i w którym Stany Zjednoczone, Rosja i Chiny współpracowałyby pełniąc funkcje policyjne w swoich wyznaczonych strefach wpływów, zamiast dążyć do konfliktów i ryzykować wybuch wielkich wojen pomiędzy nimi w Europie czy w regionie Indo-Pacyfiku, jak to ma miejsce dziś. AUKUS, choć jest istotny, nie jest wystarczającym czynnikiem, który mógłby powstrzymać najwyraźniej nieuniknioną już agresję chińską przeciwko Tajwanowi, przynajmniej moim zdaniem.

A jak, pana zdaniem, powinny wyglądać relacje krajów Europy Środkowej, przede wszystkim Polski, z Rosją?

– Rosja powinna wobec tych krajów, również Polski, prowadzić politykę pokojowej współpracy, zdając sobie sprawę z faktu, że przecież większość państw środkowoeuropejskich to jej byli sojusznicy, którzy chcą z nią pokoju i nie stwarzają żadnego zagrożenia dla jej bezpieczeństwa. Kraje te z kolei mogłyby tego dowieść, wyrażając poparcie dla całkowitego wycofania wojsk amerykańskich z Europy Środkowej, w zamian za rosyjskie gwarancje dla ich niepodległości.

Rozmawiał: Matusz Piskorski

David T. Pyne – amerykański politolog i ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego, związany z Partią Republikańską w stanie Utah, były analityk sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych, m.in. przy Agencji Obrony Przeciwrakietowej i Departamencie Obrony. Obecnie jest wicedyrektorem parlamentarnej grupy roboczej ds. broni elektromagnetycznej (EMP). Publikuje w mediach konserwatywnych, swoje koncepcje polityki zagranicznej przedstawia m.in. na łamach magazynu „The National Interest”.

Fot. Wikpedia Commons

Myśl Polska, nr 3-4 (16-23.01.2022)

 

Redakcja