OpinieGdzie podział się chaos? Dekompresja stabilności

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Żaden system nie zawiera dowodów własnej prawdziwości. Każdy natomiast ma w sobie elementy negacji i samozniszczenia. Mniej więcej właśnie to mieli na myśli Georg Wilhelm Friedrich Hegel i Kurt Gödel. Obaj – jeden w matematyce, drugi w języku filozofii – wskazywali na nieuniknione sprzeczności ludzkiej logiki, przez które nieustannie i niepowstrzymanie dochodzi do wyparowywania z naszego życia powszedniego równowagi i sensu.

Termodynamika państw

O tym samym, ale odnośnie procesów fizycznych, pisali liczni współautorzy drugiej zasady termodynamiki. W istocie zwulgaryzowane streszczenie tej zasady, popularne w tekstach naukowych dla mas, głosi, że entropia rośnie w systemie zamkniętym. Innymi słowy, chaos (nieporządek) nigdy nie maleje. Przeciwnie, zazwyczaj robi się go coraz więcej. I w związku z tym wszędzie występuje chroniczny zanik porządku i stabilności przy jednoczesnym wzroście turbulentności i rozpadu.

Druga zasada termodynamiki, zapowiadając nieuchronność „śmierci Wszechświata w płomieniach” i ostatecznego triumfu chaosu, przekształca pesymizm ze „złego nastroju” w naukowo uzasadnioną doktrynę. Wywiera na smakującą w melancholii część ludzkości wpływ większy niż Księga Koheleta czy klasyczna sentencja kapitana Lebiadkina z Biesów Fiodora Dostojewskiego: „samowar był wrzący od ósmej rano, ale zgasł, jak wszystko na świecie. Mówią, że i słońce kiedyś zgaśnie”. Nie wszyscy jednak ulegają takim nastrojom. Fizyka społeczna i dynamika polityczna proponują swoją receptę zaprowadzenia porządku i wsparcia ładu światowego – silną państwowość. I tak państwo, jakkolwiek byśmy je określali (aparatem przymusu czy efektem umowy społecznej, ojczyzną miłą czy sforą biurokratyczną), to przede wszystkim instrument służący do redukowania społecznej entropii. Jednocześnie wciąż obowiązuje druga zasada termodynamiki, zgodnie z którą również każde państwo prędzej czy później zużywa się i ginie w walce z „buntowniczymi żądzami” własnych obywateli. Zanim to jednak nastąpi, przez dłuższy czas państwo może być w tym starciu skuteczne.

Internet: projekt Pentagonu, a nie oaza wolności

Na początku naszego stulecia rosyjski system władzy powstrzymał lawinę chaosu społecznego i wyciągnął kraj spod gruzów pieriestrojki. Mieliśmy nasze dwadzieścia lat spokoju, których niegdyś zabrakło Piotrowi Stołypinowi. I przed nami kolejne. Mamy gwarancje hierarchii, porządku i spójności. Nasze czasy z pewnością ktoś kiedyś określi mianem złotego wieku. Ale…

Lecz, jeśli druga zasada termodynamiki jest prawdziwa (a jest), czyli entropia nie może się zmniejszać ani zanikać, to rodzi się pytanie (dość niepokojące) – gdzie się ona podziała? Co stało się z nieładem, gdy zaprowadzono porządek? Gdzie ten chaos, którego niby nigdzie nie widać? Gdzie się ukrył? I gdzie narasta (przecież, zgodnie z regułą, powinien wzrastać!)?

Do niedawna strefą chaosu i miejscem kanalizowania wolności był Internet. Opiewano go jako strefę nieziemskiej anarchii, przestrzeń, w której wszystko wolno i ta powszechna wolność daje wszystkim szczęście. Z jakichś niezrozumiałych przyczyn zapominano, że za pojawieniem się Internetu stał Pentagon. Trudno zaś oczekiwać, by instytucja wojskowa z definicji powołana do sprawowania kontroli i pilnowania dyscypliny wszystkimi dostępnymi środkami, włącznie z dokonywaniem masowych zabójstw, nagle zapragnęła stworzyć narzędzie służące „wolności naszej i waszej”. I faktycznie, wcale nie taki był cel projektu. Jeśli chcemy mówić o wolności, równości i braterstwie, to Internet wyraźnie należy do innej kategorii asortymentu. To sprzęt penatagonowski tak samo, jak MQ-9, Stuxnet czy F-35. W końcu zatem do Sieci wkroczyły z nakazami rewizji siły policyjne wszystkich krajów, nie zwracając uwagi na krzyki i tłumaczenia użytkowników „to nie ja, to wszystko mój awatar!”; widmowe granice wirtualnej wolności zaczynają na oczach zszokowanej publiczności przybierać kształty cyfrowego obozu koncentracyjnego.

Milcząca strefa chaosu

Metodycznie wypierany z obu rzeczywistości (materialnej i wirtualnej) chaos ukrywa się w niedostrzeganych sferach życia społecznego. Stymuluje niekontrolowane rozprzestrzenianie się nieafiszowanych praktyk zbiorowych skierowanych nie przeciwko głównemu nurtowi, lecz równoległych do niego. Ludzie nie chcą być przeciw. Chcą być poza, bez zaistnienia prawdziwej konieczności nie chcą stykać się z systemem. Masowe odpolitycznienie ludności pozostawia establishment sam ze sobą. Dla ludzi równoległych pójście na wybory czy nawet poniesienie odpowiedniego transparentu nie jest niczym więcej, jak oddaniem cesarzowi tego, co cesarskie, by potem znów powrócić do swojego prywatnego świata, w którym żyją w całkowitej sprzeczności z duchem i literą owego transparentu. Coraz szersze rozpowszechnianie się takiej punktowej lojalności i jednorazowego patriotyzmu oznacza, że w pozornie coraz bardziej jednorodnej strukturze społeczeństwa powstaje coraz więcej dziur semantycznych i jamek wypełnionych nie wiadomo czym. Gdy słuszne hasła tracą sens wskutek zbyt częstego ich powtarzania, wyparowuje z nich autentyczność, a symbol wiary staje się banalnym hasłem dostępu do systemu dystrybucji stanowisk i przywilejów. Wówczas najistotniejszym staje się nie to, o czym ludzie mówią, lecz to, o czym milczą. Dominujący dyskurs traci siłę przekonywania i coraz częściej ucieka się do wsparcia siłowego. Niewczesne i niewypowiadane myśli, idee i wątpliwości napełniają milczenie ponętną wieloznacznością. W pewnym sensie milczenie staje się alternatywą ideologii. To symptom gromadzenia się nieregularności.

Nieład znajdujący się w stanie milczenia i społeczeństwa równoległego nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla istniejącego porządku. System jest, dzięki Bogu, zwarty, jak nigdy dotąd i chaos nie stanowi dla niego problemu. Wiodącym trendem wciąż pozostaje jego galopująca centralizacja. Pożądana stabilność gwarantowana jest za pomocą stosowania nieograniczonych dawek ekstraktów pamięci historycznej, przeterminowanej moralności, wartości administracyjno-duchowych i innych konserwantów społecznych.

Niebezpieczeństwa rozhermetyzowania

Nierozsądne byłoby jednak ignorowanie tego „nie-problemu”. Ideologia milczenia jest wyjątkowo nieprzyjemna, bo nie wysłowiona, a zatem nieustrukturyzowana, ciemna i niezidentyfikowana. Gdy przychodzi jej czas (nawet, jeśli nastąpi to nieprędko), rzuca się ona tępo na istniejący porządek, nie formułując przy tym czytelnych postulatów. Gdy pod koniec lat 1980. milczącą większość wyciągnięto na scenę polityczną, nikt nie wiedział, o co tak naprawdę tej większości chodzi: „jak mogę cię zrozumieć, skoro nic nie mówisz?”. Gdy w końcu namówiono naród do „mówienia”, władze usłyszały od niego takie rzeczy, że przeżyły szok i całkiem się pogubiły. W efekcie zagubione kierownictwo Związku Radzieckiego otworzyło chaotyczny ogień do „sztabów” i instytucji. I wtedy wszystko poszło wbrew planom. Pod nosem Komitetu Centralnego i Gosplanu po cichu dojrzało jakieś niezaplanowane, nieradzieckie, niezrozumiałe i nieoczekiwanie dziarskie społeczeństwo gotowe przy pierwszej nadarzającej się okazji wpaść bezsensownie i ślepo w amok. Wiadomo, czym się to skończyło.

Fakt, że w teorii entropia wzrasta w systemach szczelnie zamkniętych może nam podpowiadać proste rozwiązanie problemu w postaci otwarcia systemu, „spuszczenia pary”, by chaos ustąpił. To jednak łatwość pozorna. Przeprowadzanie liberalnych eksperymentów w segmencie polityki wewnętrznej byłoby skrajnie ryzykowne. Rozhermetyzowanie systemu, tego działającego dziś sprawnie „reaktora społecznego”, wiązałaby się z niekontrolowanymi wybuchami niezadowolenia społecznego i mogłaby skutkować nieodwracalną destabilizacją, z jaką mieliśmy do czynienia w latach 1980. i 1990.

Utylizacja entropii na zewnątrz

Entropia społeczna jest wyjątkowo toksyczna. Nie zaleca się manipulowania przy niej w warunkach domowych. Trzeba ją wynieść gdzieś dalej. Eksportować w celu utylizacji na obcym terytorium.

Eksport chaosu to rzecz znana z historii. „Dziel i rządź” to starożytna maksyma. Podział jest synonimem chaotyzacji. Jednocz swoich + dziel obcych = będziesz rządzić jednymi i drugimi. Rozładowanie wewnętrznego napięcia (które Lew Gumilow mgliście nazywał pasjonarnością) może nastąpić w drodze ekspansji na zewnątrz. Tak robili Rzymianie. Tak postępowały wszystkie imperia. Na przestrzeni wieków państwo rosyjskie ze swoim surowym i mało elastycznym politycznym interiorem zdołało przetrwać dzięki nieustannym zmaganiom o własne granice. Dawno już oduczyło się, a być może nigdy nie potrafiło, funkcjonować w inny sposób. Dla Rosji ciągłe poszerzanie się nie jest po prostu jedną z koncepcji, lecz egzystencjalną istotą naszego historycznego bytu.

Stany Zjednoczone największym eksporterem entropii

Imperialne technologie aktualne pozostają i dziś, choć imperia nazywamy supermocarstwami. Przypadek krymski to ewidentny przykład konsolidacji społeczeństwa kosztem chaotyzacji innego kraju. Pretensje Brukseli i Waszyngtonu o ingerencje Moskwy oraz brak możliwości uregulowania istotnych konfliktów na całej kuli ziemskiej bez udziału Rosji pokazują, że nasze państwo nie straciło instynktów imperialnych.

Największym dostawcą rozmaitych niepokojów na światowy rynek polityczny pozostają wszakże Stany Zjednoczone. Warto zauważyć (nie bez zdziwienia), że firmowana przez Amerykanów destabilizacja bardzo się im opłaca i cieszy się wyjątkowym popytem. Skrajny brak równowagi swojego surrealistycznego budżetu Stany Zjednoczone kompensują irracjonalną emisją dolara, który już dawno jest nie tyle pieniądzem, co jednostką miary poziomu finansowej entropii, wirusem chaosu roznoszącym po całym świecie pandemię baniek finansowych, nierównowag i dysproporcji. Zredukowany jakby obecnie poziom eksportu kolorowych rewolucji i dydaktycznych wojen znów się podniesie, gdy tylko potencjalni importerzy stracą czujność. Etyka eksperymentalna made in USA uderza gradem po głowach Afrykanów, Azjatów i naszych Eurazjatów, wstrząsając nieprzygotowane na nią umysły tradycjonalistów. Częściowo udawane oburzenie, które wywołuje ona u nas, wydaje się odwrotną stroną ogromnej ciekawości i potwierdza tylko, że etyka ta łatwo się przykleja, wywołując równocześnie silny efekt deformujący.

Chiński Wezuwiusz i rozkład Europy

Chińska powściągliwość to tylko maska skrywająca ogromne pokłady chaosu nagromadzone w tym zdyscyplinowanym narodzie. Jeśli przyłożymy ucho do Wielkiego Muru, usłyszymy, jak u nich wrze. Gdy wewnętrzne sprzeczności w Państwie Środka osiągną apogeum, Chiny staną się największym emitentem entropii, rzucając w tym względzie wyzwanie amerykańskiemu liderowi. Pekin wznosi się coraz bardziej nad światem i geopolityczna sytuacja wielu krajów przypomina życie u stóp Wezuwiusza; na razie wszystko jest w porządku, lecz kto będzie Pompejami, gdy zacznie się erupcja Chin?

Unia Europejska znajdująca się w osobliwym stanie kwantowym niby formowania się, niby rozkładu, może być w przyszłości zarówno źródłem chaosu, jak i jego absorbentem. Drugi z tych procesów wydaje się w najbliższym czasie bardziej prawdopodobny, biorąc pod uwagę niespójny i dość bezmyślny sposób zarządzania przez europejską biurokrację. Jak tak dalej pójdzie, UE stanie się buzującym poligonem służącym do utylizacji politycznych śmieci, na który wszelcy włóczędzy i szpiedzy dostarczać będą gnijące odpadki klasowej i rasowej nienawiści.

Ekspansja wynika z praw fizyki

Emisje entropii społecznej przez systemy polityczne wielkich państw, podobnie jak emitowany przez nie dwutlenek węgla, można w zasadzie poddać kontroli. Do jakich zmian klimatycznych musi jednak dojść, by narody faktycznie porozumiały się w sprawie gazów cieplarnianych? Do jakiego stopnia muszą dojść sprzeczności geopolityczne, by supermocarstwa wypracowały nowy porządek współistnienia? Historyczne przykłady nie napawają optymizmem; pokój westfalski, kongres wiedeński i konferencja jałtańska stały się możliwe i zakończyły sukcesem dopiero wtedy, gdy chaos osiągnął piekielne rozmiary. Jakby nie było, konieczny jest nowy podział stref wpływów. I z całą pewnością do niego dojdzie, prędzej czy później, formalnie lub nieformalnie, w trybie tajnym bądź jawnym. Pozostaje kwestia, jak wysoka będzie jego cena.

Z punktu widzenia fizyki społecznej strefa wpływów jest określonym traktatowo obszarem przeznaczonym do rozprzestrzeniania i utylizacji chaosu wydalanego przez stabilny system polityczny. W sytuacji braku porozumienia wartkie potoki wytwarzane przez najsilniejsze państwa zaczynają się ze sobą zderzać, powodując niszczycielskie burze geopolityczne. Aby tego uniknąć, trzeba skierować każdy strumień do oddzielnego nurtu. Tymczasem świat delektuje się swoją wielobiegunowością, paradą postradzieckich nacjonalizmów i suwerenności. Jednak w kolejnym cyklu historycznym zapomniana dziś globalizacja i internacjonalizacja powróci, przynosząc zmierzch owej wielobiegunowości. Wówczas Rosja otrzyma swój udział w nowym globalnym podziale ziemi (dokładniej – przestrzeni), potwierdzając swój status jednego z kilku globalizatorów, jak niegdyś w epoce Trzeciego Rzymu i III Międzynarodówki.

Rosja będzie się rozszerzać nie dlatego, że to dobrze czy źle, ale dlatego, że tak mówi fizyka.

Władisław Surkow

Źródło: Актуальные комментарии

Śródtytuły pochodzą od Redakcji.

Redakcja