PublicystykaŚwiatPrzeciw amerykańskiemu mentorstwu

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

W dyskusjach prowadzonych na Zachodzie na temat Rosji podkreśla się, że  państwo to pod rządami Władimira Putina dokonało radykalnego przewartościowania swojej tożsamości międzynarodowej, stawiając na konfrontację z Zachodem. Zjawisko to zyskało miano „agresywnego zwrotu” w polityce zagranicznej Rosji.

W okresie pozimnowojennym stosunki Rosji ze Stanami Zjednoczonymi i państwami Unii Europejskiej przebiegały cyklicznie – od otwartości i konstruktywnej współpracy do stagnacji i wrogości. Nigdy jednak nie były tak złe, jak po aneksji Krymu w 2014 r.  Tego stanu rzeczy nie można zrozumieć bez spojrzenia na rewizję stanowiska Rosji wobec ładu pozimnowojennego, ale także na politykę USA wobec przestrzeni poradzieckiej, w której zderzyły się interesy geopolityczne obu stron.

Po rozpadzie ZSRR i rozwiązaniu Układu Warszawskiego…

Stany Zjednoczone w sposób oczywisty były zainteresowane transformacją Rosji i jej demokratycznym wyborem. Z czasem okazało się, że ich oczekiwania rozminęły się z realiami.  Rosja nawet gdy deklarowała gotowość dokonania reform na modłę zachodnią, nie była w stanie poradzić sobie z rozprzężeniem gospodarczym, a Zachód bynajmniej nie spieszył jej z efektywną pomocą. Odwoływanie się do wartości i ideałów zachodnich bez wymiernego wsparcia nie było skuteczne. Szybko okazało się, że Rosję różnią z Zachodem interesy, związane a to z polityką wobec „bliskiej zagranicy” („kolorowe rewolucje”), a to ze stosunkiem do nuklearnych ambicji Iranu, czy spojrzeniem na poszerzanie NATO na wschód. Rosja mogła oczywiście protestować przeciwko rozmaitym działaniom Zachodu, ale spotykało się to z lekceważeniem Stanów Zjednoczonych i omijaniem takich instytucji, jak Rada Bezpieczeństwa ONZ, gdzie weto Moskwy mogłoby skutecznie powstrzymać Amerykanów (być może zapobiegłoby interwencji wojskowej przeciwko Serbii w 1999 r. czy inwazji na Irak w 2003 r.). Po objęciu rządów przez ekipę Władimira Putina  Rosja nie tylko skonsolidowała się wewnętrznie, ale przede wszystkim asertywnie sprzeciwiła się pomysłom zachodnim na jej modernizację i zademonstrowała opór wobec amerykańskiego mentorstwa. Zależało jej na przywróceniu pozycji  głównego mocarstwa globalnego. Obecnie wiele wskazuje na to, że Rosjanie  pozbyli się już traumy po rozpadzie imperium  radzieckiego i są w stanie przejąć inicjatywę w wielu dziedzinach, z czym muszą liczyć się partnerzy po stronie zachodniej.

Już w 2007 r. Władimir Putin na monachijskiej konferencji bezpieczeństwa zdecydowanie  zaprotestował przeciw hegemonizmowi amerykańskiemu, co zdaniem wielu obserwatorów było zapowiedzią ostrego starcia z Zachodem. Można  z perspektywy czasu stwierdzić, że Putin dokonał wówczas programowej antycypacji tego, co stało się wyznacznikiem rosyjskiej polityki zagranicznej kolejnych lat – nieustępowania Zachodowi (co potwierdziło się  w Gruzji i na Ukrainie). Rosja nie zmierza do odbudowy dawnej strefy wpływów w Europie Środkowej i Wschodniej, uznając istniejący stan rzeczy. Chce  jednak mieć wpływ na ustalanie reguł gry na tym obszarze i na ich egzekwowanie. Rosjanie uznali, że nastał właśnie czas takiej zmiany, która daje im szansę na włączenie się w proces kształtowania nowego ładu, opartego na wielomocarstwowym  konsensusie, a nie dyktacie silniejszego.

Rosję zalicza się do tzw. mocarstw wschodzących,

ale przecież już od wielu stuleci jest ona aktywnym i skutecznym graczem na arenie międzynarodowej. Miała wpływ na kształtowanie poprzednich wcieleń ładu międzynarodowego, zawsze obstając przy swojej suwerenności i niezależności politycznej. Gdy te wartości były zagrożone, Rosjanie mobilizowali wszystkie siły i środki, aby z największą determinacją i bezgranicznym poświęceniem bronić swojego kraju. Patriotyczna obrona ojczyzny podczas  wielkich wojen ojczyźnianych należy do najbardziej uświęconych tradycji. Bez zrozumienia tego fenomenu nie sposób pojąć  niezwykle silnego przywiązania do mocarstwowego statusu i równego traktowania pośród największych aktorów sceny międzynarodowej.

Przez większość swojej historii (z wyjątkiem okresu międzywojennego) Rosja była graczem konserwatywnym, opowiadała się przeciw rewolucyjnym zmianom w stosunkach międzynarodowych i obstawała przy zachowaniu status quo. Jeśli popierała dążenia narodowowyzwoleńcze narodów bałkańskich w Imperium Osmańskim, to zawsze towarzyszyły temu kalkulacje geopolityczne. W istocie we wszystkich posunięciach na arenie międzynarodowej  Rosja kierowała się Realpolitik.  I wtedy, kiedy wraz z Anglią występowała przeciw Napoleonowi, i wówczas, gdy z republikańską Francją jednoczyła się przeciw wilhelmińskim Niemcom przed I wojną światową.

Pakt Stalina z Hitlerem z 1939 r. był efektem fiaska porozumienia się z Wielką Brytanią i Francją, które prowadziły własne gry geopolityczne. Ostatecznie wojenny sojusz Stalina z demokracjami zachodnimi przypieczętował losy hitlerowskiej III Rzeszy. W okresie „zimnej wojny” stawiała na pryncypia ideologiczne, ale dla szukania przeciwwagi wobec Zachodu gotowa była zawierać „egzotyczne sojusze” z państwami Trzeciego  Świata, które nie miały nic wspólnego z komunizmem. Po XX zjeździe KPZR w 1956 r. kierownictwo radzieckie postawiło na „pokojowe współistnienie” z Zachodem, czego praktycznym wyrazem było odprężenie lat siedemdziesiątych XX wieku.

Nowa Rosja stanęła przed trudnym zadaniem redefinicji swojej tożsamości wewnętrznej i międzynarodowej. Ze względu na utratę imperium i spadek rangi w hierarchii potęg Rosja poszukuje pośredniej drogi między europejskością, do której zawsze dążyła, a możliwościami, jakie otwiera przed nią Azja. Transkontynentalna specyfika Rosji warunkuje szczególną wagę przywiązywaną przez nią do realnego układu sił w systemie międzynarodowym. Od niego bowiem zależy kształt ładu normatywnego, interpretacja, ewolucja i dyfuzja reguł gry. Na tle własnej wizji ładu międzynarodowego Rosja realnie ocenia swoje zasoby i jest świadoma ich znaczenia w północnej hemisferze. Jej geopolityczne wpływy opierają się na  kontroli największej w świecie przestrzeni, nieprzebranych zasobach surowcowych, uznanym statusie w instytucjach międzynarodowych oraz globalnych ambicjach i aspiracjach.

Sąsiedztwo z regionami o ważnym znaczeniu dla bezpieczeństwa międzynarodowego czyni ją współuczestnikiem procesów decydujących o stabilności i bezpieczeństwie w Azji Środkowej, na Bliskim i Środkowym Wschodzie, na Dalekim Wschodzie i na Pacyfiku, w Arktyce, w Europie Północnej i Wschodniej.  Żaden z problemów ważnych dla bezpieczeństwa międzynarodowego – afgański, koreański, irański, syryjski – nie może być rozwiązany bez udziału czy przynajmniej uwzględnienia stanowiska Rosji. Dotyczy to także zwalczania terroryzmu międzynarodowego, czy zapobiegania proliferacji broni masowej zagłady.

Te przykłady pokazują, na czym polega  ranga mocarstwowości rosyjskiej. W dziedzinie strategicznej jedynie Stany Zjednoczone mogą ją skutecznie przeciwważyć. Dzięki zasobom  wojskowym i surowcowo-energetycznym Rosja może zarówno stabilizować, jak i destabilizować  stosunki międzynarodowe.  Kontrolując szlaki tranzytowo-transportowe między Europą i Azją wpływa istotnie na międzynarodowe przesyły surowców i obrót towarowy. Wreszcie nie bez znaczenia jest rola „mostu międzycywilizacyjnego”, do której predestynuje Rosję jej wieloetniczność, wielokulturowość i wielowyznaniowość.

Na dzisiejsze stanowisko Rosji wobec pozimnowojennego ładu należy spojrzeć przez pryzmat jej rozczarowań postawą państw zachodnich.

Okazały się one niegodne zaufania, gdy poparły (z pewnymi wyjątkami) interwencjonistyczną politykę Stanów Zjednoczonych, powrót do wyścigu zbrojeń (wypowiedzenie traktatu ABM w 2002 r.), czy poszerzanie NATO na wschód. Unia Europejska pretendująca do zbudowania z Rosją „partnerstwa strategicznego” nie była w stanie zaproponować odrębnej od atlantyckiej wspólnoty bezpieczeństwa, co oznaczało, że amerykańska wizja strategiczna została narzucona całemu Zachodowi. To siłą rzeczy doprowadziło do napięć z Rosją, odzyskującą zdolność kreowania swojej wizji poprzez skuteczne kontrowanie pomysłów amerykańskich. O ile Stany Zjednoczone lansują uniwersalną demokratyzację, także przy użyciu siły,  jako panaceum na wszystkie problemy współczesnego świata, o tyle Rosja uważa, że każde państwo w ramach suwerenności ma prawo do własnego modelu rządów.

Oznacza to, że Rosjanie stoją na gruncie klasycznych zasad prawa międzynarodowego (suwerennej równości i nieingerencji w sprawy wewnętrzne), jawią się paradoksalnie obrońcami status quo, podczas gdy USA stały się mocarstwem rewizjonistycznym. W powszechnej opinii kreowanej przez media zachodnie po aneksji Krymu jest akurat odwrotnie.

Akcesja państw Europy Środkowej do NATO i Unii Europejskiej nie sprzyjała zasypaniu starych podziałów między Rosją a Zachodem. Przeciwnie, ujawniło się, że pod przykrywką projektów integracyjnych realizowane są zamysły geopolitycznej ekspansji Zachodu. Unia Europejska pod hasłami  ładu normatywnego i promocji wartości zachodnich stała się instrumentem natarcia na poradziecki Wschód. To musiało doprowadzić do starcia, którego areną stała się Ukraina.

Ideologia normatywnej i aksjologicznej przewagi Zachodu ma negatywne konsekwencje, gdyż lekceważy złożoność tradycji politycznych na kontynencie europejskim i naturalne prawo narodów do wyboru swoich dróg rozwojowych. Fundamentalną zasadą leżącą u podstaw Unii Europejskiej jest przezwyciężenie logiki konfliktu. Ta zasada sprawdziła się w odniesieniu do pojednania francusko-niemieckiego, ale ponosi klęskę w jednoczeniu całego kontynentu po „zimnej wojnie”. Faktem jest nowy geopolityczny podział Europy, w której integracja stała się „środkiem kontynuowania starych żalów w nowym formacie”.  Kontynent europejski podlega nowym podziałom, owe podziały poddaje się intensywnej militaryzacji, co wzmaga napięcia i tworzy klimat konfrontacyjny, nazywany „nową zimną wojną”.

Wierność starym zasadom realizmu

Od dwóch dekad, nazywanych erą Putina, rosyjska polityka zagraniczna w sensie koncepcyjnym i doktrynalnym odwołuje się do realistycznej tradycji w stosunkach międzynarodowych. Tradycja ta ma rodowód starożytny, sięgający Tukidydesa. Jej szczególny  kształt ma związek z anglosaską szkołą myślenia, której najwybitniejszymi twórcami byli Edward H. Carr i Hans Morgenthau. Myśl polityczna niekoniecznie pokrywa się z założeniami teoretycznymi, ale w przypadku Rosji mamy do czynienia z silnym związkiem myślenia praktycznego z tym, co głosi teoria realizmu ofensywnego. Jej głównym eksponentem jest chicagowski profesor nauk politycznych John J. Mearsheimer.

Choć decydenci Kremla lubią odwoływać się w praktyce do liberalnych standardów prawa międzynarodowego i instytucji międzynarodowych, w tym ONZ, to jednak w sytuacji zagrożenia dla interesów bezpieczeństwa bazują na „twardych” środkach, w tym sile.  Przypomina to nie tylko klasyczne założenia realizmu politycznego, ale świadczy o dużej determinacji na rzecz obrony stanu posiadania. Tę determinację trudno jednak zrozumieć na podstawie samego odwołania się do interesów i siły. W grę wchodzą bowiem czynniki motywacyjne o charakterze ideologicznym, aksjologicznym, psychologicznym i percepcyjnym. Warto pamiętać także o imponderabiliach, które w przypadku Rosji rozciągają się na  1000-letnią historię ortodoksyjnego chrześcijaństwa i dziedzictwo imperialne  Konstantynopola.

„Papież” realizmu politycznego H. Morgenthau uważał, że w diagnozie polityki w stosunkach międzynarodowych  oprócz „twardych” komponentów nie można  zaprzeczać także znaczeniu dyplomacji i moralności. Trudno pominąć związki między racjonalnością wyborów decyzyjnych a rozmaitymi zakłóceniami o charakterze antyracjonalnym i irracjonalnym. Najlepszym przykładem trudności w zrozumieniu motywów rosyjskiej polityki zagranicznej jest powód, dla którego Putin zdecydował się  na aneksję Krymu, zdając sobie sprawę z  wysokich kosztów tego przedsięwzięcia.

W żadnej realistycznej koncepcji nie znajduje się uzasadnienia, dlaczego Rosja była gotowa zapłacić więcej niż wynikało to z kalkulacji zysków i strat. Z pewnością górę wzięło przekonanie, że w obliczu wyraźnego zwrotu Kijowa w stronę Zachodu  Moskwa za żadną cenę nie może  dopuścić do utraty  strategicznych pozycji, związanych z bazą wojenną w Sewastopolu. Inaczej mówiąc, wrażliwość na żywotne interesy, związane ze zbliżaniem się do tzw. czerwonej linii bezpieczeństwa, przeważyły nad racjonalnością kalkulacji.

Wszystko to pokazuje, że  rzeczywistość polityki międzynarodowej jest bardziej złożona niż wydaje się to entuzjastom rozmaitych teorii stosunków międzynarodowych, którzy chcieliby nieraz przy pomocy jednego szablonu objaśnić skomplikowane i tajemne procesy, zachodzące w tzw. wspólnocie międzynarodowej. Zgodnie z kantowską tradycją myślenia, ideałem byłoby utrzymanie pluralizmu uczestnictwa oraz wspólnoty interesów całej ludzkości, do czego zresztą nawiązywał pierwszy i ostatni prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow w swojej koncepcji „nowego myślenia”.

Nie brakuje opinii, że wewnętrzna mobilizacja, odwoływanie się do nacjonalistycznej euforii i patriotycznych uniesień, pobudzanych przez władze polityczne stały się źródłem agresywnych działań i wzrostu nastrojów imperialnych. Mogło być także odwrotnie. Trudno to udowodnić w przypadku Rosji w sposób jednoznaczny. Uznała ona bowiem skutki geopolitycznego rozpadu ZSRR, nie dążąc po 1991 roku do rewizji ładu terytorialnego. Nie odwoływała się do ideologii imperialnej, związanej z odzyskaniem straconych w wyniku rozpadu ZSRR terytoriów. Nie podejmowała działań zaczepnych ani wobec Gruzji, ani Ukrainy, zanim  nie została sprowokowana nasilaniem się  akcji zagrażających interesom jej bezpieczeństwa i prawom ludności rosyjskojęzycznej. Decydenci polityczni Rosji cieszą się wysokim poparciem społecznym dla dokonywanych wyborów politycznych, choć świat zewnętrzny nie daje wiary autentyczności tego poparcia.

Rosja broniąc swoich interesów, nawołuje do dialogu i normalizacji. Kolejna, przemawiająca do rozumu i wyobraźni diagnoza W. Putina, przedstawiona na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos w styczniu 2021 roku skupia się wokół najważniejszych zagrożeń z perspektywy doświadczeń kryzysowych, w których pogrąża się świat. Putin apeluje o przywrócenie dialogu bez warunków wstępnych (w duchu Realpolitik), bez narzucania monopolu cywilizacyjnego. „Taki monopol ze swej natury jest sprzeczny z kulturową wieloaspektowością historyczną naszej cywilizacji” (https://www.weforum.org).

Stawka na pluralizm cywilizacyjny       

Koncepcja „realizmu cywilizacyjnego” wywodzi się z konserwatywnego myślenia geopolitycznego, od Mikołaja Danilewskiego począwszy. Jednym z współczesnych geopolityków, którzy nawiązywali do niej był Wadim Cymburski. Podział na „cywilizacyjne bloki”, a w ich ramach centra i peryferie oznacza, że pogranicza tych bloków, czyli owe peryferie stają się obiektem starć międzycywilizacyjnych oraz „grawitacyjnego przyciągania” przez drugą stronę. Nie biorąc pod uwagę innych centrów cywilizacyjnych, takich jak Chiny, Indie czy Japonia, Rosja i Ameryka są  spadkobiercami „zimnowojennego duopolu” i w sensie ideologicznym  pozostają na pozycjach konfrontacyjnych. Obszarem konfrontacji stała się Europa Wschodnia, czyli pas państw bezpośrednio rozdzielający strefy wpływów, interesów i odpowiedzialności Rosji i Zachodu.

Chodzi zatem o znalezienie pewnego modus vivendi z stosunkach z Zachodem, głównie ze Stanami Zjednoczonymi, aby określić granice wpływów w Europie Wschodniej, obejmującej państwa  o charakterze limitrofów („terytoriów-cieśnin”), położonych na pograniczu cywilizacyjnym i podatnych na wpływy sił przeciwstawnych mocarstw i ugrupowań polityczno-gospodarczych.  Spośród takich państw szczególnym polem konfrontacji w ostatnich latach stały się Ukraina i Białoruś. Pod uwagę bierze się także Gruzję i Mołdawię. Każda ze stron – i Rosja, i Zachód – zdaje sobie sprawę ze strategicznej ważności tych państw, ale także konieczności poszanowania ich tożsamości cywilizacyjno-kulturowej i prawa do wyboru własnej drogi rozwoju.

Oczekiwano, że powściągliwość administracji amerykańskiej w okresie prezydentury Donalda Trumpa względem Ukrainy spowoduje powrót do pewnej „pragmatycznej normalności” i odłożenie na bok spraw spornych. Chodziło o to, aby zrezygnować z myślenia w kategoriach gry o sumie zerowej, a państwom położonym  „pomiędzy” Rosją i Europą Zachodnią (NATO i UE) pozwolić na pełnienie roli swoistego „pomostu” (o przejściowym charakterze buforu). Nawiązywano w ten sposób do idei Henry’ego Kissingera, aby państwom-limitrofom nadać status neutralności.  Oczekiwania te okazały się daremne. Powrót demokratów do władzy w USA  sprzyja raczej tendencjom do eskalacji presji na Rosję.

Nigdy nie można jednak wykluczać poszukiwania porozumienia. Jeśli nawiązano by do eksperckiego raportu Brookings Institution z 2017 roku na temat „nowej architektury bezpieczeństwa w Europie Wschodniej”, to możliwe byłoby porozumienie  z Rosją na temat neutralizacji tych państw, z możliwością współpracy gospodarczej i kulturalnej, ale z wyłączeniem powiązań militarnych (M.E. Hanlon, Beyond NATO. A New Security Architecture for Eastern Europe, „The Marshall Papers”, Brookings Institution Press, Washington, D.C. 2017). Zdaniem Rosjan, neutralizacja powinna być powiązana z demilitaryzacją tego obszaru (B. Miezhuyev, „Civilizational Realism”. A Chance to Bring Theory Back in Touch with Real Politics, „Russia in Global Affairs” 2018, vol. 16, nr 4). Dla Rosji jest bowiem niewyobrażalne, aby NATO i Stany Zjednoczone nadal dozbrajały państwa regionu (mimo braku sojuszniczych więzi) i umieszczały w nich swoje bazy wojenne. „Pas od Odessy do Sztokholmu” stałby się przykładem pewnego eksperymentu cywilizacyjnego, polegającego na symbiozie pierwiastków kulturowych i gospodarczych. Nikt nie wie jednak, jak konkretnie miałyby wyglądać negocjacje na temat statusu państw, których rządy nie chcą być przedmiotem decyzji mocarstwowych, przypominających „drugą Jałtę”.

Odwoływanie się do koncepcji „realizmu cywilizacyjnego” jest w dużej mierze rezultatem porażki, jaką Rosja poniosła w stosunkach z Zachodem, a zwłaszcza z USA. Władimirowi Putinowi udało się nawiązać całkiem partnerskie stosunki z George’em W. Bushem, które uległy załamaniu, gdy Rosja dołączyła do francusko-niemieckiej opozycji wobec inwazji amerykańskiej na Irak. USA w odwecie natychmiast uruchomiły program promocji demokracji w Gruzji, czyniąc Micheila Saakaszwilego bohaterem „rewolucji róż”. Wkrótce okazało się, że Rosja nie ma szans na utrzymanie stabilnych relacji z Zachodem, ani bezkonfliktowo sprawować swojego patronażu w przestrzeni poradzieckiej. Dowiodły tego szczególnie wydarzenia na Ukrainie lat „pomarańczowej rewolucji” i „euromajdanu”, które doprowadziły do głębokiego impasu, a nawet paraliżu dyplomatycznego.

„Realizm cywilizacyjny”  odrzuca wszelkie globalne utopie „demokratycznego pokoju”, wywiedzione z marzeń zwolenników „końca historii” i apologetów świata jednobiegunowego. Rosja nie tylko z racji swojej wyjątkowości i osobności, ale także przywiązania do tradycji Realpolitik opowiada się  jednoznacznie za pluralistycznym i policentrycznym układem sił, uwzględniającym wkład różnych kultur i cywilizacji oraz porządków aksjologicznych w konstruowanie wspólnej dla wszystkich i możliwie otwartej na wielostronny dialog przestrzeni polityczno-dyplomatycznej. Według Putina, żadna wizja ładu międzynarodowego nie może być zdominowana przez jeden zuniwersalizowany system wartości i jeden model ustrojowy. Prowadziłoby to bowiem do  stworzenia jednego „imperium światowego” w sensie politycznym, a w sensie cywilizacyjno-kulturowym do swoistego „totalitarnego monizmu”. Nie do zaakceptowania jest długotrwała hegemonia jednego mocarstwa, którego legitymizacja przywództwa opiera się na uzurpacji, naruszaniu  standardów prawa międzynarodowego oraz przewadze potencjału gospodarczego i militarnego.

W imię „realizmu cywilizacyjnego” Rosja dokonała głębokich przewartościowań  swoich partnerów międzynarodowych.

Przede wszystkim nie kieruje się sympatiami i sentymentami, ani też  odruchową wrogością i resentymentami kompensującymi własne słabości, lecz realistyczną diagnozą bilansu sił, zbieżnością i sprzecznością interesów oraz możliwościami operowania konkretnymi zasobami środków. Determinacja w obronie swoich racji i umiejętność wpływania przy pomocy dyplomatycznej perswazji okazują się równie ważnym i pożądanym przejawem siły, przynoszącym konkretne korzyści.

Główną przeszkodą w znalezieniu wspólnego języka Rosji z Zachodem jest odmienna diagnoza interesów i priorytetów aksjologicznych. Rosjanie lubią podkreślać, że dyktatura medialna Zachodu i poprawność polityczna dyktowana przez neoliberalne kręgi polityczne przez długie lata przesłaniały katastrofalny stan społeczeństwa amerykańskiego, co ujawniło się przy okazji zmiany władzy prezydenckiej w 2020 roku i podczas  ataku na Kapitol w styczniu 2021 roku. Stany Zjednoczone  straciły pozycję mentora, pouczającego inne państwa, jak postępować i jak żyć. Skompromitowana Ameryka utraciła mandat do ustalania i narzucania standardów demokratycznych w przestrzeni międzynarodowej. Podważona została jej reputacja wzorcowego państwa demokratycznego, choć znawcy problematyki ustrojowej od lat pokazują, jak wiele sprzeczności i aberracji tkwi w systemie politycznym i gospodarczym USA.

Podczas kadencji prezydenckiej Donalda Trumpa relacje wzajemne były zamrożone, ale spodziewano się w Moskwie, że w drugiej kadencji prezydent USA będzie bardziej otwarty na dialog i normalizację stosunków. Tymczasem wygrana  kandydata demokratów oraz obsadzenie obu izb Kongresu przez tę partię nie daje podstaw, aby „realizm cywilizacyjny”  stał się  podstawą jakiegokolwiek porozumienia. Administracja amerykańska, jak i skupiony wokół niej medialny komentariat nie dopuszczają bowiem  myśli, że  Rosja ze swoim systemem politycznym i oryginalną kulturą może być dla kogoś atrakcyjnym obiektem przyciągania.

Nawet gdy struktury świata zachodniego nie są w stanie wchłonąć wszystkich państw  otaczających Rosję, to jednak nie do pomyślenia jest, że mogłyby one skorzystać a contrario z rosyjskiej oferty sojuszniczej i „parasola ochronnego”. W ten sposób  nie ma uznania dla tak rozumianego „realizmu cywilizacyjnego” po stronie zachodniej, co oznacza, że ani Stany Zjednoczone, ani Zachód w sensie całego bloku geopolitycznego nie godzą się, aby  Rosja mogła aspirować do przywództwa  w bezpośredniej przestrzeni geopolitycznej, zwłaszcza pod względem kulturowo-cywilizacyjnym.  Wydaje się, że obserwatorzy zachodni – z pewnymi wyjątkami – bardzo selektywnie spoglądają na sytuację w obszarze tzw. bliskiej zagranicy Rosji. Nie dostrzegają wielu czynników, składających się na tożsamość „poimperialną”, ale także odpowiedzialność Rosji za swoich „rodaków” i wspólnotę językowo-kulturową (Rusofonię, russkij mir). To zjawisko przybiera charakter pewnego „grawitacyjnego” przyciągania, kiedy od państwa, będącego wielkim mocarstwem o imperialnej tradycji oczekuje się ochrony i opieki, także w sensie egzystencjalnym, poza jego granicami. W jaki sposób potęgi  wykorzystują tę „grawitację”, można pokazać na wielu przykładach zarówno Rosji, jak i Stanów Zjednoczonych. Odnosił się do tego w jednej z ostatnich swoich prac Zbigniew Brzeziński.

Siła przyciągania Rosji…

dla najbliższych sąsiadów, ale także dla niektórych państw  związanych z Zachodem, na przykład dla Węgier, polega na tym, że  bronią one swojej tożsamości przed zachodnim multikulturalizmem i negatywnymi skutkami globalizacji na modłę zachodnią. Paradoksalnie, rosyjski model obrony swoich racji jest powielany nawet w takich państwach, jak rusofobiczna Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości, choć nikt z rządzących nie dostrzega przecież takich podobieństw i analogii.

Polityka zagraniczna Rosji  aktywizuje się na wszystkich kierunkach obszarów przygranicznych – od Europy Wschodniej, poprzez basen Morza Czarnego, Kaspijskiego, Azję Środkową, po Daleki Wschód. Przypisuje im „pośrednictwo międzycywilizacyjne”, nie rezygnując z odbudowy swojej pozycji mocarstwowej, stabilizatora przyległych regionów i moderatora-rozjemcy w konfliktach pogranicza (jak jesienią 2020 r.) między Armenią i Azerbejdżanem).  W istocie sprowadza „realizm cywilizacyjny” do zapewnienia własnego panowania – kontroli i wpływów w przestrzeni poradzieckiej, odwołując się do przewag geopolitycznych, posłannictwa dziejowego i wyjątkowości.

Zachód nie może lekceważyć ani nie doceniać tego, do czego Rosja aspiruje. Wydaje się, że przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych ciągle obowiązuje wizerunek Rosji z czasów Jelcyna, kiedy państwo uległo dezorganizacji i można  było ulegać fałszywym nadziejom na jego westernizację. Przyciągnięcie w stronę Zachodu  okazało się niewykonalne, a odbudowa statusu w epoce Putina pokazała, że Rosja znowu obroniła własną drogę rozwoju,  stawiając na obronę wartości konserwatywnych i samodzielną interpretację swojego interesu narodowego. Okazuje się, że Rosja znajduje w tej dziedzinie poparcie wśród wielu innych państw, co daje jej legitymację do przywództwa w budowaniu opozycji wobec „liberalnego internacjonalizmu”, promowanego przez Stany Zjednoczone.

Przed administracją Joe Bidena stoją zatem poważne zadania, związane nie tylko z przewartościowaniem dotychczasowej strategii, ale  przede wszystkim powrotem do dialogu, opartego na poszanowaniu racji i wartości stron. Misyjność USA oparta na promocji demokracji i praw człowieka jest już anachronizmem. Wiara Zachodu, że w przestrzeni poradzieckiej uda się szybko zbudować silną przeciwwagę wobec Rosji w postaci demokratycznych, stabilnych i zasobnych państw jest złudzeniem i dowodem idealistycznego zaślepienia.

Każdy analityk sytuacji na Ukrainie, jeśli nie jest stronniczy, potrafi dostrzec katastrofalny stan tego państwa, które znajduje się raczej na granicy wytrzymałości, a nie na drodze do liberalnej demokracji. Zwiększanie pomocy ze strony Zachodu dla  sił, którym nie zależy na sanacji własnego państwa jest drogą donikąd.  To także dla Rosji droga do ciągłej niepewności i wzrostu  zagrożeń. Dlatego nowa administracja amerykańska  mogłaby więcej osiągnąć, zmierzając do „neutralizacji” obszaru Europy Wschodniej i deeskalacji konfliktu, a nie odwrotnie.

Amerykanie i państwa Europy Zachodniej tkwią  głęboko w swoich idiosynkrazjach, odziedziczonych po „zimnej wojnie”, a kryzys przywództwa politycznego, przejęcie władztwa przez kapitał korporacyjny oraz sprzedajność elit intelektualnych nie pozwalają im wyjść naprzeciw realnym wyzwaniom współczesnego ładu międzynarodowego. Okazuje się, że koncepcja realizmu cywilizacyjnego jest nie do zrealizowania dla żadnej ze stron pozimnowojennej konfrontacji.  Tkwią w niej sprzeczności o charakterze tautologicznym. Żadna ze stron – póki co, ani Rosja, ani Zachód ze Stanami Zjednoczonymi na czele – nie są w stanie zrezygnować z rozumienia wyjątkowości (ekscepcjonalizmu) swojej cywilizacji i posłannictwa dziejowego, dlatego mamy do czynienia nie tyle ze „zderzeniem cywilizacji”, jak chciał Samuel Huntington, lecz z „patem sytuacyjnym”, niepozwalającym żadnej ze stron zatriumfować w przewidywalnej perspektywie.

Prof. Stanisław Bieleń

Myśl Polska, nr 39-40 (25.09-3.10.2021)

Redakcja