OpiniePolskaMity o Lepperze

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Dziesiąta rocznica śmierci założyciela i przywódcy Samoobrony wywołała falę nie tylko wspomnień, ale i komentarzy. Niektóre z nich oderwane są zupełnie od rzeczywistości, inne z kolei w miarę celnie przypominają, czym był ruch Andrzeja Leppera i dlaczego musiał zniknąć z polskiego politycznego firmamentu.

Neoliberalna pogarda trwa

Neoliberalne media głównego nurtu, pomimo upływu lat, nadal tkwią w poczuciu obrzydzenia i ledwie skrywanej pogardy dla nieżyjącego od 5 sierpnia 2011 roku lidera Samoobrony. Michał Krzymowski na łamach „Newsweek. Polska” opowiada o rzekomym osamotnieniu Leppera, uciekając w tanie psychologizacje. Sugeruje tym samym, że ów trybun ludowy o konstrukcji psychicznej mocniejszej od większości polskich polityków XX i XXI wieku mógł się załamać, bo spadł z „piedestału”.

Tymczasem miewał on wcześniej problemy zdecydowanie poważniejsze od tych, które trapiły go w 2011 roku. A już na pewno nie był człowiekiem nie mogącym żyć bez władzy i splendoru. Psychologizowanie Krzymowskiego i jemu podobnych nie ma nic wspólnego ze znajomością elementarnych cech charakteru twórcy Samoobrony. Jest w zasadzie kontynuacją myślenia o nim, jako człowieku z klas społecznych, których przedstawiciele nie powinni uprawiać polityki, bo są zbyt słabi, by znieść gorycz ewentualnej porażki. Zdaniem „Newsweek. Polska” wstęp do polskiej polityki mogą mieć wyłącznie osoby koncesjonowane przez warszawski, pseudointelektualny salon. Nie nadaje się do niej jakiś chłop z odległego Zielnowa w zachodniopomorskim. To zajęcia dla „swoich”, czyli oderwanych od realiów polskiego życia społecznego beneficjentów tzw. transformacji.

Jeszcze dalej i głupiej idzie Rafał Kalukin na łamach „Gazety Wyborczej” pisząc o nieżyjącym przywódcy, że „jego populistyczne dziedzictwo zostało zagospodarowane przez PiS”. Większość badań opinii publicznej i zachowań wyborczych wskazuje tymczasem, że elektorat Samoobrony po roku 2007 odpłynął do domów, wracając w szeregi największej opcji na polskiej scenie politycznej – opcji niegłosujących, czyli ignorujących politykę polską z prostej przyczyny: niemożności znalezienia na niej czegoś, co choć w niewielkim stopniu współbrzmiałoby z uznawaną przez nich hierarchią problemów do rozwiązania. Owszem, część mogła zawierzyć efemerycznym formacjom protestu (Ruch Palikota w 2011 roku, Kukiz’15 w 2015 roku), a jakiś odsetek dał się ponieść prymitywnej retoryce partii Jarosława Kaczyńskiego. Samoobrona nie była jednak Prawem i Sprawiedliwością z kilku różnych względów, m.in.: po pierwsze, mówiła o realnych problemach, a nie tworzyła sztucznych, grających rolę piorunochronu chroniącego zręby systemu przed społecznym gniewem; po drugie, starała się edukować polski lud, tłumacząc mu jego językiem źródła trapiących nas problemów, a nie prymitywizując go i sprowadzając do gry ślepych instynktów. Gdy Lepper mówił na wiecach o skutkach neoliberalnej globalizacji, powołując się np. na Josepha Stiglitza; Kaczyński i jego ludzie krzyczą coś o komunistach, Rosjanach i Niemcach.

PiSowskie zawłaszczanie

Już od dnia śmierci Andrzeja Leppera podejmowane są próby zapisywania go do partii Jarosława Kaczyńskiego. Stawiania go w szeregach formacji, która lidera Samoobrony niszczyła w sposób zdecydowanie bardziej bezwzględny od neoliberałów. Wersja twarda tego absurdalnego mitotwórstwa prezentowana była m.in. przez Ryszarda Czarneckiego i Tomasza Sakiewicza. Wersja miękka zakładała, że miał on ujawnić jakieś fakty niewygodne dla ówczesnej koalicji rządzącej –  Platformy Obywatelskiej w ludowcami. Prezentowali ją m.in. Zbigniew Stonoga i Wojciech Sumliński. Obie stanowią obrazę zdrowego rozumu i wszelkiej logiki.

Niestety, powtarzane są również przez byłych ludzi Samoobrony. Celował w tym Sławomir Izdebski. W przededniu dziesiątej rocznicy śmierci Leppera mówi o tym Renata Beger: „Nie wierzę w samobójstwo Andrzeja Leppera. Prawdopodobnie miał papiery na Tuska i Pawlaka”. Oboje nie mieli żadnego kontaktu z założycielem Samoobrony pod koniec jego życia. Najwyraźniej niektórzy z nich pragną za cenę własnego ośmieszenia przypodobać się PiS, szerząc tego rodzaju karykaturalną narrację.

Szczególnie absurdalnie brzmi ona w stosunku do Waldemara Pawlaka. Osobiście pamiętam, jak były premier przestrzegał Leppera przed jakąkolwiek formą współpracy z Kaczyńskim, podobnie jak robił to m.in. Lech Wałęsa. Przy całym krytycznym stosunku do Donalda Tuska, szef Samoobrony nie musiał też zbierać jakichkolwiek „haków” na niego. O roli neoliberałów w procederze dewastacji polskiej gospodarki mówił bowiem od lat publicznie i głośno.

Krótko mówiąc, nie sposób nie zgodzić się z byłym działaczem Samoobrony, publicystą Tomaszem Jankowskim, który PiSowskie próby przytulania nieżyjącego Leppera określa dosadnie: Jedną z największych obrzydliwości, jakie można było uczynić Andrzejowi Lepperowi już po śmierci, było wpisanie go w kolejną fałszywą opowieść Jarosława Kaczyńskiego o Polsce”.

Rozsądek na wagę złota

Niezwykle rzadko na łamach polskich mediów spotkać można wyważone oceny roli i biografii Andrzeja Leppera. Jednym z nielicznych wyjątków jest tu tygodnik „Przegląd”. Zamieszcza on m.in. wywiad z socjologiem prof. Jackiem Raciborskim. „Lepper był wybitnym przywódcą, takim o dużej inteligencji emocjonalnej. On naprawdę rozumiał wieś. I dominujące tam schematy myślenia. Jego populizm nie był sztuczny, taki jaki obserwujemy u działaczy PiS. Gdy Mateusz Morawiecki czy Zbigniew Ziobro mówią różne rzeczy o elitach, widoczne jest wyrachowanie; to czyste oszustwo, oni są w tym niewiarygodni. Od góry wnoszą niechęć. Takie szczucie. Natomiast populizm Leppera był autentyczny. Wyrastał z jego doświadczeń, doświadczeń sąsiadów i – szerzej – ludzi spychanych przez transformację na margines” – mówi uczony z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.

Pokazuje również, że Samoobrona i postać Leppera wymykała się tzw. podziałowi postkomunistycznemu polskiej sceny politycznej, który dzielił ją w absurdalny sposób na post-PZPR i post-Solidarność. Ale, co okazało się najgroźniejsze dla Andrzeja Leppera, podważała również symbiotyczny w istocie układ POPiS. Jak mówi Raciborski, „Samo jej istnienie budowę tego duopolu utrudniało, więc została taktycznie przyciągnięta przez Kaczyńskiego, a później zniszczona za pomocą służb specjalnych. To jest wielka plama na demokracji! W niszczeniu Samoobrony brało udział nie tylko PiS. Nie wyjaśniono do końca tzw. afery gruntowej, mimo że pierwszy krok został zrobiony. To jedno z wydarzeń takiej rangi jak prowokacja wobec Józefa Oleksego czy wobec Włodzimierza Cimoszewicza w wyborach prezydenckich 2005 roku”.

Andrzej Lepper miałby dziś 67 lat. Byłby młodszy od Kaczyńskiego i nieco tylko starszy od Tuska. Niewykluczone, że mógłby skończyć z dominacją postsolidarnościowych elit w polskiej polityce. Na pewno jednak nie pozwoliłby na urośnięcie do takich rozmiarów patologicznego zjawiska politycznego, jakim są autorytarne rządy PiS.

Mateusz Piskorski

Redakcja