FelietonyPolitykaJeden błąd, który kosztował życie

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

„Opowiadał mi godzinami o tym, jak kocha polską wieś, mówił o koalicji na lata, że my będziemy mieli tam zawsze miejsce, jako siostrzana partia, taki związek, jak w Niemczech CDU-CSU. Chciało mi się już spać, a on coraz dalej brnął, i brnął. Ale przecież wiedział, przecież stał za tym wszystkim”.

Takie słowa usłyszałem od Andrzeja Leppera latem 2007 roku, gdy opowiadał mi, jak Jarosław Kaczyński w przeddzień prowokacji zaplanowanej przez swoją policję polityczną występującą dla niepoznaki pod szyldem Centralnego Biura Antykorupcyjnego, zaprosił go na niekończącą się kolację.

Następnego poranka Lepper, wicepremier i minister rolnictwa, miał zostać wyprowadzony z budynku resortu w kajdankach przed kamerami TVP. Prowokacja się nie udała, a jej autorzy i wykonawcy (m.in. Mariusz Kamiński) usłyszeli za kilka lat wyroki skazujące za ewidentne przestępstwa urzędnicze i przekroczenie uprawnień. Wyroki skasowane aktami ułaskawienia ich politycznego kolegi Andrzeja Dudy. Wywód lidera Samoobrony na temat Kaczyńskiego był wtedy jednoznaczny: „to dewiant, polityczny sadysta”.

Trzydzieści lat temu, we wrześniu 1991 roku, kilkunastu rolników z Zielnowa, Krup i kilku innych miejscowości ówczesnego województwa koszalińskiego powołało Komitet Samoobrony Rolników, na którego czele stanął znany wówczas tylko lokalnie 37-letni Andrzej Lepper. Neoliberalna transformacja dewastująca szczególnie dotkliwie polską wieś i prowincję sprawiła, że już wkrótce stał na czele potężnego związku zawodowego, a następnie będącej jego politycznym ramieniem partii pod tą samą nazwą. Lepper stał się ikoną społecznego buntu.

W 1999 roku NATO pod wodzą Stanów Zjednoczonych dewastowało ówczesną Jugosławię. Niewielkie protesty przeciwko polityce agresywnego sojuszu, do którego dołączała właśnie Polska, organizowali głównie przedstawiciele marginalnych ugrupowań antysystemowych (narodowcy, radykalna lewica, anarchiści). Na jednym z nich ze zdziwieniem spostrzegłem Leppera, postać dla mnie, mieszczucha, dość egzotyczną, kojarzoną raczej z klasowym buntem polskiej wsi i radykalizmem jednej sprawy. Mówił składnie i sensownie o przyczynach swojego udziału w proteście, rozumiał zależności międzynarodowe i logiczny związek między neoliberalną hegemonią Waszyngtonu a rujnowaniem polskiej substancji społecznej i gospodarczej.

W 2000 roku w warszawskiej Galerii Porczyńskich doszło do próby powołania Bloku Ludowo-Narodowego. Obok wspieranego wówczas przez środowiska narodowo-demokratyczne jako kandydat na prezydenta gen. Tadeusza Wileckiego pojawił się tam Andrzej Lepper i Daniel Podrzycki. Lider Samoobrony gotów był do tworzenia szerokiej siły, która żywiołowemu buntowi polskiej prowincji mogła nadać bardziej zorganizowany charakter. Z różnych względów plan ten się nie powiódł.

Intuicje Leppera były zazwyczaj dobre. Mylił się rzadko. Popełnił jednak jeden błąd. Związał się politycznie z człowiekiem, którego intencje zrozumiał zbyt późno. Jego dosadne opinie przytoczone na wstępie przyszły po czasie. Jakikolwiek mariaż Samoobrony ze środowiskiem postsolidarnościowego salonu musiał zakończyć się jej błyskawiczną śmiercią. Tłumaczyłem to Andrzejowi Lepperowi wielokrotnie. Choć byłem jego, jak sądzę, dość bliskim współpracownikiem, przeważyły naciski innych.

Wejście Andrzeja Leppera na salony, do których nie pasował od samego początku, musiało skończyć się w sposób tragiczny. Wydaje mi się zresztą, że on to w głębi duszy rozumiał. W rozmowach, które z nim prowadziłem wydawał się dostrzegać, że z ludźmi o służalczej mentalności tworzącymi polski kapitalizm peryferyjny nie wolno ani przez chwilę maszerować w jednym szeregu.  Otaczające go zewsząd podszepty sprawiły, że za zrozumieniem nie poszły odpowiednie decyzje. A przecież mógł poświęcić kolejne lata na budowanie wokół siebie szerokiego ruchu protestu, formacji zrzeszającej różne środowiska i kręgi odrzucające porządki wprowadzane w Polsce po 1989 roku.

Andrzej Lepper miałby dziś 67 lat. Byłby o 3 lata starszy od Donalda Tuska i 4 lata młodszy od Jarosława Kaczyńskiego. Gdyby nie ten jeden błąd, który popełnił, mógłby dziś być liderem jednej z czołowych polskich sił politycznych. Tymczasem nie żyje od 10 lat. 5 sierpnia, jak co roku, pozostaje nam tylko zapalić znicz na wiejskim cmentarzu w zachodniopomorskich Krupach, albo pod niegdysiejszą warszawską siedzibą partii przy al. Jerozolimskich 30.

Mateusz Piskorski

Myśl Polska, nr 31-32 (1-8.08.2021)

Redakcja