W niemieckim wyraźnie liberalno-konserwatywnym wydawnictwie Springer miała miejsce swego rodzaju rewolucja. Przez dekady służyło ono za medialny oddział szturmowy chadecji.
We wszystkich wyborach federalnych media Springera były mniej lub bardziej lojalnym partnerem partii politycznej obecnej kanclerz Angeli Merkel. Nic dziwnego, wszak założyciel wydawnictwa Axel Springer stworzył coś na kształt „korporacyjnej konstytucji”, w której jasno definiował jego cele. Były wśród nich całkowita wierność i transatlantycka przyjaźń ze Stanami Zjednoczonymi oraz poparcie dla Izraela. Żeby było jasne: każdy dziennikarz pracujący dla któregoś z mediów wydawnictwa musiał zapoznać się i podpisać się pod tymi założeniami.
Jednak od kilku tygodni media Springera mają nową gwiazdę – niemiecką partię Zielonych i ich czołową kandydatkę w wyborach Annalenę Baerbock. Publikacje wydawnictwa biją w wojenne werble die Grünen.
Dlaczego tak ważne jest to, co piszą media Springera takie, jak „Bild” (największa niemiecka gazeta), „Welt”, „Welt am Sonntag” i inne? Bo wskazuje to na znaczącą ewolucję partii, która kiedyś była antysystemową „antypartią”, grupą brodatych działaczy w rozciągniętych swetrach, o nierzadko dziwnych i czerpiących z ezoteryzmu poglądach. Początkowo Zieloni postrzegani byli przez dziennikarzy Springera jako arcywrogowie Republiki Federalnej Niemiec. Ugrupowanie często czerpiące ze skrajnej lewicy, z członkami wywodzącymi się ze środowisk maoistowskich i trockistowskich, organizujące kampanie przeciwko energii jądrowej i rozmieszczeniu broni atomowej w Niemczech, kontestujące niemiecką armię i policję, uznawano za rodzaj kontrolowanej przez Związek Radziecki piątej kolumny w Niemczech Zachodnich, gotowej do przejęcia władzy i zniszczenia społeczeństwa.
Tak było przed kilkoma dziesięcioleciami. Dziś Zieloni mają za sobą zadziwiającą transformację. Wełniane swetry zamienili na eleganckie garnitury, ogolili brody, a dawni działacze maoistowscy bardziej przypominają dziś podstarzałych menedżerów z Doliny Krzemowej. Zieloni wyglądają dziś bardziej na uczestników castingu na polityków głównego nurtu niż grupkę dziwaków z egzotycznymi, utopijnymi poglądami na społeczeństwo i środowisko naturalne. Krótko mówiąc, dawna najbardziej antysystemowa partia Niemiec stała się najbardziej konsekwentnie prosystemowa. Pozytywne publikacje mediów Springera można uznać za rodzaj „certyfikatu” i „potwierdzenia” tej przemiany.
Nawet więcej: obecnie Zieloni wydają się fanatycznie transatlantyckim wydawcom Springera formacją bardziej wiarygodną od Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) Merkel. Są jednoznacznie przeciwni dokończeniu budowy gazociągu Nord Stream 2, podczas gdy Angela Merkel ją wspiera; odrzucili też niedawno możliwość koalicji federalnej z Lewicą (die Linke), stwierdzając, że nie jest ona wystarczająco entuzjastyczna wobec NATO. Zieloni dostarczają zatem dziś kompleksowej oferty, której niegdyś dziennikarze Springera oczekiwali od CDU.
Jak to się stało? Czy ludzie stojący dziś na czele Zielonych tacy, jak Annalena Baerbock czy Robert Habeck, są faktycznie intelektualnymi autorami nowego pozycjonowania się partii? Oczywiście, że nie. Są oni produktem tej transformacji; innymi słowy, zwycięzcami trwającego przez wiele lat wewnątrzpartyjnego castingu. Baerbock i Habeck to postaci z reklamówki przedsięwzięcia organizowanego i kierowanego przez reżyserów pozostających w cieniu. Ich zadaniem było przekształcenie Zielonych w ugrupowanie wspierające NATO, proamerykańskie i liberalne. Zrealizowali ten cel z powodzeniem.
Przemianę tą zapoczątkował jeszcze Joschka Fischer, gdy w 1995 roku, w kontekście wojny w Bośni, odrzucił jednoznacznie pacyfistyczny program Zielonych. Nawiasem mówiąc, jeszcze w tym samym roku Zieloni przyjęli na federalnej partyjnej konwencji postulat wyjścia z NATO. W 1998 roku Fischer, jako minister spraw zagranicznych w rządzie socjaldemokratycznego kanclerza Gerharda Schroedera, spotkał się z ówczesną amerykańską sekretarz stanu Madelaine Albright i niemal natychmiast rozpoczęła się ich wielka przyjaźń. Albright zażądała od niego przekształcenia partii w klub wsparcia NATO. Fischer gorliwie to uczynił.
Już rok później Zieloni byli formacją prowojenną, wspierając zachodnią agresję przeciwko Serbii. Sztuczka Fischera polegała na tym, że zaczął nieustannie porównywać Serbów z nazistami, a serbskie więzienia z obozami koncentracyjnymi. W tej sytuacji żaden z zielonych działaczy nie chciał uchodzić za obrońcę jakichś dziwnych słowiańskich nazistów na Bałkanach – wszyscy poparli hasło powstrzymania ich za pomocą interwencji zbrojnej. Niedawno Fischer, który pracuje dziś dla firmy doradczej Madelaine Albright, postulował w jednym z wywiadów, by Niemcy bardziej zaangażowały się w misje wojskowe zagranicą. Krążą pogłoski, że ten były wpływowy lider Zielonych zachowuje nadal decydujący wpływ na swoją partię.
Nie on jeden. Za kulisami działają też na przykład stratedzy polityczni Zielonych Ralf Fücks i jego żona Marieluise Beck. To, co Fischer zrobił w dziedzinie militaryzacji partyjnego programu, oni robią w kierunku umocowania w nim i zagwarantowania „zestawu wartości” transatlantyckich. Dwójka byłych polityków ugrupowania założyła w 2017 roku think-tank pod nazwą Centrum Liberalnej Nowoczesności (Zentrum Liberale Moderne). Instytut ten działa konsekwentnie na rzecz narzucania i propagowania zagadnień postmodernistycznych takich, jak prawa LGBT, otwarcie granic przed imigrantami, indywidualizm i wolny rynek. Dostarcza Zielonym, ale też innym ugrupowaniom, wskazówek, jak należy „rozumieć” współczesny świat. Ukraińska wojna domowa, która zaczęła się w 2014 roku, to dla nich nie konflikt władz ukraińskich z ludnością rosyjskojęzyczną Donbasu, lecz „kluczowa arena zmagań demokracji z autorytaryzmem”. Żeby było jasne: „demokracja” to dla Beck i Fücksa Ukraina, która doznała w lutym 2014 roku implozji w wyniku dalekiego od zasad demokratycznych, antykonstytucyjnego przewrotu, a następnie ściągnęła europejskich ekstremistów i kryminalistów (tzw. ochotników), by strzelali do obywateli ukraińskich z Doniecka i Ługańska. Nie trzeba dodawać, że Centrum Liberalnej Nowoczesności nie ogranicza swej działalności na rzecz postmodernistycznej wizji do granic Niemiec. W świecie bez granic nie tylko każdy może przyjechać do Europy i Niemiec, ale także „niemiecka liberalna demokracja” może być propagowana wszędzie, również w Polsce.
Jeśli Annalena Baerbock zostanie kanclerzem lub wicekanclerzem Niemiec, jednego możemy być pewni: numery Fischera, Beck i Fücksa będą najczęściej wybierane z jej telefonu. Szefowa Zielonych będzie też regularnie gościem honorowym letniej gali Springera.
Manuel Ochsenreiter
Berlin
Myśl Polska, nr 21-22 (23-30.05.2021)