HistoriaKresyPolski szpital na Wołyniu

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Dwaj młodzi lekarze – oficerowie Wojska Polskiego, Zbigniew i Krzysztof Kopocińscy znani są w środowiskach kresowych w całym kraju. Są nie tylko znani, ale także cenieni i co się ostatnio w relacjach międzyludzkich rzadko zdarza – bardzo lubiani.

Nie wymienię wszystkich powodów tego stanu rzeczy, ale sądzę, że autentyczny szacunek jakim Kresowianie obdarzają tych utalentowanych i w ślad za tym utytułowanych stopniami naukowymi (dr nauk medycznych) i wojskowymi lekarzy – oficerów wynika nie tylko z ich osiągnięć, jako praktykujących medyków, ale także z kilku innych powodów, o których wspomnę w telegraficznym skrócie.

Otóż Zbigniew i Krzysztof Kopocińscy stają odważnie w debacie publicznej i w każdej innej formule walki o prawdę historyczną o polskich Kresach Wschodnich. Bowiem Kresy to ich życiowa pasja, a ta każdemu życiu dodaje barwy, czyniąc je piękniejszym. Tak więc pasją przywoływanych w tym materiale oficerów-lekarzy jest m. in. upamiętnianie osób i wydarzeń związanych z Kresami Wschodnimi zasługującymi na uwiecznienie w postaci stosownych tablic, obelisków czy innych form utrwalania pamięci. To z ich inicjatywy w jednej ze świątyń miasta Żary, zainstalowano tablicę upamiętniającą profesora Bolesława Jałowego, dziekana Wydziału Lekarskiego Instytutu Medycznego we Lwowie.

Ten wyjątkowo utalentowany, mający zaledwie 37 lat uczony został przez Ukraińców zastrzelony we Lwowie, w biały dzień 1 października 1943 na ulicy Teatyńskiej.  Niedawno bracia Kopocińscy przesłali do pana Prezydenta RP Andrzeja Dudy „Wniosek o utworzenie w stolicy Muzeum Wołyńskiego wszystkich Ofiar ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów”. Obydwaj bracia, młodzi, patriotycznie usposobieni oficerowie Zbigniew i Krzysztof Kopocińscy uczestniczą we wszystkich ważniejszych przedsięwzięciach kresowych (coroczne Światowe Kongresy Kresowian na Jasnej Górze w Częstochowie, Ogólnopolskie Obchody Dnia Pamięci Ofiar banderowskiego Ludobójstwa, lokalne uroczystości kresowe itd.). To tylko kilka  z przykładów ich publicznej aktywności.

Do tej pory znałem braci – oficerów jako aktywnych promotorów problematyki kresowej i uczestników wielu spotkań, manifestacji, konferencji. Ale ostatnio Zbigniew i Krzysztof Kopocińscy pokazali swój „pazur” wnikliwych badaczy i utalentowanych historyków. Pięknym przejawem tej niedawno odkrytej dla mnie strony osobowości i żywego intelektu młodych oficerów – lekarzy jest pięknie wydana książka o pozbawionym wszelkich ozdobników literackich tytule: „Szpital Wojskowy w Równem w latach 1919-1939”.

Uzasadniając swoje ukierunkowanie badawcze na Szpital Wojskowy w Równem, autorzy zgodnie ze znanym przysłowiem, iż „Ciągnie wilka do lasu”, wyjaśniają, że „nie bez znaczenia dla powstania pracy był również fakt, że szpital ten znajdował się na terenie Kresów Wschodnich II RP, skąd ekspatriowano naszą rodzinę…”

Zwróciłem uwagę na zapewne obecne w genach autorów poczucie sprawiedliwości, gdy uświadamiają czytelnikom takie mało albo wcale nieznane zjawisko macoszego traktowania wojskowej służby zdrowia na tle innych rodzajów wojsk. W tym kontekście przytaczają celną argumentację i dowód jaką jest lista jednostek W.P. uhonorowanych najwyższym odznaczeniem bojowym, czyli Krzyżem Orderu Wojskowego Virtuti Militari, na której to liście są przedstawiciele wszystkich rodzajów wojsk, ale nie ma tam ani jednego szpitala wojskowego. „Sokole” oczy młodych oficerów, badaczy ciekawej problematyki także taki fakt wytropiło i chwała im za to.

Z wielką przyjemnością odnotowuję, że książkę tę wydała Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Głogowie. W tym nadodrzańskim grodzie, którego prezydentem jest „wychowanek” ruchu regionalistycznego Rafael Rokaszewicz, bardzo aktywne jest liczne grono Kresowian zrzeszonych w „Głogowskiej Edukacji Kresowej” kierowanej przez dr Jana Walczaka i Jerzego Akielaszka. Życzliwy klimat dla spraw kresowych w tym mieście to zasługa wspomnianego prezydenta, który przez wiele lat „prezesował” Towarzystwu Ziemi Głogowskiej, a także wicestarosty powiatu głogowskiego Jeremiego Hołowni (także mającego kresowe korzenie) oraz wielu autentycznych społeczników: Zbigniewa Mazurka obecnego prezesa TZG, pani mgr Izabeli Owczarek dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Galla Anonima  w Głogowie i pani mgr Urszuli Zięby dyrektor Biblioteki Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w tym mieście.

Cieszę się więc, że w metryczce tej bardzo ciekawej i pożytecznej z wielu powodów książki, jest nazwa historycznego Głogowa, w którym problematyka kresowa dzięki staraniom samorządowców różnych szczebli oraz animatorów kultury i ofiarnych społeczników spod różnych szyldów organizacyjnych jest obecna w życiu publicznym (Beata Józków pedagog, spokrewniona ze znanym arcybiskupem Tadeuszem Kondrusiewiczem, Dariusz Czaja, Zdzisław Lewandowski, Piotr Anastaziuk – autor książki „Czar Gańczar”). Co równie ważne kresowość jest obecna w sercach wielu głogowian i mieszkańców okolicznych gmin i wiosek.

Niepodważalnym walorem omawianej książki jest jej oparcie na solidnej i różnorodnej bazie źródłowej. Autorzy z wielką kompetencją i wnikliwością wykorzystali głównie materiały z Państwowego Archiwum Obwodu Rówieńskiego w Równem, a także zasoby zgromadzone w Instytucie Historycznym i Muzeum im. gen. broni Władysława Sikorskiego w Londynie. Pożyteczne w procesie powstawania pracy były też dokumenty zgromadzone w Archiwum 5. Wojskowego Szpitala Klinicznego z Polikliniką im. gen. bryg. prof. dr hab. med. Mariana Garlickiego, Archiwum Ośrodka Dokumentacji Historycznej Śląskiej Izby Lekarskiej oraz Archiwum Szpitala sp. z o.o we Wrześni. Pozwoliłem sobie na przytoczenie nazw bazy źródłowej, jaką musieli „przetrawić” autorzy książki by jeszcze raz podkreślić, na jak solidnej kanwie dokumentacyjnej oparta jest ta unikalna praca. Nie obawiam się użyć tego określenia, gdyż w dalszym ciągu mojego omówienia historii rówieńskiego szpitala spróbuję znaleźć akcenty i aspekty świadczące o jej wyjątkowości.

Ot, chociażby taki szczegół jak to, że praca poświęcona szpitalowi i służbie zdrowia, zawiera przed medycznym segmentem książki wspaniały, kompetentnie napisany rys historyczny Wołynia i Równego, którego nie powstydziłby się profesor zajmujący się zawodowo Kresami Wschodnimi. Z uznaniem odnieść się należy do tego, iż autorzy omawiając dzieje Wołynia, nie unikają okazji by wspomnieć o bolesnych dla Polaków kwestiach we współczesnych relacjach polsko-ukraińskich (brak ukraińskiej zgody na ekshumację i godny pochówek Ofiar ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA, szerzący się na Ukrainie kult zbrodniarzy), a już jak przysłowiowy „zgrzyt żelaza po szkle” , jak antyteza przesłania, które motywowało w pracy polskich lekarzy wojskowych ze szpitala w Równem, jak rozdrapana do krwi rana ozdrowieńca, jak symbol hańby ukraińskich nacjonalistów odbiera czytelnik fotografię autorstwa K. Kopocińskiego przedstawiającą pomnik Dmytro Klaczkiwskiego ps. Kłym Sawur, ponoć nawet przez swoich nazywanego „ rzeźnikiem Wołynia”. Dla nas Polaków zawsze będzie symbolem okrucieństwa i arcykatem. Budująca jest konstatacja w końcowej sekwencji rozdziału historycznego, iż „wojskowa służba zdrowia przez cały okres II Rzeczypospolitej skutecznie podnosiła poziom zdrowotności, na terenie polskich Kresów Wschodnich”, chociaż jak uczciwie przyznają autorzy książki, nie zdołano zrównać warunków na Wschodzie z tymi jakie były w zachodniej i centralnej Polsce.

Początek polskiej wojskowej służby zdrowia na Wołyniu autorzy pracy słusznie wiążą z działaniami zbrojnymi Wojska Polskiego w 1919 r., a więc Frontu Wołyńskiego i jego czołowych dowódców: gen. Józefa Hallera (1873-1960) i gen. Antoniego Listowskiego (1865-1927). Szpital Wojskowy w Równem organizowany przez polskich lekarzy wojskowych wykorzystywał pozostawioną przez Rosjan bazę materiałowo-lokalową, wyposażenie i personel trzech – carskich szpitali profesjonalnie zorganizowanych jeszcze w latach I wojny światowej. W jednym z tych trzech szpitali w roku 1915 pracowała jako pielęgniarka siostra cara Mikołaja II wielka księżna Olga Aleksandrowna. Szpital ten był też wizytowany przez samego cara Mikołaja II. Mienie trzech szpitali Rosyjskiego Czerwonego Krzyża wraz z personelem przejął szpital polski polowy nr 404, który był protoplastą Szpitala Wojskowego w Równem.

Na dowódcę tego szpitala powołano mjr. dr Michała Montryma-Żakowicza, który przejął tą instytucję w styczniu 1920 r. Od tego momentu w Równem funkcjonował duży stacjonarny szpital wojskowy na 1150 łóżek (w tym 900 dla chorych zakaźnie) i niewielki szpital polowy nr 404 na 150 łóżek. Jak ocenili autorzy omawianej książki „szpital 404 dowodzony przez kpt. K. Kempińskiego swoją ofiarną działalnością w drugiej połowie 1919 r. położył niezbędny fundament dla powstania i rozwoju stacjonarnego Szpitala Wojskowego w Równem”. Był to jednocześnie pierwszy polski wojskowy zakład leczniczy, który powstał w Równem po odzyskaniu Niepodległości. Warto odnotować – co też podkreślają autorzy Kopocińscy – że o dobrej pracy placówki decydowały wysoko kwalifikowane kadry rodem z rosyjskich uczelni medycznych w Dorpacie, w Charkowie, w Petersburgu i Kijowie.

Lekarze w tym wypadku kapitanowie, niegdyś służący armii rosyjskiej, w nowej sytuacji pracowali w polskim szpitalu wojskowym. Nikt ich nie „lustrował”, nie dyskryminował, wręcz przeciwnie wielu np. dawnych podoficerów awansowało, a niemal wszyscy mieli szanse na podniesienie swoich kwalifikacji zawodowych. W książce przywołanych jest mnóstwo nazwisk pracowników szpitali różnych poziomów i specjalności, a także pielęgniarek i personelu pomocniczego. Na przełomie 1919 i 1920 roku głównymi schorzeniami pacjentów szpitala wojskowego były choroby weneryczne oraz choroby zakaźne (dur plamisty, dur brzuszny, czerwonka, grypa).

W obliczu tych danych zrozumiałym jest, że dużym problemem zdrowotnym żołnierzy WP były choroby weneryczne co zmuszało do hospitalizacji i wycofywania z oddziałów liniowych zarażonych osób, obniżając w ten sposób zdolność bojową jednostek. Oprócz leczenia chorych żołnierzy i prostytutek, które ich zarażały władze postawiły na profilaktykę i w tym celu utworzono Wojskowy Dom Publiczny (WDP) w Równem jako placówkę, w której oficerowie i żołnierze WP byliby dobrze zabezpieczeni przed możliwością zakażenia chorobą weneryczną, jako że personel „tej instytucji” był skrupulatnie badany i leczony. Autorzy omawianej książki są tak precyzyjni, że podają wiele szczegółów regulujących funkcjonowanie WDP jak chociażby to, że zakład był czynny w dni powszednie od 16 do 23, w niedzielę od 12 do 24 oraz to, że jego szefową była 23-letnia Luba Brunnen, która zatrudniała 16 do 30 kobiet w wieku 18-26 lat, w większości Żydówek i Rusinek. Autorzy książki utworzenie WDP w Równem oceniają jako moralnie dwuznaczne, a nawet niestosowne i deprawujące. Takie były blaski i cienie życia społecznego w pierwszych latach odzyskanej Niepodległości.

Szpital Wojskowy w Równem – nazywany też Wojskowym Zakładem Leczniczym stacjonował w kompleksie koszarowym odziedziczonym po armii rosyjskiej, analogicznie jak część personelu medycznego, a symbolem tej kadrowej ciągłości jest dr Piotr Korakowski, pułkownik w armii carskiej, a później długoletni lekarz w polskiej lecznicy.

W książce braci Kopocińskich jest dokładny plan rozmieszczenia poszczególnych oddziałów szpitala i lokalizacja innych segmentów (izba przyjęć, łaźnia, pralnia itp.). Wnikliwi autorzy omawianej pracy analizując aktualne rozmieszczenie komórek organizacyjnych współczesnego ukraińskiego szpitala (także wojskowy nr 1129) konstatują sądzę, że nie bez satysfakcji, wszak są spadkobiercami wojskowych lekarzy II Rzeczypospolitej – „iż koncepcja wypracowana przez polskich lekarzy w dwudziestoleciu międzywojennym była racjonalna i sprawdziła się w praktyce. Kolejni – czyli teraz już ukraińscy użytkownicy obiektów szpitalnych do chwili obecnej jedynie powielają ten dobry wzór”.

Bracia Zbigniew i Krzysztof Kopocińscy nie popadają w megalomanię narodową w stylu, iż „wszystko co było naszym dziełem jest najlepsze”. Piszą wprost, że lepiej niż w „polskich czasach” prezentuje się np. stan dróg wewnętrznych szpitala, zauważając pogorszenie się stanu parku przyszpitalnego. W tym kontekście pragnę podkreślić szczególną wrażliwość i smak estetyczny braci – oficerów Kopocińskich. Wyrażają oni pogląd o ważnej roli parków i ogrodów przyszpitalnych oraz szaty zewnętrznej obiektów dla kondycji psychofizycznej oraz stanu zdrowotnego pacjentów.

O naukowej, ale także o zwykłej ludzkiej rzetelności autorów omawianej książki, świadczy także obiektywna ocena dorobku poprzedników, którzy jak wiadomo obecnie w Polsce rzadko spotykają się z życzliwym komentarzem. Bracia Kopocińscy wykazali się cywilną odwagą, porównywalną do tej, jaką zaimponowała nam Justyna Kowalczyk wyrażając przed kliku laty, mimo panującej w Polsce mody na rusofobię pozytywną opinię o Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Soczi. Otóż Polscy oficerowie-lekarze badając szczegółowo i wnikliwie dzieje Wojskowego Szpitala w Równem napisali tak: „budzi podziw jakość pracy rosyjskich architektów, inżynierów i budowniczych, którzy przeszło sto lat temu wybudowali obiekty, które przetrwały liczne wojny oraz zawieruchy dziejowe i nadal służą leczeniu ludzi.”

Zbigniew i Krzysztof Kopocińscy jako ludzie zafascynowani naszą ojczystą historią i Kresami Wschodnimi nie mogli nie zauważyć, że na ścianie jednego z budynków mieszkalnych są umieszczone dwie tablice: jedna ku czci gen. chor. Wasyla Tiutiunnyka z Armii Ukraińskiej Republiki Ludowej, druga zaś poświęcona jest lekarzom i pielęgniarkom 2349. Szpitala Wojennego Armii Czerwonej. I w pierwszym, szlachetnym porywie umysłu i serca autorów tej solidnej pracy naukowej, zrodziła się w pełni zasadna myśl, że na tej ścianie brakuje tablicy upamiętniającej polskich oficerów – lekarzy, podoficerów, sióstr PCK i całej załogi Szpitala Garnizonowego w Równem, który przez dwadzieścia lat ratował zdrowie i życie mieszkańców tego miasta. Jest to nader słuszny postulat braci Kopocińskich, którzy w chwalebnym dziele upamiętniania niezwykłych i heroicznych losów Polaków, mają niezaprzeczalnie pokaźny dorobek. Pod tym postulatem podpisuję się obydwoma rękoma zważywszy na fakt, że omawiana tu w dużym uproszczeniu i skrócie, książka napisana została z niezwykłą starannością o prawdę historyczną i z rzetelnością jaka cechuje ludzi o nieposzlakowanej uczciwości intelektualnej.

Wracając do historii rówieńskiego szpitala należy stwierdzić, że książka przedstawiająca jego działalność zawiera opisy podstawowych funkcji, jak diagnostyka i leczenie pacjentów, ale także działalność szkoleniowo – naukowa i oświatowo – wychowawcza, a nawet opieka duszpasterską. Analiza każdego z poszczególnych wątków tematycznych to zajmująca lektura nie tylko dla lekarzy i ludzi związanych z opieką medyczną. Szczegółowe opisy funkcjonowania poszczególnych segmentów szpitala i personelu tam zaangażowanego oraz obrazy codziennego życia tej instytucji są kolejnym przykładem ważnej roli, jaką spełniały polskie instytucje na Kresach Wschodnich w całokształcie żywotnych spraw całej społeczności tamtych ziem. Edytorsko książka oficerów – lekarzy braci Kopocińskich kwalifikuje się na najwyższą półkę bibliofila. Bogaty serwis zdjęciowy jest także dziełem autorów-lekarzy.

Całościowo rzecz ujmując książka jest pochodną bardzo dobrego przygotowania merytorycznego autorów, ich erudycji, osobistych doświadczeń zawodowych i wnikliwej kwerendy. W warstwie emocjonalnej i historycznej dodam, że książka „Szpital Wojskowy w Równem w latach 1919-1939” jest kolejnym dowodem na trafność obiegowej opinii, iż „Kresowian zawsze stać na czyny niepospolite”. Od siebie dodam, że omawiana książka upoważnia do rozwinięcia tej tezy w wersji następującej: „na czyny niepospolite” stać także szlachetnych potomków Kresowian. I to jest kolejny optymistyczny akcent wynikający z lektury o chlubnym rozdziale polskiej obecności na Wołyniu.

Tadeusz Samborski

Myśl Polska, nr 15-16 (11-18.04.2021)

Redakcja